Nick: Ruki oraz Glon 
Fanpage: GlonCosplayRuki no Cosplay
Miasto: Lublin/Poznań
Wywiad

Dzisiaj, po długim czasie, wracamy do wywiadów, a zaczynamy z impetem, bo mamy duecik: Ruki oraz Glon. Cześć dziewczyny!

Glon: Hejo!
Ruki: Dzień dobry!

D: Powiedzcie mi: znałyście się, zanim zaczęłyście robić cosplaye? Od jak dawna jesteście cosplayową parą?

G: Nie jestem dobra w datach, więc zostawiam to pytanie dla Ruksa. *śmiech* Ale znamy się naprawdę długo.
R: Nasza znajomość trwa już siedem lat. To dosyć długo, więc cieszę się, że nadal możemy w tym trwać. Przygoda z cosplayem zaczęła się około czterech lat temu. Miałyśmy wspólne zainteresowania i jakoś jedna zaraziła się od drugiej. Potem robienie cosplayu weszło nam w krew i chciało się tylko więcej i więcej.

D: Bardziej jako nawyk czy uzależnienie?

R: Nie do końca jestem pewna, czy można to uznać za pewnego rodzaju nawyk, lecz robienie cosplayu jest dla mnie zajęciem bardzo odprężającym. Nie potrafię sobie wyobrazić mojej rzeczywistości bez szycia.
G: W sumie to ani jedno, ani drugie. Nigdy nie starałyśmy się robić strojów „na potęgę”, tylko bardziej dla siebie. Bo to nam sprawia radość, szczególnie gdy możemy zrekonstruować strój z teatru czy ulubionego musicalu, więc bardziej traktujemy to jako – jak by to ująć ładnie – odprężenie się po trudach zwykłej codzienności. *uśmiech*

D: Tego nie da się ukryć, Wasze stroje są oszałamiające zarówno jeśli chodzi o wybór, jak i dbałość o detale. Widać, że staracie się odtworzyć je w stu procentach, ale dlaczego akurat teatr i musicale? Czyżby kreacje z MMORPG czy anime nie były tak wymagające?

R: Hmm, nie mam nic do anime, wręcz przeciwnie – dużo strojów z mang czy anime bardzo mi się podoba. Jednakże od dziecka interesuję się teatrem. Osobiście nigdy nie miałam możliwości, by pójść bardziej w tę stronę, więc szycie pozwoliło mi mieć chociaż jakąś namiastkę. Poza tym stroje teatralne są połączeniem dosyć wymyślnych materiałów z pięknymi detalami, a temu kompletnie nie potrafię się oprzeć. Chyba nawet do tego stopnia, że Glonika również zaraziłam miłością do teatru i musicali.
G: Dziękuję za miłe słowa! Na samym początku były stroje z mangi i anime, czyli tak jak zaczyna prawie każdy, a później pojawiło się takie wrażenie: „Kurczę, potrzebujemy czegoś ciekawszego”. No i Ruki stwierdziła wtedy: „Zróbmy mundury z >>Róży Wersalu<<”. I tak rozpoczęła się nasza przygoda ze strojami z teatrów. Co do reszty strojów (manga/anime), ja na przykład mam tak, że... są dla mnie za proste, wolę „podłubać” coś przy cosplayu, pokombinować czy pogłowić się trochę nad projektem. Po prostu im dłużej wykonuję strój z tego, co kocham, tym później mam jeszcze większą przyjemność z nakładania go. *uśmiech* Szkoda, że nie widzicie mnie w dzień wykończenia stroju w stu procentach. Jestem wtedy kłębkiem energii pomimo nieprzespanych nocy przez naszywanie guzików.

D: Jesteście jednymi z nielicznych cosplayerów, jakich znam, którzy faktycznie „idą” bardzo mocno w jakość i to stroju, którego nie da się zrobić w tydzień. Dbacie o detale takie jak ułożenie wzoru na materiale, który nie jest prosty, jak paski zebry, koraliki, kontrafałdy, tasiemki i koronki – z tego głównie się Was kojarzy. Myślałyście kiedyś nad odtwórstwem strojów?

R: Parę razy zdarzyło mi się o tym myśleć, lecz gdy patrzę na swoje prace, nie do końca jestem pewna, czy moje umiejętności są do tego wystarczające. Jestem wobec siebie bardzo surowa i uważam, że powinnam jeszcze trochę popracować, by móc być lepszą w tym, co robię.
G: Ja na przykład kocham detale, mogłabym wykupić pół hurtowni materiałów do stroju naraz ale... nade mną zawsze stoi Ruki i stara się mnie wspomagać właśnie w tym wyborze kolorów lamówek, tasiemek itp. Czasem podobają mi się różne rzeczy, ale niekoniecznie pasujące do stroju, więc tu nadchodzi pomocna dłoń o nazwie Ruki. *śmiech* Ale nie zawsze potrafię odpuścić. Co do odtwórstwa strojów: cóż, fajnie by było, lecz ja nie jestem niestety po żadnej szkole krawieckiej, jestem samoukiem, który uczy się na swoich błędach podczas szycia, a tam potrzebne są certyfikaty kwalifikacji. Tak więc jedyne, czym mogę się teraz cieszyć, to rekonstrukcja strojów dla siebie.

D: Wszyscy jesteśmy samoukami, którzy po czasie poszli na kurs albo do odpowiedniej szkoły. Jednak to absolutnie nie uwłacza Waszej godności i nie ujmuje Waszym zdolnościom. Ile kosztuje Was taka przyjemność i odprężenie? Czy można to już liczyć w tysiącach złotych?

R: Jeśli chodzi o mnie, to jestem bardzo surowa odnośnie do tworzonych przez siebie kreacji. Cieszę się, gdy ktoś je zachwala, lecz to nie zmienia faktu, że nie zawsze jestem z siebie dumna. Jeśli dopatrzę się jakichś szczegółów na oryginale, to tak ma być, więc moje ostatnie stroje pochłaniały około 1500-2000 zł.
G: *śmiech* Przestałam liczyć, naprawdę. Po rekonstrukcji André doszłam do wniosku, że kupienie czegoś detalicznie się nie opłaca. Plus trzeba milion razy jeździć do sklepu, bo na przykład zabraknie tych nieszczęsnych dziesięciu centymetrów taśmy ozdobnej. Tak więc zaczęłam kupować hurtowe ilości, przez co jest taniej i zostaje nam zapas, którym później możemy się poratować. Koszt to ponad 1000 złotych minimalnie... I to czasem są same taśmy, lamówki, cekiny itp. Ale kosztuje nas to też dużo czasu i cierpliwości. *śmiech*

D: Z takimi strojami nic tylko jeździć na eliminacje, prawda?

R: Chciałabym bardzo i obecnie zaczynam powoli zmierzać w tym kierunku, lecz niestety stroje z teatru czy musicali w większości eliminacji nie są dopuszczalne. Jeśli chodzi o eliminacje, to z tego, co wiem, jedynie ICL akceptuje tego typu kreacje.
G: Niestety, tu jest ta smutna wiadomość – stroje z musicalu/teatru nie są dopuszczane do konkursu. W sumie zależy też, o które eliminacje chodzi. Dlatego prawie nigdzie przynajmniej ja nie występuję. Ostatni raz byłam na scenie cosplayowej w 2016 roku. W 2017 roku chciałyśmy wystawić Marię i Fersena na ECG, lecz dowiedziałyśmy się, że nie możemy, więc parę łez się w oczku zakręciło.

D: Wielka szkoda. Znacie powody, dla których takie stroje nie są przyjmowane?

G: Z tego, co pamiętam, to usłyszałam, że stroje z teatru są wizją reżysera, przez co są uznawane za własny projekt. Ale nie jestem pewna tak na sto procent, musiałabym dokopać się do czeluści piekieł, by dokładnie powiedzieć, co nie grało. *śmiech* Mimo to bardzo szkoda, że nie są dopuszczane, bo są naprawdę piękne. Nie wiedzą, co tracą. *szept*

D: Jak to u Was wygląda z doborem strojów? Czym się kierujecie? Razem coś omawiacie czy to raczej jedna z Was podejmuje decyzje? Stroje są do pary?

G: Najpierw są debaty. Na początku czy pod koniec roku omawiamy, co chcemy zrobić, jakie stroje i ile, lecz przez koszty z tym związane zazwyczaj jest to dwa, czasem jeden strój. Kierujemy się wszystkim: wzrostem, budową no i atutami, jakie posiadamy. Czasem jest tak, że Ruki podejmuje decyzję, a później ja mam takie „Ej, ja też CHCĘ! Boże, ten żakard!”. I tak to się kończy. *śmiech* Czasem bywa, że pokręci się troszkę noskiem, ale i tak później dobrze się bawimy. Stroje zazwyczaj są do pary, zawsze jest jakieś powiązanie postaci – kochankowie, rodzina czy podwładni, inaczej nasze cosplaye nie miałyby sensu. Dlatego ja zwykle robię wysokich mężczyzn, a Ruki słodkie księżniczki szukające księcia na białym koniu. *śmiech*
R: Przyznam się, że bardzo często jest to niestety moja wina. *śmiech* Jak zachwycam się pewnym spektaklem czy konkretnymi strojami, to zdarza się, że namawiam Glonika na jakąś konkretną parę. Stroje zazwyczaj są do pary, ale jak widać, tegoroczny bal był doskonałym przykładem, że nie zawsze muszą być spójne, jednakże zazwyczaj są.

D: Kim byłyście na tegorocznym balu?

R: Na tegorocznym balu miałyśmy przyjemność wcielić się w André i Hizakiego. Strój André pochodzi ze spektaklu „Róża Wersalu” z naszego ukochanego teatru Takarazuka, a Hizaki to jrockowa księżniczka. Mam słabość do szczegółowych strojów. Zespół ten od początku opierał się na osiemnastowiecznym stylu, dlatego też zarówno André, jak i Hizaki bardzo do siebie pasowały.

D: Zawsze, ale to zawsze jest taki strój, który śni się po nocach, nie można przez niego jeść, zaprząta myśli. Który cosplay byłby szczytem Waszych marzeń, nirwaną i czubkiem Everestu?

R: Hmm, w sumie teraz sama nie jestem pewna. Po zrobieniu Hizakiego wiem, że chciałabym odtworzyć więcej jego sukienek. *śmiech* Lecz gdyby się nad tym zastanowić, to bardzo chciałabym zrobić cosplay cesarzowej Elisabeth. Prawdziwa historia Sisi według mnie jest bardzo interesująca, a jej suknie w musicalu zrekonstruowane na podstawie prawdziwych portretów są naprawdę powalające, więc myślę, że to byłby mój mały sen. *uśmiech*
G: W sumie nie mam takiego stroju, który mnie męczy w snach, chociaż ostatnio znalazłam historyczny strój i jest tam to, co kocham, czyli żakard, trochę ozdobnych ornamentów, nakrycie głowy. Boże, wreszcie propsy no i postać, którą zawsze chciałam zrobić, czyli kat. Wiem, że to nietypowa zachcianka robić osiemnastowiecznego francuskiego kata, ale przy każdym spektaklu, jaki oglądam, zawsze zwracam szczególną uwagę na aktorów grających tę właśnie rolę. Magee w roli kata od zawsze w moim serduszku. *śmiech* No i nadal mam w sercu ten ostatni strój śmierci z Elisabeth, lecz wiem, że ten trzymetrowy pióropusz zabiłby mnie i mój cosplayowy portfel.

D: Skoczmy więc na drugą stronę. Który z wykonanych strojów jest najmniej lubiany?

G: Myślę, że nie ma w mojej szafie cosplayowej strojów nielubianych. Ja wszystkie kocham, jednak istnieją te niewygodne, które założyłam tylko dwa razy, na sesję i jeden konwent. Na pierwszym miejscu jest Kunzite z „Sailor Moon”. Płachty w strojach są złem koniecznym, szczególnie te, które „magicznie” trzymają się całości...
R: Szczerze powiedziawszy, najmniej lubianym przeze mnie strojem jest Lady Oscar. Był to jeden z moich pierwszych bardziej złożonych strojów, dlatego teraz, gdy na niego patrzę, wiem, że wiele rzeczy mogłabym w nim zmienić, od peruki po samą konstrukcję. „Lady Oscar” to moja ulubiona manga, a sama postać jest dla mnie naprawdę niezwykła, dlatego też chciałabym zrobić ten strój jeszcze raz, tym razem poprawnie.

D: Ruki, podejmiesz się tego?

R: Szczerze powiedziawszy, to sama nie wiem. Bardzo bym chciała, ale nie jestem pewna, kiedy się na to zdecyduję. *śmiech*

D: Wróćmy jeszcze na moment do konkursów. W tym roku niestety się nie udało, ale czy macie już w głowie jakieś plany na kolejny rok?

R: Myślę, że powoli pewne plany się zarysowują, ale nie mamy jeszcze pewności, czy jesteśmy na to gotowe, czy naprawdę chcemy coś konkretnego zrobić, więc myślę, że lepiej by było, gdyby zostało to słodką tajemnicą.
G: Jakiś zarys tego, co chciałybyśmy zrobić, już mamy, ale tak naprawdę żadna z nas nie wie, co przyniesie nam jutro. Co do konkursów: kocham scenę bardzo mocno przez wieloletnią styczność z nią, ale jak na razie nie mam parcia na to, że muszę gdzieś wystąpić. Owszem, długo nie pojawiałam się na scenie, bo od 2016 roku... Zobaczymy, co przyniesie nam nowy rok. Może na coś się zdecyduję.

D: Ruki uważa za idola Hizakiego, widzi w nim to „coś”. Jak z tobą, Glon? Masz jakiegoś idola?

G: *śmiech* Właśnie w tym jest problem, że niełatwo mnie zaskoczyć. Rzadko podoba mi się jakiś piosenkarz, aktor czy członek zespołu. Mimo to, gdy rozpoczęłam swoją przygodę z Takarazuką, dostrzegłam tam aktorkę, która jest dla mnie ogólnie motywacją do działania. Dzięki Ruki mam nawet pocztówkę z nią prosto z Takarazuki! Jej zachowanie, zabawa na scenie no i jej role są tak cudowne! Kaito Seijo, czyli Magee oficjalnie niestety nie jest już aktorką Takarazuki, ale nadal mogę ją podziwiać na Instagramie i w nagraniach spektakli. To jedyna osoba, którą ubóstwiam no i gdy ją widzę, to piszczę w środeczku jak małe dziecko. Nawet teraz na samo wspomnienie o niej zaczęłam się uśmiechać jak głupia, przypominając sobie urywek z „The Merry Widow”, gdzie tak zagrała, że druga aktorka musiała zakryć się wachlarzem, bo parsknęła śmiechem. W sumie też bym tak zrobiła. Przepraszam, ale gdy poruszany jest temat idola, w sumie idolki, to gdy mówię o Magee, to strasznie się rozgaduję. *śmiech*

D: Dziewczyny, rozmawiałyśmy o strojach, o idolach, opowiedzcie coś o sobie. Kim jesteście na co dzień?

G: Na co dzień jestem uczniem, który uczy się na kierunku technik logistyk, w tym roku muszę napisać ostatnią kwalifikację, by uzyskać pełny tytuł i nareszcie będę mogła powiedzieć temu kierunkowi pa, pa! Wiem, że to nie ma nic wspólnego z cosplayem i bardziej artystycznymi stronami mnie, no ale tak wyszło. *śmiech* Można powiedzieć, że za dnia logistyk, w nocy zaś cosplayer.
R: Na co dzień? Chyba nikim specjalnym. *śmiech* Wydaje mi się, że na co dzień raczej zlewam się z tłumem. Jestem dosyć spokojną osobą, która nie mówi o sobie zbyt wiele. Studiuję japonistykę i obecnie rozmyślam o szkole muzycznej, po zakończeniu licencjatu, ale to jeszcze nic nie wiadomo. Poza cosplayem interesuję się teatrem, muzyką, jak i japońską modą. W przyszłości bardzo chciałabym mieć własną firmę i szyć sukienki typu lolita.

D:Macie jakieś ukochane eventy, na które zawsze jeździcie? Nie tylko jako organizatorzy, co też Wam się zdarzyło, czy uczestnicy, ale właśnie jako cosplayerzy. Które wydarzenia zapadły Wam szczególnie w pamięć?

R: Hmm, nie wiem, czy mam jakiś ulubiony event, ale takim, na który zawsze jeżdżę już od trzech lat, jest właśnie Japanicon. Wiem, że mogę spotkać tam wielu znajomych i wspierać ich w konkursach czy innych przedsięwzięciach.
G: Myślę, że Wielki Bal Cosplayowy jest jedynym takim eventem, na który jeździłabym co roku ze względu na stroje. Przez to, że lubię ubiory z osiemnastego wieku, mogę się tym nacieszyć. Jeśli chodzi o konwenty, to lubiłam na nie jeździć, a teraz jest to rzadkością. Kiedyś byłam helperem działu magazynowego na konwencie, gdyż przy okazji chciałam się spełnić jako logistyk – o wiele bardziej wolę praktykę niż teorię. W tym roku dzięki ostatniej kwalifikacji zawodowej będę mogła również organizować imprezy masowe, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie, bo wiemy, że zabiera to dużo czasu i wymaga mnóstwa pracy. Ostatni raz, kiedy byłam na konwencie jako cosplayer, było to może rok temu, gdy znajoma wyciągnęła mnie do Warszawy na ComicCon, lecz od tamtej pory jedynie jeżdżę na sesje i do innych miast po materiały. Chyba najśmieszniejsze, co mi się przytrafiło, to to, jak kiedyś dwie panie podczas sesji, słysząc mój głos, powiedziały: „Ej to jest kobieta”. Jak widać, gdy się odzywam, czar pryska. *śmiech* Jedyne wydarzenie, jakie zapadło mi w sercu, to gdy na Magnificonie uzyskałam pierwsze miejsce za mundur André – tego się nie spodziewałam. No i jeszcze bardzo miłe słowa od jurorów. Kostium André był dla mnie wyzwaniem i rzuceniem się na głęboką wodę, gdyż nigdy nie robiłam tak szczegółowego stroju.

D: W tym tkwi cała tajemnica cosplayu, by nie dać po sobie poznać, że nie jest się tym, na kogo się wygląda. Ostatnie pytania na liście, które prowadzą nas do końca wywiadu: jakie macie plany na przyszłość? Co chcecie jeszcze osiągnąć?

G: W życiu? Chciałabym skończyć logistykę, a później zabrać się za grafikę komputerową, a następnie, jeśli czas pozwoli, to za fotografię. Później zapewne będę pracować i kto wie, może zrodzą się plany na jakąś firmę? Może Ruki mnie zatrudni i nie będę musiała rozsyłać swoich CV po innych firmach? *śmiech* A w cosplayu? Hmm, chciałabym kiedyś spróbować swoich sił w reprezentacji, ale to wtedy, gdy poczuję, że jestem na to gotowa i gdy mój strój będzie moim oczkiem w głowie. Co chciałabym osiągnąć? Myślę, że jest wiele takich rzeczy, ale na nie musi przyjść ten czas, gdy będę się czuła pewnie na gruncie, na którym będę stała.
R: To jest naprawdę niezwykle trudne pytanie. Chciałabym na pewno nieco udoskonalić siebie. Wiem, że nie ma na świecie ludzi perfekcyjnych i każdy z nas ma mankamenty. Lecz mimo to chciałabym stać się osobą spokojniejszą i mniej krytyczną, jeśli chodzi o stosunek do własnej osoby. Po tym, jak zakończę przygodę z japońskim, chciałabym dostać się do wspomnianej już akademii muzycznej, by móc nieco spełnić swoje marzenia i otworzyć się na ludzi. A jeśli chodzi o cosplay, to chciałabym pokazać się na scenie, ponieważ ostatnio doszłam do wniosku, że historia się powtarza. Wiele razy zdarzało się tak, że bardzo długo pracowałam nad strojem, a potem leżał on w szafie i tylko wyglądał ładnie. Więc na pewno w przyszłym roku zgłoszę się do eliminacji w paru konkursach. *uśmiech*

D: Myślicie, że same sobie z tym poradzicie, czy macie jakieś wsparcie z zewnątrz?

G: Moim dużym wsparciem na samym początku, gdy zaczynałam z cosplayem, była moja ciocia, która zawsze mówiła, bym szyła i nie przejmowała się zdaniem innych, szczególnie negatywnymi komentarzami. Myślę, że gdyby widziała, jak jej słowa bardzo mi pomogły, to by się cieszyła ze mną z każdego nowego stroju i występu. Na pewno dużym wsparciem będą rodzice no i bliscy znajomi, którzy w jakiś sposób w nas wierzą.
R: Zazwyczaj staram się radzić sobie sama, ale naprawdę wielkim wsparciem od zawsze jest dla mnie mama Glonik oraz Shironi. Sama nie jestem pewna tego, co robię, nigdy nie byłam, a ich wsparcie jest dla mnie najważniejsze. Bez tego nie byłabym w stanie robić tego, co robię.

D: Moje pytania już się wyczerpały, może Wy macie coś do przekazania czytelnikom?

G: Trzeba wierzyć w siebie, a nie w słowa innych, mieć swoje zdanie na jakiś temat no i starać się być uczciwym wobec siebie i innych. Cosplay to tylko zabawa, która ma być czymś radosnym. Każdy chce coś osiągnąć w życiu, więc starajmy się nie podkładać nikomu kłód pod nogi, bo czasem mogą one wrócić jak bumerang. Myślę, że praca zespołowa to coś, co się ceni. Wiecie, niektórzy są dobrzy w scenkach, inni w strojach, a jeszcze inni w zbrojach i propsach. No i oczywiście nie ma tak że zrobienie zbroi jest trudniejsze niż szycie i na odwrót, obie te rzeczy są na równi. Obie są tak samo kosztowne i potrzebują wiele czasu w zależności od projektu, więc powiem tak, jak mówi się w czasie każdych wyborów miss: pokoju na świecie w społeczności cosplayowej! *śmiech* Kurczę, ja to jak zwykle muszę się rozgadać...
R: Chciałabym tylko powiedzieć, że bardzo doceniam ludzi, którzy poświęcają swoje serce dla strojów, potrafią wytrzymać nad tym dłużej niż tydzień i wykańczać wszystkie detale w każdym stopniu. Doceniam bardzo pracę innych i chciałbym poznawać takich ludzi coraz więcej.
G: Zgodzę się z Ruksem. *śmiech*