Najbardziej miłosny konwent roku – Love 6. Wszechobecna atmosfera czułości i skrzydlatych, grubawych kolesi z łukami, bezkarnie ostrzeliwujących ludność. Czym wyróżnia się ten stricte walentynkowy event? Oprócz eliminacji do EuroCosplay oczywiście. Blisko 1800 uczestników (Sporo ponad 2000 z organizacją, helperami, mediami etc.) nie może się przecież mylić? Sprawdźmy to!

Kolejkowy moloch

kolejka do akredytacji na konwentZ moich informacji wynikało, że sporo osób będzie na miejscu już w piątek przed konwentem. Jest to właściwie już stała przypadłość konwentów grupy MiOhi. Czy to dobrze czy źle? Są plusy i minusy. Na pewno ludzie, którzy dzień wcześniej mają darmowy nocleg i pewne miejsce w sleeproomie są zadowoleni. Gorzej z tymi, którzy przybędą o czasie, ale o tym nieco dalej. Przed budynek wraz z garstką redakcyjnych kolegów i koleżanek dotarłem przed 10:00. Kolejka (co widać na zdjęciach) była całkiem pokaźna i rozbijała się na dwie części (niczym macki pradawnego potwora, łooo!) łączące się w wejściu. Jedna dla ludzi z przedpłatami, tj. „zwykli uczestnicy”, druga natomiast dla VIP-ów, mediów i twórców atrakcji. Akredytacja przebiegała średnio. Kolejka przesuwała się stosunkowo powoli. Nie wiem z czego to wynikało, ale nie jest to normalna sytuacja na konwentach tej grupy, więc pewnie pojawił się jakiś tymczasowy problem. W pakiecie otrzymaliśmy standardowe kartoniki (identyfikatory) z ładnymi grafikami w stylu chibi – laseczki, informator rozmiaru A5 z listą i tabelką atrakcji, mapką i kuponami do McDonald’s (była nawet darmowa cola), smycz i opaskę na rękę. Nie chcąc robić niepotrzebnego tłoku, udaliśmy się w poszukiwanie wolnego miejsca w sleeproomach.

kolejka ciągnąca się na ulicę na Love 6 we Wrocławiu

Tłok!

Na początku pomyślałem, że sporo osób musiało wejść do budynku w krótkim czasie. Na korytarzach panował wszechobecny ścisk i niełatwym zadaniem okazało się przemieszczenie gdziekolwiek z torbami. W końcu udało nam się zaanektować kawałek zapomnianej podłogi na nasze siedlisko zła i zepsucia. Po pozostawieniu rzeczy i bezowocnych poszukiwaniach pompki do materaca zająłem się łapaniem w kadr wszystkiego co ciekawe. Sama szkoła i system różnokolorowych pięter były świetne!

cosplay kuroshitsujiI te półpiętra z ładnymi fototapetami z motywem lasu czy planet i mięciutkie powierzchnie do siedzenia… Dlaczego powierzchnie, a nie ławki? A jak nazwiecie wielki, prostokątny słup z twardego materaca? Zajrzałem także do kilku sal prelekcyjnych, w których także urzędowało niemało osób. Ciekawostką były pomieszczenia, gdzie atrakcje prowadził portal Anime24 i Wrocław Mangowcy. Czyżby nowy trend? A gdzie niezrzeszeni prowadzący? Oczywiście, były też panelówki dla ludzi spoza PZTA czy wyżej wspomnianych, jednak stosunek pół na pół nieco niepokoi. Stoiska zostały upchnięte w korytarzach, co jeszcze bardziej nasilało tłok. Jednak nie widziałem innego miejsca, gdzie można by wystawców zmieścić. W budynku dalej niepodzielnie panowała atmosfera wzajemnej miłości, wymuszona przez brak miejsca, dzięki czemu wszyscy, chcąc czy nie, musieli się do siebie przytulać. Czyżby zamierzona akcja? Bardziej poważnie, organizacja nie spodziewała się takiego zainteresowania imprezą. Za rok zmiana miejsca czy limitowanie wejściówek?

Atmosfera

nazgul cosplayOczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie zbadał konwencji wydarzenia. W końcu walentynki powinny być łatwe do przygotowania? I tutaj niestety się nie udało. Nie widziałem dekoracji (nie żeby mi ich brakowało, ale tematyka to tematyka…), atrakcje w ogóle nie były ukierunkowane w stronę zakochanych i ich święta, par też nie widziałem specjalnie dużo. Tyle co i na każdym innym evencie mangowym. Czyżby Love stał się tylko nic nie znaczącą nazwą i po prostu kolejnym konwentem w lutym? Do ewentualnych obrońców: jeżeli dekoracje były, to bardzo nie rzucały się w oczy, a to nadal niedobrze. W rozpisce atrakcji widziałem śluby, ale to także pojawiało się już na innych imprezach. Kolejną rzeczą, która się wyróżniała raczej na minus, była posucha cosplayowa. Jak normalnie korytarzami przechodzi cała masa postaci z gier, anime, mang, książek etc. tak na Love 6 było ich bardzo mało. Cosplayerzy! Gdzie się podzialiście?!

Cosplay time!

scena cosplay na konwencie mangi i anime Love 6Konkurs cosplay miał się odbyć o 17:00, czyli stosunkowo wcześnie. Było to spowodowane planowanym koncertem japońskiego duetu ADAMS, który zdecydował się rozpocząć swoją trasę koncertową właśnie we Wrocławiu. To gigantyczne osiągnięcie dla MiOhi i należą im się szczere gratulacje za wyniesienie mangowych festiwali na nowy poziom. Przecież mało kto może pochwalić się występem profesjonalnej grupy z Kraju Kwitnącej Wiśni na swoim konwencie. Opóźnienie oczywiście było, choć w granicach rozsądku (powiedzmy). Prowadzący Psiaq starał się jak mógł zabawić nas w tym czasie. Jak mu to wyszło? Ja nie narzekam. Zapleczem technicznym zajmowali się profesjonaliści, toteż potknięć ze ścieżką dźwiękową nie uświadczyłem. Światła mogłyby być ustawione nieco inaczej niż na twarze pierwszego – medialnego – rzędu, ale widocznie inaczej się nie dało. Poziom scenek i strojów w absolutnej normie. Zachwycił mnie Wiedźmin i to bynajmniej nie ze względu na pokrewieństwo imion. Genialny strój, makijaż i oprawa. Scenka już taka sobie. Niestety nie mogłem zostać na koncercie i eliminacjach do EuroCosplayu przez przygotowania do mojej atrakcji, czego bardzo żałuję.

Podsumowanie

Część z Was na pewno zauważy, że relacja jest objętościowo raczej skromna jak na mnie. Jednak nie ma się nad czym rozpisywać. Było przeciętnie, co zresztą potwierdzało sporo osób, z którymi zdarzyło mi się zamienić kilka słów o konwencie. Największymi minusami były tu: ścisk, wolny proces akredytacyjny, brak atmosfery miłosnego konwentu i posucha cosplayowa. Nie są to jednak tak poważne błędy czy niedogodności by mocno wpłynęły na ocenę. Z czystym sercem daję 6,5/10. Nie mogę się doczekać Love 7. Oby tym razem był ciut lepszy ;-).

Ocena ogólna: 6,5/10

Lokalizacja: 7,5/10

Organizacja: 6/10

Ocena uczestników:7/10

Tagged Under