adler tajemnica zamku bazina

Marta Merriday - „Adler. Tajemnica zamku Bazina”

psychoskokWydawnictwo: Psychoskok
Liczba stron: 600
Cena okładkowa: 49

Pelham jest małą angielską miejscowością, której spokój zostaje zmącony przez brutalną śmierć pupila jednego z mieszkańców podczas polowania. Jest to finalny powód dla sir George’a, jednego z mieszkańców, aby wezwać specjalistę z elitarnego klubu zoologów, który zajmie się dziwnymi zjawiskami mającym miejsce w otoczeniu tytułowego zamku. Niestety, udaje mu się skłonić do przybycia i wzięcia spraw w swoje ręce tylko najmłodszego członka klubu, Adlera. Chłopak, zafascynowany nietypowymi przypadkami, udaje się do miasteczka.

Muszę przyznać, że na książkę zwróciłam uwagę przez intrygującą okładkę. Wyróżniała się na tle opraw innych powieści przygodowych wykonaniem graficznym. Nie lubię oceniać książki po tym, jak wygląda, ale tym razem wyszło mi to na dobre. Historia toczy się w bardzo ciekawy sposób, powoli zmierzając do punktu kulminacyjnego, dając nam dużo możliwości poznania otoczenia, w którym bohaterowie żyją, i polubienia niektórych z nich. Autorka w bardzo plastyczny sposób opisuje nam miejsca wydarzeń, dzięki czemu tworzy nam się w głowie pełny obraz i rozumiemy, co się dzieje w książce. Czasami długie opisy w powieściach zatrzymują dynamikę, którą tworzą pojedyncze elementy fabuły, ale nie tutaj. Tym razem bardzo dobrze wpasowują się i wręcz wypełniają różne luki.

Podczas czytania rzuca się w oczy sposób tworzenia bohaterów, nie tylko głównych, ale i pobocznych oraz epizodycznych. Każda postać w książce jest unikalna i ma własny charakter, który bardzo często łączy się z przynależnością do warstwy społecznej. Po pierwszych zdaniach wypowiedzi możemy mniej więcej wyczuć, kim jest osoba mówiąca, dzięki czemu bez opisu od początku pozwala nam to lepiej zrozumieć sytuację. Prawdopodobnie wpływa to również na sposób tworzenia dialogów, które wydają się być bardzo naturalne. Nie ma wrażenia egzaltowanych rozmów, wymuszających na nas zrozumienie jakiejś kwestii.

Bardzo mi się podoba sposób, w jaki został wykreowany główny bohater, Adler. Z jednej strony jest stypendystą ekskluzywnej fundacji, a z drugiej zachowuje się w Pelham jak dziecko poznające świat i momentami doprowadza do białej gorączki jego gospodarza. Z łatwością jednak wzbudza w innych zaufanie, nawet bez wyjawiania swojego pochodzenia. Jest to zdecydowanie jeden z moich ulubionych protagonistów z książek, które przeczytałam na początku 2019 roku.

Tak rozwinięty sposób stworzenia bohaterów ma niestety również swoją wadę. Momentami liczba charakterystycznych postaci jest tak duża, że przysłania osobowość Adlera. Zanim jeszcze poznamy go dokładnie, wyłania nam się grono osób, które występują w książce dwa, trzy razy. Może to trochę przeszkadzać czytelnikowi na początku, bo nie wie, jakie postacie będą brały udział w dalszej akcji.

W książce możemy znaleźć niemałą ilość przypisów oraz objaśnień Marty Merriday dotyczących lokacji lub zwyczajów. Jest to interesujące, ale mam wrażenie, że niekiedy również zbędne. Wyjaśnienia mogłyby być „schowane” w tekście, dialogach lub części nie powinno być wcale. Trochę mi przeszkadzało, gdy jakieś małe rzeczy, których w sumie nie zauważałam, były tłumaczone na dole strony. Po prostu odrywało mnie to od akcji i lekko wybijało z rytmu.

Czegokolwiek bym nie powiedziała o książce, muszę przyznać jedno – jest bardzo wciągająca. Za każdym razem, gdy ją podnosiłam, miałam świadomość, że kolejną (minimum!) godzinę spędzę czytając. Później i tak trudno było ją odłożyć.

„Adler. Tajemnica zamku Bazina” jest naprawdę dobrą powieścią. Muszę przyznać, że biorąc ją pierwszy raz do rąk, nie spodziewałam się, że dostanę coś tak dobrego. Serdecznie polecam ją każdemu fanowi książek pełnych przygód i tajemnic. Z pewnością będę czekała na kolejne części.

Tagged Under