Dymitry Glukhowsky - „Metro 2034”

insignisWydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 410
Cena okładkowa: 39,99 zł

Mimo kolejnego roku w nazwie, Metro 2034 nie jest kontynuacją Metro 2033. Książka opowiada zupełnie inną historię, która dzieje się rok po przygodzie Artema. Akcja oczywiście rozgrywa się w tunelach moskiewskiego metra, około dwudziestu lat po wojnie nuklearnej, która uniemożliwiła mieszkanie na większości powierzchni planety. Być może ostatnia enklawa ludzkości znajduje się właśnie w podziemiach stolicy Rosji.

Homer – jedna z głównych postaci drugiej części trylogii (obecnie są trzy części powieści Metro) – jest nieco podstarzałym, choć wciąż żwawym człowiekiem poszukującym przygody i bohatera chcącego się jej podjąć. On sam pragnie jedynie zapisać historię na kartach swojej książki. Niespodziewanie bohater pod postacią Huntera, znanego z poprzedniej części powieści, znajduje Homera i zabiera go ze sobą, by ponownie ratować metro przed zagrożeniem z zewnątrz. Jest jeszcze Sasza, która wprowadza niemały zamęt i próbuje zmienić postępowanie Huntera, który po przymusowym pobycie u Czarnych, zmienił się i jest o wiele mroczniejszą postacią niż wcześniej.


Fabuła jest w zasadzie prosta. Jedna z krańcowych stacji – Sewastopolska – jest nieustannie atakowana przez potwory z powierzchni, wdzierające się do tuneli przez stację sąsiednią. Ludzi wciąż ubywa, a amunicja jest na wyczerpaniu. Ponadto dostawy z głębszych stacji urywają się wraz z kontaktem. Ludzie wysyłani w celu sprawdzenia stanu rzeczy przepadają bez śladu. Sytuacja wydaje się beznadziejna. I wtedy pojawia się Hunter, znany z poprzedniej części powieści. Tyle, że jest… inny. Po tym jak zniknął u Czarnych, nie wiadomo czy to wciąż ten sam człowiek. Jego zadaniem jest zidentyfikować źródło problemu oraz znaleźć rozwiązanie. Pomagać mu w tym będzie wspomniany Homer, kronikarz-amator, a później Sasza, wygnana córka naczelnika jednej ze stacji.


Książka jest rozwlekła i często cała akcja staje na długie kwadranse, kiedy autor stara się pokazać nam z jakimi problemami wewnętrznymi borykają się bohaterowie. Często w postaci przemyśleń i dialogów z napotkanymi postaciami. Nierzadko są to słowa trafiające czytelnikowi do serca i sprawiające, że zatrzymujemy się na chwilę i zastanawiamy nad tym, co zostało powiedziane. Niestety, równie często takie przestoje są po prostu nużące i nic nie wnoszą do fabuły powieści.


Po przeczytaniu Metro 2034, odniosłem wrażenie, że jest to tak naprawdę opowieść Homera, a nie Dmitrija Głuchowskiego. To właśnie kronikarza możemy zrozumieć najlepiej i to on kreuje nasze postrzeganie podziemnego świata. Przedstawiona też została jego tęsknota do czasów przed wojną, kiedy ludzie żyli na powierzchni w warunkach, które obecnie uważane są za niedostępne luksusy. Motyw legendarnej i pięknej przeszłości przewija się wiele razy i zaraża kolejne postacie jak wirus. Poza tym sama książka sporo traci na swoim ciężkim i trudnym klimacie serii. Jest o wiele łagodniejsza i wszystko jest jakieś nieco piękniejsze. Nie prześladuje nas już tak mocno poczucie ciągłego zagrożenia i śmierci czyhającej za każdym rogiem i w każdym cieniu.


Niestety, książka mnie zmęczyła. Czytałem ją z mniejszą przyjemnością niż poprzedniczkę i nie jest to już to samo metro. Oczywiście dalej jest to pozycja godna polecenia i uważam ją za część kanonu postapokaliptycznych klimatów, jednak przygotujcie się na kilka zawodów i być może lekki niesmak do tego, co dzieje się z serią. Dużym plusem jest też to, że można ją czytać poza kolejnością. Nie ma dużo nawiązań do wydarzeń z poprzedniej części, a tych które się pojawiają, raczej nie zostawiono bez wyjaśnienia. Jedynie prościej nam będzie zrozumieć Huntera i różnice między tym kim był, a kim się stał. Dałbym jej 6,5 na 10 punktów, ale to dalej moja subiektywna ocena ;-).

Tagged Under