„Dungeons & Dragons. Legendy Wrót Baldura. Tom 1”
Scenarzysta: Jim Zub
Ilustrator: Max Dunbar
Tłumacz: Marek Starosta
Wydawnictwo: Egmont
Cena okładkowa: 49,99 zł
Kiedy usłyszałem o istnieniu komiksu osadzonego w świecie dobrze mi znanym z gier, w które zagrywałem się w młodości, wiedziałem, że muszę go przeczytać. Szybko uzyskałem ku temu sposobność od wydawnictwa Egmont dzięki egzemplarzowi recenzenckiemu „Legend Wrót Baldura”, o którym będę miał okazję Wam opowiedzieć. Ważne dla tego tekstu są dwa fakty – nie grałem jeszcze w „Baldur’s Gate III”, nie jestem rasowym komiksiarzem i ta forma popkultury jest dla mnie stosunkowo świeża.
Pierwszym, co rzuca się w oczy i fani serii od razu rozpoznają, jest obecność łowcy Minsca, którego mogliśmy poznać w pierwszych dwóch częściach gry „Baldur’s Gate”. Sama okładka jest stosunkowo minimalistyczna i stonowana. Rysunki na niej wyglądają jak nieco podrasowane kredkami szkice. Taka stylistyka bardzo do mnie przemówiła, ponieważ odnoszę wrażenie, że przesyt barw i detali mógłby zaburzyć mój odbiór jako laika w kwestii rysunkowych opowieści.
Po otwarciu zeszytu i zagłębieniu się w lekturę, kolejne kadry szybko wprowadzają nas w akcję. Elfka, uciekająca nocą przez miasto przed dwoma gargulcami, wpada w kłopoty, kiedy bestie zabijają dwójkę strażników. Na szczęście okazuje się ona być zaklinaczką – dzikim czarodziejem korzystającym z pierwotnej magii. Ta jednak wymyka się spod jej kontroli podczas walki z bestiami, co kończy się ożywieniem posągu wielkiego łowcy – Minsca – który pomaga elfce wykaraskać się z nieciekawej sytuacji. Na dalszych kartach dowiadujemy się, że elfka nazywa się Delina (choć Minsc uparcie używa innego imienia) i trafiła do Wrót Baldura w poszukiwaniu swojego brata bliźniaka, w czym pomoże jej dwójka łotrów o złotych sercach. Sama fabuła jest rozpisana całkiem ciekawie i nie można narzekać na nudę czy brak wątków pobocznych. Dowiadujemy się tu nieco o sytuacji politycznej miasta, powiązaniach z przestępczym podziemiem, a także o trójce bohaterów, których backstory poznajemy wraz z postępem historii. Sam finał jest zaskakujący i nieoczywisty, chociaż części intrygi można się domyślić. Historia przedstawiona w zeszycie stanowi jedną, spójną całość, choć w wielu momentach otwiera drzwi do kontynuacji niektórych wątków.
Same rysunki są przyjemne, nieco bardziej dopracowane niż te na okładce, ale bez zbędnej przesady – wszystko jest przejrzyste i cieszy oko, a niektóre detale przyprawiały o uśmiech (polecam przede wszystkim obserwować chomika Boo). Kolorystyka sugeruje raczej mroczną historię; w zasadzie cała akcja dzieje się w nocy lub w ciemnych pomieszczeniach. Jednocześnie widać w zachowaniu i dialogach pewną dozę humoru, choć moim zdaniem żarty były raczej drętwe. Jako że większe doświadczenie miałem dotychczas z mangami (choć i tutaj wynosiło ono może kilkanaście przeczytanych zeszytów), postanowiłem, że wspomnę o tym, iż wszystkie rysunki są pokolorowane. Warto zaznaczyć, że na końcu kilkanaście stron poświęcono na szkice i pełnowymiarowe rysunki przedstawiające postacie i miejsca. Bardzo przyjemny dodatek – przejrzenie ich sprawiło mym oczom dodatkową dawkę radości.
W komiksie nie brakuje akcji. Praktycznie od pierwszych stron nie ma chwili na wytchnienie. Ucieczka przed gargulcami, walka, pogoń po dachach, więcej walki, bieganie, a na końcu – tak, zgadliście, walka. Miałem poczucie, że historia gna tu na złamanie karku i brakuje chwili, by odsapnąć. W tym wszystkim udało się jednak zagrać ekspozycją, opowiedzieć historię, a nawet umieścić starego znajomego, którego mogliśmy kojarzyć z gier. Świetną robotę emocjonalną robiło również przedstawienie Minsca jako twardogłowego, honorowego i nieustraszonego wojownika dobra, który bez wahania walczy ze złem. Dodatkową robotę robił chomik Boo, który przeważył szalę zwycięstwa w końcowej walce. No i nie zabrakło słynnego „Po oczach go, Boo! Po oczach!”. Jako fan serii jestem nostalgicznie ukontentowany i mimo pochłonięcia komiksu w bardzo krótkim czasie, polecam jego przeczytanie. Nie mogę się też doczekać kolejnych przygód w świecie „Dungeons & Dragons”, a jeżeli do tego przyjdzie mi wrócić na Wybrzeże Mieczy, tym lepiej dla mnie.