Weekend 17-19 sierpnia obfitował w wiele wydarzeń konwentowych. Wśród nich znalazł się Sabat Fiction-Fest. Tegoroczna, piąta edycja tego eventu została zorganizowana przez Stowarzyszenie Sabat Fiction we współpracy z twórcami świętokrzyskiego Jagaconu. Miało to na celu stworzenie wspólnymi siłami jednej, większej imprezy i zagwarantowanie niezapomnianych wrażeń wszystkim wielbicielom szeroko pojętej popkultury, którzy zjawią się w Kielcach. Czy to się udało? Sprawdźmy!
Akredytacja
W sobotni poranek Kielce przywitały nas słoneczną pogodą i dość wysoką temperaturą. Niestraszne jednak upały, gdy w grę wchodzi dobra zabawa. Zanim dane nam było rzucić się w wir atrakcji przygotowanych przez organizatorów Sabatu, musieliśmy odebrać swoje wejściówki. Kiedy przybyliśmy na miejsce (około godziny 11), spodziewaliśmy się chociaż małej kolejki przy punkcie akredytacyjnym, zwłaszcza że dzień wcześniej na facebookowym profilu wydarzenia organizatorzy opublikowali zdjęcie kolejkonu tworzącego się przed halami F i G Targów Kielce, w których odbywał się event. Na szczęście przy kasach stało tylko kilka osób kupujących bilety, a przy punkcie akredytacji medialnych nie było nikogo, więc wszystko poszło szybko i sprawnie.
W komplecie do papierowego identyfikatora i smyczy otrzymaliśmy niewielkich rozmiarów informator. Kilkustronicowe vademecum konwentowicza zawierało w sobie między innymi słowo wstępu od organizatorów, godzinową rozpiskę atrakcji, mapkę obiektu czy sudoku, dzięki któremu można było zdobyć upominek.
Aby wejść na konwent, należało zostawić w kasie odpowiednią kwotę, czyli w przypadku biletów jednodniowych 15 zł za piątek lub niedzielę i 20 zł za sobotę. Karnet trzydniowy kosztował 40 zł.
Gry i zabawy dla dużych i małych
Pierwsze, co rzucało się w oczy po przekroczeniu progu budynku, to duża, nieźle zorganizowana przestrzeń. W hali F ulokowano gamesroom z bogato zaopatrzoną wypożyczalnią gier, arenę, strefę wystawców i gier elektronicznych.
Gamesroom, na który przeznaczono dość duży obszar, cieszył się sporą popularnością. Przez całą sobotę większość stolików była zajęta przez młodszych i starszych amatorów gier bez prądu – w ruch szły karcianki, planszówki i gry zręcznościowe, czyli wszystko to, co można było znaleźć w wypożyczalni, która oferowała bardzo szeroki wachlarz tytułów. Oprócz tego zorganizowano stanowiska dla fanów gier bitewnych.
Po przeciwnej stronie hali jak w raju mogli poczuć się ci konwentowicze, którzy wolą zabawy z użyciem sprzętu elektronicznego. Do ich dyspozycji było kilkadziesiąt stanowisk komputerowych, na których mogli zagrać w „Gwinta”, „Wiedźmina”, „CS: GO” czy kilka innych popularnych tytułów. Ponadto przez cały dzień odbywały się turnieje i prezentacje gier.
Retromaniacy również nie powinni być rozczarowani, bo dla nich przygotowano miejsce, dzięki któremu przenosili się w czasie. Warto było je odwiedzić i przypomnieć sobie, jak jeszcze niedawno wyglądał świat elektronicznej rozrywki, albo odkryć, jak kiedyś spędzali czas starsi koledzy. Nie możemy też zapominać o Osu! Room, Guitar Band i karaoke – skłonnych do tańca, gry na instrumentach i testowania swoich umiejętności wokalnych nie brakowało.
Ale hala F to nie tylko gry. Znalazła się tutaj też czytelnia komiksów, w której udostępniono konwentowiczom wiele ciekawych tytułów, zarówno polskich, jak i amerykańskich czy azjatyckich. Dużą popularnością cieszyło się stoisko Artystycznego Kręgu, czyli grupy plastyków i zarazem youtuberów. Wszyscy chętni mogli tam porozmawiać z artystami i w miłej atmosferze stworzyć małe dzieło sztuki.
Mamo, kup mi modliszkę
Jak konwent, to i wystawcy, w dodatku z artykułami, których próżno szukać w zwykłych sklepach. Każdy, kto miał ochotę i odpowiednią zawartość portfela, mógł kupić odzież, kubki, plecaki, ozdoby do domu, przypinki, plakaty, książki, komiksy, gry czy niezwykłe rękodzieło, a nawet azjatyckie słodycze. Swoje towary wystawiali m.in. Rebel, Maginarium, Akuma-Inn, Azjatycki Zakątek.
Popularną atrakcją okazało się stoisko z modliszkami. Wiele osób przychodziło i z zainteresowaniem przyglądało się owadom, a właściciele chętnie i cierpliwie opowiadali o nich, ich trybie życia czy hodowli oraz udzielali odpowiedzi na każde pytanie. Szczęśliwcy, którzy przybyli na kramik w odpowiednim czasie, mogli obserwować proces karmienia.
Swoich przedstawicieli na Sabacie miało również Centrum Nauki Leonarda Da Vinci. Na przygotowanym przez nich stoisku każdy chętny mógł przez chwilę poczuć się jak naukowiec i pod okiem fachowców przeprowadzić szereg widowiskowych eksperymentów.
Prelekcje, pokazy, koncerty
Sabat Fiction-Fest to jednak nie tylko strefy gier i wystawców. W sąsiadującym z halą F budynku G zlokalizowano scenę główną i sleeproom oraz sale prelekcyjne (RPG oraz manga i anime) na piętrze. Duże pomieszczenie zostało podzielone na kilka mniejszych – w ten sposób powstała zamknięta przestrzeń, w której można było wysłuchać ciekawej opowieści zaproszonego gościa albo w spokoju uciąć sobie krótką drzemkę w sleepie. Wadą tej hali był brak klimatyzacji i oświetlenie, które po włączeniu emitowało mnóstwo ciepła, podnosząc temperaturę w już i tak ogrzanej sali. Do celów konwentu wykorzystano też dwa pomieszczenia mieszczące się w hali C.
Konwentowicze chętnie wzięli udział w spotkaniu z Andrzejem Pilipiukiem oraz Katem Krakowskim Michałem zwany Smutnym, który opowiadał o swoim rzemiośle.
Jedną z największych atrakcji Sabatu okazało się spotkanie z Grupą Filmową Darwin – opustoszała wtedy hala wystawców. Na pozostałych prelekcjach i spotkaniach autorskich frekwencja była znikoma. Janek Jurkowski i Marek Hucz odpowiadali zarówno na pytania prowadzącego, jak i te padające z sali, a po występie jeszcze przez długi czas na placu przed halą F rozmawiali z fanami i rozdawali autografy.
Warto wspomnieć, że organizatorzy Sabat Fiction-Fest zadbali również o melomanów. W sali Omega w sobotni wieczór zagrały trzy zespoły: Ankh, Kostur i Zwierzę Natchnione. Zorganizowanie koncertów w osobnym budynku miało jednak swoje plusy i minusy – sala Omega to aula przeznaczona typowo pod występy, z dobrą akustyką i zapleczem, jednak znajdująca się w innym budynku niż hala wystawców, dlatego wielu konwentowiczów miało problem z jej znalezieniem.
Konkurs cosplay
Niewątpliwie jedną z większych atrakcji każdego konwentu jest konkurs cosplay. Ten odbywający się w czasie Sabat Fiction-Fest przyciągnął całkiem sporą widownię, a w jury zasiadła trójka uzdolnionych cosplayerów: Wiktor Kowalczyk (Kovalsky Crafts), Klaudia Skowyra (Nagini’s Stuff) i Patrycja Mańko (Żywe obrazy snów Patrycji Mańko). Sam konkurs rozpoczął się z 15-minutowym opóźnieniem – było to związane z usuwaniem ze sceny fortepianu wykorzystywanego podczas prelekcji przygotowanej przez Eko Cykl Organizacja Odzysku Opakowań S.A., a współprowadzonej przez znanego z „Teleexpressu” Macieja Orłosia. Operację pakowania i przenoszenia instrumentu na pewno z zapartym tchem śledziło wiele osób, zastanawiając się, czy technicy zaliczą jakąś wpadkę. Na szczęście fortepian udało się przetransportować bez problemu.
Sam konkurs cosplay też przebiegł bez komplikacji, jeśli nie liczyć braku oświetlenia podczas pierwszych kilku występów. Część widowni zapewne nic nie widziała, gdyż scena była dość zaciemniona. Potem jednak udało się włączyć lampy, co z kolei spowodowało podniesienie się temperatury w słabo wentylowanym pomieszczeniu.
W czasie konkursu mogliśmy zobaczyć popisy osiemnastu cosplayerów, a w przerwie między występami a ogłoszeniem wyników zagłosować w plebiscycie publiczności (za żetony do głosowania służyły pomalowane na czerwono jednogroszówki) lub wziąć udział w minikonkursie i zdobyć kubek, koszulkę albo… zegar ścienny lub kupon na grę w kręgle. Jury przyznało w sumie nagrody w siedmiu kategoriach, o łącznej wartości 2000 zł.
Jednak nie wszystko poszło idealnie. Na komentarz zasługuje zachowanie kilku fotografów i kamerzystów, którzy mieli za zadanie dokumentowanie atrakcji. Większość osób, która robiła zdjęcia lub filmowała występy cosplayerów, zajęła miejsca przed sceną, w pierwszym rzędzie lub na podłodze, by nikomu nie zasłaniać. Niektórzy jednak doszli do wniosku, że zdobycie odpowiedniego materiału z eventu jest ważniejsze niż wszystko inne, dlatego biegali tam i z powrotem, wchodzili na scenę w czasie występów, przeszkadzając tym samym nie tylko widowni i pozostałym przedstawicielom mediów, ale przede wszystkim prezentującym swoje scenki osobom.
Warto też wspomnieć, że ci, którzy czekali na występ krzesła, mogli poczuć się rozczarowani. Tym razem zastąpił je stół z wyłamaną nogą – nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań i sprawił, że przez widownię przetoczyła się fala oklasków.
Frytcon
Ważnym miejscem, które odwiedza większość konwentowiczów w czasie imprezy, jest bez wątpienia strefa gastro. Trudno czerpać radość z atrakcji, które przygotowali dla nas organizatorzy, gdy dokucza głód. Jakie specjały czekały na każdego spragnionego strawy człowieka? Przede wszystkim frytki, frytki z różnymi sosami, frytki z serem i lunch box… tak, z frytkami! Niestety, strefa gastro ograniczała się tylko do jednego food trucka serwującego ziemniaczany specjał na kilka sposobów. Ci, którzy nie mieli ochoty na smażone bulwy, zamawiali pizzę lub zadowalali się suchym prowiantem, który przynieśli ze sobą. Spacerując po hali, widziałam kilka osób z chlebem lub bułkami pod pachą.
Oprócz frytkowego food trucka mieliśmy do dyspozycji stoisko serwujące zimne napoje oraz drugie – z kawą.
„Nie nudziłem się”
Cóż więcej można powiedzieć o tegorocznej edycji Sabat Fiction-Fest? Zdecydowanie była to impreza udana. Organizatorzy zatroszczyli się o różnorodność atrakcji i o to, by każdy uczestnik znalazł w tym bogactwie coś dla siebie. Starzy konwentowi wyjadacze prawdopodobnie znaleźliby jakieś niedociągnięcia, ale gdyby wszystko było idealnie, z pewnością byłoby nudno. Bo oberwać w głowę w czasie konkursu cosplay przemalowaną na muchomora pieczarką to dopiero atrakcja!
Za najlepsze podsumowanie może posłużyć stwierdzenie mojego znajomego, dla którego Sabat był pierwszym w życiu konwentem: „warto było przyjechać, nie nudziłem się”.