Recenzje gier planszowych i karcianych
Gwiezdny Fluxx
Wydawca: Black Monk
Autor: Looney Labs
Rodzaj: karcianka
Poziom skomplikowania rozgrywki: niski
Losowość: duża
Gra składa się z: 110 kart, 1 instrukcji
Pierwsza odsłona gry „Fluxx” pojawiła się w 1997 roku. Jej autorem jest Andrew Looney i trudno nie zauważyć, że odniósł ogromny sukces. Już dwa lata później tytuł znalazł się w gronie pięciu gier wyróżnionych w prestiżowym konkursie Mensa Select jako ta, która idealnie nadaje się do ćwiczenia naszych szarych komórek. Obecnie „Fluxx” doczekał się trzech wariacji na swój temat. Od jakiegoś czasu w sprzedaży dostępne są karcianki z tej serii oparte na motywach zombie oraz Cthulhu, zaś teraz otrzymaliśmy możliwość zagrania w najnowszą odsłonę, która przenosi nas w gwiezdne przestworza. I pamiętajcie – w kosmosie nikt nie usłyszy Waszego śmiechu… czy jakoś tak.
„Gwiezdny Fluxx”, podobnie jak poprzednicy, pojawił się w naszym kraju dzięki wydawnictwu Black Monk. Opakowanie gry zawiera 110 kart oraz krótką instrukcję. W rozgrywce może wziąć udział już dwójka graczy, zaś maksymalna ilość to sześcioro. Przewidywany czas rozgrywki to od 5 do 30 minut i muszę Wam powiedzieć, że dwie ostatnie informacje możecie spokojnie potraktować z przymrużeniem oka. Zasady gry są bowiem na tyle nastawione na losowość, że podczas mojego testowania tegoż tytułu w gronie znajomych, dochodziło do naprawdę nietypowych wydarzeń.
Jak dotąd miałem do czynienia tylko z podstawową wersją gry. „Gwiezdny Fluxx” zaczyna się podobnie: od dobrania przez każdego z graczy po trzy karty oraz zastosowania zasady podstawowej. Ta głosi, że każdy gracz ma dobrać i zagrać jedną kartę. Pozornie wydaje się, że jest to bardzo proste i mało ekscytujące, ale bardzo szybko wychodzi na jaw, że faktycznie musimy wykorzystywać całe zasoby swoich szarych komórek. Jest to gra nastawiona na ciągłe zmiany zasad i celów do osiągnięcia. Dalekosiężne planowanie zagrań jest tu niemożliwe, a ogromna losowość sprawia, że raptem jedna karta może doprowadzić nas do zwycięstwa w momencie, gdy już byliśmy pewni przegranej. I na odwrót. „Gwiezdny Fluxx” nie jest zatem grą dla osób, które w karciankach i planszówkach szukają ukojenia dla swojej strategicznej duszy.
Jak więc to wszystko działa? Wśród 110 kart znajdujących się w pudełku wyróżnić można kilka ich rodzajów. Nowa Zasada (żółty) dorzuca graczom kolejne obowiązki do wykonania w trakcie swojej tury. Są one rozmaite i nierzadko wzajemnie się wykluczają. W takich przypadkach Nowa Zasada eliminuje jedną z poprzednich, czasem również zmieniając zasady podstawowe. Nie ma górnego limitu Nowych Zasad, dlatego już po kilku turach może dojść do sytuacji, w której każdy gracz musi nieźle główkować, by zrealizować je wszystkie.
Cel (różowy) to bardzo istotne zestawy kart, ponieważ wygranie rozdania „Gwiezdnego Fluxxa” zależy od zrealizowania aktualnego celu. Haczyk polega jednak na tym, że po zagraniu nowego Celu, stary natychmiast przestaje obowiązywać. W jednej z rozgrywek, w których brałem udział, losowość gry sprawiła, iż już pierwszy cel położony na stole doprowadził do zwycięstwa jednego z graczy. Nie bez kozery na pudełku napisano, że gra może trwać 5 minut - jest to całkowita prawda. Trochę inaczej jest z górną granicą, ponieważ kilkukrotnie przekraczaliśmy podane na pudełku 30 minut, właśnie dzięki nieustannym zmianom celów.
Fant (zielona) to z kolei karty potrzebne do realizacji celów. Zagrywane są w dowolnym momencie i gracz kładzie je przed sobą. Dzięki temu inni gracze wiedzą, jak blisko jest on osiągnięcia danego Celu i mogą reagować. O ile Fanty przybliżają do zwycięstwa, tak Zonki (czarne) działają na niekorzyść gracza. Karty te muszą być zagrywane automatycznie i nie liczą się jako realizacja tury. Zonki przyklejają się do Fantów i aby się ich pozbyć, należy usunąć ze swoich zasobów zielone karty. Są też inne sposoby, lecz losowość gry sprawia, że prawdopodobieństwo otrzymania stosownej karty jest dość małe.
Akcja (niebieska) to karty jednorazowego użytku, mające na celu uprzykrzyć życie graczom. Czasem pojawiają się momenty, w których nie mają one żadnego większego efektu, lecz częściej potrafią wprowadzić kolejne zamieszanie wśród uczestników zabawy. Podobnie działają Niespodzianki (fioletowe), z tą tylko różnicą, że ten typ kart jako jedyny może być zagrywany w dowolnym momencie.
„Gwiezdny Fluxx” to gra o bardzo prostych i przejrzystych zasadach. Jedynym problemem podczas rozgrywki może być ich nagromadzenie, lecz mimo tego nie uznałbym tej gry za tytuł, który posiada niezwykle wysoki próg wejścia. Twórcy pozwolili nam także utrudnić rozgrywkę jeszcze bardziej poprzez możliwość zmieszania kart z wcześniejszymi edycjami. Sporym plusem jest dla mnie to, że rewersy kart z „Gwiezdnego Fluxxa” są identyczne jak te z podstawowej wersji gry, dzięki czemu unikamy pewnej niedogodności, która towarzyszyła mi na przykład podczas mieszania różnych talii Munchkina. O łatwości przyswojenia zasad niech świadczy objętość instrukcji, która zamyka się na dwóch stronach formatu A4.
Czy są więc jakieś minusy omawianej właśnie gry? Tak, dostrzegłem ich kilka. Przede wszystkim, wbrew zaleceniom z pudełka, nie polecam grać w „Gwiezdnego Fluxxa” we dwie osoby. Rozgrywka wówczas traci mocno na dynamice, losowość zdarzeń jest znacznie mniejsza i pojawia się więcej możliwości planowania kolejnych ruchów. Tym samym w pewnym sensie sami eliminujemy podstawowe założenia gry. Do tego, aby móc w pełni cieszyć się rozgrywką, zalecam udział minimum trzech osób. Zauważyłem także, że niektóre teksty wypisane na kartach bywają dość niejasne. Generalnie im większa ilość słów na karcie, tym nieraz trudniej połapać się w tym, co tak właściwie mają w danej chwili zrobić gracze. Ponadto gdy rozgrywka przedłużała się ponad podane przez twórców gry 30 minut, zaczynała mnie i moich towarzyszy bardziej nużyć niż bawić.
Mimo wszystko „Gwiezdnego Fluxxa” oceniam całkiem wysoko. Jest to idealna gra dla osób ceniących sobie sporą losowość i niespodzianki oraz wesołą i niezbyt długą zabawę. Polecam zwłaszcza na spotkania ze znajomymi w te długie, zimowe wieczory.