Autor: Steve Jackson
Cena (wydawcy): 119,90 zł
Rodzaj: Karciana
Poziom skomplikowania rozgrywki: Średni
Losowość: Średnia
Gra składa się z:
- 93 Kart Drzwi
- 72 Karty Skarbów
- Kości Sześciościennej
- Planszy
- 12 Pionków
Munchkin jest grą karcianą, która doczekała się wielu różnych edycji, nawiązujących do światów filmowych, serialowych, gier komputerowych czy innych dzieł popkultury. Każda z nich oferuje nam coś zupełnie nowego i zgoła innego, choć zasady się prawie nie zmieniają. Jest to gra przeznaczona dla większej ilości graczy, jednak możliwe jest granie już w trójkę. Zdecydowanie przyjemniej i zabawniej wychodzi to w większym gronie.
Gwiezdny Munchkin przede wszystkim uderza rozmiarem pudełka. Nie jest to standardowe, płaskie i prostokątne opakowanie, a spore, kwadratowe i dosyć wysokie. Już z przedniej strony dowiadujemy się, że jest to edycja jubileuszowa, wydana na piętnaste urodziny serii. Z tej okazji ilustracje, które stanowią o klimacie tej gry, narysowane zostały przez Lena Peraltę, znanego z serii kart kolekcjonerskich Geek a Week i komiksu The State. To jednak nie wszystkie „nowości”. Po otwarciu, moim oczom ukazała się plansza (!), pionki (!!!) oraz standardowo już, kość sześciościenna i karty do gry. Dwa pierwsze elementy nie występowały wcześniej poza grą Munchkin Quest.
Dobrze jest wspomnieć o tematyce jubileuszowej edycji. Jak można wywnioskować z nazwy, jest to Munchkin w wydaniu kosmicznym. Na kartach pojawia się jak zwykle wiele nawiązań do popularnych serii. Zauważyłem tu na przykład żarty z uniwersum Star Trek, Star Wars, Warhammer 40.000, czy też mitologicznych stworów znanych z twórczości H.P. Lovecrafta. Oczywiście jest tego znacznie więcej, ale przecież nie chcemy Wam zdradzić wszystkiego ;-).
Celem gry ponownie jest osiągnięcie 10 poziomu (chyba, że zadecydujemy inaczej). Niestety w Munchkinie nie jest to takie proste, ponieważ jedną z najważniejszych reguł tej gry jest „Twoim przyjacielem jest każdy, kto nie jest blisko zwycięstwa”. Gorzej, jeżeli to właśnie ty prowadzisz. Wtedy jesteś wrogiem wszystkich. Na cóż więc jest nam plansza i pionki? To dosyć proste. Twórcy w końcu wymyślili sposób na oznaczanie poziomów naszego bohatera. Dotychczas używano kostek 10-ściennych (lub więcej), monet, kart, palców, włosów, skarpetek i właściwie wszystkiego co było policzalne. Teraz natomiast, mamy planszę, na której stawiamy pionka ze swoim wybranym kolorem. Numerek pola, na którym się on znajduje, odwzorowuje poziom postaci. Drugi pionek należy umieścić gdzieś przed sobą, w razie gdybyśmy mieli zapomnieć który jest nasz… Dodatkową ciekawostką są karty Przydupasów, którzy są po prostu pomagierami, dającymi dodatkowe bonusy. Coś jak rumaki czy statki z innych wersji.
Rozgrywka przebiega dokładnie tak samo jak w reszcie Munchkinów, jednak dla tych, którzy nigdy nie mieli okazji zagrać (trzeba to szybko naprawić!) pokrótce wyjaśniam. Na początku dostajemy 8 kart. Po cztery z dwóch stosów – karty drzwi oraz karty skarbów. Te pierwsze zawierają potwory, klątwy, rasy, klasy i kilka innych ciekawostek, natomiast druga grupa służy głównie do wzmacniania naszych postaci i znaleźć w niej możemy zbroję, broń czy przedmioty jednorazowego użytku. Następnie możemy wystawić część kart, personalizując naszą postać. Na przykład wystawić rasę/klasę/oba, kilka przedmiotów etc. Warto to zrobić, ponieważ nasz poziom na początku wynosi 1 (słownie jeden) i ciężko wygrać w takim stanie z… czymkolwiek. Naszą siłę bojową określa się przez zsumowanie bonusów z przedmiotów, które nosimy oraz poziomu. Czasem można do tego dorzucić wspomniane jednorazowe bonusy bądź inne zwariowane rzeczy, które wytłumaczone są dokładnie w opisach samych kart. No dobra, nasza postać została przygotowana do gry. Co dalej? Ciągniemy kartę drzwi z wierzchu stosu. Kwestię, kto zacznie rozgrywkę oraz w którą stronę będzie przesuwać się tura, można rozwiązać w sposób dowolny. Mówiąc dowolny, mam na myśli naprawdę każdy, jaki tylko przyjdzie Wam do głowy. Po wyciągnięciu karty, odwracamy ją tak, żeby każdy mógł zobaczyć, co się na niej znajduje. Jeżeli jest to potwór, jesteśmy zmuszeni do walki. Jeżeli klątwa, stosuje się ona do nas. Podobnie jest z rasą i klasą. I tutaj ważna zasada. Jeżeli nie jest to walka, możemy wyciągnąć drugą, zakrytą kartę ze stosu Drzwi i dołożyć ją do swojej talii, lub zagrać potwora z ręki, by z nim walczyć. W odwrotnym przypadku nasza tura kończy się po walce (niezależnie od jej wyniku). Podczas gry możemy zagrywać klątwy na przeciwników bądź przyjaciół (choć w tej grze jest to często jedna i ta sama osoba), pomagać walczyć z potworami lub pomagać potworom wykańczać graczy. Liczy się zwycięstwo, a zwycięzca może być tylko jeden. Poziomy zdobywamy przez sprzedaż kart–skarbów (ich wartości podane są na samych kartonikach), dzięki specjalnym kartom oraz poprzez zabijanie monstrów. I tylko ten ostatni sposób gwarantuje nam zwycięski, dziesiąty poziom.
Na koniec dodam drobne spostrzeżenie. Jako że grałem w większość edycji Munchkina, zauważyłem, że każdy z nich nieco różni się rozgrywką przez ilość kart danego rodzaju. Tutaj jest to nastawione na potęgę postaci, którą budujemy przedmiotami. Przynajmniej takie jest moje wrażenie. Nie ma tu prawie nic, czego nie widziałbym w innych odsłonach serii, jednak nie znaczy to, że nie warto w nią zainwestować. Każda z nich gwarantuje swój własny klimat, kupę zabawy i masę śmiechu. Polecam Gwiezdnego Munchkina tak samo gorąco jak każdego innego.
Grę możecie zakupić na stronie wydawcy (Black Monk) pod adresem:
http://sklep.munchkin.pl/pl/p/PRZEDSPRZEDAZ-Gwiezdny-Munchkin-Edycja-Jubileuszowa/271 Gwiezdny Munchkin przede wszystkim uderza rozmiarem pudełka. Nie jest to standardowe, płaskie i prostokątne opakowanie, a spore, kwadratowe i dosyć wysokie. Już z przedniej strony dowiadujemy się, że jest to edycja jubileuszowa, wydana na piętnaste urodziny serii. Z tej okazji ilustracje, które stanowią o klimacie tej gry, narysowane zostały przez Lena Peraltę, znanego z serii kart kolekcjonerskich Geek a Week i komiksu The State. To jednak nie wszystkie „nowości”. Po otwarciu, moim oczom ukazała się plansza (!), pionki (!!!) oraz standardowo już, kość sześciościenna i karty do gry. Dwa pierwsze elementy nie występowały wcześniej poza grą Munchkin Quest.
Dobrze jest wspomnieć o tematyce jubileuszowej edycji. Jak można wywnioskować z nazwy, jest to Munchkin w wydaniu kosmicznym. Na kartach pojawia się jak zwykle wiele nawiązań do popularnych serii. Zauważyłem tu na przykład żarty z uniwersum Star Trek, Star Wars, Warhammer 40.000, czy też mitologicznych stworów znanych z twórczości H.P. Lovecrafta. Oczywiście jest tego znacznie więcej, ale przecież nie chcemy Wam zdradzić wszystkiego ;-).
Celem gry ponownie jest osiągnięcie 10 poziomu (chyba, że zadecydujemy inaczej). Niestety w Munchkinie nie jest to takie proste, ponieważ jedną z najważniejszych reguł tej gry jest „Twoim przyjacielem jest każdy, kto nie jest blisko zwycięstwa”. Gorzej, jeżeli to właśnie ty prowadzisz. Wtedy jesteś wrogiem wszystkich. Na cóż więc jest nam plansza i pionki? To dosyć proste. Twórcy w końcu wymyślili sposób na oznaczanie poziomów naszego bohatera. Dotychczas używano kostek 10-ściennych (lub więcej), monet, kart, palców, włosów, skarpetek i właściwie wszystkiego co było policzalne. Teraz natomiast, mamy planszę, na której stawiamy pionka ze swoim wybranym kolorem. Numerek pola, na którym się on znajduje, odwzorowuje poziom postaci. Drugi pionek należy umieścić gdzieś przed sobą, w razie gdybyśmy mieli zapomnieć który jest nasz… Dodatkową ciekawostką są karty Przydupasów, którzy są po prostu pomagierami, dającymi dodatkowe bonusy. Coś jak rumaki czy statki z innych wersji.
Rozgrywka przebiega dokładnie tak samo jak w reszcie Munchkinów, jednak dla tych, którzy nigdy nie mieli okazji zagrać (trzeba to szybko naprawić!) pokrótce wyjaśniam. Na początku dostajemy 8 kart. Po cztery z dwóch stosów – karty drzwi oraz karty skarbów. Te pierwsze zawierają potwory, klątwy, rasy, klasy i kilka innych ciekawostek, natomiast druga grupa służy głównie do wzmacniania naszych postaci i znaleźć w niej możemy zbroję, broń czy przedmioty jednorazowego użytku. Następnie możemy wystawić część kart, personalizując naszą postać. Na przykład wystawić rasę/klasę/oba, kilka przedmiotów etc. Warto to zrobić, ponieważ nasz poziom na początku wynosi 1 (słownie jeden) i ciężko wygrać w takim stanie z… czymkolwiek. Naszą siłę bojową określa się przez zsumowanie bonusów z przedmiotów, które nosimy oraz poziomu. Czasem można do tego dorzucić wspomniane jednorazowe bonusy bądź inne zwariowane rzeczy, które wytłumaczone są dokładnie w opisach samych kart. No dobra, nasza postać została przygotowana do gry. Co dalej? Ciągniemy kartę drzwi z wierzchu stosu. Kwestię, kto zacznie rozgrywkę oraz w którą stronę będzie przesuwać się tura, można rozwiązać w sposób dowolny. Mówiąc dowolny, mam na myśli naprawdę każdy, jaki tylko przyjdzie Wam do głowy. Po wyciągnięciu karty, odwracamy ją tak, żeby każdy mógł zobaczyć, co się na niej znajduje. Jeżeli jest to potwór, jesteśmy zmuszeni do walki. Jeżeli klątwa, stosuje się ona do nas. Podobnie jest z rasą i klasą. I tutaj ważna zasada. Jeżeli nie jest to walka, możemy wyciągnąć drugą, zakrytą kartę ze stosu Drzwi i dołożyć ją do swojej talii, lub zagrać potwora z ręki, by z nim walczyć. W odwrotnym przypadku nasza tura kończy się po walce (niezależnie od jej wyniku). Podczas gry możemy zagrywać klątwy na przeciwników bądź przyjaciół (choć w tej grze jest to często jedna i ta sama osoba), pomagać walczyć z potworami lub pomagać potworom wykańczać graczy. Liczy się zwycięstwo, a zwycięzca może być tylko jeden. Poziomy zdobywamy przez sprzedaż kart–skarbów (ich wartości podane są na samych kartonikach), dzięki specjalnym kartom oraz poprzez zabijanie monstrów. I tylko ten ostatni sposób gwarantuje nam zwycięski, dziesiąty poziom.
Na koniec dodam drobne spostrzeżenie. Jako że grałem w większość edycji Munchkina, zauważyłem, że każdy z nich nieco różni się rozgrywką przez ilość kart danego rodzaju. Tutaj jest to nastawione na potęgę postaci, którą budujemy przedmiotami. Przynajmniej takie jest moje wrażenie. Nie ma tu prawie nic, czego nie widziałbym w innych odsłonach serii, jednak nie znaczy to, że nie warto w nią zainwestować. Każda z nich gwarantuje swój własny klimat, kupę zabawy i masę śmiechu. Polecam Gwiezdnego Munchkina tak samo gorąco jak każdego innego.
Grę możecie zakupić na stronie wydawcy (Black Monk) pod adresem: