MAG

  • Dodruk wybranych pozycji z Uczty Wyobraźni i inne promocje z okazji urodzin Wydawnictwa MAG!

    Z okazji 25. urodzin wydawnictwo MAG przygotowało dla czytelników szaloną ofertę: dodruk trzech najbardziej pożądanych książek z serii Uczta Wyobraźni! Są to „Accelerando” Charlesa Strossa, „Ślepowidzenie” Petera Wattsa i „Atlas Chmur” Davida Mitchella. Wymienione tytuły, jeszcze do niedawna osiągające zawrotne ceny w drugim obiegu (ze względu na niski nakład i brak możliwości wznowienia w tym kolekcjonerskim wydaniu), można teraz nabyć w księgarni wydawnictwa z dodatkową obniżką. 

    Nie jest to jednak jedyna niespodzianka – MAG oferuje również promocyjny pakiet powieści Petera F. Hamiltona z cyklu Trylogia Pustki, a także dodatkowy rabat -20% na cały asortyment, licząc od cen nieprzekreślonych, także na wrześniowe nowości i zapowiedzi.

    Promocja trwa do 10 września włącznie bądź do wyczerpania zapasów magazynowych.

    Uczta Wyobraźni

    Wszystkie książki objęte promocją

    mag uw

  • Recenzja książki: Ben Aaronovitch - „Szepty pod ziemią”

    szepty pod ziemia

    Ben Aaronovitch - „Szepty pod ziemią”

    magWydawnictwo: MAG
    Liczba stron: 336
    Cena okładkowa: 35,00 zł

    „Szepty pod ziemią” są ostatnią z dotąd przetłumaczonych na język polski książek o posterunkowym Peterze Grancie, który przemierza Londyn, goniąc za duchami, wampirami oraz innymi magicznymi stworzeniami. Powieść utrzymuje klimat poprzedniczek, a do tego znacznie poszerza stworzone przez Aaronovitcha uniwersum, tym razem prowadząc czytelnika do podziemi metropolii.

    Autor wprowadza innowację już na poziomie budowy książki: treść podzielił na dni, między którymi rozpięta jest fabuła, rozpoczynająca się tydzień przed Bożym Narodzeniem. Nazwy poszczególnych rozdziałów pochodzą od miejsc, gdzie rozgrywa się akcja - w większości skoncentrowana na stacjach metra. Całe szczęście autor nie ulega nastrojowi świąt. Sprawa, którą zajmują się bohaterowie, nie ma nic wspólnego z reniferami czy pomocnikami Mikołaja: tym razem fabuła rozpoczyna się od pojawiającego się na torach kolejowych ducha, a następnie tajemniczego morderstwa Amerykanina, znalezionego na - o ironio! - stacji Baker Street. Trop zabójcy prowadzi do podziemnej sieci tuneli i ukrytych przejść.

    W trzeciej części serii główny bohater zdaje się być już w pełni przyzwyczajony do dziwnych zdarzeń w swoim otoczeniu, ale nadal możemy dokładnie śledzić proces jego nauki pod czujnym okiem Nightingale'a. Obserwujemy, jak zdobywa doświadczenie i powoli kształtuje swój charakter. Po zaskakującym zakończeniu „Księżyca nad Soho” posterunkowemu towarzyszy też Lesley, której metodyczność i skoncentrowanie stanowią ciekawą przeciwwagę dla lekkomyślnego i ulegającego intuicji Petera. Poza młodymi adeptami magii pojawiają się też nowe postaci poboczne - równie barwne i wzbudzające sympatię.

    Znaczącą poprawą względem poprzednich części jest to, że ciągłe wtrącenia przemyśleń bohatera i jego dygresyjnych obserwacji nie są już tak uciążliwe. Autor za pomocą Petera przedstawia bowiem czytelnikowi historyczne fakty i rzeczywiste miejsca, a następnie, trzymając się tych punktów zaczepienia, płynnie prowadzi fabułę powieści. Aaronovitch pokazuje, że nie tylko potrafi korzystać z pojawiających się w miarę rozwoju wydarzeń zmyślonych postaci, zjawisk czy kolejnych zaklęć, ale także, osadzając akcję pełną fantastycznych zjawisk na realnym gruncie, sprawić, że wydaje się ona nadzwyczaj logiczna i żywa.

    O ile język i charakterystyczny styl powieści nie różnią się znacznie od tego z poprzednich części, to odniosłam wrażenie, że humor, stanowiący w owych zaledwie przyjemny dodatek, w „Szeptach pod ziemią” stał się jeszcze bardziej trafny i faktycznie bawi czytelnika. Poprawie ulega też tempo akcji: w trzeciej części cyklu interesujące, ale nieskutkujące żadnym postępem w fabule wątki zostają niemal zupełnie wyparte przez ciekawe zdarzenia skupione wokół prowadzonego przez bohaterów śledztwa.

    Zaskakująco proste rozwiązanie zawiłej sprawy wychodzi na jaw po wielu fałszywych tropach i bardzo realnie oddanych postępach. Autor nie szczędził nam nawet obrazowego opisu wycieczki po kanałach ściekowych, jednak dzięki wartkiej akcji nie zauważałam, jak szybko ubywa stron do przeczytania.

    Trzecia część serii o Peterze Grancie jest nie tylko udaną kontynuacją, ale też obrazem postępów autora, który coraz pewniej czuje się w uniwersum i naprawia błędy popełnione w pierwszej i drugiej części. „Szepty pod ziemią” to przede wszystkim pozycja wciągająca, pełna niespodzianek i oryginalnych rozwiązań - uważam ją za najbardziej wartą polecenia z całej serii, która dotąd ukazała się w Polsce, i z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

  • Recenzja książki: Leigh Bardugo – „Język cierni”

    jezyk cierni

    Leigh Bardugo - „Język cierni”

    magWydawnictwo: MAG
    Liczba stron: 320
    Cena okładkowa: 39 zł

    Baśnie, bajki, bajeczki… Większość z nas miała z nimi do czynienia już od najmłodszych lat, gdy opiekunowie czytali nam je lub opowiadali do kołyski, rozbudzając naszą wyobraźnię. Potem przyszedł czas na samodzielne poznawanie niezwykłych historii spisanych przez Hansa Christiana Andersena czy Charlesa Perraulta. Odważniejsi sięgali po opowieści braci Grimm, by poczytać nie tylko o tym, jak dobro zwycięża, ale też poznać różne oblicza zła. W szkole wytłumaczono nam, czym różni się baśń od bajki czy legendy, wtłoczono do głów regułki, często skutecznie zniechęcając do dalszego zagłębiania się w baśniowy świat. Warto jednak odrzucić uprzedzenia i zwrócić uwagę na niezwykły zbiór opowiadań zainspirowanych baśniami, mitami i folklorem, czyli „Język cierni. Opowieści snute o północy i niebezpieczna magia” Leigh Bardugo.

    Autorka, znana między innymi z dylogii „Szóstka Wron” czy cyklu Grisza, tym razem pokusiła się o znalezienie odpowiedzi na pytanie, na jakich opowieściach mogli wychowywać się bohaterowie jej książek. Sięgnęła po znane nam motywy i w oparciu o nie stworzyła coś innego, świeżego i pięknego, ale jednocześnie mrocznego. Nieznajomość wspomnianych powieści Bardugo nie przeszkadza w odbiorze zbioru „Język cierni”, który – mimo że wydarzenia w nim ukazane mają miejsce w świecie wykreowanym już wcześniej – stanowi odrębną, zamkniętą całość.

    W książce znajdziemy sześć opowiadań podzielonych na cztery kategorie – zgodnie z krajem pochodzenia danej historii. Mamy więc opowieści z Nowoziemia, Ravki, Kerchu i Fjerdy (ich lokalizację możemy sprawdzić na dołączonej mapce). Pierwsza z nich, „Ayama i cierniowy las”, to osnuta na motywach „Pięknej i Bestii” baśń o pochodzącej z ubogiej rodziny Ayamie, która zostaje wysłana do magicznego lasu z misją ratowania królestwa. Dziewczyna nie jest ani urodziwa, ani zbyt mądra (jak się niektórym wydaje), zaś w domu pełni rolę służącej. Ludzie traktują ją z pogardą, a rodzice nie wahają się poświęcić jej życia i wysłać z poselstwem do bestii zagrażającej mieszkańcom królestwa. Potwór, na spotkanie którego idzie Ayama, to zbieg z lochu, a jednocześnie syn królewskiej pary i następca tronu. Odważna dziewczyna trzykrotnie odwiedza bestię w magicznym lesie, opowiada jej trzy historie mające „nawrócić” ją na właściwą drogę, a przy okazji odkrywa kilka prawd: o sobie, o tym, kto jest prawdziwym potworem, i o ludziach, którzy są zdolni do największych podłości nawet w stosunku do swoich bliskich.

    Druga opowieść przenosi nas do Ravki, gdzie poznajemy pewnego bardzo sprytnego lisa, Koję, który potrafi wyjść cało z każdej opresji – wymyka się śmierci w paszczy własnej matki, ucieka trzem ogarom, fortelem zmusza groźnego niedźwiedzia, by ten uwolnił go z sideł, w których niechybnie by zginął. Jednak prawdziwym sprawdzianem umiejętności Koi będzie rozprawienie się z niezwykle groźnym myśliwym, który przybył wraz z siostrą na polowanie. Okaże się, że to, co na początku wydaje się dobre, w rzeczywistości takie nie jest, a pierwsze wrażenie często jest mylące, o czym przekona się nie tylko sprytny Koja, ale też bohaterka kolejnej historii noszącej tytuł „Wiedźma z dumy”. Tym razem Leigh Bardugo przedstawiła nam alternatywną wersję „Jasia i Małgosi”, dużo mroczniejszą, brutalną, z wieloma morderstwami młodych dziewcząt w tle. Nadia, którą macocha wygna z domu w czasie panującego w ich wiosce głodu, przejdzie długą drogę, zanim dowie się, że nie zawsze ci, których uważamy za złych, są naprawdę źli, oraz że często nie dostrzegamy, iż w naszych najbliższych czają się prawdziwe bestie.

    W czwartej opowieści, „Małym Nożyku”, została pokazana historia upadku Velisyany, słynącego z najlepszej mąki miasta. Zarządca grodu, bogaty diuk, miał znaną ze swej urody córkę Yevę. Chcąc wybrać dla swojej jedynaczki najlepszego męża, wpadł na pomysł poddania kandydatów do jej ręki kilku próbom. Wśród śmiałków znaleźli się między innymi: książę, syn najbogatszego rzemieślnika w Velisyanie oraz Semion Obdartus – ubogi czarownik-akwatyk. Semion posiadał niezwykłą moc rozkazywania strumieniowi przepływającemu przez miasto. Porywisty potok, nazwany Małym Nożykiem, pomógł czarownikowi w wypełnieniu zadań, ale jednocześnie ujawnił kilka prawd o ludzkich sercach i pozwolił Yevie na dokonanie najważniejszego w jej życiu wyboru, który na pewno niejedną osobę bardzo zaskoczy.

    Piąte opowiadanie, które znajdziemy w książce, osnute jest na dwóch dobrze znanych nam historiach. Leigh Bardugo połączyła w nim motywy z „Pinokia” i „Dziadka do orzechów”, a głównym bohaterem uczyniła zabawkowego żołnierzyka, którego specjalnie dla Clary Zeverhaus wykonał słynący ze swych niezwykłych zegarków, mosiężnych śpiewających ptaków i odgrywających scenki małych zabawek zegarmistrz Droessen. Pochodzący z Ravki Droessen umyślił sobie, że poślubi młodziutką Clarę, ale żeby zdobyć jej serce, musiał najpierw poznać jej najgłębiej skrywane tajemnice, marzenia i pragnienia. W tym celu stworzył dla niej oryginalne zabawki, a w końcu podarował eleganckiego dziadka do orzechów – drewnianego żołnierza – z zastrzeżeniem, że ma mu się zwierzać ze wszystkich swoich sekretów. Zabawka miała wyjątkową zdolność przenoszenia dziewczynki do krainy marzeń. Z czasem jednak żołnierzyk zyskał świadomość, a w jego sercu zrodziło się pragnienie, by stać się człowiekiem i w końcu śnić swoje, a nie cudze sny. Czy udało mu się zrealizować ten cel, musicie sprawdzić sami – zakończenia rodem z „Pinokia” raczej nie należy się spodziewać.

    Ostatnia, szósta opowieść, „Jak woda wyśpiewała ogień”, to historia przedstawiająca wydarzenia poprzedzające te, które zostały opisane w „Małej syrence”. Leigh Bardugo przybliża nam postać Urszuli na długo przed tym, gdy spotkała rudowłosą Ariel. Ulla, przedstawicielka morskiego ludu sildroherów, jako dziecko nie była szczęśliwa – szykanowana ze względu na kolor skóry, włosów i pochodzenie (sugerowano, że jej ojciec wcale nim nie był), długo szukała swojego miejsca w podwodnym królestwie. Znalazła je u boku Signy, z którą dzięki magii pieśni i niezwykłej przyjaźni potrafiła wyczarować wszystko, o czym tylko zamarzyła. Wkrótce na młode syreny zwrócił uwagę królewski syn, książę Roffe, a „nieszczęście podniosło swój brzydki łeb”, przynosząc smutek, zdradę i cierpienie, kształtując przyszłą wiedźmę z głębin…

    Jak można zauważyć, opowieści snute przez Leigh Bardugo nie są przeznaczone dla młodszych czytelników. Chociaż charakteryzuje je specyficzny styl znany z baśni, odpowiedni do czytania na głos, i czuć w nich „kobiecą rękę”, nie pokazują zła w zawoalowanej formie, lecz wprost – jest krew, zbrodnia, zdrada, seks i brutalność. Dojrzałość emocjonalna w tym przypadku pomaga w odbiorze i pozwala dostrzec pewne niuanase, niewidoczne na pierwszy rzut oka.

    Opowiadania, chociaż niezbyt długie, są zaskakująco wciągające i przewrotne. Dobro nie zawsze jest dobrem, a zło złem. Kiedy już wydaje nam się, że wiemy, jak potoczą się wydarzenia (bo na przykład rozpoznaliśmy znany motyw), dzieje się coś, czego zupełnie się nie spodziewamy. Nie otrzymamy też klasycznych zakończeń z happy endem. Będą one jednak satysfakcjonujące, mimo że często słodko-gorzkie.

    W przypadku „Języka cierni” warto docenić piękne wydanie – jedno z ładniejszych, jakie widziałam ostatnio. Wydawnictwo MAG zadbało o każdy szczegół. Otrzymujemy zatem książkę w twardej oprawie, ze złoceniami i delikatnymi tłoczeniami, oraz tekstem drukowanym na dobrej jakości papierze. Na uwagę zasługuje też czcionka – przyjemna dla oka, odpowiednio dobrana i czytelna, w dodatku z ligaturami, których nie spotyka się zbyt często. Ponadto występuje ona w dwóch kolorach – mamy przydymioną czerwień i ciemny turkus zamiast klasycznej czerni.

    Niewątpliwym atutem książki są ilustracje, staranie wykonane i wydrukowane. Znajdziemy tu typowe „pełnowymiarowe” obrazki, ale też niewielkie rysunki na marginesie każdej ze stron, które z kolejną odwróconą kartką „rozrastają się”, by pod koniec opowiadania stworzyć niezwykłą i bogatą obramówkę tekstu, a jednocześnie fragment ilustracji przedstawiającej scenę z opowiadania. Ryciny, które znajdziemy w „Języku cierni”, wyszły spod ręki uzdolnionej artystki Sary Kipin i tylko w niewielkim stopniu przypominają obrazki z książek dla dzieci – ich kolorystyka jest stonowana, ograniczona do różnych odcieni czerwieni, brązu oraz turkusu i wzbogacona o czerń.

    Czy ta książka ma jakieś minusy? Według mnie jeden zasadniczy: opowiadań jest zdecydowanie za mało! Jeśli szukacie niezobowiązującej, ale ciekawej lektury, do której będziecie chcieli wracać, z czystym sumieniem mogę polecić „Język cierni”. O ile nie boicie się zranić...

  • Recenzja książki: Ben Aaronovitch - „Księżyc nad Soho”

    Księżyc nad Soho

    Ben Aaronovitch - „Księżyc nad Soho”

    magWydawnictwo: MAG
    Liczba stron: 352
    Cena okładkowa:35,00 zł 

    Po niedosycie, z jakim zostawiły mnie mające duży potencjał „Rzeki Londynu”, sięgnęłam po kontynuację z nadzieją na rozwinięcie wątków, którym nie poświęcono dostatecznej uwagi w pierwszej części. Całe szczęście „Księżyc nad Soho” nie zawiódł moich oczekiwań i już po kilku stronach byłam pewna, że wciągnie mnie jeszcze bardziej niż poprzednik.

    W drugiej części przygód Petera Granta wracamy do znanych nam już postaci. Główny bohater nadal jest adeptem magii, któremu zdarza się wysadzić coś przez przypadek, Nightingale w dalszym ciągu stara się zrozumieć czasy, w których się znalazł, a wszyscy muszą otrząsnąć się po wydarzeniach opisanych w „Rzekach...”, bo w londyńskim Soho zaczynają grasować kolejne magiczne istoty, które upodobały sobie polowanie na utalentowanych muzyków.

    Ze wspomnień Petera wiemy już, że jego dzieciństwo za sprawą ojca – zapalonego jazzmana – wypełnione było muzyką. To właśnie jazz przewija się przez całą fabułę: od rozdziałów nazwanych tytułami piosenek aż do melodii, która stanowi główną wskazówkę w śledztwie. Sprawą zajmuje się Grant, odkąd jego uwagę przyciąga nagła śmierć obiecującego saksofonisty. Podobnie jak w pierwszej części, bohaterowie nie mają chwili wytchnienia – początkowo skupiają się na odnalezieniu i powstrzymaniu stworzeń żerujących na artystach, ale w trakcie śledztwa ujawnia się sieć powiązań między kolejnymi podejrzanymi. Dochodzenie prowadzi posterunkowego Granta w rozmaite miejsca: na festiwal muzyczny, do klubów burleski, a także szkoły, w której uczył się Nightingale. W miarę rozwijania się akcji stworzenia takie jak chimery czy dziewczęta-koty przestają już zadziwiać.

    Bardziej skomplikowany i ciekawszy niż w pierwszej części koncept fabularny jest jedną z mocnych stron książki. Autor konsekwentnie rozbudowuje uniwersum, którego tworzenie rozpoczął w pierwszej części cyklu, wprowadzając do niego nowe stworzenia i coraz bardziej wymagających przeciwników, a także równolegle prowadząc kilka wątków, w które zaplątani są Grant i Nightingale. Niestety, łączące się śledztwa i natłok dygresyjnych przemyśleń bohatera powodują, że czytelnik czuje się zagubiony, próbując połączyć postać ze sprawą, w którą jest zamieszana.

    Styl pisania Aaronovitcha nie różni się od tego, który zaprezentował już w pierwszej części cyklu. Rozpoczynając akcję niedługo po wydarzeniach z „Rzek Londynu”, stopniowo buduje fabułę, przedstawiając nowe postaci w przemyślany i uzasadniony sposób. Nie rezygnuje jednak ze swojej skłonności do wprowadzania dygresji i myśli bohaterów, nawet w trakcie intensywnej i płynnej akcji. Autor rozpędza fabułę, po czym nagle zwalnia - dla czytelnika bywa to irytujące, ale jedną z zalet takiej narracji jest fakt, iż książka nie jest na siłę sensacyjna, a zaklęcia nie latają w każdą stronę między postaciami. Zachowany został też realizm w podejściu do magii, który bardzo chwaliłam w pierwszej części serii - Grant nadal jest tylko uczniem, a nie potężnym czarodziejem. Autor pozostał przy rozsądnej dawce humoru - wyczuwalnego, ale nienachalnego i dopasowanego do klimatu.

    Dodatkowym plusem książki jest rozwinięcie wątku nauki magii i przyczyn, dla których zaczęła wymierać. Pojawia się on jedynie na chwilę – i, całe szczęście, jest uzasadniony przez dochodzenie prowadzone przez bohaterów – ale poszerza pogląd czytelników na świat przedstawiony w powieści.

    Aaronovitch dobrze czuje się w uniwersum, które stworzył: nawiązuje do wydarzeń i postaci z poprzedniej części, sprawnie łączy je z nowymi pomysłami i uzyskuje logiczną, ciekawą fabułę, która wciąga czytelnika. Jedynym znaczącym zarzutem może być wprowadzony przez wielowątkowość chaos czy, po raz kolejny, osobliwy sposób opóźniania akcji, który niektórym odbiorcom może nie przypaść do gustu. Mimo tych błędów, książka jest naprawdę ciekawa i dla tych, którzy po przeczytaniu pierwszej części czuli, że nie wykorzystano w pełni jej potencjału, jest pozycją obowiązkową oraz - co ważne - zachęcającą, by sięgnąć również po kolejny tytuł z cyklu.

  • Recenzja książki: Ben Aaronovitch - „Rzeki Londynu”

    Rzeki Londynu

    Ben Aaronovitch - „Rzeki Londynu”

    magWydawnictwo: MAG
    Liczba stron: 368
    Cena okładkowa: 35,00 zł

    Pierwsza część z cyklu książek odgrywa zazwyczaj znaczącą rolę wobec całości. To od niej zależy, czy czytelnik porzuci lekturę, czy, zachęcony przez ciekawych bohaterów, fabułę i świat przedstawiony sięgnie po kolejne tytuły. Taka rola przypadła „Rzekom Londynu, otwierającym opowieść o Peterze Grancie, który przez zbieg okoliczności zmuszony jest  jako pierwszy od kilkunastu lat – poznać tajniki wymierającej już magii.

    Akcja rozpoczyna się od makabrycznej zbrodni w londyńskim Covent Garden, a czytelnik przygląda się działaniom policji oczyma kończącego swój okres próbny posterunkowego. Peter, pozbawiony większych szans na wymarzoną posadę, roztrzepany i niezadowolony ze swojego położenia policjant, jest raczej nietypowym bohaterem powieści, ale jego charakter wpływa znacząco na sposób prowadzenia narracji. Język książki jest lekki i łatwy w odbiorze, a w dodatku okraszony poczuciem humoru osoby zmęczonej i zirytowanej sytuacją, w której się znalazła.
    Tak wykreowana postać zostaje skonfrontowana z czymś, co dotąd wydawało jej się niemożliwe, kiedy znaczącym świadkiem w sprawie morderstwa okazuje się duch.

    Od jednej, trudnej do wyjaśnienia zbrodni, która definiowałaby książkę jako kryminał, akcja stopniowo rozrasta się o mnóstwo pobocznych wątków za sprawą tajemniczego inspektora Nightingale'a, który uświadamia Granta o istnieniu świata magii, zaklęć, wampirów i bogów tytułowych rzek. Trzeba przyznać, że Aaronovitch wprowadził pewną świeżość do tematu, który przerobiony został już na mnóstwo sposobów  szczególnie ciekawe wydaje się „odczuwanie” magii przez głównego bohatera. Godne pochwały są też opisy kolejnych lekcji. Pod tym względem autor zachował racjonalne podejście do głównego bohatera  Peter nie jest żadnym wybrańcem czy potomkiem starożytnego czarodzieja, a proces jego nauki obfituje w nieudane próby i zniszczone urządzenia elektroniczne.

    Dużym plusem książki jest też stanowiący tło wydarzeń Londyn, ukazany nie tylko jako miasto, ale i wielki, żyjący organizm, pełen istot i zjawisk do tej pory ukrytych przed Grantem. Brytyjska stolica zostaje opisana szczegółowo, pozwalając czytelnikowi niemal przenieść się na jej ulice wraz z bohaterami, a także obserwować, jak stają się one sceną, na której coraz częściej zdarzają się zbrodnie przypominające groteskowe przedstawienie.

    Główny bohater już na początku powieści zapowiada, że łatwo go rozproszyć, a następnie konsekwentnie to udowadnia. Niewątpliwie dodaje to postaci autentyczności, a wplatane w fabułę historie i spostrzeżenia urozmaicają ją, jednak ich nie zmniejszająca się ilość powoduje spowolnienie akcji. Dla miłośników powoli rozwijających się wątków stanowi to zaletę, ale u pragnących jak najszybciej odkryć rozwiązanie sprawy taki zabieg powoduje nerwowe przebieganie wzrokiem po tekście w poszukiwaniu istotnych wskazówek.

    Postaci poboczne również nie są pozbawione wad  przede wszystkim można im zarzucić bardzo łatwe zaakceptowanie istnienia magii. Co wydaje mi się o wiele bardziej istotne, są jednak postaciami, które da się polubić i które zachęcają do towarzyszenia im oraz Peterowi w poszukiwaniu rozwiązań nie do końca jasnych zagadek Londynu.

    Rozczarowaniem okazuje się niestety zakończenie. Kiedy kolejne strony powinno się przerzucać ze wstrzymanym oddechem – akcja nagle spowalnia, ostatnie rozdziały książki obfitują w wątki niedostatecznie rozwinięte, pojawiające się tylko na chwilę lub zbyt łatwo rozwiązane, a nader optymistyczny koniec stanowi raczej bolesny zawód po tak ciekawie budowanej i wielowymiarowej fabule.

    „Rzeki Londynu” przedstawiają bardzo ciekawe połączenie kryminału z fantastyką. Wykreowany przez autora świat niewątpliwie ma duży potencjał, ale to właśnie z jego niedostatecznego wykorzystania wynika największa wada książki. Tytuł ten pozostawia niedosyt, a przecież to w zależności od ogólnego jego odbioru zależy, czy zachęci czytelnika do przeczytania kolejnych przygód przyszłego czarodzieja, czy porzucenia przygody z detektywem Peterem Grantem w roli głównej.

  • Recenzja książki: „Księga cmentarna”

    ksiega cmentarna

    Neil Gaiman - „Księga cmentarna”

    magWydawnictwo: SQN
    Liczba stron: 218
    Cena okładkowa: 32 zł

    Noc. Wszędzie cicho i głucho. W pewnym domu morderca o imieniu Jack pozbawia życia niemal całą rodzinę. Niemal, bo przed jego nożem ucieka, co prawda nieświadomie, mały chłopiec. Swoje niemowlęce kroki kieruje na znajdujący się na pobliskim wzgórzu… cmentarz. Zabójca podąża jego śladem i wydawałoby się, że zaraz go dopadnie, ale dusze spoczywające na nekropolii w ostatniej chwili chronią dziecko przed śmiercią. Od tej pory mały Nikt zostaje obdarzony Swobodą Cmentarza. Czy przetrwa wśród starych nagrobków? Jakie przygody go czekają? Czy tajemniczy Jack w końcu go dopadnie? O tym przekonacie się, czytając tę książkę.

    Neil Gaiman nauczył swoich czytelników, że każda opisywana przez niego historia bazuje na granicy dwóch światów – prawdziwego i nadprzyrodzonego. Tak jest również w „Księdze cmentarnej”. Każdy rozdział przedstawia etap z życia głównego bohatera - chłopca, który przez przypadek uniknął śmierci, ponieważ w odpowiednim momencie uciekł z łóżeczka. Nie wiemy, jak się nazywa. Imię Nikt, w skrócie Nik, zostaje mu nadane po znalezieniu go przez parę duchów na cmentarzu, które stają się dla niego przybranymi rodzicami. Miejsce to nie jest zbyt często odwiedzane i oprócz – co jest zrozumiałe – spoczywających zmarłych, mieszka tam również osobliwa postać o imieniu Silas. Bez trudu można się domyślić, że jest to osoba nadzwyczajna, wszak prowadzi nocny tryb życia. Silas zostaje również opiekunem Nika i jako jedyny może opuszczać mury cmentarza.

    Jeżeli wydaje wam się, że mieszkanie na cmentarzu jest straszne i nieciekawe, to jesteście w błędzie. Dzięki Swobodzie Cmentarza, Nik może rozmawiać z duchami (od niektórych nawet dostać lanie, ale tylko wtedy, kiedy na to zasłuży) oraz być niezauważalnym dla śmiertelników. Mieszkając na cmentarzu, poznaje historie osób tam leżących, a nawet ociera się o pradawną moc uśpioną we wzgórzu. Wszystkie doświadczenia nabyte z racji mieszkania w tak nietypowym miejscu przygotowują go na ostateczne starcie, którego nie jest w stanie uniknąć.

    Można powiedzieć, że ta historia oparta jest na znanym z mitologii i greckich tragedii motywie fatum – przeznaczenia, od którego nie można uciec. Zadanie przydzielone przez los jest nieuniknione. Nik stawia czoło swojej misji i stara się wykonać ją jak najlepiej.

    Gdy czytałam „Księgę cmentarną”, towarzyszyło mi wrażenie swojskości. Autor operuje językiem w taki sposób, że to, co nadprzyrodzone, wydaje się być znajome. Nie czuje się dystansu. Dlatego nie dziwi fakt, że duchy prowadzą ze sobą dysputy, jak gdyby pozostawały żywe, albo że Nik, który jest jedynym nieumarłym na cmentarzu, potrafi przenikać przez ściany. W świecie Gaimana to, co jest uważane powszechnie za typowe, typowym nie jest. Jednak nie można nazwać tego światem na opak. Tutaj materialne łączy się z niematerialnym, cielesność z duchowością, racjonalizm z irracjonalizmem, magia z poznaniem. Te sfery przenikają się tak bardzo, że nie da się wyznaczyć między nimi jednoznacznej granicy. I to jest w prozie Gaimana najbardziej interesujące. Sama historia opowiedziana w niebanalny sposób wprowadza odbiorcę w świat, w którym wszystko jest możliwe. Typowy dla tego autora styl sprawia, że czytelnik, któremu przypadnie on do gustu, chce więcej i więcej.

    Historia przedstawiona w „Księdze cmentarnej” stanowi wyimek z długich dziejów nekropolii na wzgórzu. Pojawienie się na niej małego chłopca i czas, w którym przyszło dorastać, jest jedynie częścią „życia” miasta umarłych. Warto po nią sięgnąć, szczególnie w tym ponurym, jesiennym czasie.

  • Neil Gaiman – „Koralina”

    koralina

    Neil Gaiman - „Koralina”

    mag newWydawnictwo: MAG
    Liczba stron: 112
    Cena okładkowa: 25,00 zł

    „Koralina” to niewielka, bo licząca zaledwie 103 strony minipowieść Naila Gaimana, która doczekała się ekranizacji w 2009 roku. Wydanie, które miałam przyjemność recenzować jest szóstym z kolei. Taka ilość wznowień świadczy o ciągłym zainteresowaniu czytelników nie tylko twórczością autora, ale również samą książką.

    Bohaterką powieści jest jedenastoletnia Koralina, która przeprowadziła się z rodzicami do starego domu otoczonego równie starym ogrodem. Oprócz Koraliny i jej rodziców, budynek zamieszkują panny Spink i Forcible, które w przeszłości były aktorkami, oraz „szalony starzec z wąsami” trenujący mysi cyrk.

    Dzień po przeprowadzce dziewczynka postanawia zwiedzić dom. Z natury jest ciekawa i bardzo lubi „badać” otaczający ją świat. Inspekcja mieszkania dowiodła, że jest w nim dwadzieścia jeden par okien i czternaścioro drzwi, z których tylko jedne są zamknięte na głucho. Koralina nie byłaby sobą, gdyby nie sprawdziła co się za nimi kryje… Gdy otwiera je pierwszy raz, widzi jedynie ceglaną ścianę. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie otworzyła ich ponownie. Wtedy odkrywa przejście do drugiego domu, który z początku wydaje się taki sam. Są w nim takie same meble, ale zabawki w pokoju Koraliny zdają się żyć własnym życiem a szafa wypełniona jest cudownymi ubraniami. W nowym domu są też nowi rodzice, którzy różnią się od prawdziwych rodziców Koraliny tym, że w miejscu oczu mają błyszczące czarne guziki. Pragną, by dziewczynka pozostała z nimi na zawsze. Druga matka próbuje przekupić ją smacznymi potrawami i nieograniczoną miłością, jednak Koralina czuje niepokój.

    W podróży do po drugiej stronie drzwi bohaterce towarzyszy kot. Jak powszechnie wiadomo, koty to zwierzęta tajemnicze i magiczne, widzące więcej i dalej niż inni. Są to także ulubieńcy samego autora, więc trudno się dziwić, że w tej powieści Gaiman umieścił czarnego futrzaka w roli przewodnika tytułowej postaci. Dzięki jego wskazówkom Koralina osiąga swój ostateczny cel, ratując wszystkich domowników przed złem.

    Twórczość Naila Gaimana to przede wszystkim fantastyka grozy. Autor w niebanalny sposób kreuje nowe światy, często bazując na mitologii czy ludowych podaniach i przesądach. Czytając jego powieści nie odczuwa się strachu, ale poznawaniu treści towarzyszy mały dreszczyk emocji, który narasta wraz ze zbliżaniem się do punktu kulminacyjnego. I tak właśnie jest w przypadku „Koraliny”, o której to postaci nie wiadomo zbyt wiele. Z resztą nie jest to niezbędne. Autor skupia się bardziej na relacjach bohaterki z rodzicami i jej walki z drugą matką. Podobnie nie precyzuje, czym konkretnie jest stwór podający się za drugą matkę Koraliny.

    Druga matka z guzikowymi oczyma kojarzy mi się z pająkiem. To odczucie towarzyszyło mi przez całą lekturę. Dowodem tego mogą być żuki, które jadła jak cukierki, błyszczące czarne guziki (pająki mają oczy jak guziczki), czy jej szponiaste palce u rąk. Myślę, że drugą matkę-pająka można uznać na pewien symbol zagrożenia, z którym kiedyś przyjdzie się każdemu zmierzyć. Koralinie się udało. Zmieniła się jej relacja z rodzicami a sąsiedzi zaczęli poprawnie wymawiać jej imię. Można więc uznać, że, pokonując zło, bohaterka zdjęła z siebie zły czar. Ale nie odbyło się to za sprawą różowej wróżki tylko gry o nie tylko własne życie.

    Historia Koraliny niektórym przypomina współczesną opowieść o Alicji w Krainie Czarów. Jest zwierzak-przewodnik, tajemnicze przejście i przede wszystkim starcie, oparte na sprycie i sile intelektu. Czy można więc uznać bohaterkę za współczesną Alicję? Myślę, że tak.

    Trudno stwierdzić do jakiego przedziału wiekowego skierowana jest ta książka. Myślę jednak, że zarówno nastolatkowie jak i starsi czytelnicy poszukujący przyjemnego dreszczyku podczas czytania będą zadowoleni.