Na koniec długiej majówki do chorzowskiego Parku Śląskiego mieli zawiać fantaści. 6 maja odbył się pierwszy konwent fantastyki w Planetarium Śląskim. Miał to być wspaniały event rozpoczynający całą serię corocznych CosmiConów. Czy tak się stało? Czy mimo niesprzyjającej aury festiwal wybronił się na tyle, żeby w przyszłym roku zagościć na Śląsku po raz kolejny?
Niech moc będzie z wami
Dwa miesiące przed imprezą organizatorzy rozpoczęli publikację informacji na jej temat. Na wydarzeniu na Facebooku można przeczytać, że za event odpowiedzialne było miasto Chorzów, Planetarium – Śląski Park Nauki, a współpracował z nimi Polski Garnizon 501, czyli organizacja kostiumowa 501st Legion ze „Star Wars”. Festiwal odbywał się w okolicach Dnia „Star Wars”, dlatego też właśnie to uniwersum miało być głównym tematem eventu. Wpisało się to też idealnie w miejsce odbywania się imprezy, czyli Planetarium, które łączy ziemię z kosmosem. Organizatorzy bardzo chcieli jednak, żeby nie była to monotematyczna impreza i wielokrotnie zaznaczali, że ma zrzeszyć fanów szeroko pojętej fantastyki i wielu różnych uniwersów. Aby ich zachęcić, zorganizowano nawet konkurs cosplay.
Program wydarzenia nie był obszerny – pokaz walki na miecze świetlne, pięć prelekcji, wystawcy, warsztaty plastyczne dla dzieci, sala planszówek prowadzona przez Ludiversum, interaktywna wystawa Muzeum Historii Komputerów i Informatyki, wystawa „Star Wars”, a na dziedzińcu food trucki. Jak na jednodniową imprezę całkiem zadowalający. Ciekawym rozwiązaniem okazała się także współpraca z okoliczną kawiarnią, Leśniczówka Rock’n’Roll Cafe, w której to przez cały długi weekend miały mieć miejsce rozgrywki i turnieje gier, takich jak „Warhammer”, „Magic: the Gathering”, „Flesh and Blood”, a także grill, ognisko, pokazy cosplay, a nawet fantastyczne targowisko.
Drugi człon nazwy CosmiConu brzmiał „koniunkcja światów”, co było naprawdę interesującym zabiegiem. Pozwoliło na zorganizowanie części science fiction w Planetarium blisko gwiazd i przyszłości, a fantasy miało mieć miejsce w leśnych zakamarkach. Planowo organizatorzy, Legion 501 i uczestnicy powinni przemieszczać się pomiędzy placówkami i po całym parku. Urozmaiciłoby to imprezę i dało możliwość odnalezienia się każdemu z fanów fantastyki.
Oczekiwania vs rzeczywistość
Jaki koń jest, każdy widzi, a jaki był CosmiCon? To już inna sprawa. Pierwszą rzeczą działającą na niekorzyść imprezy okazała się niestety pogoda. W konwentową sobotę było zimno i ulewnie, przez co wszystkie atrakcje musiały przenieść się do środka. Jeśli już o Planetarium mowa, organizatorzy udostępnili na wydarzeniu (trzy godziny przed rozpoczęciem eventu) mapę Parku Śląskiego i dojazd do miejsca odbywania się konwentu. Podobnie jak było to ze Śląskimi Dniami Fantastyki, dla przyjezdnych dotarcie do Planetarium mogło okazać się wyzwaniem. Sam dojazd do Parku Śląskiego z dworca w Katowicach jest bardzo łatwy, natomiast piesza wędrówka w jego głąb i odnalezienie Planetarium to ciekawa przygoda. Idąc w deszczu na rozpoczęcie imprezy, mijałam wielu uczestników, którzy byli nieco zagubieni i polegali jedynie na Google Maps. Jednak umiejscowienie konwentu fantastyki z naciskiem na „Star Wars” w Planetarium było świetnym pomysłem i wszyscy, którzy pokonali trud dostania się na miejsce, mogli zobaczyć tego efekty.
Rozpoczęcie festiwalu zaplanowano na samo południe. Miał towarzyszyć temu pokaz walk na miecze świetlne na dworze. Niestety, przez ulewne deszcze zostało to przeniesione do środka. Zakładam, że pokaz był niezwykle widowiskowy, okraszony świetną choreografią i fabułą, ale nie mogę tego powiedzieć. Nie byłam w stanie nic zobaczyć – w hali były tłumy, a dobry widok miały jedynie dwa pierwsze rzędy ustawionych osób. I oczywiście dzieci tłumnie siedzące na barana u rodziców. Poskutkowało to tym, że zostałam skopana przez nie po głowie i plecach, a pewnie nie byłam jedyną osobą, która tego doświadczyła.
Jak już o uczestnikach mowa, nie byli to typowi konwentowicze. Pomimo że organizatorzy desperacko chcieli stworzyć KONWENT dla fanów wszelakiej fantastyki, udało im się zorganizować imprezę rodzinną. Ogromną większość odwiedzających stanowiły rodziny z małymi dziećmi i dziadkowie, którzy nie do końca wiedzieli, gdzie się tak właściwie znaleźli. Na terenie imprezy panował hałas, tłok i duchota – wszyscy się przez wszystkich przeciskali. Na twarzach cosplayerów – których nie pojawiło się tak wielu, jak na innych imprezach – widziałam zdegustowanie, zmęczenie, a nawet przerażenie. Wielu uczestników niebędących stałymi bywalcami konwentów mierzyło ich nieprzyjemnym wzrokiem. Osobiście mając na sobie jedynie elfie uszy, także stałam się obiektem dziwnych spojrzeń. Rozmowy z przebranymi konwentowiczami utwierdziły moje spostrzeżenia. Kolejnym nieprzyjemnym elementem imprezy były wózki dziecięce na terenie Planetarium. Wiele osób zdecydowało się zabrać swoje malutkie pociechy w wózkach i przemieszczać się z nimi po całym terenie konwentu.
Następne atrakcje w Planetarium nie były zbyt widowiskowe. Wystawa „Star Wars” zajęła jeden kącik – stało tam kilka life-size postaci z uniwersum, a obok ustawiono ciekawy merch. Były tam niecodzienne kubki, talerze, figurki, modele, broń z filmów i plakaty. Gratka dla miłośników takich gadżetów. Obok pojawiło się stanowisko Śląskiego Klubu Fantastyki, a na korytarzu po prawej – wystawa komputerów. Były to starsze modele wraz z konsolami, na których mieliśmy dostęp do kultowych gier. Niestety przez panujące tłumy ciężko było je chociaż obejrzeć, a co dopiero spróbować swoich sił w rozgrywce. Po schodkach do góry ustawiono bodajże trzech lub czterech wystawców. Na dziedzińcu stały trzy licznie oblegane food trucki, a na piętrze małe stoisko z pyszną kawą i chałwą.
Ludiversum miało ręce pełne roboty od samego początku do końca imprezy. Uczestnicy chętnie grali w planszówki i przesiadywali w wyznaczonej do nich sali. Tutaj także zauważyć można było głównie rodziców z dziećmi. Same panele, pomimo niewielkiej ich ilości, prowadzono ciekawie i profesjonalnie. CosmiCon zaprosił kilku interesujących gości, m.in. Piotra W. Cholewę, tłumacza wielu książek fantastycznych, np. dobrze znanego „Świata Dysku” oraz dr. Tomasza Rożka, twórcę projektu „Akademia Superbohaterów”, realizowanego w fundacji „Nauka. To lubię”. Sala, w której odbywały się prelekcje, okazała się nowoczesna, obszerna i dobrze nagłośniona. Prelegenci opowiadali zarówno o tematach związanych z science fiction, książkami, grami wideo, jak i o nauce – kosmosie. Pomimo dużej sali na panelach zjawiło się tak wielu słuchaczy, że część z nich musiała stać lub siedzieć na ziemi, żeby w nich uczestniczyć.
Fantaści w strugach deszczu czy pod ciepłym kocykiem?
Koniunkcja światów zapowiadała się naprawdę ciekawie, jednak deszczowa aura całkowicie pokrzyżowała plany konwentowe. Legioniści, mieszkańcy Śródziemia i inni fantastyczni współtwórcy imprezy mieli przemierzać połacie parku i prowadzić do magicznej Leśniczówki, ze względu na pogodę musieli jednak pozostać w bezpiecznym Planetarium. Osobiście postanowiłam wybrać się do kawiarni przez błotnistą ścieżkę. Niestety okazało się, że na miejscu obecnych jest tylko kilkoro uczestników turniejów, a cała fantastyczna atmosfera spłynęła razem z deszczem. Dowiedziałam się, że wielu gości nie pojawiło się właśnie z powodu niesprzyjającej aury. W planach był namiot z fantastycznym targiem i grill pod gołym niebem, jednak nic z tego się nie odbyło.
Podobny tok myślenia przyjęło kilkoro z okolicznych cosplayerów, planujących pojawić się na konwencie. Ostatecznie wybrali suchą i ciepłą wersję domowego zacisza lub galerii. Ci, którzy postanowili przyjść, mieli nie lada wyzwanie, jednak dzielnie mu sprostali i nawet w tak deszczowy dzień robili sobie zdjęcia w plenerze i marzli w skąpych strojach.
Halo, CosmiCon, tu Ziemia!
Konwent miał wielki potencjał i można było z niego zrobić naprawdę cudowną imprezę. Organizatorzy jednak chyba nie zmierzyli sił na zamiary i rzeczywistość ich przerosła, zaczynając od komunikacji z uczestnikami poprzez social media. Może i była, ale raczej jednostronna. CosmiCon publikował post i o nim zapominał. Nie odpowiadał na zapytania w komentarzach, dotyczące nie tylko miejsca, ale też cen biletów, konkursu cosplay czy punktów programu. Kilkoro moich znajomych pisało również wiadomości prywatne – także bez odpowiedzi. Organizacja zapomniała też o najważniejszych rzeczach, takich jak opublikowanie programu czy cen biletów. Plan imprezy dostępny był na podstronie Planetarium i z biegiem czasu został dodany do opisu wydarzenia, jednak nikt o tym nie poinformował, co wywołało chaos wśród uczestników, czekających na informacje. Jeśli ktoś sam nie zaczął szukać i zagłębiać się w odmęty internetu, nie odnalazł tych wiadomości. Podobnie z biletami – na samym początku nie było nic wiadomo o wejściówkach. Po czasie na samym dole opisu wydarzenia pojawiła się informacja o darmowym wejściu, jednak nikt nie napisał o tym żadnego posta.
Organizacja w samym Planetarium także pozostawiała wiele do życzenia. Wolontariusze (którzy jak się później dowiedziałam, byli szkoleni) nie wiedzieli zbyt wiele, a gdy zostałam pokierowana do informacji, przeszłam przez trzy punkty, które tą informacją nie były. Nie można jednak winić samych organizatorów. Pewnie nie spodziewali się tak dużej liczby uczestników, która przytłoczyłaby niejednych doświadczonych orgów. W tym tłumie samo dostanie się do atrakcji nie należało do najprostszych, a co dopiero przestudiowanie w spokoju mapki wydarzenia. Na plus jest to, że mapki były duże, widoczne i rozstawione w strategicznych punktach.
Konkurs Cosplay był na wydarzeniu też
Mimo że główną atrakcją konwentu byli przemierzający go legioniści i inne osobistości z uniwersum „Star Wars”, to o godzinie 18:00 odbył się konkurs cosplay dla postaci z całej fantastyki i pomysłów własnych. Zgłoszenia zbierano w dniu konwentu do godziny 16:00. Pomimo informacji w regulaminie, że uczestnicy będą oceniani od 16:00-17:30, mieli stawić się w holu głównym już o 15:50. Nie zostało to ogłoszone na forum, a roznosiło się po cichu drogą pantoflową i nie wszyscy o tym wiedzieli. Jednym z kryteriów oceniania była samodzielność wykonania stroju. Okazało się jednak, że wygrał cosplay kupny i jak na imprezę dla rodzin z dziećmi przystało, nagrodzeni zostali też mali uczestnicy. W samym jury zasiadali: członek Legionu 501, członek Śląskiego Klubu Fantastyki i pracownik Planetarium Śląskiego. Poza Garnizonem nie zaproszono również żadnych osobistości znanych społeczności mangowej i cosplayowej.
CosmiCon vol. 2?
Czy warto to powtarzać? Jak już pisałam, impreza ma ogromny potencjał. Ciekawe miejsce, interesujący zamysł. W tym roku panował jednak zbyt duży chaos. Myślę, że należałoby się zdecydować na jakąś konkretną tematykę. Sam festiwal w uniwersum „Star Wars” zrzeszyłby wielu fanów. „Koniunkcja światów” science fiction i fantasy także jest bardzo intrygującym pomysłem, który mógłby zgromadzić uczestników z całej Polski. Należałoby przemyśleć nazewnictwo: konwent, festiwal czy impreza rodzinna? Na konwencie cosplayerzy powinni czuć się na swoim miejscu, a nie być nieprzyjemnie oceniani przez innych uczestników. Jego grupą docelową niekoniecznie są zwykłe rodziny z małymi dziećmi (w wózkach) i dziadkami, którzy nie do końca wiedzą, po co się tam znaleźli. Myślę, że niesmak pozostał głównie przez to.
Jednocześnie większa liczba atrakcji, wystawców, wystaw stałych i lepsze zagospodarowanie wnętrza zadziałałyby na korzyść imprezy. Nie zapominajmy o komunikacji z uczestnikami przez social media, która pozostawiała wiele do życzenia.
Jeśli organizatorzy zdecydują się na kolejną edycję CosmiConu, mam nadzieję, że pogoda nie pokrzyżuje im planów, a sama impreza pozytywnie mnie zaskoczy. Z niecierpliwością będę czekać na dalsze informacje i trzymam kciuki za pozytywny rozwój sytuacji.