W pierwszy weekend kwietnia odbyły się Śląskie Dni Fantastyki. Dwa dni pełne zabawy, ciekawych prelekcji, konkursów i towarzystwa psotliwych trolli. Konwent utrzymano w równie ciekawej konwencji Podziemnego Królestwa, co miejsce, w którym się odbywał.
Na poważnie w Prima Aprilis
Członkowie Śląskiego Klubu Fantastyki jak zwykle podeszli do organizowania konwentu z wielkim zapałem. Pomimo że ŚDF obywały się dopiero 1 i 2 kwietnia, klub rozpoczął prace marketingowe już w Nowy Rok. To wtedy na Facebooku pojawiło się wydarzenie i od tamtej pory regularnie bombardowali obserwujących informacjami. Przez całe cztery miesiące trwania tej kampanii marketingowej organizatorzy rozpalali w uczestnikach ciekawość i wprowadzali ich w uniwersum Wuja Trolla. Często przypominali o terminach różnych tur akredytacji, przedstawiali nowych gości i kolejne punkty programu. Nie były to jedynie suche posty, ale wszystkie utrzymywano w stylistyce i narracji Podziemnego Królestwa. Ogłoszono nawet konkurs-zagadkę z nagrodami i walentynkową promocję, która niestety mogła wprowadzić niektórych kupujących w błąd. Doświadczeni konwentowicze wiedzą, że zazwyczaj najtaniej wejściówki można kupić w pierwszej turze (lub early birds). Jednak ŚKF zaraz po jej zakończeniu ogłosił dwudniową promocję na zakup biletów, gdzie przy kupnie dwóch jeden był 50% tańszy.
Harmonogram konwentu został opublikowany odpowiednio wcześnie (trochę ponad tydzień przed wydarzeniem), żeby każdy z uczestników mógł się z nim na spokojnie zapoznać i zdecydować, na jakie punkty chciałby się wybrać. Był on też na tyle zróżnicowany, że każdy uczestnik mógł znaleźć coś dla siebie. Oprócz typowo fantastycznych tematów pojawiły się atrakcje dla fanów mangi i anime, artystów oraz wielbicieli Disneya czy nauki. Gość specjalny, Krzysztof M. Maj, nie mógł niestety stawić się osobiście, jednak organizatorzy wybrnęli z zaistniałej sytuacji i na swoim panelu – rozmowach o światotworzeniu – pojawił się on-line.
Obiektywno-sentymentalnie o małym konwencie w małym mieście
Na wstępie tego akapitu muszę przyznać, że Śląskie Dni Fantastyki po raz kolejny odbyły się w moim starym liceum. Z tego powodu może być mi ciężko obiektywnie podejść do tego miejsca i jego zagospodarowania. Szkoła – III LO im. Stefana Batorego – mieści się w Chorzowie Batorym, zdecydowanie bliżej Rudy Śląskiej i Świętochłowic niż Katowic. Z tego względu dojazd dla osób z różnych części Polski był utrudniony. Zdecydowana większość pociągów zatrzymuje się na stacji w Katowicach, skąd uczestnicy musieli wsiąść w jeden konkretny autobus, który mógł ich podwieźć bezpośrednio w okolice szkoły. Jednak znalezienie odpowiedniego przystanku w stolicy Śląska to nie lada wyzwanie nawet dla jego mieszkańców. Alternatywą jest niestety tylko podróż z dużą ilością skomplikowanych przesiadek.
Pogoda nie sprzyjała spacerom ani staniu w długich kolejkach, czego szczęśliwie nie musieliśmy doświadczyć. Preakredytacje umożliwiły sprawny odbiór wejściówek. Jeśli ktoś przybył odpowiednio wcześnie (nawet już w okolicach godz. 8:30), mógł bez problemu odebrać swój duży i widoczny identyfikator jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem wszystkich atrakcji, co miało miejsce o 10:00.
Jednak mimo tak dobrego wstępu, PR-owego przygotowania konwentu i mojego pozytywnego nastawienia, od samego wejścia do szkoły nieco się rozczarowałam. Liczyłam na wystrój, który wprowadzi nas jeszcze bardziej w świat Podziemnego Królestwa, tak jak zostało to zrobione na stronie wydarzenia w internecie. Co prawda sala, w której znajdował się Tunel Goblinów, została pięknie przystrojona i udział w grze o zbieraniu złota okazał się samą przyjemnością, ale to byłoby na tyle. Dało się jeszcze doszukać potwora wciśniętego w piwnicy i kilku ozdób w kawiarni, która jednocześnie pełniła rolę miejsca w grze konwencyjnej (co nie było najlepszym rozwiązaniem, bo panował tam dość duży chaos). Dodatkowo z czasów, kiedy sama tu uczęszczałam, dobrze pamiętam, że uczniowie lubują się w przystrajaniu szkoły na różne wydarzenia (jak Festiwal Teatralny, walentynki itp.). Osobiście ciężko było mi odróżnić, czy niektóre elementy wystroju pochodzą z Podziemnego Królestwa, czy są to pozostałości po imprezach szkolnych.
Przestronne wnętrza
Przez cały czas trwania konwentu uczestnicy mogli bez problemu przemieszczać się pomiędzy atrakcjami, ponieważ na korytarzach i w salach nie panowały tłumy. Dało się nawet znaleźć miejsca, gdzie nie było innych konwentowiczów, ponieważ szkoła sama w sobie jest przestronna. Dodatkowo do dyspozycji organizatorów był również drugi budynek, w którym mieściły się sleepy dla uczestników – dojście do nich miało charakter ciekawego wyzwania, które można podciągnąć pod kolejną „grę konwentową”, bo należało przejść labiryntem przez obie szkoły po kilku piętrach w dół i górę za strzałkami. Przebywanie na konwencie nie groziło zbyt dużym przeciążeniem czy przebodźcowaniem. Niestety pogoda nie dopisała – chłód i deszcz nie pozwolił korzystać z przestronnego boiska szkolnego, które na pewno można by ciekawie zagospodarować, a konwentowicze chętnie spędzaliby tam czas. Zabrakło też sali typowo integracyjnej, gdzie spragniona towarzystwa i zabaw młodzież mogłaby beztrosko razem posiedzieć. W wyniku tego uczestnicy sami stworzyli sobie taką salę w dusznej szatni w piwnicy.
Sama piwnica nie była specjalnie zagospodarowana – znajdował się tam helproom i wyżej wymieniona szatnia niestrzeżona. Szkoda, bo zawiłe korytarze i liczne wejścia miały potencjał do wykorzystania w uniwersum Podziemnego Królestwa. W holu na parterze oprócz akredytacji obecne było stoisko Śląskiego Klubu Fantastyki i studenckiego radia „Egida”. Zarówno na korytarzu parterowym, jak i na pierwszym piętrze, połowę jego szerokości zajmowali wystawcy. Większość z nich stanowili niszowi artyści sprzedający swoje dzieła. Można było nabyć zarówno niepowtarzalną biżuterię, ciekawe ozdoby, czy rysunki, jak i tradycyjnie autorskie przypinki i naklejki. Oczywiście wszystko handmade. Poza gustownymi gadżetami wystawiono też kilka stoisk z książkami typu indie i grami planszowymi czy RPG. Nie zabrakło także zwyczajowych wystawców z popkulturowym merchem. Dla każdego coś dobrego.
W salach lekcyjnych na parterze i pierwszym piętrze odbywały się prelekcje i konkursy. Na ostatnim, drugim piętrze korytarz świecił pustkami, podobnie jak piwnica. Życie tętniło natomiast w salkach, gdzie odbywały się sesje gier RPG, rywalizacja w Tunelu Goblinów i kreatywne warsztaty (np. z tworzenia figurek z masy solnej). Obok tych atrakcji obecne były osobne sleepy dla wystawców i mediów – nie musieli oni dzielić miejsca z uczestnikami i mogli spokojnie odpocząć. Na plus były także przestronne toalety, w których cosplayerzy mieli możliwość komfortowo przebrać, jeśli zaszła taka potrzeba, a papieru i mydła nie zabrakło przez cały czas trwania imprezy. Koniec dużego korytarza na pierwszym piętrze wypełniały śpiewy uczestników próbujących swoich sił w UltraStar. W sali obok znajdowała się wesoła konsolówka z różnymi grami – tradycyjnie „Mario Kart”, bitewniaki, a nawet gra ruchowa. Nie mogło też zabraknąć sali z planszówkami.
Zmęczeni i głodni konwentowicze zaglądali do kawiarenki Magorówka, gdzie poza słodkościami można było zakupić ciepłe napoje i zapiekanki. Współpracowała ona także z pizzerią Lamargherita Świętochłowice. Uczestnicy konwentu dostali dodatkowy rabat na zamawiane pizze. Z tego, co udało mi się zauważyć, ruch był tam duży, a z biegiem czasu coraz więcej osób nosiło ze sobą pudła z gorącym jedzeniem. Nic dziwnego, bo ceny w kawiarence nie były duże, a smakołyki bardzo dobre. Jeśli jednak ktoś miał ochotę na nieco inne jedzenie, to niedaleko szkoły znajduje się sporo punktów gastronomicznych (m.in. budki z kebabem, stacje z hot-dogami) i sklepów – zarówno większych, jak Lidl czy Netto, oraz małych osiedlowych sklepików i piekarni.
Kolejną ciekawą atrakcją był pokaz szermierki, który odbywał się w sobotę na sali gimnastycznej w godzinach 10-12, prowadzony przez Gwiazdy Katowice DESW. Od 14:00 stowarzyszenie prowadziło warsztaty dla chętnych. Poza tym sala gimnastyczna zapełniała się też tańcami z różnych stron świata i samozwańczą belgijką. Bo czym byłby konwent bez belgijki?
A na szarym końcu cosplayerzy
Na śląskich Dniach Fantastyki zabrakło jednego z ciekawszych i popularniejszych punktów programu. Mowa o pokazie i konkursie cosplay. Tym samym nie zaproszono żadnych cosplayowych gości. Pomimo tematyki konwentu, jaką była fantastyka, większość przebrań pochodziła z popularnych mang i anime, choć oczywiście przechadzało się także kilka postaci typowo fantastycznych, średniowiecznych czy wiedźminowskich. Jedyną atrakcją dla cosplayerów było bardzo profesjonalnie prowadzone fotostudio. Fotograf miał wiele cierpliwości i dobre podejście do modelów – nawet całkowitych amatorów. Jestem bardzo ciekawa, jak zdjęcia ze studia będą finalnie wyglądać.
Kilka słów na koniec
Pewnie gdyby aura bardziej sprzyjała, pojawiłoby się więcej osób. Jednak ponad 600 uczestników to dobry wynik jak na nieduży konwent w takim miejscu. Przez cały czas trwania imprezy po całym budynku chodziły służby medyczne i ochrona, co jest wielkim plusem, bo dzięki temu można było poczuć się bezpiecznie. Niektóre z punktów programu nagrywano i transmitowano na platformie YouTube, np. koncert zespołu Svita. Sami organizatorzy byli uśmiechnięci i służyli pomocą, a po zakończeniu konwentu wystosowali miły post z podziękowaniami na stronie wydarzenia na Facebooku. Zaprosili także na następną edycję Śląskich Dni Fantastyki.