Luty to miesiąc, w czasie którego coś zdecydowanie wisi w powietrzu. Do czternastego lutego coraz bliżej, a jeśli konwent miłosny, to tylko we Wrocławiu, popularnie zwanym „Wroclove”. To właśnie w tym mieście już po raz trzeci odbył się Aishiteru. Po szczegóły dotyczące eventu zapraszam do rozwinięcia. Miłej lektury!
Kolejkonu nie było
Po dotarciu na teren szkoły, w której odbywała się impreza, dało się zauważyć małą grupkęuczestników oczekujących na wejście. Długo nie czekali, bo wszystko sprawnie posuwało się do przodu, choć przez pewien czas mogłoby się wydawać, że kolejka stoi w miejscu, ponieważ dochodzili nowi konwentowicze. Akredytacja działała w miarę sprawnie i większych problemów nie było. Te jednak pojawiły się przy punkcie akredytacji medialnej. Jak to na imprezach bywa, należy zapoznać się z regulaminem i go podpisać, jeśli się z nim zgadzamy, oraz wyrazić zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych. Ot, normalna procedura. Jednak co w przypadku, gdy mamy zgodzić się z czymś, czego nie ma? Zarówno na stronie, jak i przy akredytacji zabrakło regulaminu dla mediów. Nie można się podpisać pod czymś, czego się nie zna… Na szczęście szybko doszliśmy do porozumienia, regulamin został doniesiony. Przy wejściu otrzymaliśmy schludny identyfikator, informator, w którym dominowały reklamy, i ładną wytrzymałą mapę konwentową z rozpiską poszczególnych atrakcji.
Szkoła, w której odbywał się konwent, jest znana ze swoich małych rozmiarów, stosunkowo nie najgorszej lokalizacji i wiecznych remontów. Tak się składa, że na Dolnym Śląsku trwają obecnie ferie zimowe, a gdy uczniowie i nauczyciele mają wolne, zazwyczaj jest to dobry czas na drobny remont. Tym razem z tego powodu nie było możliwości wjazdu samochodem na teren szkoły, ponieważ przed budynkiem kładziono nowy chodnik. Na szczęście uczestnikom nie sprawiało to żadnych trudności. Organizatorzy są raczej bezradni wobec tego typu sytuacje, no chyba że włodarze szkoły uprzedzą ich wcześniej, ale szkoły i tak nie zmieni się na tydzień przed wydarzeniem.
Aishiteru i jego miłosne atrakcje
Już po przekroczeniu progu szkoły dało się wyczuć panujący klimat. Jako pierwszy w oczy rzucał się duży napis „LOVE”, który został ułożony z baloników i powieszony nad schodami. Natomiast w całym budynku pod sufitem znajdowały się „sercowe” baloniki i czerwone serduszka wycięte z papieru. W powietrzu czuć było miłość i zbliżające się wielkimi krokami walentynki. Program wydarzenia oczywiście też nawiązywał do miłosnego święta. Na początek w sali warsztatowej (od godz. 10:00) można było zrobić własną czekoladkę, która była gotowa do odbioru o godzinie 19:00, zaś o 12:00 Aleksandra „Isztar” Irzyńska z Fundacji Nami przeprowadzała prelekcję „Czekolada i inne słodkości, czyli różne oblicza miłości”. O godzinie 15:00 w sali o wdzięcznej nazwie Integracja Pod Żurawiami śmiałkowie próbowali odnaleźć swoją drugą połówkę podczas „Speed datingu” prowadzonego przez Marchewę. W Strefie Dorigami o 18:00 można było spróbować swoich sił w sztuce składania papieru (orgiami) i stworzyć coś miłosnego. Nie będę wymieniał wszystkich atrakcji, ale było ich sporo. I tak jak to zawsze bywa, jedne przyciągały większą widownię i w klasach szybko zaczynało brakować miejsc, a inne były skromniejsze. Dodam jeszcze, że odbywały się też prelekcje nienawiązujące do miłości, bo przecież co za dużo, to niezdrowo. Czekały na nas też inne atrakcje, jak chociażby sala z grami planszowymi, w której odbyło się kilka konkursów. Pochwalę się Wam, że w jednym zająłem zaszczytne drugie miejsce, a w nagrodę otrzymałem „słodkie” różowe kocie łapki. Jeśli Was to ciekawi, to nie, nie będę ich nosił, a rękawiczki już znalazły nową właścicielkę. W głębinach szkolnej piwnicy odbywały się pląsy na matach DDR. Oprócz tego, że sufit jest tam trochę niski, to było to idealne miejsce na takie zabawy, zresztą w tej szkole to jest stała miejscówka dla DDR.
Ktoś głodny?
Jeśli tak, to pierwsze miejsce, do którego powinien się udać, to Meido Cafe. Znajdowało się ono w drugiej części piwnic. Panowała tam wesoła atmosfera, ceny były przystępne, a obsługa miła. Na temat smaku się nie wypowiem, bo nie jadłem, ale wiem, że uczestnicy chwalili sobie dania z kafejki. Na pierwszym piętrze na wprost schodów znajdowało się stoisko YoPPo bubletea, na którym wykorzystano świetny pomysł na „pokemonowe” napoje, które cieszyły się sporą popularnością. Kolejną nowością u nich były bubblewafels – słodkie gofrowe przekąski. I jak to w dużych miastach bywa, komu nie odpowiadało konwentowe jedzenie, mógł wybrać się do najbliższej galerii (15 minut drogi) albo skorzystać z pobliskiej Biedronki bądź innego sklepu. Niedaleko szkoły konwentowej znajdowała się również kubańska knajpka oraz coś bliższego naszym klimatom – sushi bar.
Wystawcy też byli
Prawie bym zapomniał. Na dość szerokich korytarzach szkoły rozstawieni byli wystawcy. Taki konwentowy standard: od przypinek przez różnego typu gadżety, wigi, poduszki, koszulki, na mangach kończąc. Dużo osób prezentowało przedmioty handmade, które cieszą się sporą popularnością wśród uczestników. Można tam znaleźć prawdziwe skarby. Oczywiście oprócz tych „niezjadliwych” rzeczy, pojawiły się też przekąski prosto z Azji bądź po prostu trudno dostępne dla zwykłego człowieka. Tutaj największe i zarazem oferujące jedne z najsmaczniejszych rzeczy stoisko, czyli Pakkochan, znajdowało się na pierwszym piętrze koło YoPPo bubbletea.
Oczywiście, że był cosplay.
Konkurs cosplay rozpoczął się około godziny 19:30 i trwał 42 minuty, wliczając w to licytacje. Tak, podczas konkursu odbywały się aukcje, które zostały przeprowadzone przez grupę cosplayerów z „Boku No Hero Academia”. Zebrane środki zostaną przeznaczone na zorganizowanie musicalu „My Hero Academia: The Musical”, który odbędzie się 22 czerwca w Kraków Expo. Licytowano różne gadżety przekazane przez członków grupy BNHA. Według mnie prowadzącej przydałoby się trochę więcej werwy i umiejętności zachęcania towarzystwa do podbijania cen, ale rozumiem, że stres mógł trochę dokuczać. Uważam też, że powinna być ustalona kwota minimalna, bo np. dwa świetne fanarty, każdy oprawiony w antyramę, poszły za ledwie 35 zł.
Wróćmy do głównego punktu programu, a więc samego konkursu. Wyglądał on następująco: występ, aukcja i tak siedmiokrotnie. Niestety, odbyło się tylko siedem popisów, początkowo miało być ich więcej, jednak część uczestników wycofała się. Stroje i scenki jak zawsze były na różnym poziomie. Niestety, uważam, że niektórzy powinni przygotować się trochę lepiej. Moją uwagę przykuł występ Tweek Tweak (Vataven) & Craig Tucker (Faker) w scence z „South Park” oraz El jako Sylveon z „Pokemonów”. Występy możecie obejrzeć na naszym kanale na YouTube (https://www.youtube.com/user/konpoludnie). Jednak i tak podziwiam uczestników konkursu za to, jaką radość czerpią z wystąpień i za to, że im się chce. Powodzenia w kolejnych konkursach! Pamiętajcie, że nie od razu Rzym zbudowano i nawet jak coś Wam nie wyjdzie, to się nie poddawajcie, a każdą porażkę przekujcie w siłę, by następnym razem poszło lepiej.
Podsumowując
Aishiteru jest małym konwentem, w którym utrzymano klimat konwencji. Wzięło w nim udział nieco ponad 500 uczestników wraz z obsługą (według oficjalnych danych). Praktycznie jak zawsze i wszędzie nie obyło się bez wpadek, ale nie przyćmiły one konwentu. Na małych wydarzeniach, gdy przychodzimy sami i nie znamy nikogo, często możemy mieć wrażenie, że jest mało atrakcji lub wieje nudą. Jednak po prostu spróbujmy się zintegrować i poszerzyć znajomości, w końcu m.in. po to są konwenty. A czy warto odwiedzić Aishiteru? Wg mnie tak, tym razem był to dzień spędzony w doborowym towarzystwie i miłej atmosferze. Zachęcam do dzielenia się Waszymi odczuciami odnośnie do Aishiteru. Do zobaczenia na kolejnych imprezach!
P.S. W momencie, gdy to publikujemy, właśnie kończy się Gakkon. Kto był?
Sabat