Największe wydarzenie fantastyczne, czyli Festiwal Fantastyki Pyrkon już za nami. W tym roku tłumy konwentowiczów okupowały Poznań od ósmego do dziesiątego kwietnia. Tradycyjnie już, impreza odbyła się na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Tegoroczną edycję odwiedziło 38 tysięcy uczestników. Jak było? Zapraszam do lektury.
Po kolei - Wejście
Na terenie konwentu pojawiłem się tuż przed godziną dwunastą – godziną oficjalnego otwarcia bramek dla uczestników. Poraził mnie tłok panujący przed kasami. Kolejka wypełniała cały budynek i ciągła się kilkanaście (kilkaset wręcz) metrów na zewnątrz. Dodać trzeba jednak, że jak na tak wielką imprezę, to akredytacja przebiegała naprawdę żwawo. No, przynajmniej ta pierwsza… Ci, którzy zainteresowani byli festiwalem, na pewno wiedzą, że bilety można było kupić na dwa sposoby: w przedsprzedaży oraz normalnie, przy kasach. Chciałbym opisać niezbyt ciekawą sytuację większości preakredytowanych. Bilet z wcześniejszej sprzedaży pozwalał jedynie na jednokrotne przejście przez bramki. Używszy go należało iść do punktu wymiany (miał on swoją nazwę, ale niestety teraz jej nie pamiętam), aby odebrać tradycyjny pakiet uczestnika (papierowa tytka, drukowany informator formatu a4, smyczka, reklamy, zniżki na kilka stoisk i czytelny identyfikator). Tutaj kolejka trwała praktycznie drugie tyle i zniknęła dopiero w okolicach godziny piętnastej. Preakredytowani otrzymywali również pyrkonowe kostki. W tym roku były to k20-tki (nie wiem, czy w różnych wariantach kolorystycznych, ale mi się trafiła czerwona).
Miejsce, budynki, nocleg, gastronomia.
Tak jak jest napisane we wstępie. Wydarzenie odbywało się po raz kolejny na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, rzut kamieniem od dworca autobusowego i dworca PKP. Potrzeba było nie lada fantazji, aby się zgubić na odległości nie większej niż pięćset (?) metrów. Dookoła kompleksu było sporo sklepów, restauracyjek czy barów (no, tych ostatnich akurat trochę mniej i trochę dalej, ale nie ma co narzekać, zwłaszcza że na terenie festiwalu była możliwość kupienia piwa).
W tym roku umiejscowienie Pyrkonu było zupełnie inne niż wcześniej. Z przyczyn niezależnych od organizatorów pawilony 8 i 7 były w tym roku niedostępne. Zdaniem wielu zepsuło to klimat – arena, gamesroom, scena i e-sport znajdowały się blisko siebie. Tegoroczne rozstawienie wymagało przejścia sporych odległości od pawilonu 15, gdzie odbywały się prelekcje, podpisywano autografy i znajdowała się maskarada, do znajdującego się po drugiej stronie całego kompleksu pawilonu 3A z areną i wioskami tematycznymi. Żałuję, że nie zainstalowałem sobie krokomierza.
Dla posiadaczy trzydniowych akredytacji przygotowana była hala noclegowa. Jej rozmiar naprawdę robił wrażenie. Nie zmieniło to jednak faktu, że miejsca było za mało i niejedna osoba odeszła z przysłowiowym kwitkiem. Nie można jednak złorzeczyć. Organizatorzy przestrzegali przed oczywistym przepełnieniem i z wyprzedzeniem podali na stronie internetowej listę innych opcji noclegowych, które oferowały zniżki za hasło „Pyrkon2016”. Bodajże w połowie drugiego dnia dodatkowo wynajęty został pawilon 6, gdzie również można było złożyć swój rynsztunek.
Prysznice rozlokowane były na terenie całego pawilonu, było bodajże osiem pomieszczeń z nimi. Niestety, dość szybko spora część z nich uległa awarii, a w działających była jedynie zimna woda. Osobiście nie mogę narzekać na kolejki. Nie stałem nigdy dłużej niż 5 minut, ale pewnie było to spowodowane braniem prysznica między piątą a szóstą rano.
Wiadomo, nie samym alk.. konwentem człowiek żyje. Jak wspominałem wcześniej w niedalekiej okolicy MTP znajdowało się sporo sklepów, knajpek i galeria City Center z fast-foodami, ale Ci, którzy nie chcieli opuszczać terenu konwentu mieli szansę zjeść coś w kilku różnych budkach na „gastrohali” lub też w namiocie bezpośrednio przed nią. Wybór moim zdaniem był spory – oprócz typowych żarełek w takich punktach (zapiekanki kebaby, ekspresowe pizze), oferowano również szereg grillowanego mięsiwa, podpłomyków i tak dalej. Mieli również piwa. Nawet takie, których wcześniej nie próbowałem. Co do samego spożywania napojów rozweselających było to dozwolone w wydzielonej strefie oraz w Iglicy podczas wieczornych imprez. Poza nią patrol miał zadanie wyłapywać i nawracać od złego.
Wystawcy, Strefa Fantastycznych Inicjatyw, e-sport.
Kto był na którejkolwiek edycji festiwalu musiał - tak samo jak ja - po wejściu do Krainy Wystawców pomyśleć: „Łał! Ile tu tego!”. Tegoroczna edycja pod tym względem nie zawiodła. Sprzedawcy przybyli tłumnie i oferowali szereg rozmaitości. Każdy znalazłby coś dla siebie. W porównaniu do roku ubiegłego było więcej przestrzeni i nie było aż takich trudności w dotarciu do wybranego stoiska. Na wyższym piętrze, na antresoli ulokowano kolejną część sklepików, a także wystawy sztuki wszelakiej. Znaleźć tu można było miłośników LEGO, makiety statków z Gwiezdnych Wojen (kawałek dalej znajdował się bar, ten sam w którym Han strzelił pierwszy), wystawa obrazów czy ilustracji oraz czytelnia komiksów. Można było tam, po zostawieniu dokumentu, czytać je nomen omen.
Po raz kolejny stworzona została Strefa Fantastycznych Inicjatyw, w której również nasza redakcja posiadała swoją delegację. Miejsce to miało pomóc w promocji, promowaniu projektów związanych z fandomem. W tym roku umiejscowienie strefy było o wiele lepsze, niż wcześniej, co rzutowało na ilość odwiedzających.
Tuż za SFI znajdowało się królestwo gier elektronicznych. Konsole, strefa gier indie, retro, wystawcy sprzętu e-sportowego, arena do zmagań multiplayer. Szczerze powiedziawszy nie spędziłem tam zbyt wiele czasu, nie miałem na to ochoty, ale wydaję mi się, że cały ten obszar wyglądał lepiej niż w ubiegłych latach. Standardowo były rozgrywki w LoL-a, HS-a, WoT-a i wielu, wielu innych, których nazw po prostu nie znam.
Wioski tematyczne, gamesroom, plac Marka.
Wioski tematyczne jak co roku zdominowane były przez grupy postapo. Zakon Świetego Płomienia, S.T.O, Brotherhood of Beer i kilka innych znajdowały się w centralnej, najbardziej widocznej części pawilonu. Oprócz mieszkańców pustkowi spotkać można było stalkerów, średniowiecznych wojów, rosyjską armię i kącik dla dzieci (A co! Tam się dopiero działo!). Znajdowała się tam też arena, na której odbywały się turnieje quidittcha, juggera, tańczono belgijkę, uczono fechtunku, a nawet strzelano z bata. Szkoda, że arena była mniejsza niż rok temu, wiadomo – więcej miejsca, więcej zabawy.
W tym roku gamesroom umieszczono tam, gdzie rok temu znajdował się pawilon gastronomiczny. Miejsca było naprawdę dużo, ale gracze nie zawiedli i trafienie na wolny stolik stanowiło nie lada wyzwanie. Ciekawym pomysłem, wartym rozpowszechnienia był system dwóch baloników. Zabierało się niebieski, jeżeli potrzebny był kolejny gracz do rozgrywki, a jeżeli to my szukaliśmy drużyny, która nas przygarnie, wybieraliśmy balonik koloru pomarańczowego. Za mało czasu tam spędziłem, abym widział jak bardzo ten system się sprawdza, ale nie można mu odmówić prostoty i pomysłowości.
Plac Marka znajdował się między budynkami wystawców a gastronomią. To tu można było spotkać największą ilość spacerujących cosplayerów czy zwykłych uczestników. Znalazły się tam strzelnica ASG prowadzona przez Furię, plac do drużynowego ostrzeliwania się z łuku (strzały były otulinowe - wydawało się to wspaniałą zabawą), szkoła wiedźmińska z mordownią i równoważnią czekającą na śmiałków. Tutaj również znajdowała się arena. W tym miejscu przeprowadzano większe atrakcje. Szczególnie urzekł mnie wielkoformatowy Tower Defence oraz Angry Birds przy użyciu słusznej wielkości procy. Jak co roku chętni uczestnicy mogli oddać krew w podstawionych do tego celu autobusach krwiodawstwa.
Prelekcje, sesje, maskarada
Podobnie jak w roku ubiegłym prelekcje odbywały się w reprezentatywnym, najdalej oddalonym od wejścia pawilonie 15. Nad rzetelnością prowadzonych punktów programu nie mam możliwości wypowiedzenia się, ponieważ ilość sal, prelekcji i osób je prowadzących była tak duża, że nie można ich uogólniać. Pozwolę sobie napisać, że wszystkie sale były przestronne, jasne i w pełni wyposażone. Czyli było dokładnie tak, jak każdy by oczekiwał od miejsca o takiej randze. Należy wspomnieć o systemie rezerwacji miejsca na dwa wybrane punkty programu. Dawało to pierwszeństwo w wejściu na salę i co za tym idzie pewne i dobre miejsce siedzące. Słyszałem głosy, że zabija to ducha konwentu, ale moim zdaniem przy imprezie na taką ilość osób jest to krok w dobrą stronę.
Czym byłaby impreza dla fanów fantastyki bez sesji RPG i LARPów. Tak jak w poprzednich latach udostępniony został pawilon 14, gdzie mistrzowie wprowadzali graczy w odmęty intryg i zawiłych historii. Jak co roku odbyły się Złote Maski – konkurs mający wyłonić najlepszego gracza, najlepszy scenariusz i najlepszą grę.
Maskarada tym razem odbyła się na terenie pawilonu 15, w największej dostępnej auli. Ci, którzy poszukują zdjęć z konkursu, mogą się zdziwić ich niewielką ilością. Zostało to spowodowane dziwnym pomysłem, aby fotografów (oprócz kilku wyjątków) wpuszczać dopiero po ludziach z zarezerwowanym wejściem. Dość niecodzienne zagranie, które raczej nie wpłynie pozytywnie na promocję tegorocznej edycji konkursu cosplay jak i samych strojów.
Zmierzając ku końcowi
Pyrkonowi nie można odmówić faktu, że jest niepowtarzany na skalę kraju. Największy, najbardziej znany festiwal (festiwal, konwentem nie jest nazywany już od kilku edycji) także wśród „cywilów”. Mimo tego, że rok w rok ilość uczestników rośnie, zaczynam mieć wrażenie, że impreza w swoim ogromie traci „to coś”. Wydaje mi się, że w coraz mniejszym stopniu jest to impreza „od fanów dla fanów” a coraz bardziej staje się po prostu biznesem, gdzie aktualnie nie ma żadnej konkretnej konkurencji. Ciekawą rzeczą, na swój sposób niosącą otuchę byli widziani dość często rodzice z dziećmi. Widać, że niezwiązani z fantastyką. Przyszli dlatego, że wydarzenie miało miejsce i można było nacieszyć wzrok dziecka żywymi postaciami z ich ulubionych bajek czy filmów. Kto wie, może fandom będzie zmierzał w stronę otwartego dla wszystkich kolorowego widowiska?
Osobiście w tym roku bawiłem się gorzej niż w zeszłym. Ciężko mi to uargumentować, pewnie introwertyczna natura ma opory przed tak ogromną ilością ludzi. Porównując jednak tę edycję z ubiegłymi wydaje się, że organizatorom nie udało się uzyskać imprezy tak samo dobrej jak rok czy dwa lata temu.
Pozytywy:
- Było wszystko, fan czegokolwiek związanego z fantastyką na pewno mógł znaleźć coś dla siebie
- Ilość wystawców i dostępnego dobra
- Bez większych dram
- Nie było strasznego ścisku na terenie konwentu (wiadomo, ścisk był w kolejce, ale na terenie targów nie było źle)
Minusy:
- Porażka z kolejką dla preakredytowanych
- Pawilony rozstrzelone po całym MTP (to nie wina organizacji, ale jednak był to pewien dyskomfort)
- Pogoda (minus bez sensu, ale jednak Pyrkon, ze względu na dużą ilość otwartej przestrzeni był mocno od niej uzależniony)
- Uczestnicy jak zawsze pozostawili po sobie bajzel, syf i brud. Naprawdę, zabranie swoich kilku papierków i butelek to nie jest wielki trud, a umili życie helperom i innym uczestnikom
Ocena ogólna: 7/10
Lokalizacja: 9/10
Organizacja: 7/10
Ocena uczestników: 7/10