W długi weekend, 7 – 10 listopada 2014, w Lublinie, odbyła się piętnasta edycja Festiwalu Fantastyki Falkon. Dla uczestników udostępnione były hale Targów Lublin, a także dwie szkoły – jedna LARPowa, druga zaś noclegowa. Rekordowa ilość uczestników (6 tysięcy) padła już sobotę wieczorem, dlatego szacuję, że na cały festiwal przybyło jeszcze więcej osób. Niestety, oficjalnej informacji nadal nie podano.
Jestę obsługą
Podróż z Poznania do Lublina minęła mi całkiem przyjemnie (nie licząc oczywiście zbyt wczesnego zerwania się z łóżka). Nigdy wcześniej nie byłam na wschodzie Polski, dlatego Falkon wydawał mi się idealnym pretekstem, aby zwiedzić te rejony. Dojście z dworca do targów zajęło mi około pięciu minut. Ponieważ droga była cały czas prosta, nie było sposobu, aby się zgubić. Na miejscu otrzymałam wejściówkę dla wolontariuszy, a także książkę „Nauczyciel sztuki” Wojciecha Kłosowskiego, która była rozdawana dla pierwszych 900 uczestników konwentu. W pakiecie dostałam karty do gry Weto (również kolejny prezent), przejrzystą książeczkę – przewodnik po atrakcjach, tabelkę, a także książeczkę zawierającą opisy najważniejszych konkursów oraz pokazów. Byłam bardzo zdziwiona małą ilością salek prelekcyjnych (tylko 6), ale patrząc po ilości innych atrakcji, zrozumiałam dlaczego tak było.
Po otrzymaniu pakietu, zaraz zabrałam się do pracy. Pozostawiłam swoje rzeczy przy Red Roomie czyli pokoju organizatorów i zostałam postawiona przy bramkach. Było po godzinie 13:00, a uczestnicy mieli być wpuszczani dopiero od 16. Powoli przybywało coraz więcej osób, a wystawcy próbowali jak najszybciej się wypakować swoje towary. Wreszcie wybiła godzina zero i wszyscy ruuuszyli!
Hala C czyli wystawcy, gastronomia i scena
W wielkiej hali C mieściły się stoiska wystawców. Można było tam znaleźć wszystko – zaczynając od przypinek, które wszyscy uwielbiają, a kończąc na pluszowych sowach oraz przepięknych średniowiecznych strojach. Byli tu wystawcy ze śmiesznymi koszulkami, biżuterią z różnych materiałów (na przykład z drucików), figurkami, planszówkami oraz książkami. Wszystko było tak piękne, że przechodząc z koleżankami pomiędzy stołami, wołałam co chwilę „chcę to”. Największym powodzeniem cieszyły się oczywiście loterie, w których można wygrać (zazwyczaj) wszystko to, co znajduje się na danym stoisku.
Organizatorzy Falkonu zadbali również o punkt gastronomiczny, gdzie uczestnicy mogli zjeść ciepły posiłek oraz czegoś się napić. W tym roku było naprawdę smacznie. W menu znalazły się standardowe zapiekanki i frytki, ale również można było zjeść zupę (każdego dnia była inna), kiełbaskę z grilla, bigos i naleśniki. W ogródku gastronomicznym dało się też zakupić piwo, ale należało je wypić od razu na miejscu.
Tuż obok „stołówki” rozstawiono Falkonową arenę, na której rozgrywano walki na otuliny. Każdy chętny mógł się zmierzyć z różnymi przeciwnikami i sprawdzić swoje umiejętności szermierki. W sobotę wieczorem na arenie, wielcy bohaterowie (zwycięzcy poprzednich walk) stoczyli ostateczne pojedynki. Niestety, moja faworytka – Ylf, przegrała swój turniejowy pojedynek, dlatego niezadowolona odpuściłam dalsze oglądanie nieco wcześniej niż zamierzałam. Na arenie rozgrywały się nie tylko walki, ale również pokazy parkour.
Naprzeciwko niej rozstawiono wielką scenę, gdzie odbywały się koncerty, konkursy oraz pokazy. Mnie w pamięci najbardziej utkwił występ Sztukmistrzów „Cafe Variete”, a w szczególności pan z wielkim kółkiem. Sztukmistrzowie pojawili się również w przerwie podczas konkursu cosplay.
Konsolówka, turnieje, planszówki
Tuż za halą C rozstawiono tak zwaną konsolówkę oraz stanowiska komputerowe, gdzie miały odbyć się przeróżne turnieje. Między innymi w League of Legends (LoL), DOTA 2 i Counter Strike. Niestety, ilekroć tam zawędrowałam, nie można było zobaczyć graczy w akcji. Szkoda, ponieważ chciałam im nieco pokrzyczeć nad głowami, aby ich zdopingować do lepszego grania. W niedzielę o północy na scenie głównej odbywał się turniej LoLa, a przynajmniej tak mówiła wielka tablica informacyjna.
Gry planszowe cieszą się ogromną popularnością wśród uczestników konwentów, w szczególności na festiwalach fantastyki, dlatego wydzielono na ten cel wielką osobną salę. Można było tam wypożyczyć za darmo wybraną przez siebie grę i zagrać w nią z przyjaciółmi lub nowopoznanymi osobami. Wieczorami trudno było zdobyć jakikolwiek wolny stolik, a uwierzcie mi, że hala była naprawdę ogromna!
Konkurs Cosplay
W niedzielę o 20 miał rozpocząć się konkurs cosplay, czyli wielka parada przebierańców. Sama wzięłam w nim udział. Niestety, atrakcja zaczęła się z wielką obsuwą czasową. Wszystko spowodowane brakującymi podkładami muzycznymi oraz złymi ustawieniami świateł. Na szczęście na scenie pojawił się nagle Człowiek z Miotłą, który zaczął zabawiać tłum, czekający na rozpoczęcie konkursu. Nikt się nie spodziewał po nim, że zacznie śpiewać swoją wersję Rubika. Zapewne gdyby nie on, wiele osób zrezygnowałoby. My sami, w strojach, nie mogliśmy się doczekać swoich występów. Kiedy wreszcie nadszedł nasz czas, wszyscy próbowaliśmy dać z siebie wszystko, aby przypodobać się ogromnej publiczności oraz komisji. Podczas występów grupowych nastąpiły kolejne problemy z muzyką, ale organizatorom jakoś udało się to wszystko poskładać. Po występach, na scenę wkroczyli sztukmistrzowie, którzy zajęli publiczność czekającą na wyniki. Komisja wzięła w „obroty” przebierańców i urządziła szybką rundę jury. Byłam tym bardzo zaskoczona, ponieważ ta część zazwyczaj odbywa się wcześniej.
Po tym wszystkim, nastała pora na ogłoszenie wyników. Nagrodę główną otrzymał Wiedźmin. Faworyt chyba całej publiczności - Iron Man nie otrzymał nic. Było to wielkie zaskoczenie nawet dla mnie samej. Zapewne nigdy nie zrozumiem jakimi prawami rządzą się konkursy cosplay.
Szkoła LARPowa
Szkoła LARPowa znajdowała się naprzeciwko targów, wystarczyło przejść na drugą stronę ulicy. Tutaj również były przewidziane noclegi dla całej obsługi. Za każdym razem, kiedy przechodziłam do sali gimnastycznej, z klas dobiegały przedziwne dźwięki, które wydawali z siebie LARPowcy. Uśmiechałam się pod nosem i szłam dalej. Nie można było im przecież przeszkadzać, ponieważ wielce prawdopodobne, że właśnie ktoś walczył o tytuł LARPa Najwyższych Lotów.
Podsumowanie
Falkon był najlepszym pomysłem na spędzeniem długiego weekendu listopadowego. Poznałam wiele ciekawych osób, w tym także kolejnych wspaniałych cosplayerów podczas swojej pracy w obsłudze (sprawdzałam opaski, a także pilnowałam zaopatrzenia w wodę w namiotach). Nie przypuszczałam, że będę tak dobrze się bawić wśród nieznajomych, w dodatku tak daleko od domu. Nie mogłam narzekać na nudę i o każdej porze znajdowałam dla siebie atrakcję – czy to prelekcję czy siedzenie na trybunach i dopingowanie swoich faworytów. Jeden z moich znajomych zawsze powtarzał „Falkon zacny jest” i muszę mu przyznać rację. Naprawdę był zacny.