14 – 15 lutego 2015 roku Wrocław stał się stolicą zakochanych mangowców za sprawą Walentynkowego Festiwalu Popkultury Japońskiej Love. Była to już szósta odsłona konwentu organizowanego przez MiOhi. Tak jak w poprzednim roku odwiedziliśmy Wyższą Szkołę Zarządzania „Edukacja”. Mieści się ona niedaleko dworca głównego, a okolica jest spokojna. Przez konwenty, które odbywały się w dość niebezpiecznych miejscach, zaczęłam zwracać większą uwagę na zachowanie bezpieczeństwa uczestników. W przypadku Love nie miałam żadnych zastrzeżeń.
Złe miłego początki
Moje przygody z Love zaczęły się dość niefortunnie. Jak zwykle nie wiedziałam w co powinnam się ubrać, a kiedy już zdecydowałam na sukienkę oraz szatę z Hogwartu, po przyjściu na przystanek zaczęłam żałować dokonanego wyboru. Miałam wielki problem ze spadającymi rajtuzami! Czerwona na twarzy wsiadłam do tramwaju, który zawiózł mnie na dworzec. Tam napotkałam na przyjaciół. Humor od razu mi się poprawił, ponieważ większości z nich nie widziałam już dobre pół roku.
Spadające rajtuzy nie były moim jedynym problemem. Miejsce konwentu wyznaczała zakręcona kolejka. Powinnam być już przyzwyczajona do takich widoków, skoro jeżdżę na konwenty od ładnych paru lat. W zimowe miesiące jednak warto pomyśleć nad zorganizowaniem miejsca do zagrzania się dla osób, które przybyły na konwent. Rozumiem potrzebę zachowania podstawowego BHP, ale wszystko da się inaczej zorganizować. Bazując na relacji jednej z helperek, która pilnowała wejścia, kolejka została rozładowana w przeciągu półtorej godziny.
Sama (jako media) napotkałam problemy z wejściem na konwent. Dwójka moich przyjaciół z Konwentów Południowych zdążyła już zaakredytować się, a my z Sylwią podpierałyśmy drzwi i tylko patrzyłyśmy z nienawiścią na pana ochroniarza, który krzyczał co chwilę „media nie wchodzą”. Byłam świadkiem paru niemiłych sytuacji takich jak (chyba już standardowe) wpychanie się w kolejkę oraz nieudolne próby zapanowania nad tłumem (moje uszy bolą mnie na samo wspomnienie). Gdy wreszcie udało się mi wejść do środka, otrzymać identyfikator oraz informator, nie potrafiłam uwierzyć w swoje szczęście. Mogłam zacząć zwiedzać szkołę!
Szybki przegląd atrakcji
Przed konwentem nie miałam okazji zaznajomić się z programem, dlatego zrobiłam to dopiero po otrzymaniu książeczki. Jak zwykle poziom edytorski informatora był na wysokim poziomie. Marginesy, na których wypisano nazwy sal, były pokolorowane na kolory odpowiadające poszczególnym piętrom (na przykład podłoga na piętrze trzecim była fioletowa). To pomagało w szybkim odnalezieniu się w „terenie”. Na samym końcu książeczki znajdowała się tabelka z atrakcjami oraz plan szkoły konwentowej. Na głodomorów czekały kupony do pobliskiego McDonalda.
Do użytku konwentowiczów oddano czternaście sal programowych, kawiarenki z jedzeniem oraz sale konsolowe. W programie nie zabrakło Sali Walentynkowej, chociaż w moim mniemaniu niektóre punkty programu wcale tam nie pasowały, nie wiem dlaczego odbywał się w niej LARP: Przenikanie oraz panel wampirzy. Na Love nie było zbyt dużo atrakcji związanych z główną konwencją. Spodziewałam się, że będzie ich naprawdę „multum”, lecz było ich mniej w porównaniu z latami poprzednimi. W dodatku zabrakło mi walentynkowego nastroju w szkole – nie było serduszek na każdym kroku, a w kawiarenkach nie zawsze puszczano romantyczną muzykę. Mało osób pomyślało o przebraniu utrzymanym w klimacie święta zakochanych.
Dużo, ponieważ aż osiem sal było prowadzonych przez przyjaciół oraz partnerów MiOhi. Najdziwniejszym punktem programu, który udało mi się dojrzeć w informatorze były „Gofry z miłością”. Wiedziona doświadczeniem konwentowym wolałam nie sprawdzać, czym to właściwie było.
Według mnie najciekawszy program oferowała Sala Cosplayowo – Warsztatowa. To w niej można było spotkać się z polskimi sławami cosplayowymi takimi jak: Kayomi, Zel, Kairi oraz LinaSakura. Poprowadzili wiele warsztatów aktorskich oraz cosplayowych. Sama wybrałam się na Konwentową Zbrojownię Kairi. Jako początkująca cosplayerka, która jeszcze nie do końca kojarzy „o co chodzi z tą pianką”, wyniosłam z tych warsztatów bardzo dużo. Pozytywne nastawienie Kairi było bardzo zaraźliwe i uśmiech nie schodził z moich ust przez cały czas trwania warsztatów. Po innych uczestnikach widziałam, że czuli dokładnie to samo co ja. Mam nadzieję, że doświadczenie, które zdobyłam u Kairi, pomoże mi w konstruowaniu swojego cosplayu na tegoroczny Pyrkon. Jestem wdzięczna MiOhi za zorganizowanie takiej sali i zaproszenie tylu inspirujących osób, aby poprowadzili panele. Powoli cosplay przestaje być czymś przeznaczonym tylko dla „elity”, każdy może spróbować swoich sił oraz nauczyć się czegoś nowego.
Pokazy, tańce i przebieranki
Jak wiadomo nie samymi panelami oraz warsztatami żyje człowiek na konwencie. Love to także pokazy wszelkiej maści. Na Mainie odbywały się warsztaty taneczne, pokazy Kendo i Iaido oraz koncert zespołu ADAMS. Sama byłam najbardziej zainteresowana pokazami Kedno oraz Iaido. Parę lat temu ćwiczyłam Aikido, dlatego chciałam zobaczyć czym różnią się te sztuki walki. Muszę przyznać, że okrzyki bojowe, które były oznakami gotowości wojownika, wywoływały u mnie salwy śmiechu. Prawdopodobnie nie mogłabym uczestniczyć w zajęciach tego typu, ponieważ nie potrafiłabym się opanować.
Najbardziej oczekiwanymi konkursami były oczywiście Standard Cosplay oraz eliminacje do konkursu EuroCosplay. Przed samym konkursem dochodziło do wielkich przepychanek. Sala, w której odbywały się oba konkursy, była stanowczo za mała, aby pomieścić tak dużo widzów. W pewnym momencie całkowicie wycofałam się z kolejki, ponieważ brakowało mi powietrza. Tym samym nie obejrzałam żadnego konkursu cosplayowego, czego bardzo żałuję. Cenię jednak sobie swoje zdrowie bardziej od możliwości kibicowania przebierańcom.
Moją faworytką Standard Cosplayu była LinaSakura ze swoim strojem Ruby. Śledziłam progresy powstawania kostiumu na jej facebookowym fanpage. Bardzo się ucieszyłam, kiedy koleżanki przekazały mi informację o jej wygranej. Nie mogłam przestać się śmiać, kiedy zobaczyłam wideo o ŁAMIĄCYM występie (podczas występu złamała się broń LinySakury). Drugie miejsce zajęła Resha’s Den, a trzecie Hybryda’s Nest. Nagroda za najlepszą prezentację solo powędrowała do Imagination of Ibu-nyan, a za najlepszą grupową do Moe Moe Rebelion. Wszystkim nagrodzonym serdecznie gratuluję!
Moim faworytem EuroCosplayowym był The VU ze swoim strojem Cullena Rutherforda. Komisja zdecydowała jednak inaczej, ponieważ pierwszą reprezentantką Polski w EuroCosplayu została Asgardian Fraud - Workshop & Cosplay Nest, zaś The VU został kandydatem rezerwowym. Jestem bardzo ciekawa, jaki strój Laura przygotuje na konkurs w Londynie. Również im obojgu gratuluję i trzymam kciuki, aby dalej się im powodziło na scenie cosplayowej!
Słabe strony konwentu
Przechadzając się korytarzami, a właściwie próbując przecisnąć się przez tłumy osób, które co chwilę przystawały przy stoiskach, było naprawdę trudno zobaczyć cokolwiek. Love zaczyna być co raz większe, przyjeżdża na niego więcej osób. Niestety, szkoła nie może w magiczny sposób się powiększyć. Do moich uszu dochodziły skargi od samych helperów, którzy w piątek pracowali do piątej godziny przy odpowiednim przygotowaniu szkoły konwentowej. Problem pojawił się z powodu dużej ilości osób, które przyjechały wcześniej na festiwal. Każdy, kto znalazł się chociaż przez chwilę w sleeproomach, nie mógł pozbyć się wrażenia, że są wypełnione po brzegi. Głównym problemem Love był więc brak potrzebnego miejsca, aby obsłużyć tak dużą liczbę uczestników.
Ocena konwentu
Love 6 był trzecim Lovkiem, w którym brałam udział. Moją zabawę uratowały moje dwie zwariowane koleżanki Honi i Zuzka oraz Sylwia, którą poznałam w tramwaju. Dzięki tej trójce miałam co robić na festiwalu, zdecydowałam się pójść na kilka punktów programu. Bardzo żałuję, że nie mogłam zobaczyć konkursów cosplayowych. Unikałam miejsc, które mogłyby wpłynąć negatywnie na moją ocenę (dopiero po zakończeniu konwentu dowiedziałam się, co tak naprawdę działo się w Sali Wrocławskich Mangowców). W porównaniu z innymi konwentami w moim mniemaniu Love 6 wypadło dość dobrze. Brakowało mi jednak walentynkowego nastroju, którego można było odrzuć w poprzednim roku.