czas

Miroslav Żamboch - „Czas żyć, czas zabijać”

fabryka slowWydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 616
Cena okładkowa: 44,90 zł

Z Miroslavem Żambochem jest tak, że albo się jego twórczość uwielbia, albo nie cierpi, choć uczucia te lubią przechodzić z zimnych w gorące z każdą przeczytaną powieścią tego autora. W istocie, po świetnym „Na ostrzu noża” czy „Wilku samotniku”, a także zupełnie miernych „Ostatni bierze wszystko” czy „Bez litości” kompletnie już nie wiedziałem, czego mam się spodziewać po kolejnej powieści osadzonej w autorskim uniwersum pisarza z Czech. Wiedząc, że „Czas żyć, czas zabijać” będzie w całości skupiona wokół osoby ponurego rębajły Baklego zamiast Koniasza, dotychczasowego protagonisty serii, oczekiwania miałem dosyć niskie. I, jak to z oczekiwaniami bywa, zawiodłem się – drugi już zbiór opowiadań poświęcony Baklemu okazał się bowiem świetną, wciągającą lekturą na dwa przyjemnie spędzone wieczory.

Kim jest Bakly? Synem bogatego rodu, którego przeciwnicy doprowadzili do oskarżenia całej rodziny o czary. Niewielu udało się uniknąć stosu – ci, którym się powiodło, żyją tylko dzięki łasce pewnego wpływowego człowieka. Ów człek ma dobrze schowany akt oskarżenia i gwarantuje, że pozostanie on ukryty przed oczyma cesarskich urzędników... O ile na jego konto w banku wpływać będą regularnie bajońskie sumy. Żywot spędzony na odpłatnym użyczaniu swojego zbrojnego ramienia sprawił, że Bakly nie ma w sobie absolutnie niczego z wymuskanego szlachetki – to twardy, umięśniony olbrzym o złamanym wielokrotnie nosie i ciele pooranym bliznami, lubiący proste rozrywki oraz przypuszczalnie jeden z najniebezpieczniejszych ludzi na ziemi. Wkrótce przyjdzie mu spłacić ostatnią ratę okupu – czy po tym, co musiał przeżyć dla bezpieczeństwa swoich bliskich, zostanie mu jeszcze jakaś wola życia? Co jeszcze czeka na udręczonego kolosa, idącego przez życie po krwawym szlaku usłanym rozrąbanymi, połamanymi szczątkami wrogów?

„Czas żyć, czas zabijać” to zbiór, na który składają się cztery opowiadania różnej długości i jedna minipowieść. Razem z Baklym przyjdzie nam wziąć udział w wojnach gangów o kontrolę nad handlem opium („Do szpiku kości”), w ryzykownej wyprawie w samo serce pustyni, aby ukryć tam artefakt o niewyobrażalnej mocy („Pogoń za Czerwoną Gwiazdą”), zagłębić się w trzewia ziemi w desperackim pościgu korytarzami kopalni („W ciemności”), zaznać trudów życia alfonsa („Alfons”) a nawet zgłębić sekret, za sprawą którego mimo wielu odniesionych ran Bakly nadal żyje („Zabójca czarodziejów”). Rozpiętość tematyczna jest dość imponująca, ukazując świat Żambocha z wielu nieoczekiwanych stron, podobnie jak miało to miejsce w zbiorze „Krawędź żelaza”. Pamiętam swoje wrażenia z tamtej pozycji, szczególnie to, że rozmaite elementy z początku wydawały się do siebie nie pasować – i przypuszczam, że jeśli wasza pierwsza styczność z tą serią przypadnie właśnie na „Czas żyć, czas zabijać”, możecie być nią zdziwieni. Zapewniam jednak, że do rozmaitych dziwności da się przyzwyczaić, a nawet je polubić.

Bakly jako bohater wcześniej wywarł na mnie niezbyt pozytywne wrażenie. Pozostając pod wrażeniem Koniasza, „wrażliwego zabijaki”, trudno było mi spojrzeć łaskawym okiem na Baklego, osobę dużo mniej skomplikowaną niż wspomniany protagonista. O ile w „Bez litości” sprawiał wrażenie po prostu pozbawionego finezji prostaka, w którym nie ma niczego wartego opowiadania historii, o tyle teksty zawarte w „Czas żyć, czas zabijać” dodają mu nieco głębi i charakteru. Z początku zarysowany jako egoista i ktoś nieznośnie wręcz pragmatyczny, z czasem zaczyna okazywać pewne ludzkie odruchy – i chociaż wciąż pozostaje bezwzględnym mordercą, dla którego pozbawić bliźniego życia to jak splunąć, jawi się przy tym jako ktoś zaskakująco wielowymiarowy jak na trepa do wynajęcia. Po zakończeniu przyłapywałem się jeszcze na tym, że chętnie poznawałbym dalsze losy najemnika.

Reszta to atuty standardowe dla Żambochowej fikcji – dowcipnie prowadzona, płynna narracja, świetne opisy walk i gęsty, niepowtarzalny klimat świata obcego, ale dziwnie znajomego, prostego, ale pełnego niedopowiedzeń. Może odrobinę za często powtarzają się sytuacje, w których krytycznie ranny Bakly odnajduje w sobie nowe pokłady sił i mimo wszystko przeżywa, przezwyciężając zagrożenie, tak, że po pewnym czasie czytelnikowi z trudem przychodzi wiara w te cudowne przypadki – da się jednak przymknąć na to oko, jako że po pewnym czasie znajduje swoje fabularne uzasadnienie.

Czytając „Czas żyć, czas zabijać” bawiłem się świetnie, choć mamy przecież do czynienia z prostą literaturą rozrywkową. W rzeczy samej, w dobie coraz bardziej wymyślnych pomysłów na fabułę i konstrukcję świata jest czymś odświeżającym – poczytać o przygodach prostego rębajły, walącego się po ryjach z całą masą innych niesympatycznych gości, spędzającego wolny czas przy butelce gorzałki albo w kuźni. Kto zatęsknił za czymś takim, z pewnością będzie miał z przygód Baklego całą masę frajdy.

Tagged Under