„Dungeons & Dragons. Zaćmione życzenie”
Scenarzysta: B. Dave Walters
Ilustrator: Tess Fowler
Tłumacz: Marek Starosta
Wydawnictwo: Egmont
Cena okładkowa: 49,99 zł
„Zaćmione Życzenie” to drugi, patrząc na kolejność, w jakiej czytałem te dzieła, komiks od Egmontu osadzony w świecie „Dungeons & Dragons”. Świat ten jest doskonale znany graczom RPG zarówno w wersji papierowej, jak i cyfrowej. Gier komputerowych osadzonych w tym settingu nie brakuje, a są wśród nich takie legendy jak „Icewind Dale”, „Baldur’s Gate”, czy „Neverwinter Nights”. Podszedłem więc do komiksu z dużym optymizmem i nadzieją na poznanie kolejnej epickiej historii.
Stylistyka dzieła jest raczej mroczna i… niedokładna? Twarze rysowane są tu w nieco karykaturalny sposób oraz łapane w sytuacjach, które sprawiają, że osoby wyglądają bardzo niekorzystnie. Kojarzycie ten moment, kiedy ktoś robi Wam zdjęcie, gdy mówicie? Albo kiedy zapauzujecie film i bohater ma dziwną minę, bo złapaliście go w trakcie jakiejś czynności? Tutaj właśnie efekt ten występuje całkiem często i nie jestem pewien, dlaczego zastosowano taki zabieg. Może miało to za zadanie nadać dziełu więcej naturalności?
Same plansze nie zawierają wielu szczegółów w tle. Są to raczej ciasne kadry z widokiem na konkretne postacie na neutralnym tle. Ewidentnie liczy się tu opowiedzenie historii i warstwa tekstowa, a niekoniecznie jakieś dodatkowe wrażenia wizualne.
Rozpoczynamy opowieść, wrzuceni w sam środek wydarzeń. Mamy tu kilka postaci, które atakowane są przez humanoidalnych najeźdźców, nacierających na kamienną twierdzę. Po krótkiej wymianie zdań zaczyna się walka i… cofamy się w czasie. I tutaj z góry uprzedzę, że takich przeskoków będzie sporo i to wcale nie między dwoma liniami czasowymi. Dalszy ciąg fabuły jest nam serwowany za pomocą krótkich momentów z różnych okresów, w których dowiadujemy się co nieco o głównej bohaterce – magini Helene. Oprócz niej poznajemy także jej przyjaciół i towarzyszy – wojownika Xandera, łotrzyka Aidena, będącego Upadłym Aasimarem, niebinarne rodzeństwo elfów – Karrin i Kerrin, pełniące role kapłanów/kleryków oraz drakona Rayonde.
Dalsze przygody drużyny przeplatają się między czasami obecnymi, bliższą i dalszą przeszłością, a później również daleką przyszłością. Szybko okazuje się, że Helene posunęła się za daleko w poszukiwaniu potęgi, by zgładzić pustoszącego krainę smoka, poświęcając nieświadomie towarzysza i miłość swojego życia, by następnie zatracić się w próbie naprawienia tego błędu.
Niestety sam komiks jest tak samo chaotyczny jak, mam wrażenie, powyższy opis. Przede wszystkim przeskoki między liniami czasowymi są nieintuicyjne i musiałem poświęcać niekrótką chwilę, by zrozumieć, w którym momencie historii w ogóle się znajduję i na co patrzę. Nie pomaga też styl prowadzenia kolejnych plansz, gdzie nierzadko miałem nieodparte wrażenie, że między jedną a kolejną brakuje co najmniej czterech, które poprowadziłyby płynnie wydarzenia. Najpierw jesteśmy widzami dialogu, nagle nawiązuje się jakaś walka, by po chwili okazało się, że właściwie to jest ona już skończona. Może zwyczajnie nie jestem przyzwyczajony do komiksów, ale bardzo męczyło mnie takie opowiadanie historii i niejednokrotnie byłem zmuszony cofać się o kilka plansz czy nawet stron, żeby poukładać sobie chronologię wydarzeń.
Warto tu wspomnieć, że jest to pozycja zdecydowanie dla czytelnika dojrzałego. Autor nie oszczędzał głównych postaci i śmierć jest tu sprawnie zastosowanym elementem budowania historii. Nie uświadczymy sztucznego ratowania na siłę. Jeżeli ktoś ma oberwać, to oberwie i za to duży plus, bo pasowało to do mroku fabularnego. Samo odkrywanie prawdy i tego, że główni bohaterowie wcale nie muszą być świecącymi przykładem paladynami, również sprawiało, że historia nie wydawała się płaska i infantylna.
Dodatkiem do zeszytu są pełnowymiarowe plansze z rysunkami przedstawiającymi bohaterów, rysowane przez różnych autorów. Dodatkowo na samym końcu znajdziemy kilka szkiców i karty postaci całej drużyny głównych bohaterów.