Falkon to konwent odbywający się w Lublinie od kiedy tylko pamiętam. Dowiedziałem się o nim od mojego bliskiego kolegi, który uczestniczył w nim już w czasach podstawówki. Można więc powiedzieć, że to kulturowe wydarzenie zakorzenione jest w historii miasta bardzo mocno. Jednak zanim wybrałem się na Falkon po raz pierwszy, upłynęło sporo czasu. Tegoroczny odbył się w dniach 3-5 listopada i jest trzecim na którym się pojawiłem. W tym roku hasło, jakie przyświecało Falkonowi brzmiało „Join the Federation”.
Całe wydarzenie od paru lat odbywa się na terenie Targów Lublin. Na miejscu zjawiłem się w piątek około godziny 14 i przybyłem w idealnym momencie, ponieważ to właśnie od tej godziny można było wchodzić na teren imprezy. Zastanawiałem się, czy może będę miał do czynienia z falkonowym kolejkonem, ponieważ przed wejściem stała liczna grupa osób. Kiedy wszedłem do środka, zobaczyłem sporo ludzi. Mimo że uczestników ciągle przybywało, osoby pracujące w kasach sprawnie wszystkich obsługiwały. Skierowałem się w kierunku małego namiotu, gdzie miałem odebrać swoją medialną akredytację. Swoje wejściówki mogli odebrać tam również wystawcy, cosplayerzy i twórcy atrakcji. Kiedy ustawiłem się w kolejce, spotkał mnie mały organizacyjny zawód. W sumie, to nie była właściwie kolejka, a mały tłum osób. Liczyłem, że może kolejka ustawi się tak, że w jednym rzędzie będą cosplayerzy, w drugim wystawcy itd., jednak wszyscy się ze sobą wymieszali, co sprawiło, że osoby pracujące w punkcie akredytacyjnym potrafiły się pogubić. Można było to lepiej rozwiązać, na szczęście z samym odbiorem wejściówek nie było żadnego problemu. Każdy, kto odebrał swoją przepustkę, otrzymywał opaskę do naklejenia na rękę, plakietkę do zawieszenia na szyi i kawałek papieru, który oddawało się w odpowiednim punkcie, aby zdobyć swój pakiet konwentowicza, czyli informator i mapkę. Oprócz tego, otrzymywało się również kartę do głosowania w konkursie cosplay. Byłem trochę negatywnie zaskoczony, kiedy nie otrzymałem okładki na swój identyfikator. Jak się później dowiedziałem, nie tylko mnie spotkała taka sytuacja. Jest to trochę rozczarowujące, ponieważ był to dopiero pierwszy dzień, a już coś poszło nie tak.
Jednak zanim odebrałem swój informator, skierowałem się ku szatni. Potem niestety przyszło mi trochę poczekać, ponieważ do hali wystawców wpuszczano dopiero od godziny 15. A szkoda, bo można było umożliwić wejście trochę wcześniej. Z drugiej strony, osoby, którym się nudziło, mogły udać się do drugiej hali i tam zagrać w planszówki. Co więcej, jeżeli ktoś był głodny, to zaraz obok stołów do gry znajdował się bufet. Za dość przyzwoitą cenę można było kupić m.in. pierogi, kiełbaski, czy hamburgera. Rok temu bufet zlokalizowany był w zupełnie innym miejscu i moim zdaniem na tegorocznym Falkonie było to o wiele lepiej zorganizowane. Do hali, gdzie zlokalizowano games room i gastro, udałem się z moim bliskim znajomym, więc czas szybciej nam zleciał, a i ja mogłem zobaczyć jak rozwiązano kwestię punktu żywieniowego. Szkoda tylko, że na wypożyczenie upatrzonej planszówki trzeba było czekać nawet kilka godzin, co daje wyobrażenie na temat tego, jak wielkim zainteresowaniem cieszyła się ta strefa.
Kiedy już konsumpcja została dokonana, wróciliśmy, by czekać na udostępnienie nam hali wystawców. Kolejnym zaskoczeniem było to, że zaraz przed wejściem, można było napić się bubble tea, zjeść żelki, lub nabyć inne słodkości. To również uważam za plus, ponieważ rok temu stoisko z bubble tea było bardzo słabo widoczne.
W oczy rzuciło mi się również to, że na ścianach znajdował się rozkład prelekcji, oraz mapka całej imprezy. Rozkład, jak i mapka były bardzo czytelne i nie było żadnego problemu z zorientowaniem się co gdzie jest, a na dodatek, podano telefon zaufania, z którego uczestnicy mogli korzystać w każdej chwili.
Falkon czas zacząć
Do hali wystawców wszyscy zostali wpuszczeni dokładnie o godzinie 15. Można powiedzieć, że dopiero wówczas Falkon zaczął się na dobre. Mimo iż wtedy rozpoczęły się także panele, ja pierwszą godzinę spędziłem na rozejrzeniu się, co można kupić, czy zaszły jakieś zmiany i czy pojawiło się coś, czego zabrakło rok temu. Niestety zauważyłem, to to, że stoisk z książkami było dość mało. Co prawda, pojawiło się dwóch dużych wydawców, ale i tak mimo wszystko poczułem niedosyt. Na Falkonie w tym roku znalazło się miejsce dla warszawskiego Comic Conu. Znajdował się tam olbrzymi baner, oraz futurystyczny samochód, więc nie sposób było tego nie zauważyć.
Za plus można uznać to, że wśród wystawców pojawiły się małe kawiarnie, w tym bardzo rozpoznawalne w Lublinie Bike Cafe, dzięki czemu wszyscy uczestnicy mogli napić się ciepłej kawy. Nie zapomniano również o smakoszach energetyków.
Gdy przemierzałem halę, w oczy rzuciły mi się stoiska z produktami hand made – były wśród nich różnej wielkości wisiorki, drewniane podkładki pod kubki, oprawione notatniki z uniwersum Fallouta (nie lada gratka dla wszystkich fanów), pierścienie i wiele innych przedmiotów. Co więcej, fanki gorsetów nie miały na co narzekać, ponieważ takie stoisko również się znalazło, a i wybór był niemały. Podobnie z powszechnie znanymi figurkami Funko Pop – nie mogło ich zabraknąć. Jako wielki fan Harry’ego Pottera byłem bardzo zadowolony z faktu, że pojawiły się gadżety z tej serii, choć niektóre były bardzo drogie.
Zauważyłem również, że wybór planszówek był naprawdę spory i choć sam praktycznie nie gram, to wiele z nich kusiło swoim wyglądem. Wystawcy oferujący kości do gier RPG również się znaleźli. Wielbiciele mangi i anime także mogli zdobyć to, co ich interesowało: plakaty, koszulki, dla odważniejszych poszewki na dakimakury, jak również słodycze, mangi, figurki, kubki, oraz przypinki, których nigdy nie może zabraknąć. A skoro już wspomniałem o koszulkach - w piątek nie zauważyłem zbyt wielkiego wyboru. Było to dla mnie zaskoczeniem, ponieważ roku temu można było wydać swoje pieniądze na wiele ciekawych wzorów. Jednak wtedy jeszcze nie wszyscy byli rozstawieni, więc mogło się to zmienić. W hali stała również trampolina, na której co odważniejsi wykonywali różne akrobacje. Jeżeli ktoś miał ochotę, mógł uwiecznić się na zdjęciu w falkonowej fotobudce. Bardzo fajna sprawa, choć nie miałem zbyt wielkiej ochoty z niej skorzystać.
A co z graczami?
Strefa dla graczy również się pojawiła. Stanowisk było tam dość dużo i można było zagrać m.in w „Naruto”, czy „Fifę”. Mało tego, dla starszych, sentymentalnych graczy znalazł się kącik retro – jako osoba starsza rocznikowo poczułem, jakbym cofnął się w czasie i bardzo doceniam takie puszczenie oka do osób, które doskonale pamiętają, jak to było kiedyś. Tutaj również miejsca było sporo i każdy mógł spróbować swoich sił w „starociach”. Bardzo ucieszyło mnie to, że kącik ten cieszył się sporą popularnością. Widać nostalgia wciąż jest w nas silna. Mieliśmy strefę dla graczy, oraz miejsce dla maluchów, gdzie rodzinnie można było spędzić czas. Myślę, że nie będzie w tym przesady, jeżeli powiem, że aby na spokojnie wszystko obejrzeć, należało spędzić blisko 30 minut, więc naprawdę każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Czas na pierwszą prelekcję
Po godzinie uznałem, że przejdę się na pierwszy panel związany z anime. Jednak zanim udałem się na prelekcję, postanowiłem zwiedzić pierwsze piętro targów i tutaj czekała mnie niespodzianka. Okazało się, że hala z games roomem, nie była jedynym punktem gastro. Był też drugi, w którym można było, również za przyzwoite pieniądze zjeść coś smacznego. Liczba stołów nie była porażająca, ale na tamtą chwilę musiała wystarczyć.
Jednak wracając do prelekcji o anime, rok temu, takie panele odbywały się w hali wystawców, ale tym razem wszystko zostało przeniesione do szkoły konwentowej, mieszczącej się tuż obok budynków Targów Lublin. Trochę dziwi mnie takie posunięcie ze strony organizatorów, ponieważ w przypadku, gdy interesują nas zarówno panele o tematyce m&a, jak i prelekcje związane z fantastyką, przemieszczanie się z jednego budynku do drugiego nie jest najwygodniejsze, szczególnie, że Falkon odbywa się w listopadzie, więc bez ciepłego ubrania ani rusz. Tak samo w przypadku miejsca noclegowego, które było dość mocno oddalone. Trudno mi powiedzieć, jak bardzo problematyczne byłoby zorganizowanie wszystkiego tak, żeby miejsce noclegowe znajdowało się tuż obok terenu Targów Lublin, albo trochę bliżej. Mam nadzieję, że za rok będzie to rozwiązane inaczej.
Jednak wracając do budynku targów, część prelekcji odbywała się w namiotach znajdujących się na powietrzu. Tak długo jak dmuchawy ciepłego powietrza były uruchomione, bez większych problemów można było wysiedzieć w samej bluzie, jednak kiedy tylko zostały wyłączone choć na chwilę, momentalnie robiło się zimno. Było to problematyczne nie tylko w piątek, ale również po godzinie 17 w sobotę. Około godziny 20 wróciłem do domu.
Sobotnie uderzenie
W sobotę, na miejscu pojawiłem się około godziny 15. Już w piątek było dużo osób, jednak tego dnia na terenie Falkonu zjawił się taki tłum, że autentycznie byłem zszokowany. Czekała mnie również mniej przyjemna niespodzianka. Okazało się, że przed szatnią stoi tak długa kolejka, że aby zostawić swoją kurtkę, musiałbym się sporo naczekać. Musiałem więc nosić ją ze sobą, co na pewno nie było wygodne, jednak nie miałem najmniejszej ochoty stać tak długo.
Udałem się więc do hali wystawców i zrobiłem skromne zakupy. Spotkałem przy okazji swoich bliskich znajomych, z którymi poszedłem coś zjeść. Na pierwszym piętrze zamówiłem sobie smaczną zapiekankę, która zaspokoiła tymczasowo mój głód. Na bardziej wygłodniałych konwentowiczów czekała pizza. Dużym plusem było też to, że w porównaniu do piątku, zwiększyła się liczba stołów, co na pewno było dobrym posunięciem, patrząc po tym, jak wiele ludzi przyszło tego dnia.Po posiłku udałem się na prelekcję i tutaj również zostałem miło zaskoczony. Zanim panel się rozpoczął, jedna z helperek zakomunikowała, że jeżeli ktoś czuje się słabo, to niech natychmiast o tym powiadomi. Fakt, że medycy są w gotowości, na pewno podnosił na duchu. Skoro już mówimy o helperach, byli bardzo uprzejmi, a gdy pojawiał się jakiś problem, natychmiast przystępowali do działania. Jeśli chodzi o bardzo ważną kwestię, jaką są toalety, to była w nich utrzymana względna czystość – jedynie w jednej z kabin nie dało się spłukać wody, papieru jednak nie zabrakło, więc dało się to przeżyć.
Wspomniałem już o tłumach, które pojawiły się w sobotę. Tego dnia liczba cosplayerów, która była w piątek dość skromna, wyraźnie się zwiększyła i na każdym kroku można było spotkać ludzi w ciekawych przebraniach. Pojawiło się też kilka nowych stoisk z koszulkami, więc wielbiciele unikalnych wzorów mogli nabyć coś ciekawego.
Dowiedziałem się też, że w hali, gdzie można było pograć w planszówki, była strefa, w której miały odbyć się warsztaty z pracownikami CD Projekt RED - Tomaszem Marchewką i Błażejem Agustynkiem. Początkowo trzeba się było na nie zapisać. Jednak chętnych było tak dużo, że zapisy przestały obowiązywać i każdy mógł w tych warsztatach uczestniczyć. Można było dowiedzieć się na nich jak tworzy się questy. Są one rozbijane na dwie wersje – poboczne i główne. Jak się okazało, nie jest to takie proste, jak mogło by się co niektórym wydawać. Twórcy muszą zwracać uwagę na to, żeby taki quest nie był zbyt nudny i uważają na liczbę przerywników filmowych, jakie w nim występują. Trzeba dobrze wyliczyć, ile ich jest, bo w końcu gracz gra w grę, a nie ogląda film.
Falkon odwiedziły w tym roku takie osoby, jak: Dem, Andrzej Pilipiuk, Witold Jabłoński, czy Paweł Majka. Mało tego, gośćmi tej imprezy była też Grupa Filmowa Darwin, więc dla fanów ich twórczości, była to nie lada gratka. Niektórych jednak czekał zawód – 15 minut przed rozpoczęciem spotkania nie dało się już tam dostać. Biorąc pod uwagę, jak bardzo twórcy ci są znani, organizatorzy powinni zorganizować ich prelekcję w bardziej przestronnym miejscu.
Sceno, gdzie jesteś?
Kolejną sprawą jest fakt, że niestety, ale w tym roku organizatorzy postanowili zrezygnować ze sceny. Sądziłem, że to właśnie na niej odbędzie się konkurs cosplay, na który z kolei nikt nie mógł wejść, bo była tylko runda jury. Zamiast występów, każdy uczestnik mógł oddać swój głos na ulubionego cosplayera na karcie do głosowania. W sobotę wieczorem nastąpiło ogłoszenie wyników publiczności i przedstawiono decyzję jury. Było to dla mnie rozczarowanie, ponieważ konkurs cosplay jest bardzo ważną częścią konwentu i zwykłe głosowanie jest pozbawione tego wyjątkowego klimatu.
Falkonowy sklepik konwentowy
Ostatnią kwestią, jaką chciałbym poruszyć jest sklepik konwentowy. Niestety, była to powtórka z ubiegłorocznego Nejiro, kiedy to za dużą ilość waluty konwentowej, mogliśmy kupić bardzo mało rzeczy, w dodatku nie były one zbyt atrakcyjne. Tym samym zniechęcało to w pewnym stopniu do brania udziału w konkursach, bo w ostatecznym rozrachunku i tak nie moglibyśmy wymienić waluty konwentowej na to, co nas interesuje. Mam nadzieję, że za rok organizatorzy poprawią się w tym względzie i rozwiążą tę sprawę tak jak na tegorocznym Nejiro. Sprawa waluty była tam załatwiona w taki sposób, że 1 waluta konwentowa miała równowartość złotówki, więc w przypadku 200 walut, można było kupić sobie naprawdę dużo rzeczy. Co istotne, można było tę walutę wydać praktycznie na każdym stoisku. Jeżeli jednak jest to niemożliwe, zawsze zostaje możliwość urozmaicenia puli nagród, która będzie znajdować się w sklepiku i obniżyć cenę, jaką trzeba zapłacić za poszczególne przedmioty.
Na koniec słów kilka
Podsumowując, tegoroczny Falkon, pomimo kilku wpadek, oceniam dobrze. Sam brałem udział w niewielu prelekcjach, ale po rozkładzie paneli, można było zobaczyć, że wybór jest naprawdę spory i każdy znajdzie coś dla siebie. Informator był zrobiony bardzo porządnie, znalazły się tam m.in opis dziejów Lublina, a także historia lubelskiego fandomu. Bardzo cieszy też fakt, że wiele osób przyjechało z daleka – były osoby np. z Poznania, bo tak bardzo chciały wziąć udział w tej imprezie. Helperów oceniam bardzo dobrze, bo widać, że naprawdę starali się pomóc za wszelką cenę. Rozczarowuje jednak to, jak potraktowano konkurs cosplay, czy kilka technicznych wpadek, w tym nagłośnienie na antresoli, które było tak słabe, że nie można było zrozumieć, co prelegenci mają uczestnikom do przekazania. Mam wielką nadzieję, że za rok organizatorzy dołożą wszelkich starań, by nie było ich prawie w ogóle. Mimo tego dało się odczuć klimat fantastyki, więc uważam, że i tym razem, Falkon się udał. Do zobaczenia za rok!