Recenzje gier planszowych i karcianych
Holi. Festiwal kolorów
Wydawca: Muduko
Autor: Julio E. Nazario
Rodzaj: logiczna
Poziom skomplikowania rozgrywki: Niski
Losowość: Mała
Gra składa się z:
- trzypoziomowej planszy
- 52 kart kolorów
- 21 kart rywalizacji
- 100 żetonów koloru
- 24 żetonów słodyczy
- 4 pionków graczy
- 4 znaczników punktacji
- toru punktacji
- znacznika pierwszego gracza
- 4 kart pomocy
- instrukcji
W ostatnich miesiącach gracze mogli zapoznać się z kilkoma ładnie wykonanymi logicznymi planszówkami. Jeszcze niedawno gry logiczne wizualnie nie zachwycały, ponieważ w większości posiadały tylko symbole lub bardzo proste grafiki. Próżno było szukać pozycji z ciekawym tematem, do tego powiązanym z mechaniką. Na szczęście te czasy mijają i coraz więcej autorów chce przyciągnąć fanów planszówek także wyglądem swojego dzieła.
Jedną z takich gier jest „Holi. Festiwal kolorów”, wydana w Polsce przez wydawnictwo Muduko. Okładka przykuwa wzrok, ponieważ jest bardzo kolorowa, natomiast tył pudełka przedstawia trzypoziomową planszę. To właśnie na niej będziemy układać znaczniki i wspinać się jak najwyżej, aby zdobyć więcej punktów.
Holi to hinduistyczne święto radości, które odbywa się corocznie w lutym lub marcu. Podczas obrzędów ludzie obrzucają się kolorowymi proszkami i farbami i dzielą się słodyczami. Właśnie to przyjdzie nam robić podczas rozgrywki. Jednak zanim ona nastąpi, musimy złożyć planszę, co jest dosyć proste i dobrze opisane w instrukcji. Każdy pobiera żetony, karty i figurkę w wybranym kolorze, natomiast znaczniki punktacji lądują na odpowiednim torze. Na pierwszym i drugim poziomie planszy, na polach sąsiadujących z rogami, kładziemy żetony słodyczy. W narożnikach na parterze umieszczamy swoje pionki i możemy rozpocząć grę.
W pierwszej turze dobieramy po jednej karcie swojego koloru, natomiast w każdej kolejnej, na koniec swoich ruchów, uzupełniamy do trzech kart na ręce. W swojej kolejce możemy wykonać trzy akcje. Pierwsza to wyłożenie karty i jest obowiązkowa. Pokazanywzór musimy przenieść na poziom z naszym pionkiem. Zakrywamy odpowiednie pola swoimi znacznikami, ale jeden kwadracik musi być naszym pionkiem, chyba że na karcie widnieje gwiazda. Wtedy to na tym miejscu musi znajdować się nasza figurka. Nie możemy przykrywać pól z kolorami innych graczy, jednak możemy brać pod uwagę cudze pionki. Wtedy zamiast kłaść żeton przekazujemy go odpowiedniej osobie. Daje nam to jeden punkt, a na koniec – po dwa za każdy nasz znacznik znajdujący się w zasobach innych graczy.
Dwa opcjonalne ruchy to przemieszczenie się na tym samym poziomie oraz wspinaczka na poziom wyższy, jeśli jesteśmy otoczeni z czterech stron żetonami.
Teraz stosujemy zasady spadania kolorów na niższe platformy. Jeśli układamy wzór z karty, sprawdzamy, czy bezpośrednio pod położonymi znacznikami są puste pola. Jeśli tak, przenosimy je niżej. Gdy przesuwamy pionek na zajęte pole, zabieramy żeton niezależnie od jego koloru. Podobnie jest ze słodyczami – a te przyniosą nam dodatkowe punkty, jeśli zdobędziemy ich więcej niż pozostali gracze. Gra się kończy, gdy żaden z graczy nie może już wykonać akcji wykładania karty.
„Holi. Festiwal kolorów” zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. I chociaż mogła to być gra logiczna bez tematu i mechanicznie nic nie musiałoby się zmienić, autor postawił na kolorowe święto – i przy okazji przedstawił je osobom, które do tej pory o Holi nie słyszały. Co prawda, w rzeczywistości chodzi o obrzucanie innych farbami, a w planszówce bardziej opłaca nam się wspinać i rzucać żetony na plansze, ale i tak twórca starał się włożyć w tę planszówkę choć trochę klimatu.
Mechanicznie gra także się broni. W pierwszej rozgrywce możemy tego nie zauważyć, ale w każdej kolejnej dostrzegamy bardziej opłacalne ruchy i ustawienia. Im szybciej wejdziemy wyżej, tym więcej żetonów uda nam się tam zostawić, a są one najlepiej punktowane. Jednak nie możemy już zejść z powrotem, a pod sobą zostawiamy słodycze – same w sobie nie są one atrakcyjne i nie zwraca się na nie zbytniej uwagi, jednak przy liczeniu punktów mogą zaważyć na zwycięstwie.
Podoba mi się kombinowanie w poziomie i pionie. Układając wzór z karty, musimy myślećo tym, żeby nasz pionek znajdował się na jednym z pól lub był tam, gdzie wskazuje symbol. Jednocześnie chcemy co jakiś czas zawrzeć w naszym układzie cudze pionki, bo choć to zabiera nam znaczniki, których już nie odzyskamy, to przynosi jednocześnie korzyści punktowe. Gdy wejdziemy wyżej, musimy jeszcze wziąć pod uwagę pola z niższych platform. Położenie żetonu na trzecim poziomie to jeszcze nie sukces, bo może on spaść na sam dół i dać nam jeden zamiast trzech punktów. Dlatego ważne jest, żeby pod nami znajdował się już inny znacznik, który blokuje spadanie. Jeśli zamiast niego znajduje się pod nami figurka innego gracza, spadek działa tak samo jak obrzucenie przeciwnika kolorem – zabiera nasz znacznik, ale daje nam korzyści.
Gdy nasze kolory są rozsypane po planszach, coraz trudniej dokonywać wyboru. Wprawdzie mamy trzy karty na ręce, ale i tak zajęte pola przeszkadzają w planach i uniemożliwiają optymalne ruchy. Wraz z postępem gry jest coraz trudniej, więc mogą być małe przestoje w podejmowaniu decyzji, ale nie na tyle długie, aby przeszkadzały innym. W pełnym składzie jest jeszcze trudniej, ponieważ sytuacja na planszach zmienia się całkowicie, zanim znowu będziemy mogli wykonać swój ruch. Układanie wzorów od początku jest bardziej skomplikowane, ponieważ żetonów przybywa w szybkim tempie.
Dla zaawansowanych graczy przygotowano dodatkową talię rywalizacji. Na początku rozgrywki wykładamy trzy losowe karty i musimy stosować się do ich opisów. Mogą one zmieniać punktację lub sposób poruszania pionkami. Mogą także utrudnić grę, bo powodują, że niektóre akcje są bardziej opłacalne, a inne – mniej. Dzięki temu partie są różnorodne i szybko się nie znudzą.
Nie jest to pierwsza trójwymiarowa gra logiczna, w którą miałam przyjemność grać, ale na pewno okazała się najobszerniejsza. Złożone komponenty robią dobre wrażenie i są porządnie wykonane. Żetony, dzięki swojej grubości, nie powinny się szybko zniszczyć. Trzeba uważać przy wkładaniu ręki pomiędzy niższe poziomy, żeby nie strącić innych elementów, ale miejsca i tak jest wystarczająco dużo. Również wgłębienia nie utrudniają zbierania znaczników – jest ono łatwe i nie grozi zniszczeniem ustawienia.
Tytuł przypadł mi do gustu i na pewno jeszcze nieraz znajdzie się na moim stole. Zasady są proste, ale optymalne ruchy wymagają zastanowienia, więc będzie dobrą propozycją zarówno dla dzieci, które przy okazji poćwiczą przestrzenne myślenie, jak i dla dorosłych.