Od kilku dni w środowisku czytelników i wydawców książek toczą się burzliwe dyskusje, a to za sprawą kontrowersyjnego projektu ustawy, złożonego przez Polską Izbę Książki i przyjętego do konsultacji przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Projekt, nad którym pracowano od jesieni 2014 roku, dotyczy m.in. wprowadzenia na okres dwunastu miesięcy po premierze jednolitej, ustalonej przez wydawcę lub importera ceny książki. W założeniu ma to zapewnić równe szanse na rynku zarówno małym księgarniom, jak i dużym sieciom księgarskim. Jak będzie naprawdę? Kto zyska, a kto starci na zmianie prawa? Przyjrzyjmy się bliżej projektowi ustawy, którego pełną treść znajdziecie TUTAJ.
Ambitne założenia
Co zakłada ustawa? Najważniejszy punkt to wprowadzenie wspomnianej wyżej jednolitej ceny okładkowej książki, która będzie obowiązywała przez dwanaście miesięcy, licząc od pierwszego dnia miesiąca następującego po tym, w którym wprowadzono daną pozycję do obrotu. Cena ta będzie wiążąca dla wszystkich sprzedawców końcowych, czyli małych księgarni, dużych sieciówek, a także sklepów wielobranżowych, kiosków i innych punktów, w których istnieje możliwość handlu książkami. Co istotne, ustawa ma objąć też sklepy internetowe. Jednolita cena dotyczyć będzie wszystkich wydań papierowych – łącznie z podręcznikami szkolnym – oraz obejmie dodatki sprzedawane wraz z książką (zdjęcia, płyty itp.). Projekt zakłada także pewne odstępstwa. Po sześciu miesiącach od premiery książki wydawca otrzymuje możliwość wycofania całego nakładu z rynku i ustalenia nowej jednolitej ceny danego tytułu. Cena może ulec zmianie także w przypadku podwyższenia stawki podatku.
Ustawodawca pomyślał również o rabatach, zezwala mianowicie sprzedawcy na udzielenie klientowi indywidualnej zniżki w wysokości maksymalnie 5 proc. ceny okładkowej (15 proc., jeśli zakup odbywa się na targach książki). Większe rabaty mogą otrzymać jedynie instytucje kultury, placówki oświatowe, instytuty badawcze i PAN (maksymalnie 20 proc.) oraz stowarzyszenia rodziców uczniów szkół na zakup podręczników (15 proc.).
Jeśli ustawa wejdzie w życie, co jest bardzo prawdopodobne, wprowadzony zostanie zakaz dodawania darmowych książek do prenumerat gazet i czasopism. W przypadku prenumerat książkowych wydawca będzie musiał z góry określić, jakie książki i w jakich cenach otrzyma prenumerator w czasie trwania całej umowy o prenumeratę. Projekt ustawy nie zakłada na razie regulacji w kwestii wydawania e-booków i audiobooków, ale ustawa jest dopiero w fazie konsultacji, więc to może się jeszcze zmienić.
W jakich wypadkach ustawa nie będzie miała zastosowania? Jedynie wtedy, gdy czytelnik zamówi książkę ze sklepu zagranicznego, o ile nie odbierze jej w stacjonarnym punkcie na terenie Polski lub wysyłka nie nastąpi z terenu naszego kraju. Jednolita cena sprzedaży nie będzie także obowiązywała w przypadku pewnych rodzajów książek, tj.: wydań bibliofilskich o wysokiej jakości, mających przeznaczenie kolekcjonerskie i wydanych w numerowanym nakładzie nieprzekraczającym 500 sztuk, książek artystycznych tworzonych z wykorzystaniem metod rękodzielniczych, drukowanych na zamówienie oraz przez zagranicznego wydawcę w języku innym niż polski i importowanych na terytorium kraju.
Jeden z punktów ustawy narzuca także na księgarzy pewne obowiązki, mianowicie mają oni sprowadzać na życzenie klienta każdy tytuł, o ile jest on dostępny u wydawcy, a czytelnik może zostać obarczony jedynie kosztami przesyłki.
Jesteśmy za...
Za projektem tej kontrowersyjnej ustawy opowiadają się przede wszystkim jej twórcy, czyli Polska Izba Książki, a od niedawna także Ministerstwo Kultury, które przyjęło go do dalszych konsultacji. PIK twierdzi, że na polskim rynku księgarskim toczy się wojna cenowa mająca na celu wyniszczenie małych księgarni. Ustawą chcą „ucywilizować” rynek i doprowadzić do tego, by konkurencja odbywała się między książkami, a nie pomiędzy podmiotami, które książki dystrybuują. Twórcy projektu zauważają, że inne europejskie kraje, takie jak Niemcy czy Francja, już dawno wprowadziły podobne przepisy, dzięki którym odnotowano spory wzrost narodowego piśmiennictwa.
W dyskusji odzywają się również głosy, które stwierdzają, że obecna sytuacja na rynku księgarskim jest patologiczna, a ceny książek celowo ustala się na wysokie kwoty po to, by od razu możliwe było zaproponowanie wysokiej zniżki, na którą mogą sobie pozwolić księgarskie molochy. Stała cena ma w założeniu zlikwidować to zjawisko, by koszt dostosowany był do możliwości finansowych klienta, a także ukrócić nieetyczne praktyki polegające na ograniczaniu dostępu do książek małym podmiotom.
Według niektórych takie regulacje prawne są jedyną szansą na ocalenie małych lokalnych księgarni, ponieważ czytelnik pozbawiony możliwości zakupu przez Internet książki z dużym rabatem chętniej nabędzie interesujący go tytuł w profesjonalnej księgarni „za rogiem”.
Niektórzy mówią także, że ustawa ograniczy sytuacje, gdy na książce najwięcej zarabia dystrybutor, a nie autor czy wydawca.
...a nawet przeciw
Głosów przeciw projektowi jest zdecydowanie więcej. Czytelnicy podnoszą przede wszystkim argument, że znacząco wzrosną i tak już wysokie ceny książek, a wszystkie zmiany odczują właśnie klienci – nie wydawcy, dystrybutorzy czy księgarze. Podobnie było w przypadku podniesienia podatku VAT. Niemożliwe jest też duże obniżenie cen, gdyż same koszty poszczególnych etapów produkcji i dystrybucji książek się nie zmienią. Pada także przykład Izraela, gdzie po osiemnastu miesiącach obowiązywania podobnej ustawy trzeba było ją uchylić ze względu na drastyczny wzrost cen książek i spadek ich sprzedaży.
Ustawa obejmie swym zasięgiem także książki z krótszym niż rok okresem przydatności, jak na przykład podręczniki szkolne i akademickie oraz przewodniki, co oznacza, że trzeba będzie kupować je zawsze w wyższej cenie.
Przeciwnicy ustawy poruszają jeszcze jedną kwestię: nie do przyjęcia jest próba ingerowania państwa w ceny rynkowe, a stracą na tym głównie księgarnie internetowe i czytelnicy. Nieunikniony będzie też spadek czytelnictwa (czemu ustawa w zamierzeniu ma zapobiegać) ze względu na wysokie ceny nowości, a poprawa sytuacji małych księgarni jest łudząca. Co znaczące, pojawia się też argument, że ustawa powstała pod naciskami dużych wydawców i sieci księgarskich, którzy chcą ustawowych zabezpieczeń, by pozbyć się konkurencji w postaci księgarni internetowych i ich atrakcyjnych dla klienta cen.
Jeśli projekt wejdzie w życie, ucierpią biblioteki, które nie będą mogły zakupić nowości książkowych w preferencyjnych cenach. Zostaną pozbawione możliwości korzystania z rabatów, a ich wydatki wzrosną przez to o około 20-30 procent. Zatem w bibliotekach nie uświadczymy zbyt wiele nowości.
Przeciwni ustawie w takim kształcie są również ci, których według założeń ma ona wspierać, czyli sami księgarze. Ten akt prawny nakłada na nich obowiązek stosowania ceny okładkowej oraz zakaz działań promocyjnych, co w praktyce oznacza, że poza ustawowym rabatem nie mogą zaoferować gratisów w postaci towarów (np. zakładek) lub usług (darmowa dostawa). Nieprzestrzeganie tych przepisów może skutkować karą grzywny bądź problemami z UOKiK. Jednocześnie został na nich nałożony obowiązek sprowadzenia na życzenie czytelnika dowolnej książki, co nie zawsze będzie korzystne, bo wydawca nie ma obowiązku sprzedaży danej pozycji taniej, by księgarnia mogła zarobić.
W jeszcze trudniejszej sytuacji znajdą się księgarnie internetowe. Projekt ustawy powstał m.in. po to, by ukrócić „psucie rynku”, za które podobno odpowiadają. Nowe przepisy wymuszą wprowadzenie wielu zmian, często bardzo kosztownych, gdyż pojawi się konieczność wymiany oprogramowania. Zmianie będzie musiał ulec system naliczania rabatów za wielkość zamówienia, punktów w programach lojalnościowych, kosztów dostawy. Ponadto pojawi się problem z odpowiedzialnością za poprawność pozyskiwanych danych, np. daty wydania książki.
W najgorszej sytuacji znajdą się jednak wydawcy. Pod groźbą sankcji będzie na nich ciążył obowiązek ustalenia i podania ceny okładkowej oraz daty wprowadzenia książki na rynek. Ustalenie ceny, która – jak możemy się domyślać – nie będzie niższa niż obecnie i niemożliwe stanie się udzielenie większych rabatów, odbije się negatywnie na wielkości sprzedaży i zyskach. Trzeba przy tym pamiętać, że wydawca otrzyma wynagrodzenie w wysokości około 50 proc. ceny z okładki. W dodatku straci możliwość udzielania korzystnych rabatów, organizowania promocji i wyprzedaży w swoim sklepie firmowym. Rodzi się również obawa, że wydawcy będą minimalizować ryzyko strat, zmniejszając nakłady oraz ograniczając wydawanie literatury ambitnej i niszowej.
W projekcie ustawy zaskakuje również, że zupełnie pominięto kwestię pośredników w handlu książkami. Hurtownicy uważają, że dla nich nic się nie zmieni i nie chcą się nawet w realizację ustawy w takim kształcie angażować.
Obecny kształt ustawy godzi jeszcze w Izbę Wydawców Prasy, która pracuje nad usunięciem niekorzystnego dla niej zapisu mówiącego o tym, że wydawca musiałby z góry określić, jakie książki czytelnik otrzyma w ramach prenumeraty. Problem mieliby też wydawcy prasowi przygotowujący specjalistyczne książki.
Niektórzy zastanawiają się także, czy sama ustawa jest dobrze napisana, gdyż już teraz zaczynają mnożyć się pomysły, jak ją obejść i to w bardzo prosty sposób.
Oburzeni fani czytelnictwa przygotowali już specjalna petycję skierowaną do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, by zastanowiło się nad zasadnością wprowadzania jednolitej ceny okładkowej. Petycję można podpisać TUTAJ.
Celowa dezinformacja?
W całej tej burzy wokół projektu „ustawy o książce” pojawił się jeszcze jeden głos sugerujący, że cała afera została sztucznie rozdmuchana i oparta o manipulację lub celową dezinformację. Jedna z telewizji informacyjnych donosi, że minister Gliński spotkał się z autorami projektu i środowiskiem wydawniczo-księgarskim (debata odbyła się 2 marca br.), a na spotkaniu były podnoszone argumenty za i przeciw, przy czym potwierdzono jedynie, że istnieje potrzeba dalszych prac nad projektem i konsultacji. Co ważne, nie ma na razie mowy o przyjęciu rozwiązań zaproponowanych przez PIK, a ustawa nie została wymieniona w wykazie prac legislacyjnych resortu.
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Wprowadzenie jednolitej ceny okładkowej jest potrzebne i rzeczywiście wpłynie korzystnie na rynek wydawniczy czy jest to chybiony pomysł, który tylko sprawi, że ceny książek wzrosną? Czekamy na Wasze opinie!