Na przełomie miesiąca, 30 września i 1 października, miał miejsce kolejny już w tym roku konwent w Chorzowie – tym razem zorientowany wokół tematyki mangowej z elementami kojarzonymi ze Świętem Pełni Księżyca, które miało miejsce w Japonii w tym właśnie terminie. Jak wypadł debiut konwentu, czy wyróżnił się z tłumu i czy warto czekać na następną edycję? Czytajcie dalej!
Obecność przede wszystkim
Będąc częścią konwentowego community i jeżdżąc na różne tego typu imprezy, nietrudno było zauważyć wzmianki o Tsukimi. Zaczęły się one pojawiać już około pół roku przed planowanym eventem. Do promocji zaliczały się m.in. wydarzenie na Facebooku, konto na Instagramie, spora liczba pojawiających się postów w mediach społecznościowych, współpraca z innymi konwentami i stoiska na wielu imprezach – w tym na największej tego typu w Polsce, czyli Pyrkonie. Pod względem promocyjnym Tsukimi spisało się naprawdę dobrze. Nieco gorzej organizacja wypadła na płaszczyźnie komunikacji bezpośredniej. Sporo osób chcących skontaktować się w formie jakiejś współpracy – czy to helperzy, media, czy wystawcy – skarżyło się na brak sprawnych odpowiedzi. Podczas organizacji takich eventów czas jest naprawdę kluczowy.
W tym roku był to już trzeci konwent zorganizowany w Chorzowie, jednak pierwszy w tak łatwo dostępnym miejscu. Dodatkowo organizacja zadbała o opisanie jak najlepszej trasy dojazdu do szkoły, w której odbywała się impreza, czyli I Liceum Ogólnokształcącego im. Juliusza Słowackiego w Chorzowie.
Co ciekawego zaoferowało Tsukimi?
Niedługo przed konwentowym weekendem na stronie internetowej opublikowano plan wydarzenia. Na uczestników czekało wiele ciekawych prelekcji głównie o tematyce mangi/anime oraz Japonii. Dużo atrakcji czekało na osoby zainteresowane twórczością artystyczną, np. tworzeniem w piance EVA, rysunkiem, szyciem czy cosplayem. Zapaleni pochłaniacze popkultury również nie mogli narzekać na brak zajęcia. W planie rozpisano wiele paneli dotyczących komiksów, animacji i filmów. Odwiedzający nastawieni na akcję mieli okazję przez całą dobę zagrać w planszówki, gry konsolowe, rytmiczne, DDR lub Ultrastar. Nie zabrakło gier typu RPG, J-games, różnorakich quizów i konkursów (w tym także +18 odbywających się w nocy). Na szkolnej auli odbywały się różne pokazy, m.in. taneczne, Kendo oraz niezastąpiony konkurs cosplay. Jeśli chodzi o wystawców, osobiście uważam, że było ich całkiem sporo, a ich różnorodność dawała możliwość zakupu nietuzinkowych dóbr. Poza typowymi stoiskami małych artystów, sprzedających niepowtarzalne naklejki, przypinki i arty, kupujący mogli nabyć koszulki, figurki, opaski ze zwierzęcymi uszami oraz ogony, a także wiele więcej. Niektóre stoiska zostały ustawione nie tylko na korytarzu, ale także w jednej z sal, co mogło spowodować, że nie wszyscy uczestnicy dotarli do tego miejsca. Niestety sporo konwentowiczów skarżyło się na niedobór wystawców i szczególnie uparcie wytykało brak możliwości zakupu mang.
W swojej promocji Tsukimi skupiło się na użyciu motywu japońskiego Święta Pełni Księżyca i zodiakalnego królika. Przez cały czas trwania konwentu na jego terenie przebywała cosplayerka przebrana za maskotkę imprezy – Tsukino. Uważam to za duży plus i ciekawe wykorzystanie pięknej grafiki eventu. Jednak brakowało mi atrakcji i motywów związanych właśnie z tym świętem. Poza grą konwentową, która była naprawdę ciekawa i dużo osób wzięło w niej udział, nie zauważyłam innych atrakcji zorientowanych w tym temacie. Wiązałam duże nadzieje ze Świętem Księżyca – jest to naprawdę wdzięczny temat, który można ciekawie wykorzystać na potrzeby takiej imprezy.
Wracając do gry konwentowej, warto o niej co nieco napisać. Polegała na zbieraniu naklejek za wykonanie w miarę prostych i przyjemnych zadań na terenie konwentu. Jednak najpierw trzeba było znaleźć odpowiednie punkty, przy których takie zadanie się otrzymywało. Najwięcej problemu okazało się sprawiać jedno z nich, związane z układaniem puzzli, gdzie w pewnym momencie zebrała się ogromna kolejka. Uczestnicy stali w niej ponad pół godziny, a niestety miało to miejsce w dusznej salce z wystawcami, do których w takim momencie dostęp był utrudniony. Niemniej duży plus za atrakcję, która umilała czas i umożliwiała zwiedzić prawie cały teren konwentu.
Jeśli któryś z uczestników poczuł głód, mógł wybrać się na dziedziniec szkoły i zakupić jedzenie w meksykańskim foodtracku lub udać się do pobliskiej Żabki. Oferta gastronomiczna nie była zbyt obszerna i nie trwała za długo, bo w sobotę sprzedawca zebrał się na długo przed zmrokiem. Mimo wszystko oferował bardzo dobre produkty w całkiem przystępnych cenach. Dodatkowo w strefie wystawców ustawiono stoisko z bubble tea.
Co zrobić, żeby uczestnikom nie nudziło się podczas opóźnień?
Konwent, jak to każda impreza tego typu, związany jest nierozerwalnie z możliwością przesunięć atrakcji w czasie – czy to opóźnienia, czy zmiany w planie. Już od samego początku pojawiły się małe problemy. Akredytacja, która miała rozpocząć się o godzinie 9:00 w sobotę, wystartowała z ponad godzinnym opóźnieniem. Uczestnicy byli zmuszeni oczekiwać w nieprzyjaznej pogodzie przy niewysokiej temperatura i mżawce. Na szczęście organizatorzy rozdawali kolejkowiczom parasolki. Drugim problemem okazał się kierunek kolejki, który kilka razy był zmieniany i mieszanie się dwóch kolejek – dla osób, które kupiły bilety w przedsprzedaży i dla tych, którzy chcieli je nabyć na miejscu.
Kolejnym opóźnieniem przywitał uczestników konkurs cosplay. Około 30 minut czekania na występy nie napawa optymizmem, jednak sam jego przebieg był sprawny, a występy i kostiumy oglądało się przyjemnie. Grupa cosplayerów okazało się bardzo zgrana i spontanicznie uprzyjemniła widzom czas oczekiwania na wyniki.
Będąc w temacie cosplayu, pragnę wynieść na wyżyny jeden punkt programu, który zasługuje na szczególną pochwałę na każdym konwencie – punkt naprawczy. Jest to naprawdę przydatne, a może i niezbędne miejsce dla cosplayerów tak licznie odwiedzających tego typu imprezy i moim zdaniem powinien zawitać na każdym evencie. Dzięki niemu osoby w różnych kostiumach mogą poczuć się bezpieczniej – w końcu nigdy nie wiadomo czy nie wydarzy się jakiś nieszczęśliwy wypadek i nie będzie potrzebna pomoc w naprawie stroju.
Kilka słów na zakończenie
Ogólnie rzecz biorąc, Tsukimi można opisać jako typowy konwent mangowy. Dobry debiut, liczba uczestników dopisała, a rozmieszczenie atrakcji i stoisk umożliwiało swobodne poruszanie się po obiekcie – nie było tłumów, ale niestety w salach często panował zaduch. Zorganizowano dużo atrakcji rozplanowanych całodobowo, co uniemożliwiało nudę. Strefa gastro, którą niestety oceniam na minus, była mała i zabrakło strefy chill czy jakichś stolików, żeby móc sobie odpocząć lub zjeść zakupiony posiłek.
Liczę, że nie jest to ostatni raz, gdy Tsukimi zawitało na scenę konwentową i za rok zobaczymy je w jeszcze lepszym wydaniu!