Istnieją takie wydarzenia, które organizowane są w danym mieście od tak długiego czasu, że właściwie stają się jego solidną częścią. Nie inaczej jest z Falkonem. Ten lubelski konwent, który już po raz dziewiętnasty wpisał się w historię miasta, odbył się w dniach 8-10 listopada na terenie Targów Lublin.

Tegoroczna edycja startowała z lepszej pozycji niż zeszłoroczna, ponieważ poprzednim razem wiele osób odpuściło sobie Falkon na rzecz katowickich Targów Książki, co było widać we frekwencji uczestników oraz wystawców. Tym razem ten lubelski konwent miał szansę wypaść dużo lepiej. Czy się udało? Zapraszam do zapoznania się z relacją.

Na Falkon przybyłem w piątek dość późno po rozpoczęciu, dlatego sądziłem, że po „kolejkonie” nie będzie już śladu. Myliłem się. Głodni wrażeń konwentowicze cierpliwie stali w kolejce, która ciągnęła się od wejścia aż do kas. Jednak jak co roku, tak i tym razem niezwykle sprawnie obsłużono wszystkich klientów. Po odebraniu identyfikatora i informatora miałem dostęp do wszystkich miejsc, więc od razu poszedłem do głównej hali, aby ocenić, jak wygląda w tym roku sytuacja z liczbą wystawców. Różnicę między tegoroczną a zeszłoroczną edycją widać było praktycznie od razu. Rok temu po wejściu do hali rzucało się w oczy, że wielu wystawców odpuściło sobie przyjazd na rzecz Targów Książki, a w tym roku pustych miejsc nie było praktycznie w ogóle. Mimo tego muszę powiedzieć, że jestem rozczarowany. Przed samym konwentem nastawiałem się, że będę mógł wyjść z siatką pełną książek, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Mam przykre wrażenie, że najmniej było wystawców oferujących właśnie książki. Natomiast nie można narzekać na ilość jedzenia, gdyż punkty gastronomiczne wręcz rzucały się w oczy. Przed samym budynkiem targów stało kilka (a może nawet kilkanaście) food trucków, wewnątrz, niedaleko kas, znajdowały się punkty z popcornem i goframi, a nawet na środku głównej hali stał punkt z hot dogami. Na tym wcale nie koniec, gdyż miejsc z jedzeniem było jeszcze kilka! Dlatego kwestię strefy gastronomicznej oceniam jeszcze lepiej niż rok temu. Pewną ciekawostką może być to, że za zakup hot doga dostawało się żeton, który można było później wykorzystać do grania na jednym z wybranych automatów. Co prawda sam z tego nie skorzystałem, ale pomysł był naprawdę trafiony, gdyż widziałem, że sporo osób wykorzystało tę możliwość. Skoro już mówimy o głównej hali, to warto wspomnieć, że wystawcy oferowali właściwie to samo co rok temu: gry planszowe, koszulki, kubki, mangi, figurki, a także produkty hand made i wiele innych. Do wyboru, do koloru.

Po raz kolejny znalazło się również miejsce dla strefy retro czy inicjatyw takich jak zbiórka funduszy dla schronisk. Fani „Star Wars” mogli sobie zrobić zdjęcie w improwizowanym barze znanym z filmów. Strefa gier planszowych również – jak co roku – cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Wydaje mi się nawet, iż kolejka do wypożyczalni gier była dłuższa niż rok temu. Scena, na której odbywała się część atrakcji, została umieszczona w tym samym miejscu, co rok temu. Moim zdaniem dobrze, że w tej kwestii nic się nie zmieniło, ponieważ takie usytuowanie sceny nie przeszkadzało uczestnikom, a także pozwoliło na lepsze zagospodarowanie miejsca. Dzięki temu śledzenie wszystkiego, co się tam działo, było całkowicie bezproblemowe. Niestety, organizatorzy popełnili błąd, jeśli chodzi o umieszczenie trampoliny w pobliżu. Odgłosy uginających się sprężyn zakłócały to, co mówiły występujące osoby. Problem ten był szczególnie widoczny w niedzielę, kiedy publiczność zabawiał teatr Golf III. Ponieważ artystom nie zapewniono podpinanych mikrofonów, ich głosy ginęły w hałasie. Jednak pomijając te mankamenty, samo nagłośnienie było dość dobre.

Chciałbym również pochwalić organizatorów Falkonu za to, że w tym roku do dyspozycji uczestników była pewna przestrzeń, w której można było odpocząć od zgiełku i duchoty głównej hali. Mam nadzieję, że na przyszłej edycji również się ona pojawi, gdyż stanowi idealne miejsce na złapanie oddechu. Wiwat świeże, chłodne powietrze!

Niestety to, co moim zdaniem zasługuje na krytykę, to to, że mimo uwag prowadzących prelekcje niektórym osobom nie został dostarczony rzutnik czy laptop. Z tego powodu rozpoczęcie danego konkursu czy panelu dyskusyjnego musiało odbyć się z opóźnieniem. Byłem świadkiem właśnie takiego zdarzenia. Mam nadzieję, że za rok do podobnych sytuacji nie dojdzie.

Kolejną sprawą jest to, że atrakcje na scenie miały okropny „poślizg” i kartka z informacją, o której dane występy mają się tam odbyć, okazywała się bezużyteczna. Z tego powodu spóźniłem się na konkurs cosplay.

Ostatnim minusem tej edycji zdecydowanie jest informator. Rok temu wszystkie informacje udało mi się znaleźć bez problemu, choć słyszałem też głosy, że niektórzy mieli z tym problem. Wiedziałem dokładnie, gdzie odbędzie się dany panel czy konkurs. Jednak odczytanie czegokolwiek z mapki i informatora było bardzo trudne i spędziłem dobrych parę minut zanim udało mi się dowiedzieć tego, co chciałem. Słyszałem również opinie od niektórych osób, iż tegoroczne panele były dużo słabsze niż rok temu. Jeśli chodzi o mnie, to ciężko mi powiedzieć, ile w tym prawdy, jednak faktem jest, że ich dobór nie był dla mnie zbyt atrakcyjny. Postanowiłem pójść na spotkanie z twórcami fanowskiego filmu o wiedźminie „Pół Wieku Poezji Później”, a także wziąłem udział w konkursie poświęconym grom komputerowym oraz konsolowym. Było również kilka innych paneli, które mnie interesowały, ale niestety skutecznie ze sobą kolidowały. Może za rok będzie z tym lepiej.

Ostatnią rzeczą, o której chciałem tylko krótko wspomnieć, jest sklepik konwentowy. Wydaje mi się, że było z nim trochę lepiej niż rok temu, jednak przedmioty, które oferował, nie były dla mnie zbyt atrakcyjne. Wśród nich znalazły się m.in. książki, gry planszowe czy kubki.

Podsumowując, tegoroczny Falkon, choć niepozbawiony wad i pewnych problemów technicznych, oceniam trochę lepiej od poprzedniego. Jestem świadomy, że nie da się uniknąć problemów technicznych, jednak atrakcje odbywające się na scenie rozpoczynały się zdecydowanie ze zbyt dużym opóźnieniem. Co więcej, osoby, które prowadziły swoje panele, powinny mieć do dyspozycji wszelkie narzędzia, szczególnie że napisały o nich już przy zgłaszaniu swoich punktów programu! Osoby zajmujące się wyglądem informatora oraz mapki konwentowej powinny solidnie zastanowić się nad tym, jak znaleźć kompromis między ilością informacji podanych w informatorze a czytelnością. Przecież nawet ja sam znam teren Targów Lublin dość dobrze, a jednak miałem problem ze znalezieniem wszystkich potrzebnych mi informacji.

Przy tych niedociągnięciach na szczególną pochwałę zasługuje wyodrębnienie korytarza, na którym można było złapać oddech. Biorąc pod uwagę to, że frekwencja była spora również i w tym roku, przestrzeń, w której można było odpocząć, to strzał w dziesiątkę. Strefa gastro, gier planszowych czy gamingowa (która objęła również gry retro) nie rozczarowały, a sam konwent był przyjazny rodzinie. Do zobaczenia za rok!