Drugiego lutego w Krakowskiej Tauron Arenie odbył się koncert HANS ZIMMER TRIBUTE SHOW. Na nim też miałem okazję usłyszeć najpopularniejsze kompozycje filmowe Hansa Zimmera w wykonaniu Polskiej Orkiestry Radiowej, Chóru Akademickiego Politechniki Warszawskiej oraz Chóru Akademickiego Uniwersytetu Warszawskiego. Cały koncert został wykonany bardzo profesjonalnie, ale nie obyło się bez paru problemów.
Ale po kolei.
Cała obsługa przed - i pokoncertowa była bardzo dobrze przygotowana. Odebranie akredytacji i samo wejście na teren obiektu przebiegło sprawnie, nie było kolejek, od razu zostałem poprowadzony do odpowiedniego wejścia. Podobnie przebiegało opuszczanie sali po wydarzeniu.
Koncert rozpoczęło wejście pani Magdaleny Miśki-Jackowskiej, która pełniła rolę konferansjerki. Prowadząca była bardzo dobrze przygotowana, rzeczowo opowiada o muzyce i osobie Hansa Zimmera. W jej wypowiedziach było słychać wieloletnie doświadczenie w pracy w radiu (RMF Classic). Sama orkiestra była świetnie przygotowana przez Macieja Sztora, który poza Polską Orkiestrą Radiową prowadził także wyżej wspomniany chór.
Cały koncert niewątpliwie ubarwił występ solistki Anny Lasoty.
Zaraz po wykonaniu przez orkiestrę motywu muzycznego wytwórni Warner Bros rozpoczął się właściwy koncert, który postanowiono zacząć z wysokiego „C”, serwując słuchaczom motywy muzyczne z filmu „Gladiator”. Twórcy programu odpowiednio szafowali akcentami i napięciem. Interesujące było zestawienie obok siebie ścieżek dźwiękowych z wszystkich część Trylogii Mrocznego Rycerza Christophera Nolana, pokazując rozwój kolejnych motywów na przestrzeni cyklu. Przy okazji kątem oka zauważyłem logo Batmana na partyturze, co osobiście bardzo mi się spodobało, lecz był to smaczek, który dostrzec mogli tylko nieliczni. Poza tym orkiestra zaprezentowała utwory z takich filmów, jak „Człowiek ze stali”, „Ostatni samuraj”, „Król lew”, „Interstellar”, „Kod da Vinci” czy „Pearl Harbor”.
Cała oprawa wizualna była bardzo ciekawa. Fragmenty filmów zostały świetnie podłożone pod wykonywaną muzykę (z paroma wyjątkami, gdzie pokazany były po prostu plakat filmu lub pojedyncze kadry).
Solowe partie muzyków także zostały odpowiednio wyszczególnione poprzez pokazanie artystów na wielkim ekranie. Transmisja była jednak odrobinę opóźniona, co powodowało lekki dyskomfort u widza.
Największą wadą wydarzenia było nagłośnienie, które bardzo źle wpłynęło na organiczne brzmienie koncertu. Siedząc dość blisko na płycie słyszałem całość bardzo płasko, jak gdyby muzyka była puszczona przez radio. Opinie od osób siedzących dalej były jeszcze gorsze.
Jestem przyzwyczajony do warunków bardziej filharmonijnych, dlatego zaskoczyli mnie ludzie jedzący w trakcie koncertu zapiekanki czy pijący piwo z plastikowych kubków.
Ostatecznie koncert, a w szczególności jego finał pozostawił mnie niewzruszonego. Kończące całość wykonanie motywu z „Piratów z Karaibów” nie zadziałało tak mocno, jak życzyliby sobie tego organizatorzy czy nawet sama orkiestra. O wiele bardziej widowiskowe było przedstawienie muzyki z „Króla Lwa”, które bardzo mocno pobudziło widownię (to pewnie zasługa bujającego się chóru). Mimo wszystko dla fanów twórczości Hansa Zimmera i muzyki filmowej cały koncert był niewątpliwie wielką gratką.