Tytuł książki

 „Umieranie to parszywa robota”

Nazwa WydawnictwaWydawnictwo: Fantazmaty
Liczba stron: 494
Cena okładkowa: 0 zł

 

Ludzie nałogowo wręcz stwierdzają, że umierają. Z nudów, ciekawości, tęsknoty, bólu, smutku. Powodów do zawsze jest wiele, ale jak ma się to do prawdziwego umierania? Czy nasze ,,umieranie z tęsknoty” można porównać do ostatnich oddechów chłopaka rozbitego o morskie skały? I czy umieranie dotyczy samego organizmu, czy także i duszy? Tak wiele pytań. Jak dobrze, że znalazły się osoby, które postanowiły coś o tym powiedzieć. 

„Umieranie to parszywa robota” składa się z dwudziestu opowiadań dwudziestu jeden autorów i jest już siódmą antologią wydaną przez Fantazmaty. Jest w niej wszystko i trochę więcej tego, co mogło się tylko kojarzyć z umieraniem. (Wolę nie używać słowa „śmiercią”, bo niektórzy autorzy udowodnili, że jedno z drugim niewiele ma niekiedy wspólnego.) W opowiadaniach znaleźć można zatem groteskę, absurd, jak i czarny humor.  

„Kiedy się przyzwyczaisz, to tak jakbyś umierał” napisał kiedyś Truman Capote. Przy Fantazmatach to na szczęście nie grozi, o czym przekonałam się już czytając „Ja, legenda”.  Każde z opowiadań jest pisane innym stylem, niesie ze sobą innych bohaterów i niekonwencjonalne podejście do tematu. Wątki osadzone są też w różnych światach, zatem udać się można na odległą planetę, do mitycznego Tartaru, na podniebny statek, a także skwer w Łodzi i wiele innych miejsc. Nie mniej zróżnicowane są postacie, bo swoją opowieść przedstawi nam człowiek chory na raka, demon, kosmita, wskrzeszony, a także byt, który nigdy ciała nie miał. Na brak różnorodności nie można więc skarżyć.  

Nie znalazłam tu żadnego opowiadania, które nie spodobałoby mi się na tyle, bym mogła się do niego przyczepić. Co prawda nie zapałałam miłością do ,,Pamięci kamieni” i ,,Krew śpiącej królewny przyzywa moją duszę”, ale w tym drugim przypadku wynika tylko z mojej osobistej niechęci do science fiction. W pierwszym za to nie potrafiłam odnaleźć się ani w akcji, ani w miejscu jej trwania. Wszystko to wydało mi się zbyt chaotyczne. Pokochałam natomiast ,,Szarość. Odcień czerni” wraz z ,,Gniewem Inspektora”. Obie historie są utrzymane w klimacie fantasy, ale poza tym nic ich nie łączy. Pierwszy przykład jest utrzymany w konwencji czarnej komedii, ma również nutę paranormalności i zmusza do zastanowienia się nad tym, co czyni z ludzi potwory.  Za to „Gniew Inspektora” ma w sobie czarny humor i ukazuje co by było, gdyby i mity, i Biblia mówiły prawdę. Pozytywnym zaskoczeniem okazało się też dla mnie opowiadanie ,,T4N2M1”, bo tu mamy do czynienia z hasłem - palenie zabija. Żyłam w przekonaniu, że o tym powiedziano już wszystko, a jednak Marek Zychla pokazał, że jest jeszcze jeden punkt widzenia, którego nie poruszył nikt.  

W żadnym opowiadaniu nie znajdzie się, co bardzo mi się spodobało, filmowego decorum. Nikt z bohaterów nie odszedł wśród blasku zachodzącego słońca, a po wszystkim nie zaczął padać deszcz. Tu naprawdę czuć, że odchodzi się naprawdę, bo pojawia się opis walki o ostatni wdech powietrza, bólu rozrywającego płuca i uczucia życia uciekającego wraz z krwią.  Autorzy zwłaszcza w te momenty wlewali masę emocji i można to doskonale poczuć.  Podobnie jest z samymi rozterkami wewnętrznymi i wybuchami emocji. Byłam w stanie doskonale wyobrazić sobie mimikę postaci, a nawet poczuć to samo co one.  

Nie mam więc nic co mogłabym wskazać jako przeciwwskazanie do sięgnięcia po ten zbiór. Gorąco polecam go wszystkim, którzy z Fantazmatami do czynienia mieli już wcześniej, by przekonać się, że po raz kolejny zebrali autorów, którzy wspólnie stworzyli coś niezwykłego.  I zachęcam do sięgnięcia po niego też tych, którzy cenią sobie urozmaicenia i różnorodność stylu, a także przedstawienie tematu z różnych punktów widzenia, ale jestem też przekonana, że każdy znajdzie w „Umieranie to parszywa robota” coś dla siebie.  

Tagged Under