Recenzje książek fantastycznych
Amish Tripathi „Nieśmiertelni z Meluhy”
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 563
Cena okładkowa: 36,90 zł
Nieśmiertelni to pierwszy tom planowanej powieści przez tego hinduskiego pisarza. Niewątpliwie jest to książka o klimacie odmiennym od tego, do jakiego byliśmy do tej pory przyzwyczajeni, a to dzięki orientalnej nucie, odniesieniom do mitów i legend, z którymi do tej pory większość z nas nie miała styczności. Jak więc wypadła?
Śiwa, który jest głównym bohaterem, to zwykły wódz plemienia, mającego swą osadę gdzieś w Tybecie, starający się zapewnić godziwe życie swym pobratymcom. Tak oto wraz z nimi przenosi się do Meluhy – krainy mlekiem i miodem płynącej, która ostatnimi czasy boryka się z pewnymi kłopotami. Za sprawą specjalnego napoju, zwanego Somrasu, jego gardło staje się niebieskie, a on sam zostaje naznaczony na boskiego czempiona. Legenda ożywa. Od tego momentu rozpoczyna się jego walka za kraj, który dał schronienie jego ludowi.
Trzeba przyznać, że książka ta nie jest szczególnie wyszukana, jest wręcz prosta. Opisy pełne są ogólników i daje się odczuć, że autor zmusza czytelnika do skupienia na fabule, nie dając mu odpocząć. Nie ulega jednak wątpliwości, iż powieść czyta się wyjątkowo lekko, szybko i przyjemnie, po przyzwyczajeniu się do dziwnych imion postaci (jak np. Ćitraangadha – ciekaw jestem, jak brzmi poprawna wymowa) oczywiście. Postacie, choć interesujące, też nie są szczególnie wymyślne. Sam protagonista to wzór cnót i szlachetności, niezrównany strateg pozbawiony jakichkolwiek wad i choć nie można mu odmówić uroku, to przy kontaktach z płcią piękną język zaczyna mu się plątać, co jest na swój sposób urocze. Większość bohaterów, z którymi przyjdzie się spotkać czytelnikowi jest dość schematyczna, co sprawia, że niektóre dialogi brzmią nienaturalnie.
Autorowi niestety nie udało się uniknąć błędów merytorycznych. Zaczynając na pojawiającym się w pierwszych rozdziałach urzędzie ds. Imigrantów, tlenie, a na wykorzystywaniu manewrów wojennych, które nie mieszczą się zupełnie w ramach czasowych, kończąc. Poza tym sceny batalistyczne, które w tym gatunku stanowią wisienkę na torcie, pozbawione są epickości i brakuje im nieco tragizmu. Jakby tort był nieświeży, a wisienka zepsuta.
Nie jest to szczególnie wysublimowane, jednak czyta się całkiem przyjemnie. W sam raz, by zanurzyć się w tę historię przez parę wieczorów, jednak bez tęsknego spoglądania na półkę parę miesięcy później. Na pewno ci, którzy nie stykają się z fantastyką na co dzień, będą zadowoleni z tej lektury, jednak wyjadacze tego gatunku mogą być nieco zawiedzeni. Mimo wszystko książka posiada swój potencjał i mam szczerą nadzieję, że kolejny tom będzie dużo lepszy. W mojej ocenie jest to 5/10.
Śiwa, który jest głównym bohaterem, to zwykły wódz plemienia, mającego swą osadę gdzieś w Tybecie, starający się zapewnić godziwe życie swym pobratymcom. Tak oto wraz z nimi przenosi się do Meluhy – krainy mlekiem i miodem płynącej, która ostatnimi czasy boryka się z pewnymi kłopotami. Za sprawą specjalnego napoju, zwanego Somrasu, jego gardło staje się niebieskie, a on sam zostaje naznaczony na boskiego czempiona. Legenda ożywa. Od tego momentu rozpoczyna się jego walka za kraj, który dał schronienie jego ludowi.
Trzeba przyznać, że książka ta nie jest szczególnie wyszukana, jest wręcz prosta. Opisy pełne są ogólników i daje się odczuć, że autor zmusza czytelnika do skupienia na fabule, nie dając mu odpocząć. Nie ulega jednak wątpliwości, iż powieść czyta się wyjątkowo lekko, szybko i przyjemnie, po przyzwyczajeniu się do dziwnych imion postaci (jak np. Ćitraangadha – ciekaw jestem, jak brzmi poprawna wymowa) oczywiście. Postacie, choć interesujące, też nie są szczególnie wymyślne. Sam protagonista to wzór cnót i szlachetności, niezrównany strateg pozbawiony jakichkolwiek wad i choć nie można mu odmówić uroku, to przy kontaktach z płcią piękną język zaczyna mu się plątać, co jest na swój sposób urocze. Większość bohaterów, z którymi przyjdzie się spotkać czytelnikowi jest dość schematyczna, co sprawia, że niektóre dialogi brzmią nienaturalnie.
Autorowi niestety nie udało się uniknąć błędów merytorycznych. Zaczynając na pojawiającym się w pierwszych rozdziałach urzędzie ds. Imigrantów, tlenie, a na wykorzystywaniu manewrów wojennych, które nie mieszczą się zupełnie w ramach czasowych, kończąc. Poza tym sceny batalistyczne, które w tym gatunku stanowią wisienkę na torcie, pozbawione są epickości i brakuje im nieco tragizmu. Jakby tort był nieświeży, a wisienka zepsuta.
Nie jest to szczególnie wysublimowane, jednak czyta się całkiem przyjemnie. W sam raz, by zanurzyć się w tę historię przez parę wieczorów, jednak bez tęsknego spoglądania na półkę parę miesięcy później. Na pewno ci, którzy nie stykają się z fantastyką na co dzień, będą zadowoleni z tej lektury, jednak wyjadacze tego gatunku mogą być nieco zawiedzeni. Mimo wszystko książka posiada swój potencjał i mam szczerą nadzieję, że kolejny tom będzie dużo lepszy. W mojej ocenie jest to 5/10.