Czwartek. Czas operacyjny: 15:05. Uciekam z pracy i pędem udaję się na Busa. „Ahoj przygodo!” krzyczę w duchu. Zasiadam na siedzeniu obok Aleksandra Gruszczyńskiego, znanego szerzej jako Mag. Wreszcie wracam do Wrocławia, by zobaczyć kolejny konwent w wykonaniu Niucon Teamu. Z powodu wysokiego poziomu, jaki zaprezentowali na Niuconie V zastanawiałem się, czy X-Mas Time będzie równie dobry. Czy był? Czytajcie poniżej!
Po sześciu godzinach podróży udało się dotrzeć. Breslau Forever, jak pisał o tym mieście Ziemiański. Dzikie, nieokiełznane i piękne. Choć tym razem przybyłem tu po zmroku i tak każda uliczka emanowała swoistym pięknem. Godzina 22:28, czas wreszcie udać się na spoczynek.
Pobudka. W Sarajewie jest 10:34. We Wrocławiu też. Piątek upłynął na spotkaniach ze starymi znajomymi. Po raz kolejny jednak nie miałem czasu obejrzeć Panoramy Racławickiej. Trudno, może uda się następnym razem. O godzinie 17:13 docieramy na teren konwentu. Na miejscu spotykam już część organizatorów oraz obsługi. Atmosfera jest dokładnie taka, jaką pamiętam: pełna luzu, radości i lenistwa. Ale to tylko ze względu na to, że główny koordynator helperów – Michał Bonio – nie dotarł jeszcze na obiekt. Odkąd przybył praca nabiera tempa i szkoła szybko przypomina miejsce, gdzie już o ósmej rano rozpocznie się konwent. O 22:25 kończy się szykowanie szkoły. Wszyscy dość zmęczeni, lecz szczęśliwi udają się na krótką przerwę i maszerują na kolację. Następnie Marek Jaros, czyli dowódca Patrolu prowadzi dla obsługi krótki instruktaż pierwszej pomocy. Robi to ciekawie, wraz z kolegami demonstrując sceny, które mogą mieć miejsce na konwencie i tłumacząc w jaki sposób należy się w nich zachować. Patrol ma za to duży plus. Mało kto przyznaje, że panika jest czymś naturalnym dla sytuacji kryzysowych i należy po prostu wziąć kilka głębokich oddechów, by odetchnąć i rozpocząć działanie. Niby każdy wie, ale… To coś, co naprawdę ratuje życie.
Następnie czas traci dla mnie znaczenie i przestaję przejmować się zegarkiem. Udało mi się ponownie wkraść w łaski pewnej olsztynianki. Nauczka dla panów – doceniajcie co macie. Nie każda kobieta jest tak wyrozumiała.
Piątek. Pobudka o siódmej. Pierwsze osoby już czekają przed budynkiem. Wszyscy biorą się do pracy. Gdy o ósmej rusza akredytacja kolejka sięga już bram szkoły. Mimo tylko trzech stanowisk akredytacyjnych wszystko idzie sprawnie i kolejka szybko się kurczy. Tu pierwszy plus dla organizatorów. Każdy z uczestników dostaje na wejściu, prócz standardowego identyfikatora i informatora, czapeczkę Mikołaja. Mały gest, a cieszy. Oprócz tego, kawałek za akredytacją na fotelu bujanym siedział sobie jeden z organizatorów przebrany za Świętego. Każdy, kto chciał mógł sobie zrobić z nim zdjęcie. Nie mogłem się opanować i również z tego skorzystałem. Następnie przemarsz po wnętrzu szkoły. Stoiska w sumie standardowe. Przypinki, koszulki, mangi, a poza tym miecze samurajskie (i rapier, który został przekazany na rzecz nagród), jakieś małe wyroby odzieżowe dla pań i mała gastronomia serwująca specjały zarówno japońskie, jak i te normalne spod znaku hamburger i –ska. Mam wrażenie, że gdyby było ich mniej to i tak nie straciłyby na różnorodności. Kolejną rzeczą z serii „małe, a cieszy” była rozwieszona po szkole jemioła. W pobliżu każdej znajdowała się urocza kartka głosząca „Wiecie, co macie robić ;)”. Pierwsze wrażenia były więc jak najbardziej pozytywne.
Kolejną rzeczą, jaką postanowiłem zbadać był program. Klarowna rozpiska sprawiła, że nie miałem problemu z trafieniem na wybrany punkt. Tu również było wiele świątecznych smaczków, a moim faworytem wśród nich był LARP „Kto zabił Świętego Mikołaja”, autorstwa Sebastiana „Poochaty’ego” Roszaka. Niby standardowy scenariusz detektywistyczny, ale miał swój klimat i idealnie pasował do konwencji. Punktem, na którym się zawiodłem była prelekcja „Prostytucja wśród elfów” prowadzona przez Sebastiana Grzesiaka. Nigdy nie spodziewałem się takiej opinii na temat elfów. Tymczasem zamiast ciekawej dyskusji na ten temat dostałem pokaz filmów 18+. Wyszedłem zniesmaczony nie czekając na zakończenie. Przed wejściem nie sprawdzano dowodów. Ten błąd, po zwróceniu uwagi organizatorom został poprawiony i przy innych punktach dla dorosłych stał człowiek z patrolu i sprawdzał dokumenty tożsamości. Zraziła mnie też konsolówka. Jej koordynator – Paweł Wałachowski – był chamski i wredny wobec uczestników, helperów i koordynatorów. Po fali skarg, która napłynęła do organizatorów został zdjęty z funkcji i zastąpiony Feniksami – grupą fantastów z Opola, z którą stale współpracują. Miałem również obiekcje co do prelekcji na temat portalu 4chan. Przede wszystkim ze względu na łamanie „Rules of the internet”[i].Ostatnią rzeczą, która mi nie odpowiadała był games room. 36 tytułów to dla mnie zdecydowanie za mało. Na tym jednak kończą się moje uwagi.
Tym, co mnie urzekło był sam X-Mas Time. O godzinie 19tej program i atrakcje zostały zatrzymane, a uczestnicy zaproszeni na zewnątrz. Każdy z nich dostał sztuczne ognie oraz Pocky, którymi mógł podzielić się z przyjaciółmi podczas składania życzeń. Magia świąt była tu zdecydowanie na pierwszym planie. Z powodu silnie wiejącego wiatru nie udało się jednak zorganizować wspólnego ubierania choinki. Noc również bardzo mnie zaskoczyła. Podczas, gdy na większości konwentów jest to pora, gdy wszyscy siedzą na korytarzach, DDR-ce, Ultra-Starze i w konsolówce rozmawiając i zwyczajnie się nudząc tutaj korytarze były prawie puste. I to nie dlatego, że na obiekcie było niespełna 600 osób z obsługą włącznie, a dlatego, że w zasadzie wszystkie 6 sali programowych było przepełnionych. Koordynator zadbał o to, by nie zabrakło wrażeń. Warto też zaznaczyć, co zaczęło się o godzinie 20-tej. Mianowicie otworzono salę, która była regularnym studiem nagraniowym! Jest to fenomen, ponieważ nie widziałem tego jeszcze na ŻADNYM konwencie. Osoba, która była za ten pokój bezpośrednio odpowiadała, czyli wspomniany już Sebastian „Casio” Grzesiak jest zawodowym realizatorem dźwięku, więc podszedł do tego profesjonalnie. Nie mogę doczekać się nagrań.
Niedziela trochę mi uciekła. Przede wszystkim, że wstałem dopiero po jedenastej. Dzień mijał beztrosko. Stoiska zwiększyły rabaty na swój asortyment, a ludzie wydawali resztki pieniędzy na gadżety. Dzień ten spędziłem głównie rozmawiając i błąkając się po terenie konwentu. Byłem też zresztą bezpośrednio odpowiedzialny za jego sprawne sprzątnięcie, co zajmowało większość mojego czasu. Konwent oceniam bardzo pozytywnie i na pewno nieraz wspomnę go w długie zimowe wieczory. Wrocław na stałe już wpisuje się w moją mapę konwentową. Ode mnie X-Mas Time dostaje 8+/10. Może następnym razem będę miał czas odwiedzić Panoramę Racławicką.
Pozdrawiam,
Patryk „Patron” Rycaj Zdjęcia autorstwa Martyny Marek.
_______________________
Rule 1. „Do not talk about /b/” http://rulesoftheinternet.com
Ocena: 8,5/10