Krakowski konwent mangi i anime/popkultury japońskiej Ryucon Open Air odbył się w weekend 11-12 września. Była to pierwsza edycja po rocznej przerwie spowodowanej pandemią i jednocześnie pierwsza organizowana praktycznie w całości pod gołym niebem, w formie, którą określałem wielokrotnie jako „mangowy festyn”. Ba! Poprawcie mnie, jeżeli coś przeoczyłem, ale był to chyba pierwszy taki konwent mangowy w naszym kraju. Czy więc taka forma ma szansę w porównaniu ze standardowymi, szkolnymi imprezami? A może właśnie powinna wyprzeć te odbywające się w zamkniętych przestrzeniach? No i najważniejsze, czy da się zorganizować sprawnie działający konwent w miesiąc? Sprawdziliśmy to!

Tereny konwentu oraz jego start

Miejscem wybranym na organizację Ryuconu były tereny basenu przy zalewie nowohuckim, toteż, jako nowohucianin od urodzenia, nie miałem żadnego problemu, żeby się tam dostać, a nawet dojść od strony, której na mapce nie było. Sugerowana trasa biegła od strony stadionu, my zaś przeszliśmy od zalewu – ot, taka ciekawostka.

Akredytacja

kolejka do akredytacji na Ryucon Open AirOkoło godziny 10:00 kolejka była raczej niewielka. W późniejszych godzinach pozostawała mniej więcej taka sama, co wskazywało na równomierny dopływ kolejnych uczestników. Dopiero po południu już raczej nie mogliśmy uświadczyć ludzi przed wejściem. Podzielono nas na trzy osobne grupy – tych z przedpłatami, płacących na miejscu oraz VIP-ów. Niestety informacji o podziale nie było przy wejściu, przez co większość i tak stała w jednym ogonku i dopiero później uczestnicy byli rozdzielani na odpowiednie stanowiska. W pakiecie akredytacyjnym dostawaliśmy niebrandowaną smyczkę w dwukolorowe paski z tekturowym identyfikatorem oraz standardową, festiwalową opaskę na rękę w kolorze zależnym od rodzaju akredytacji. Ochrona sprawdzała je każdorazowo przy wejściu. Akredytacja była jedynym stałym budynkiem na terenie konwentu.

Rozkład wydarzenia – wystawcy, scena, strefa gastro i atrakcje

Po przejściu przez korytarz trafialiśmy na ogrodzony, spory teren. Zaraz naprzeciwko ulokowano stoisko z koszulkami, kubkami i książkami z zeszłych edycji Ryuconu i Xmasconu. Całość zysków miała być przeznaczona na leczenie i rehabilitację Izabeli Michty. Od siebie dorzuciliśmy trochę książek, które będziecie mogli też wylicytować na aukcjach. Więcej znajdziecie na fanpage’u Izabelka Michta -Siła kruchego Życia.

namioty wystawców na konwencie mangi i anime Ryucon Open AirDalej po prawej ulokowano gry muzyczne (DDR i RockBand albo jego wariację), jednak tym z początku brakowało prądu. Jeżeli się cofnęliśmy i ruszyliśmy za stoisko wspomniane w poprzednim akapicie, trafialiśmy na namiot prelekcyjny, a dalej na strefę Najemnego Oddziału Piechoty Japońskiej, gdzie organizowano pokazy i warsztaty. Była tu walka na drewniane miecze, przecinanie mat katanami, strzelanie z japońskiego łuku, a nawet farbowanie odzieży/materiałów. Dalej ulokowano namiotową aleję wystawców, gdzie mogliśmy kupić gadżety nawiązujące do mangi, anime i gier (w tym mystery boxy, o których jeszcze wspomnę), wszelkiej maści energetyki na stoisku Tsuru, mangi od Waneko, japońskie słodycze, przekąski i nie tylko w Game Over oraz sporo rękodzieła i gadżetów artystycznych od wystawców niezrzeszonych. Wydawać by się mogło, że nie jest tego wiele, szczególnie w porównaniu do wydarzeń sprzed pandemii czy choćby Animatsuri. Jednak gdyby spojrzeć na to szerzej, to niczego nie brakowało i stoiska były naprawdę mocno oblegane.

prelekcja na konwencie Ryucon 2021Znów musimy się cofnąć do punktu początkowego i spojrzeć w lewo. Tam znajdowała się strefa gastro z grillem, napojami i podstawowym jedzeniem, o którym wiele nie powiem, gdyż się tam nie stołowałem. Za to liczba stolików była zadowalająca. Brakowało jedynie parasoli, ponad połowa miejsc nie była osłonięta przed słońcem, które nie miało litości. Część strefy została ogrodzona i tam można było raczyć się napojami gazowanymi z procentami na etykiecie, co jest również ewenementem, jeżeli chodzi o imprezy mangowe. Za strefą mogliśmy znaleźć jeszcze dwa namioty. W jednym z nich odbywały się prelekcje, w drugim mieściła się konsolówka. Uczestniczyłem w trzech niepełnych prelekcjach i mogę przyznać, że przedstawiały one merytorycznie niezły poziom, jednak wybrałem raczej te „naukowe”, ominąłem atrakcje związane stricte z mangą i anime.

kobito rakugo na konwencie Ryucon Open AirOstatnim przystankiem w tej okolicy była scena, na której odbywały się główne atrakcje konwentu. Tych było raczej niewiele. Dokładniej mówiąc: pokaz walki od wspomnianego wyżej Oddziału Piechoty Japońskiej, Belgijka (choć ta tańczona była na placu przed sceną), konkurs „Jaka to melodia?”, występ Kobito Rakugo, konkurs cosplay (i bonusowy występ taneczny), finały turniejów konsolowych oraz muzyczne disco. Pod sceną dla posiadaczy pakietu VIP przygotowano wygodne krzesła, reszta rozsiadała się na trawie. Obowiązywało to jednak tylko podczas konkursu cosplay. W trakcie innych atrakcji krzesła były dostępne dla wszystkich (i chyba nie zdarzyło się, żeby ich brakło?).

Nie mogę także nie wspomnieć o boiskach do siatkówki plażowej, z których można było skorzystać. Niestety sam basen był nieczynny.

Atrakcje – wszędzie coś się dzieje?

strzelanie z luku przez III Najemny Oddział Piechoty JapońskiejTutaj muszę przypomnieć, że wydarzenie miało formę festynu, więc w sumie gdzie nie skierowaliśmy kroków, tam coś się działo. III Najemny Oddział Piechoty Japońskiej przez większość dnia organizował jakieś warsztaty i pokazy, nie brakowało rozrywki elektronicznej na konsolówce czy grach muzycznych. Odbywały się też prelekcje i konkursy (co ciekawsze, we wszystkich namiotach były laptopy, monitory, a w części bodaj nawet rzutniki z ekranami). Dodatkowo Wiktor „Otto” Kuliński dbał o animowanie różnych aktywności za pomocą mikrofonu i nagłośnienia scenicznego (które obejmowało zasięgiem cały teren). Przykładowo „wykorzystał” fakt, że jeden z uczestników zakupił kilkanaście mystery boxów i razem z właścicielem zorganizowali publiczny unboxing, ściągając tym niemałe zainteresowanie i tłum widzów.

Konkurs cosplay!

wystep tanecznyZwieńczeniem każdego konwentu jest dla mnie konkurs cosplay. Przeważnie jest to atrakcja ciesząca się największym zainteresowaniem i frekwencją. Tak też było i tym razem. Jeszcze przed rozpoczęciem znana cosplayerka i organizatorka konkursu Aleksandra „Shappi” Tora rozdała widzom kartki z cosplayowym bingo, na którym opisano różne sytuacje bądź wyrażenia, które mogliśmy zakreślić. Kto zakreślił pełną kolumnę, ten mógł wygrać Pocky. Co ciekawe, wśród haseł zabrakło „Gdzie jest krzesło” (które osobiście odbieram jako metażart ;-)). Następnie zaczął się nieoczekiwany (nie było go w planie atrakcji) pokaz taneczny grupy dziewczyn z Wakey Dance Crew. Obejrzeć go możecie, wraz z cosplayem, na naszym streamie, który prowadziliśmy na Facebooku. Po widowisku, prowadzący konferansjer (ponownie Wiktor „Otto” Kuliński) zapowiedział pierwszy i kolejne występy samego konkursu cosplay. Poziom prowadzenia oceniam jako bardzo wysoki. Muszę pochwalić potężny progres, jaki Otto zaliczył przez ostatnie lata. Żarty nie były żenujące, jak to często bywa w przypadku wielu tego typu atrakcji, a dzięki niemu czas między występami się nie dłużył. Sam konkurs jako całość oglądało się bardzo przyjemnie. I nie jest to raczej tylko moje zdanie, ponieważ po żywiołowych reakcjach publiczności mogłem ocenić, że także innym atrakcja się podobała Scenki oraz same stroje stały na bardzo wysokim poziomie, choć może nie najwyższym. Było też trochę śpiewania oraz występ bez podkładu, mówiony na żywo, przygotowany przez Meizo Cosplay, która pod względem modulacji głosu i dykcji zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Przez ponad połowę pokazu byłem przekonany, że to podkład…

Niestety w tym momencie musiałem opuścić teren konwentu, więc nie wiem jak przebiegały finały konsolowe i późniejsza impreza. Pojawiłem się jeszcze w niedzielę, event nadal tętnił życiem i atrakcjami, choć zarówno to pierwsze, jak i drugie w znacznie mniejszej intensywności niż dnia poprzedniego.

Podsumujmy i dorzućmy trochę uwag własnych

Festyn mangowy jest świetną formą dla rodzin z dziećmi oraz tych, którzy dopiero wchodzą w ten fandom. Wtedy całość nie jest aż tak intensywna i możemy poznawać ten świat w tempie dogodnym dla siebie, zamiast dostawać jego pełną dawką prosto w twarz. Otwartość atrakcji, pokazów i warsztatów sprawia, że bariera w dołączeniu do dowolnej aktywności jest łatwiejsza do przebycia. Można też po prostu obserwować, jak to wygląda z zewnątrz. Kontenery z toaletami i prysznicami były w porządku. Mimo obecności łazienek na terenie obiektu był to miły gest ze strony organizacji. Zapytacie pewnie „Ale jak to, nie lepsze byłyby lokalne toalety?”. Odpowiem tak: Nie chcielibyście mieć do czynienia z tymi lokalnymi ;-). Ogródek piwny też świetnie zdał egzamin i na pewno był miłą odmianą dla starszych uczestników. Zresztą ciężko było tam znaleźć wolne miejsce, co tylko potwierdza jego użyteczność.

Kot o imieniu krowaNie brakowało kilku mniejszych wpadek (choćby brak prądu z rana w sobotę oraz niedzielę), ale patrząc na całość imprezy, nie doświadczyłem poważnych „fakapów”. Sami uczestnicy, wystawcy, media, organizatorzy czy helperzy, z którymi rozmawiałem, byli raczej zadowoleni. O dziwo nikt nie próbował dostać się do ogrodzonego basenu, a obecność alkoholu na imprezie nie sprawiła, że trzeba było wywozić ludzi taczkami.

Niestety brakowało w tym wszystkim większej liczby atrakcji. Część terenu spokojnie można by wykorzystać na dodatkowe aktywności, niewielu mieliśmy gości, namiotów prelekcyjnych także mogło być więcej. Tak samo strefa wydzielona na ogródek piwny była po prostu za mała.

Lokalizacja okazała się za to fantastyczna. Odnowione niedawno tereny zalewu oferują sporo ładnych miejsc na spacery czy zdjęcia, a przyległa strefa z foodtruckami idealnie uzupełniała gastronomiczny aspekt wydarzenia bez zaangażowania ze strony organizacji.
Czy było warto? Tak! Czy jest tu coś do poprawy? Zdecydowanie. Czy mi się podobało? Jeszcze jak!