Całkiem niedawno (stosunkowo) pisaliśmy na temat organizatorów konwentów i imprez popkulturalnych. Szczególnie o tym, ile pracy kosztuje tych ludzi doprowadzenie wydarzenia do stanu, jaki widzicie podczas jego trwania, a nierzadko w ogóle do tego, żeby się ono odbyło. Przy całym tym wysiłku potencjalny zarobek, o ile w ogóle taki jest, prawie nigdy nie wynagradza włożonych sił, czasu, a nierzadko i własnych pieniędzy. Dziś natomiast popatrzymy na to wszystko z innej strony, naszej – medialnej. Bo przecież my także mamy swój, nieskromnie mówiąc, całkiem spory wkład w wiele wydarzeń odbywających się w naszym kraju. Opowiemy Wam też o tym, jakie relacje wiążą nas z organizacjami konwentowymi, co mamy z tej pracy i co właściwie robimy, a czego nie widzicie.
Nasza praca – czym się zajmujemy?
Tutaj postaram się jakoś skrócić te informacje do niezbędnego minimum, ponieważ obowiązków nasza ponad 40-osobowa redakcja ma całkiem sporo. Zacznijmy od podstaw:
Lista konwentów
Trzeba stale przeszukiwać internet, Facebooka (nie żeby Facebook nie był Internetem, ale wiecie o co chodzi ;-)) i inne kanały, by nie przegapić żadnego wydarzenia popkulturalnego, które powinno znaleźć się na naszej liście i mapce. Następnie należy wyszukać wszystkie niezbędne informacje, takie jak czas i miejsce, cena, opis, tematyka, a następnie sprawdzać te wszystkie wydarzenia co jakiś czas i uzupełniać ewentualne braki (mało który konwent podaje cenę biletów czy choćby dokładną lokalizację od razu przy ogłoszeniu terminu). Zdarza się, że organizatorzy sami wysyłają nam informacje i chwała im za to, ale jest to niestety mały procent całości.
Relacje, fotorelacje, wideorelacje
Tutaj też czeka nas sporo pracy. Najpierw materiał trzeba „zrobić” (w przypadku wideo i foto) lub się do tego przygotować (relacja pisemna). Oznacza to tyle, że podczas eventu staramy się być wszędzie, widzieć wszystko i łapać jak najwięcej ciekawych kadrów czy wydarzeń. Nierzadko sprowadza się to do tego, że czasu wolnego podczas całej imprezy mamy raptem parę godzin, pod wieczór, a i to nie zawsze. Dla porównania skali: mój krokomierz po jednym dniu konwentu pokazuje minimum 20 000 kroków. A czy to już wszystko? Otóż nie. Po powrocie do domu cały materiał trzeba jeszcze przejrzeć, odsiać nieudane kadry (przeglądnijcie kiedyś 500-1000 zdjęć jedno po drugim, każde dokładnie oglądając, to zrozumiecie, jaka to jest katorga), a następnie poprawić kolory, światło, kontrast, czasem jakieś detale. Podobnie jest z materiałem filmowym – wszystko trzeba zmontować, dodać efekty, logo i plansze. Napisanie relacji to także kilka godzin siedzenia nad tekstem.
Newsy
Musimy być stale na bieżąco, żebyście i Wy nie zostali w tyle. Organizatorzy konwentu zapowiadają ciekawy koncert? Na imprezie pojawi się niecodzienny gość? A może ogłoszono właśnie program atrakcji? Naszym zadaniem jest przekazać Wam informację możliwie wyczerpująco i w jak najkrótszym czasie od jej publikacji, co oznacza mniej więcej tyle, że musimy być „na chodzie” stale, niezależnie od pory dnia. Informację trzeba wyszukać, sprawdzić źródła i przekazać Wam w interesującej formie.
Recenzje
Nie wiesz, czy warto kupić i przeczytać książkę lub mangę? Chcesz zasięgnąć opinii o grze planszowej? Od tego właśnie są recenzje. Jako pierwsi możemy podpowiedzieć, czy dany tytuł w ogóle trafi w Twój gust. I tutaj też nierzadko liczy się czas. Trzeba również wziąć pod uwagę, że nie zawsze możemy wybrać, co właściwie otrzymamy. Wydawca proponuje, a my staramy się stanąć na wysokości zadania.
Korekta
Te wszystkie teksty, o których wspomniałem wyżej, trzeba jeszcze poprawić. Stylistycznie, interpunkcyjnie i w ogóle w taki sposób, żeby było to w miarę poprawne. Spróbujcie kiedyś sprawdzić, ile jest tekstów z danego tygodnia, żeby zobaczyć, jaki ogrom pracy wkładają w nas nasi korektorzy. Tak, ten tekst też został przez nich poprawiony.
Różne techniczne sprawy
Tutaj przydałby się cały sztab. Nasza aplikacja mobilna sama się nie napisze, strona nie zyska magicznie nowych funkcji, a grafika nie pojawi się znikąd na naszym mailu. Niestety, brakuje nam wyspecjalizowanych osób, szczególnie w przypadku aplikacji – tak, wiemy, że nie działa idealnie, ale robimy, co możemy. Nasz informatyk stale nad nią pracuje, jednak ma też życie prywatne, którego nie poświęci na rzecz pracy niemal za darmo (o czym mowa będzie poniżej).
Takich rzeczy jest znacznie więcej, lecz to są najważniejsze, które Was – naszych odbiorców – mogą interesować.
Patronat medialny – czym właściwie jest?
Tutaj nie ma w zasadzie jednej, prostej odpowiedzi, bo każdy traktuje to nieco inaczej. W dużym uogólnieniu jest to współpraca polegająca na medialnym i promocyjnym wsparciu danego konwentu. Warunki negocjowane są indywidualnie i zwykle z korzyścią dla obu stron. Naszym standardowym pakietem promocyjnym przy okazji patronatu jest umieszczenie podlinkowanego jednego logo/banneru konwentu w scrollerze, który obecny jest na każdej podstronie naszego portalu, a kolejnego – w zakładce „Patronat” oraz publikacja na naszej stronie i w mediach społecznościowych posta promocyjnego o evencie i podjęciu współpracy. Dodatkowo, jeżeli mamy taką możliwość, wysyłamy ludzi, którzy przygotują reportaż w formie fotograficznej, filmowej i/lub pisemnej. W zamian przeważnie otrzymujemy akredytacje medialne i obietnicę umieszczenia naszego logo w informatorach czy na stronie konwentu.
Płatna promocja
To jednak nie wszystko. Jako że ponosimy koszty (i to nie tak małe, jak by się wydawało), oferujemy wydarzeniom płatną promocję. Tutaj pole do popisu jest całkiem spore i można niewielkim kosztem wypromować swój event i sprawić, że będzie on naprawdę widoczny na tle innych. To oczywiście przekłada się na liczbę uczestników, czyli zarobek wydarzenia.
Co my z tego mamy?
Sławę, chwałę i obiecane miejsce w Walhalli. A tak poważnie, to głównie akredytacje medialne oraz egzemplarze recenzenckie dzieł, które dla Was sprawdzamy i recenzujemy. Zyskujemy także sporo rzeczy, które nie posiadają wartości ściśle materialnej. Nabieramy doświadczenia, zdobywamy nowe umiejętności, odbywamy staże oraz oczywiście rozwijamy się zawodowo. Ponadto, dzięki świetnym sponsorom, mamy koszulki i bluzy z naszym logo oraz ostatnio stać nas było nawet na mały rozwój w sprawach technologicznych i promocyjnych. A to dzięki Grumpy Geeks i Włókno-Land. Wciąż daleko nam do zarabiania, czyli wyjścia finansowo ponad koszta, ale przynajmniej w tym roku nie musiałem dokładać z własnej kieszeni do serwera, domen czy zakupienia niezbędnych w redakcji rzeczy.
Ile od siebie w to wkładamy?
I tutaj wielu z Was pewnie się zdziwi, bo pojawiają się głosy o tym, jak to korzystnie wychodzimy na naszej pracy. Otóż wcale tak wesoło to nie wygląda, bo nasze koszty przedstawiają się następująco:
- Serwer
- Domeny
- Promocja własna (roll up, plakaty, niektóre promowane posty)
- Dojazdy (tak, sami płacimy za paliwo, busy, pociągi)
- Sprzęt (też każdy ma własny)
- Zużycie i upgrade sprzętu (nierzadko wykorzystywanego tylko przy pracy redakcyjnej)
- Prowiant (jedzenie na wyjeździe jest przecież znacznie droższe niż domowe, a kiedy odwiedzacie kilkanaście imprez rocznie, to robi się z tego niemała kwota)
A to są tylko pieniądze. Dodajmy do tego własny czas, który przecież moglibyśmy wykorzystać zupełnie inaczej, oraz umiejętności – sami dobrze wiecie, że wiedza kosztuje. Dla nas konwent to dwa dni nierzadko ciężkiej fizycznie i psychicznie pracy plus dodatkowe kilkanaście godzin spędzonych na obróbce materiału. Można spokojnie liczyć 30 godzin pracy na każdy event. Poza czasem to także koszt dojazdu i jedzenia na mieście/konwencie. Za to wszystko otrzymamy wejściówkę wartą 20-100 zł na wydarzenie, z którego dla siebie mamy parę godzin. Sami policzcie, czy się to jakkolwiek opłaca.
Żeby była jasność: nie chodzi mi o to, żeby pokazać, jak to nam źle, bo to nieprawda. Cieszymy się, że możemy to robić, i tym bardziej jesteśmy zadowoleni, jeżeli nasz materiał spotyka się z dobrym odbiorem. Po prostu nie ukrywamy, że nie jest to zbyt intratny biznes i nierzadko liczymy na zwrot kosztów dojazdu czy choćby wykupienie płatnej promocji, na której konwent i tak zarobi. A my będziemy mieli pieniądze na odwiedzenie większej liczby miejsc i dalszy rozwój, który także przysłuży się promocji kolejnych imprez. Czyli wszyscy wygrywają.
Roszczeniowe podejście konwentów
Tutaj chciałbym dorzucić trochę mroku, który niestety w fandomie jest obecny. Robię to po to, byście zdawali sobie sprawę, że nie zawsze jest wesoło i idzie po naszej myśli, a osoby, które powinny nas przecież rozumieć najlepiej, potrafią zachować się tak, jakby nie liczyło się nic poza nimi samymi. Podzielę to na punkty, żeby łatwiej było się w tym odnaleźć.
Relacja może być tylko pozytywna
Otóż nie. Jesteśmy dziennikarzami pracującymi w zarejestrowanej w sądzie okręgowym oraz Bibliotece Narodowej redakcji/wydawnictwie i ciążą na nas pewne obowiązki, ale też mamy specjalne prawa, określone w Prawie prasowym. Przede wszystkim musimy być rzetelni i przedstawiać wydarzenia takimi, jakimi były naprawdę. Niestety, nie każdemu organizatorowi się to podoba i nierzadko za napisanie słów prawdy wywierano na nas naciski, obrażano się, zrywano dalszą współpracę, a nawet grożono nam. Nie jesteśmy oczywiście nieomylni, nikt nie jest, ale staramy się i prostujemy wszelkie nieścisłości, jakie się nam wskaże. Niemniej relacja nie jest laurką ani tekstem promocyjnym, niezależnie od tego, czy jesteśmy mediami akredytowanymi, czy też nie.
Chcemy 10 postów o naszym wydarzeniu we wskazanym przez nas czasie i o treści, jaką Wam podamy. Ponadto wszystkie materiały macie wysłać nam na maila bez znaków wodnych i możemy ich użyć jak tylko nam się podoba.
Znowu nie. Dlaczego mielibyśmy się na to godzić? I za co? Za te wejściówki, z których skorzystamy tylko po to, żeby wykonać swoją pracę? A rzeczywiście – są organizacje z podobnymi wymogami, których zwyczajnie nie można przyjąć. Spróbuję to wytłumaczyć na przykładzie. Wyobraźcie sobie, że coś tworzycie. Rysunki, obrazy, komiksy, stroje, cokolwiek. Swoją ciężką pracą osiągacie szeroki rozgłos. Wtedy ktoś do Was przychodzi i zaprasza na konwent czy inne wydarzenie, przy czym domaga się tego, co wymieniłem na początku punktu. Ponadto zrobione przez Was strój, komiks czy inne dzieło organizator zabiera i może nim dowolnie dysponować, np. sprzedając, z zarobkiem dla siebie. Sprawiedliwe? Ano właśnie. Dodatkowo przypominam, że jesteśmy oficjalnie zarejestrowaną redakcją, tak samo jak znacznie większe media typu TVN czy „Gazeta Wyborcza”. Czy wyobrażacie sobie, żeby któraś z tych instytucji przyjęła takie warunki?
Dlaczego stoicie/siedzicie i nic nie robicie? Dostaliście wejściówki medialne, to macie pracować przez cały konwent bez przerwy.
Otóż to także nie jest prawda. Nikt nas nie kupił, a tym bardziej naszego czasu. Jak wspomniałem, nie mamy zwykle zysku z tego, że przyjedziemy na konwent i wykonamy naszą pracę. A jednak to robimy, co jest z naszej strony czystą uprzejmością, choć oczywiście, jeżeli ustalimy jakieś konkretne zasady współpracy, to się z nich wywiązujemy. Ale warunkiem nigdy nie jest praca bez przerwy, przez cały czas trwania konwentu, i nikt nie ma prawa wydawać nam poleceń. Można nas grzecznie poprosić o dodatkowe zdjęcia z konkretnej atrakcji czy inne tego typu przysługi, zarówno przed, jak i w czasie konwentu, ale nie można nam niczego kazać.
Czemu to robimy – epilog
Jak każda praca, nasza także ma swoje wady i zalety. Jak pisałem wyżej, przede wszystkim przynosi nam radość. Po prostu lubimy to, co robimy, i wraz ze wzrostem liczby odbiorców i pozytywnych głosów i opinii, coraz bardziej przekonujemy się, że ma to sens. Ponadto nabieramy doświadczenia zawodowego, a i wpis o Konwentach Południowych w CV już niejednemu z nas zagwarantował pracę w zawodzie. W naszej historii było trochę wpadek i wzniosłych momentów, z niektórych rzeczy do dziś musimy się tłumaczyć, mimo że wydarzyły się lata temu, ale i Rzymu nie zbudowano od razu. Dążymy do wyważenia profesjonalizacji naszej redakcji przy jednoczesnym podejściu „od fanów dla fanów”, czyli jak najbardziej robimy to dla Was, ale też chcielibyśmy osiągnąć z tego jakiś zysk finansowy, ot choćby na pizzę dla redakcji ;-). Od siebie jeszcze dodam, że warto czasem podejść na konwencie do kogoś z naszą koszulką i powiedzieć: „dobra robota, fajnie, że jesteście”. Nawet sobie nie wyobrażacie, ile to znaczy dla tych ponad 40 osób, które dla Was przygotowują materiały, jeżdżą po całej Polsce i stresują się, jaki będzie odbiór ich pracy. Dziękuję, że z nami jesteście, i mamy nadzieję, że potrwa to jeszcze długi czas!
PS. Wiecie, że mamy Patronite? Można za jego pomocą wesprzeć nas choćby drobną kwotą, ale nawet nieduża kwota pomnożona przez wielu ludzi to już nie taka drobna
Korektę dodatkową wykonała Marzena „Mavea” Surowiec.