Czwarta edycja gostyńskiego konwentu Gostkon już za nami. W tym roku wprowadzono dwie spore zmiany w stosunku do lat ubiegłych. Czy imprezie wyszło to na dobre? Zapraszam do artykułu.

Zmiany, zmiany…

W tym roku organizatorzy postanowili zmienić datę wydarzenia. Dotychczas fani fantastyki spotykali się w lutym. Tym razem imprezę zorganizowano pod koniec czerwca (dokładnie 24-25.06). Nie uległ zmianie format imprezy. Nadal jest to darmowy konwent, pełen gier planszowych i komiksów.

Przesunięcie terminu pozwoliło na wprowadzanie drugiej, sporej innowacji – niedzielna część konwentu w całości odbyła się na gostyńskim Rynku.

Sobota

W pierwszy dzień impreza odbywała się na terenie Gostyńskiego Ośrodka Kultury. Podobnie jak w latach ubiegłych główną salę zajęły gry planszowe. Dzięki kolekcji lokalnego stowarzyszenia „Kopuła Zapomnienia” powstał naprawdę konkretny gamesroom, moim zdaniem bogatszy niż wiele jemu podobnych na większych imprezach. Na parterze „Hutnika” (taką nazwę nosi budynek GOK-u) umiejscowiono także stoiska wystawców i salę gier RPG. Piętro zajęła „NOVA. Czytelnia Komiksów i Gazet” oraz BajOla – kobieta wspaniale opowiadająca baśnie. Tutaj także mieściła się sala prelekcyjna, ale organizatorzy wpadli na pomysł przeniesienia części spotkań na świeże powietrze, przed budynek ośrodka, co moim zdaniem jak najbardziej można zaliczyć na plus. Gośćmi specjalnymi tegorocznej edycji byli Łukasz Orbitowski oraz Michał Cetnarowski.

W moim odczuciu ten dzień przebiegł wzorowo. Organizatorzy mieli doświadczenie z poprzednich lat i postarali się, żeby wszystko było w jak najlepszym porządku. Porównując frekwencję do zeszłorocznej edycji, wydaje mi się, że niestety spadła. Moim (i nie tylko) zdaniem spowodowane to było przede wszystkim zmianą terminu. Letni okres i pogoda nie zachęcały do spędzania czasu nad planszą.

Podsumowując, sobota była dniem dla fanów gier RPG i planszowych oraz osób chcących posłuchać prelekcji.

dsc00003

Niedziela

Tak jak wspomniałem na początku, niedzielna część imprezy została przeniesiona na gostyński Rynek. Tutaj odbywały się wszystkie atrakcje tego dnia: widowiska na arenie, występ orkiestry (który był niespodzianką, punktem niezapowiedzianym w planie), pokazy walk średniowiecznych oraz w klimacie postapokalipsy, turniej płazowania zada (dosłownie – zadaniem było trafienie przeciwnika w tylną część ciała), jugger, Cosplay’ada i zamykający imprezę pokaz teatru ognia. Przez cały ten czas dostępna była czytelnia komiksów z wygodnymi leżakami oraz gamesroom w budynku Starej Apteki.

Drugiego dnia imprezę rozpoczęto o godzinie 16 paradą cosplay. Oczywiście rozmach marszu nie mógł równać się na przykład temu z Coperniconu, ale docenić trzeba inicjatywę.

Ogólnie w moim odczuciu organizacja tego dnia nie była właściwie przygotowana. Zdarzało się, że w tym samym momencie miały miejsce dwie atrakcje (na przykład warsztaty kendo i konkurs cosplay). Uważam, że na imprezie, która jest dość kameralna, a uczestników zjawia się mało, nie na rękę jest „rozbijanie” uwagi pomiędzy dwie rzeczy.

Scena i areny

Organizatorzy oficjalnie przygotowali na niedzielę dwie areny (nieoficjalnie powstała jeszcze jedna, juggerowa), na których miały miejsce pokazy kendo, rekonstrukcji historycznej (wczesne średniowiecze i templariusze) oraz walki gladiatorów ze świata postapokaliptycznego. Na scenie sporo czasu spędziło Imperium Mocy, szkoląc młodych padawanów na mistrzów Jedi. Dużym problemem imprezy była wrażliwość na pogodę. Ośrodek kultury znajdował się około 10 minut spacerem od miejsca, gdzie odbywała się impreza, co mogłoby być dość problematyczne w razie konieczności ewakuacji. Szczęśliwie deszcz spadł dopiero po konkursie cosplay, co uchroniło przed kłopotami, zwłaszcza że scena nie była zadaszona. Brak zadaszenia rodził też kolejny problem – tło dla występujących. Reklama towaru z Niemiec to słaby „plener” dla postaci z Warhammera lub mangi (choć Kapitan Polska nawet pasował do konwencji). Domyślam się jednak, że nakrycie sceny generowałoby dodatkowe koszty, co dla małego konwentu na pewno oznaczałoby spore uszczuplenie budżetu.

Główną atrakcją był wspomniany już konkurs cosplay. Opóźniony o około kwadrans przebiegał dalej bez większych problemów. W tegorocznej edycji główną (i jedyną) nagrodą był tysiąc złotych. W jury zasiadło troje sędziów: Karolina Wojciechowska, Opiekun Workshop oraz dr Rafał Nawrocki. Przyjęto 11 zgłoszeń, a wygrała Red Head Witch (pozwolę sobie ordynarnie podać nazwę z Facebooka zamiast prawdziwego nazwiska) jako Anna Henrietta z „Wiedźmina 3. Krew i Wino”.
Impreza zakończyła się pokazem teatru ognia Flow Fireshow - Fire&light Show.

dsc00607

Podsumowanie

Osobiście bawiłem się bardzo dobrze. Niemal całą sobotę spędziłem w gamesroomie, a w niedzielę wraz ze sporą grupą znajomych starałem się być wszędzie. Jako szary uczestnik nie zauważyłem żadnej gafy czy błędu, który definitywnie psułby zabawę. Elementem, który mógłby zakłócić imprezę w niedzielę, była pogoda i brak możliwości ochrony w razie czego. Do tego dodałbym jeszcze wspomniane wcześniej jednoczesne odbywanie się kilku atrakcji.

Czy poleciłbym innym ten konwent? Tak, pod warunkiem, że chcą spędzić miło czas z fantastyką i nie oczekują wielkich rzeczy. Ot, kameralna impreza w niemal rodzinnym gronie.
Odradzałbym natomiast imprezę tym, którzy przyjeżdżają bez swojej grupki znajomych lub oczekują profesjonalizmu w każdym calu.