Recenzje gier planszowych i karcianych
Owocowe Opowieści
Wydawca: Lacerta
Autor: Friedemann Friese
Rodzaj: Planszowa, familijna
Poziom skomplikowania rozgrywki: Niski
Losowość: Średnia
Gra składa się z:
- 240 kart miejsc
- 60 kart owoców
- 10 kart podwójnych owoców
- 6 drewnianych znaczników zwierząt i 6 żetonów
- 1 drewniany znacznik złodzieja
- 5 żetonów owoców
- 3 żetony jokerów
- 3 żetony podwójnej tury
- 1 instrukcja
- 1 glosariusz
„Owocowe opowieści” to gra typu „fable”. Szczerze mówiąc, pierwszy raz spotkałam się z takim określeniem - więc tym bardziej chciałam się na własnej skórze przekonać co to takiego.
Pierwszym zaskoczeniem był zupełny brak planszy, której w sumie się spodziewałam. Zamiast tego mamy karty, które określają jakieś „miejsca”. Można w sumie stwierdzić, że rozłożone karty, tworzą planszę. W pudełku mamy również karty owoców – czyli coś co musimy zbierać żeby tworzyć z nich soki, a te zbiera się, by wygrać.
Oprawa graficzna jest całkiem przyjemna, styl jednak moim zdaniem pasuje bardziej dla młodszych graczy. Oczywiście nic w tym złego! Czyni to „Owocowe Opowieści” grą familijną, w którą można grać z młodszym rodzeństwem. Nie mam żadnych zarzutów do technicznego wykonania kart czy żetonów i niezmiernie cieszą mnie drewniane znaczniki zwierząt. Takie, co wiem z doświadczenia, są znacznie trwalsze i wytrzymują dużo dłużej (chyba że się je zgubi!). Dodatkowe plusy zawsze zbierają u mnie gry, które mają w pudełku woreczki strunowe – łatwo wtedy o zachowanie porządku w pudełku, a nie trzeba się o to martwić we własnym zakresie.
Gracze wcierają się w zwierzęta mieszkające we wspaniałym lesie, gdzie można znaleźć najlepsze owoce idealne do tworzenia przepysznych soków. Jak wspominałam na początku, jest to gra typu fable („fable” - czyli zmyślać/bajać – jak podpowiada instrukcja). Takie określenie bierze się stąd, iż każde kolejne zagranie będzie zupełnie inne niż poprzednie – dzięki temu gra może bawić i być coraz ciekawsza z rozgrywki na rozgrywkę. Na początku zaczynamy z 6 odkrytymi miejscami. W każdym z tych miejsc można wytwarzać soki według receptury widniejącej na dole karty. Do tego w każdym miejscu możemy wykonać inne działanie, które pozwoli na zdobycie odpowiednich owoców. Żeby wygrać rozgrywkę należy zebrać tyle soków ile wskazuje instrukcja, a zależne jest to od ilości graczy (dla 2 graczy jest to 5 soków, dla 3 – 4 soki, a dla 4 i 5 już tylko 3 soki). Nie jest to duża ilość jak na możliwości zdobywania owoców, jakie daje nam gra, więc pojedyncza rozgrywka trwa około 30 min. Miejsc w grze jest 59, a w jednej rozgrywce udało mi się dojść do 8. Po co więc pozostałe? W tym właśnie jest cały urok tej gry – kolejne partie mogą zaczynać się właśnie od stanu w jakim zakończyliśmy poprzednią rozgrywkę. Moim zdaniem jest to idealna gra dla stałej ekipy graczy, która nie ma zbyt dużo czasu na wspólną grę a jednocześnie chciałaby zagrać w coś ambitniejszego, co tego czasu wymaga. Glosariusz, który znajduje się w pudełku, ma nawet specjalną tabelę do zapisywania stanu gry. Oczywiście nie oznacza to, że gry nie można zacząć od początku czy też kontynuować ją w nieco zmienionym składzie! Plusem tego typu rozgrywki jest również to, że gra przewiduje podliczanie punktów z kilku gier.
Podsumowując – „Owocowe opowieści” na pewno są grą interesująca i dość oryginalną, choćby dzięki możliwości kontynuacji z coraz to innymi możliwościami, jakie dają miejsca. W mojej ocenie gra najbardziej sprawdzi się przy rodzinnych rozgrywkach oraz w stałym składzie znajomych. Myślę, że trochę jednak straciłyby osoby nie zaczynające przygody z tą grą od pierwszych sześciu miejsc. Mimo wszystkich plusów nie stanęła na podium moich ulubionych, ale sądzę, że wielu osobom naprawdę bardzo się może spodobać.