Październik. Okres, kiedy uczniowie już dawno rozpoczęli swój rok szkolny, a studenci dopiero budzą się po 3-miesięcznej przerwie wakacyjnej. Jak się okazuje, to nie wszystko. Dokładnie w dniach 12-14 października w Lublinie miał miejsce Falkon. Zaraz, zaraz... Falkon? To ten znany lubelski konwent fantastyki, który już od osiemnastu lat wpisuje się w kulturową historię Lublina? Tak, ten sam. Coś tu jest jednak nie tak... Ale co? Otóż tym razem Falkon odbył się o miesiąc wcześniej niż zazwyczaj. Tegoroczna edycja była już dziewiętnastą. Została ona utrzymana w klimatach słowiańskich i przyświecało jej hasło „Wschód Słowiańskich Mitów”.

 

Piątek: cel – Falkon!

Na miejsce konwentu, czyli jak co roku na teren Targów Lublin przybyłem trochę po godzinie 14. Piękna pogoda, ciepło, czego chcieć więcej? Z nadzieją udałem się do punktu wydawania wejściówek medialnych, jednak ku mojemu rozczarowaniu odebranie ich było niemożliwe. Dlaczego? Ponieważ do punktu akredytacyjnego nie dotarła jeszcze lista osób, które powinny owe wejściówki otrzymać. Trochę słabo. Dopiero po około 30 minutach dowiedziałem się, że wszystkie formalności mogą być załatwione. Na szczęście nie wybrałem się na konwent sam, więc oczekiwanie nie było aż tak straszne. Jednak oprócz tego szkoda, że tak jak rok temu, i tym razem nie dostałem plastikowego holdera na identyfikator, więc musiałem wspomóc się tym sprzed dwóch lat. Co więcej, namiot z wejściówkami medialnymi, w którym można było też odebrać te dla cosplayerów, wystawców i twórców atrakcji, nie został odpowiednio oznaczony. Gdyby nie to, że na poprzedniej edycji konwentu również otrzymałem wejściówkę medialną, musiałbym się domyślać, czy to na pewno w tym miejscu mogę odebrać swoją. Co prawda można się było domyślić, że to właśnie tutaj można ją odebrać, ale lepszym rozwiązaniem byłoby jego podpisanie. Trzeba jednak przyznać, że organizacja Falkonu bardzo dobrze poradziła sobie z obsługą konwentowiczów kupujących zwykłe wejściówki, dzięki czemu do powstania sławnego „kolejkonu” nie doszło. A uczestników przybywało, więc trzeba było sobie sprawnie zaradzić tej sytuacji. Tak jak roku temu każdy, kto odebrał swoją przepustkę, otrzymywał opaskę do naklejenia na rękę oraz plakietkę do zawieszenia na szyi. Jednak to nie wszystko. Na poprzednim Falkonie odebranie mapki i informatora konwentowego odbywało się w zupełnie innym miejscu, a tym razem wszystko, co potrzebne, aby wejść na konwent, otrzymywało się do rąk od razu. Oceniam to na plus i uważam, że powinno tak być zawsze. Jeśli chodzi o kolejne zmiany, to na tegorocznym Falkonie zrezygnowano z oddawania głosu na cosplayerów biorących udział w konkursie poprzez podpisanie specjalnej kartki. Wygląda na to, że nie był to zbyt przemyślany system i się nie sprawdził.

Po załatwieniu wszystkich formalności wraz z innymi uczestnikami musiałem poczekać na wejście do hali wystawców, gdyż wpuszczano tam od godziny 15. Podobnie jak poprzednim razem, tak i teraz uważam, że wszystkich oczekujących można było wpuścić wcześniej. Przed wejściem do hali po raz kolejny ustawiono stoisko ze znanym już napojem – bubble tea, a jeśli ktoś miał ochotę na żelki, mógł je nabyć na kramiku obok, a ich wybór był spory. Miejsce na inne słodkości też się znalazło, a ci, którym brakowało kofeiny, mogli delektować się pyszną kawą, którą dostarczyło znane w Lublinie Bike Cafe. Wśród wystawców także tym razem znaleźli się ci, którzy oferowali szeroki wybór produktów hand made – naszyjniki, bransoletki, drewniane podkładki pod kubki, pierścienie i wiele innych przedmiotów. Stoisko z figurkami Funko Pop również się pojawiło, a fani planszówek też raczej nie mogli narzekać. Mało tego, wybór komiksów był bardzo duży i mimo iż nie czytam publikacji ani od DC, ani Marvela, korciło mnie, aby zakupić chociaż jeden egzemplarz.

Na konwencie zjawili się również fani mangi i anime. Na entuzjastów zagranicznych wydań mang czekało stoisko, na którym mogli zakupić m.in. angielskie wydanie „JoJo” czy „Black Clover”. Z kolei jeśli ktoś chciał nabyć starsze tomy w naszym rodzimym języku, także mógł to zrobić. W tym samym miejscu można było nabyć również gry na konsole. Natomiast aby wziąć udział w panelach o tej tematyce, należało udać się do szkoły, która znajdowała się po drugiej strony ulicy, przy której znajdowały się budynki Targów – tak jak rok temu.

To, co mnie bardzo rozczarowało, to fakt, że stoiska z książkami praktycznie nie istniały. Zanim udałem się na Falkon, miałem nadzieję, że będę mógł kupić na konwencie dużo pozycji, które mnie interesują, ale na miejscu okazało się, że mój książkowy głód nie zostanie zaspokojony. Jednak jest bardzo proste wytłumaczenie tej sytuacji: ze względu na to, iż w tym samym czasie co Falkon odbywały się inne konwenty, w tym targi książek, wiele księgarni postanowiło udać się właśnie na nie. Szkoda, że tak się stało.

Niestety, dało się odczuć, że ogólna liczba wystawców była mniejsza niż poprzednim razem i dość mocno rzucało się to w oczy. Wygląda na to, że i pod tym względem październikowy termin nie był zbyt korzystny dla Falkonu. Mimo tego frekwencja bardzo dopisała, a największy ruch był w sobotę.

Strefa planszówek została zorganizowana w tym samym miejscu co rok temu i również w czasie tegorocznej edycji zainteresowanie nią było ogromne, w związku z czym ludzie stojący w kolejce do wypożyczalni musieli uzbroić się w cierpliwość.

Głodny?

Tym razem gracze nie mogli zaspokoić swojego głodu w tej samej hali, w której grali w planszówki, ponieważ w czasie tegorocznego Falkonu zorganizowano dwie strefy gastro: jedna znajdowała się – tak jak rok temu – na pierwszym piętrze Targów Lublin i można było tam kupić m.in. frytki czy quritto, a druga strefa została przeniesiona na zewnątrz. Oczywiście takie rozwiązanie ma swoje plusy i minusy – z jednej strony w hali planszówek znalazło się więcej miejsca dla graczy, tak aby więcej osób mogło cieszyć się rozgrywką wraz z innymi, a z drugiej strony nie można było szybko wrócić do stołu po skończonym posiłku. Jeśli ktoś wybrał strefę gastro na zewnątrz, czekały tam na niego food trucki. Biorąc pod uwagę ładną pogodę i to, że było ciepło, a oferta zróżnicowana, jedzenie na zewnątrz sprawiało przyjemność. Strefa gastro na zewnątrz to był bardzo dobry pomysł.

Przejdźmy teraz do atrakcyjności paneli tematycznych. W tym roku wiele z nich wydało mi się atrakcyjnych, jednak słyszałem głosy niezadowolenia. Na tegorocznym Falkonie można było wziąć udział w panelu o cyberpunku, fani twórczości Jacka Piekary mogli udać się na spotkanie autorskie, a na konwencie pojawił się nawet sam Tomasz Knapik, czyli bardzo dobrze znany lektor. Na plus oceniam to, że w każdej sali były zarezerwowane miejsca dla osób niepełnosprawnych.

W czasie jednego z paneli, w którym postanowiłem wziąć udział, osobom uczestniczącym w dyskusji rozładowały się baterie w mikrofonach, a obsługa rozwiązała ten problem dopiero po piętnastu minutach. Zdecydowanie trwało to za długo i stanowiło dużą niedogodność dla wszystkich obecnych.

Zorganizowany po raz dziewiętnasty Falkon odbywał się pod hasłem „Wschód Słowiańskich Mitów”. Niestety, muszę stwierdzić, że nie dało się tego odczuć. Owszem, pojawiły się osoby, które ubrane były wyjątkowo, zgodnie z tą ideą, a panele związane ze słowiańską tematyką też się znalazły, jednak tego wszystkiego było po prostu za mało.

Wróćmy jednak do hali wystawców. W tym roku na drugim jej końcu ustawiono scenę, która na poprzednim Falkonie nie istniała. Tym razem w tym aspekcie nastąpiła ogromna poprawa, dzięki czemu wygodnie można było oglądać pokaz mody słowiańskiej czy też zobaczyć kilka koncertów. Oczywiście odbył się tam również konkurs cosplay, a fani Grupy Filmowej Darwin mogli zobaczyć, co przygotowali ich idole.

Rok temu podobało mi się, że na Falkonie obecna była strefa gier retro i tym razem również się pojawiła. Po raz kolejny cieszyła się ona popularnością i to nie tylko wśród starszych graczy, ale także tych młodszych, co z pewnością sprawiało, że na twarzy pojawiał się uśmiech.

W tym roku jedną z atrakcji stanowiła Wioska Stalkerów, w której można było wziąć udział w konkursach, np. strzelania. Samo miejsce miało swój klimat, więc jeśli ktoś lubi takie klimaty, mógł się tam udać, a przy okazji coś wygrać. W głównej hali znalazło się miejsce dla ludzi lubiących rysować, jednak w sobotę nie cieszyło się zbyt dużą popularnością. Natomiast w niedzielę nastąpiła poprawa i pojawiły się tam osoby, które interesowało malowanie figurek.

Na konwent udałem się także w niedzielę i stwierdziłem, że nawet po dwóch dniach konwentu w sklepiku konwentowym znalazło się coś do wyboru – czy to planszówka, książka, czy kubek, a także kilka innych drobiazgów. Bywałem na konwentach, na których w ostatni dzień nie było już praktycznie niczego, więc można powiedzieć, że miło mnie to zaskoczyło.

Jeśli zaś chodzi o nocleg, można było spędzić noc w szkole noclegowej, która znajdowała się przy ulicy Lotniczej, a ludzie, którzy przyjechali autem, mogli zaparkować je na terenie konwentu – kosztowało to 10 zł za dzień, co nie jest aż tak dużym wydatkiem, jeśli ktoś przyjechał ze znajomymi i wszyscy się złożyli po kilka złotych. Jeżeli jednak ktoś chciał zaparkować za darmo, mógł to zrobić przy Arenie Lublin, która na szczęście nie znajdowała się daleko od terenu Targów.

Na koniec słów kilka

Podsumowując, tegoroczny Falkon uważam za udany, jednak odniosłem wrażenie, że słowiański klimat niestety nie był odczuwalny. Liczę, że kolejny motyw przewodni sprawdzi się o wiele lepiej i organizacja dołoży wszelkich starań, aby wszyscy uczestnicy byli w stanie go poczuć. Mam nadzieję, że za rok powrócą food trucki, ponieważ był to bardzo dobry pomysł, ale też chciałbym, żeby następna edycja odbyła się w listopadzie, tak aby liczba wystawców nie rozczarowała. Na plus oceniam również wykonanie informatora czy to, że zadbano o osoby niepełnosprawne. Cieszę się, że tym razem mieliśmy scenę z prawdziwego zdarzenia i była ona bardzo dobrze widoczna. Właśnie taki był tegoroczny Falkon. Do zobaczenia – miejmy nadzieję – za rok!

Tagged Under