Oto Daneł Miłościwie Wam Panujący. Dziś opowiem o jednym z mych miastowych konwentów – Gakkonie, który odbył się w ostatni weekend wakacji. Była to trzecia edycja tegoż konwentu i... ach, poczytajcie dalej sami!
Sprawa konwentowa zaczęła się już w piątek, dlatego spakowałam się z samego rana, kilka razy sprawdzając czy wszystko mam. Pięć godzin później wyszłam na bezpośredni tramwaj. To miłe mieszkać w centrum. Na miejscu, w dobrze mi znanej ‘kapitularzowej’ szkole, zastałam kolejkę podobną do tej na RyuConie. Takie deja vu. Ale nie zraziło mnie to, tak wyglądają łódzkie konwenty. Z racji, że byłam już w cosplayu, to nie martwiłam się o czas w łazience, martwiłam się za to czymś innym. Upałem.
Upałem tak złym, że znów uderzył we mnie RyuCon. Na szczęście elementem mojego stroju był wachlarz, na czym skorzystałam ja i osoby stojące za mną.
Po szybkiej akredytacji otrzymałam identyfikator na tasiemce, jednak jeszcze nie informator. Może dopiero się składały?
MiniExpo czyli wystawcy
Pozwolono zostawić mi tobołki w szkole, gdzie porozkładani byli już wystawcy i to różnej maści: od handmade, przez rysunki, po gotowe produkty i na jedzeniu kończąc.
I... ponownie miałam przed oczami RyuCon z tym, że nie było tu podziału na artystów i zwykłych wystawców. Nawet jedzenie było to samo! Znaczy ten sam zestaw, nie żeby ludzie wozili te same produkty aż do końcowego terminu ich przydatności… Spodziewałam się więc podobnego barteru. O nim wspomnę w opisie cosplayu.
Uczestnicy i ich nadzieje
Wiedząc, że tu niczego nowego nie zastanę, postanowiłam wrócić na skwar, by postać ze znajomymi w kolejce i posłuchać ich nadziei związanych z konwentem.
Oczywiście wszyscy cieszyli się na cosplay, bo trochę ‘fejmików’ się zjechało. Do tego fotostudio z Ijidio, Zel i Toru jako jury... Ludzie bardzo się cieszyli na konwent, zjechali się nawet z Gdańska i Szczecina, więc miernik się zgadza. Do tego koncert w sobotę, no czego chcieć więcej? Szkoda tylko, że na piątek nie rzucono nic ciekawego, ludzie snuli się od kąta do kąta, gdy tylko znaleźli kawałek podłogi dla siebie. Mój sleep na drugim piętrze zasadniczo znałam, w końcu to Łódź!
Reszta piątku
Widząc, że nic tu ciekawego nie ma, udaliśmy się do pobliskiej Biedronki. Tam już nas znano, w końcu trzy imprezy w jednym miejscu, charakterystyczni ludzie... Choć jak się okazało niektórzy tubylcy są bardzo negatywnie nastawieni na tego typu rozrywkę. W tym miejscu popieram decyzję administratorki szkolnej. Zamykanie szkoły po 22 to dobry pomysł. Widać, że tu fauna jeszcze nie sięgnęła tego poziomu ewolucji.
Zdarzały się jednak miłe momenty, kiedy ludzie zaczepiali i pytali się, co to za święto, czemu ludzie tak poprzebierani chodzą. Wtedy jest miło na serduszku.
Po powrocie nic się nie zmieniło, nadal było gorąco i nudno. Po drodze na górę spotkałam wielu szykujących się na sobotę cosplayerów. A to szycie, a to malowanie broni, tu znów stylizacja peruki. Tak, ludzie do serca wzięli sobie sobotni konkurs...
Postanowiłam tego dnia nie opuszczać już sleepa. Skutkowało to wyjściem o 3 w nocy na palarnię i rozmowy na temat od życia po śmierci do wpływu tuptania pingwinów na literaturę szwajcarską w okresie neolitycznym.
A w sobotę...
Znów to samo. Znów nudno i o ile na Ryu miałam parę fajnych paneli do odwiedzenia, tak tu miałam całe... 3. W tym moje dwie i jedna między nimi. Do tego cosplay, w którym startowałam i próba. Na szczęście udało się zahaczyć o koncert i fotostudio, to zawsze jakaś atrakcja.
Ale od początku.
Oczywiście z rana kolejka do łazienek, bo cosplay. Już wtedy widziałam kilka super strojów i wiedziałam, że cosplay uratuje imprezę, nieważne co by się działo.
Szybkie zajście na gastronomię, by się posilić. Na szczęście tym razem spróbowałam tych jakże dziwnych burgerów z wodorostem, ogórkiem i imbirem. Warto, warto czekać dwa konwenty za tym burgerem. Potem już tylko wymyślna bubblecaffe od Yippo i można ruszać na zwiedzanie konwentu.
Przed południem poprowadziłam panel o OC, własnych postaciach. Zeszło się nieco osób, byli nawet aktywni, co ostatnimi czasy jest ciężkie u konwentowiczów. Potem był panel Zela o tym, jak wyglądają eventy cosplayowe typu ECG czy CCCC, gdzie Polacy są silnymi zawodnikami. Ludzie i tu pałali aktywnością, a wiedza osoby, która jeździ na takie imprezy jest nieoceniona.
Ostatni panel, wręcz ekspresowy, był o tym jak zorganizować taki event.
Z racji źle ułożonego planu musiałam go skrócić o godzinę, więc pół godziny na przekazanie wszystkiego to niewiele... ale bez obecności na próbie automatycznie moja grupka byłaby skreślona. Czas naglił.
Próba pokazała, że nie trzeba mieć super ciuchów, wystarczy pomysł na scenkę i podstawowe info o szyciu, a można zrobić kawał dobrej roboty. Cieszyłam się, że widziałam wszystko na próbie, bo z cosplayu zaraz po naszym pandzim występie wyszłam. Nie dało się oddychać.
Cosplay
Było co oglądać: Owari no Seraph, Noragami, Tales of Zestiria, Love Live, a nawet Vocaloidy! Nie ukrywam, że byłam dumna z łódzkiej ekipy. Z Akatsu na czele słusznie dorobili się alpaczej statuetki pierwszego miejsca za najlepszą scenkę. Jeśli chodzi o strój, to Rem zgarnęła co najlepsze, zaś nagroda za prezentację solo zgarnęła Lady Death z jej niesamowitym tańcem Maki z Love Live! Była jeszcze jedna nagroda: pluszowa, czyli to, gdzie to co zwierzęce mogło się wykazać. Tu pragnę wspomnieć i pogratulować Ćmie, który pierwszy raz startował na scenie jako PanDa 3 Wieczny Student i otrzymał wyróżnienie za jedzenie bułki.
Cosplay uważam za udany, nawet jeśli prowadzący za bardzo nie wiedział jak wyczytywać osoby, przecież nie o to w tym chodzi! Ale gdyby nie ten upał….
Moja grupka dostała wyróżnienie w kategorii puchatej, toteż otrzymane 30 dolamów podzieliłam między naszą dumną lamę i PanDę Wp*cenzura* i…. no właśnie. Sobota, godzina 20:00, a sklepik nie miał już nic poza kubkami konwentowymi i kilkoma wiankami. Nie wiem, jak rozdzielane były nagrody, jak były dokładane, ale miałam nadzieję, że te puchy, które cały dzień widniały na stoisku konwentowym będą sukcesywnie uzupełniane, szczególnie że został do obsadzenia cosplay... Moi drodzy czytelnicy, wam to już oceniać.
Do godziny 22:00, gdzie to szkoła miała być zamykana, spędziłam na zmywaniu z siebie resztek cosplayu oraz na ogólnych rozmowach z uczestnikami i wystawcami. Ci drudzy tylko kręcili głowami.
Z racji pracy musiałam się zwinąć przed godziną policyjną. Może za rok będzie to cały weekend?
Helperzy, ochrona...
Helperzy byli wręcz nieocenieni. Odziani w różowe pelerynki i Zestaw Małego Leviego zjawiali się prawie zawsze na miejscu i o czasie. Na papieru brak narzekać nie mogłam, acz było parę elementów, które zamiast odrabiać, dyżur siedział na konsolówce i jakoś nie chciał współpracować...
Patrol konwentowy to skuteczny szwadron. Błyskawicznie zareagowali na okoliczna faunę skaczącą po dachach szkoły. Dzielnie sprawdzali opaski i identy, dzielnie wypraszali nieometkowanych mangowców. Na tę ekipę zawsze można liczyć!
Z rzeczy nieodbytych…
I znów deja vu z Ryuconu. Trzecim jurorem miała być Hybryda i jako gość poprowadzić też panel, na który polowałam. Kiedy usłyszałam ‘ej, widziałaś Hybrydę?’ wiedziałam, że program do skreślenia i jury będzie uzupełnione o członka ekipy lub fotografa. Szkoda tylko, że takie rzeczy nie są wcześniej przekazywane….
Podsumowanie
Niby gorąc wszystko zepsuł, ale program nie zależy od tego. I niby od organizatorów też, jednak to oni wybierają ‘kąski’ ze zgłoszeń. I o ile mogę zrozumieć piątek, tak soboty już nie.
Jak dla mnie atrakcje 2/10.
Wystawcy? Standard, nic nowego, acz fajnie widzieć, że biznes się kręci – 8/10.
Socjal ratował wszystko, szczególnie nocne biczowanie biednego grzesznika w sukience 9/10.
Bliskość do punktów gastro była bardzo przychylna. Praise the Ladybug i arbuzy za 70 groszy – 8/10
Organizacja ogólna 6/10, bo helperzy.
Ocena ogólna wraz z uczestnikami – 6/10
Czy polecam? Nie jestem pewna, miejmy nadzieję, że za rok wszystko się poprawi. Póki co mam mieszane uczucia.