Co określa dobry konwent? Co jest miarą i wyznacznikiem udanego wydarzenia? Wpływa na to wiele czynników. Przede wszystkim na ocenę przez uczestnika wpływają elementy stałe, takie jak zapewnienie odpowiednich atrakcji. Oczekiwania wobec nich jednak wciąż rosną, w miarę wzrostu popularności takich imprez w całym kraju. Wraz z nią wzrastają standardy - bo czy mieliśmy 8 lat temu UltraStara, DDR-y, GamesRoom, Konsolówkę, OSU! Room czy choćby salę komputerową? Wtedy to były innowacje, a dziś w wypadku ich braku opinia publiczna głośno wyraża swoje niezadowolenie.
Co odróżnia Nejiro – konwent mangowy, który odwiedziło około 650 osób na dalekim wschodzie kraju, od wydarzeń tego typu na południu? Co dzieli konwenty na takie jak w Lublinie i jak, na przykład, w Krakowie? Odpowiedź znajdziecie w poniższym tekście.
Rozdział I: Akredytacja
Podróż z Krakowa zajmuje busem blisko 5 godzin. Niestety los - i mój szef - chcieli, żebym w piątek, kiedy to zaczynał się Nejiro, był w pracy, co skończyło się tym, że do Lublina dotarłem dopiero przed 21:00. Dlatego też niewiele powiem o samym początku wydarzenia oraz o sprawności akredytacji. Opowiem Wam natomiast o organizatorach, którzy w momencie mojego przybycia zainteresowali się człowiekiem obwieszonym torbami i pokrowcami, który stanął w bramie i wyglądał na zagubionego. A to dlatego, że akredytacja o tej godzinie już właściwie nie funkcjonowała, o co wcale nie powinno się mieć pretensji, zważywszy na późną porę. Wspomniana organizacja, a właściwie jeden organizator, sam do mnie podszedł i zapytał, czy potrzebuję pomocy. Zaprowadził mnie do OrgRoomu umiejscowionego na 2 piętrze i, po wykonaniu telefonu, zaakredytował. I tutaj chciałbym nadmienić, że organizator ten zajmował się… sprawami finansowymi organizacji. Nieczęsto spotyka się takie zaangażowanie ze strony obsługi na wysokim szczeblu, a nie był to jedyny taki przypadek.
Przy okazji dosyć nietypowego procesu akredytowania otrzymałem mały informator formatu A6 w utwardzonej oprawie, papierową opaskę na rękę, identyfikator wraz z wihajstrem do przymocowania go do ubioru (taka plakietka z agrafką i „krokodylkiem”) oraz papierowy plan atrakcji w formie tabeli. Informator zawierał najważniejsze informacje, w tym opisy punktów programu, regulamin, ważne numery telefonów oraz mapkę. I tutaj, niestety pierwszy, minus: drukowanie mapki trzypiętrowego budynku na dwóch stronach A6 mija się z celem. Niektórych nazw sal w ogóle nie dało się odczytać, a sam plan był przez swój rozmiar dosyć nieczytelny…
Rozdział II: Szkoła
Nejiro umiejscowiło się w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Administracji przy ulicy Bursaki 12. Ten trzypiętrowy budynek wystarczał z nawiązką na potrzeby 650 osób, zwłaszcza że w jednym czasie uczestników na jego terenie przebywało znacznie mniej - nie wszyscy zdecydowali się na nocleg. Rozplanowanie sal i stoisk stanowiło dla mnie zagadkę. Właściwie na każdym piętrze poza parterem mogliśmy znaleźć zarówno pomieszczenia przeznaczone na sleeproomy i atrakcje, ale także stoiska sprzedażowe rozstawione na korytarzach. Dlatego też nie będę się rozpisywał na temat konkretnych pięter, a jedynie opiszę co ciekawsze elementy.
Zacznijmy od stołówki, a raczej małej restauracji z ogródkiem wychodzącym na zewnątrz budynku. Znajdowała się ona zaraz przy wejściu i oferowała naprawdę pyszne i różnorodne potrawy za przystępną cenę. Jeśli miałbym określić klasę lokalu, to powiedziałbym, że było to coś pomiędzy barem mlecznym, a restauracją.
Także na parterze znajdowały się dwie największe pomieszczenia konferencyjne, które przeznaczono na salę panelowo-konkursową oraz main, w którym oczywiście mogliśmy uczestniczyć w ważniejszych atrakcjach konwentu.
Poza wspomnianą restauracją mogliśmy wypić Bubble Tea (lub mrożoną kawę) od Yoppo lub odwiedzić strefę gastro, gdzie serwowano Sushi, japońskie przysmaki (ciasta itp.) oraz bardzo dobrą kawę z ekspresu ciśnieniowego. Mniej wymagający mogli zakupić po prostu tosty.
Nie brakowało pomieszczeń przeznaczonych na UltraStar, OSU!, konsole, komputery do wolnego grania i turniejów, czy DDR. Te atrakcje mogliśmy znaleźć na piętrze oznaczonym cyfrą „2”.
Rozdział III: Main Room
Poza kilkoma prelekcjami, panelami i konkursami, uczestnicy mogli wziąć udział w takich atrakcjach jak konkursy na Lolitę (który wygrał... osobnik płci męskiej) i strojów fanowskich (czyli po prostu cosplay), koncerty zespołów Ikarus Feel i NanoKarrin.
Z wymienionych udało mi się wziąć udział tylko w konkursie cosplay, który zaczął się z 25 minutowym opóźnieniem i trwał całe 20 minut. Nie wiem, dlaczego organizacja nie wykorzystała faktu obecności większej części konwentu do ogłoszeń lub chociaż powiedzenia kilku słów. Na długość trwania atrakcji wpłynęła niska liczba występów (mówiło się o pięciu, ale finalnie było ich osiem) oraz to, że zapowiadający nie przeciągał atrakcji, a jedynie wchodził na kilka sekund na scenę, by ogłosić, kto na nią wkroczy za moment. Nie wystąpiły żadne problemy techniczne, a wyniki ogłoszono bardzo szybko.
Rozdział IV: Czystość
Rzecz, o której rzadko się pisze, czyli zaplecze sanitarne. Ot - prysznice, łazienki etc. Te ostatnie również występowały na każdym piętrze w ilości zadowalającej, były zadbane i czyste, a papieru toaletowego nie brakowało. Szokiem (przynajmniej z początku) był dla mnie prysznic. Jeden na zewnątrz, w formie… plastikowej budki (takiej samej jak ToiToi). Szczerze mówiąc, nie napawało mnie to optymizmem, gdyż jestem osobą, która nawet na konwencie lubi czuć się świeżo. Moje wątpliwości zostały częściowo rozwiane, gdy zobaczyłem wnętrze tego niezwykłego wynalazku. Ciepła woda była zapewniona przez przepływowy ogrzewacz wody (choć często nie nadążał on z grzaniem do odpowiedniej temperatury, a sam strumień był na tyle mały, że mycie się trwało dłużej niż zwykle), a wnętrze wyglądało na stosunkowo czyste. Niestety - w środku nie było oświetlenia. Tutaj pomogła mi opcja latarki w telefonie, choć to nadal nie są warunki, jakich bym oczekiwał. Z jednej strony dobrze, że organizacja w ogóle zapewniła jakikolwiek prysznic, z drugiej nie było to rozwiązanie najskuteczniejsze.
Rozdział V: Podsumowanie i kilka rzeczy, które nie pasowały do reszty akapitów
Nejiro już od pierwszego momentu urzekło mnie otwartością, sympatyczną obsługą (w tym też ochrona i medycy) i miłą atmosferą. Wbrew moim obawom forma nie odstawała od tego, co już znałem i na nic dziwnego czy odmiennego nie natrafiłem. Był to miły i dosyć poprawny konwent, jakich mamy w Polsce kilkanaście. Cieszy mnie, że nawet tak daleko od głównych ośrodków fandomu organizowane są takie imprezy - to dzięki nim jest szansa, że fandom bliżej północy rozwinie się kiedyś do rozmiarów znanych na południu.
Odpowiadając na pytanie: co odróżnia konwent w Lublinie od tego, na przykład, w Krakowie? Odległość. Tylko tyle. Dlatego jeżeli macie okazję akurat wpaść do Lublina w dacie Nejiro, serdecznie na niego zapraszam, nie pożałujecie spędzonego tam czasu.