Recenzje książek fantastycznych
Aleksandra Janusz - „Kroniki Rozdartego Świata - Cień Gildii”
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 592
Cena okładkowa: 44,90 zł
Nie ma chyba osoby, która lubiłaby czekanie. W kolejce do lekarza, przy kasie, na jakieś święto czy wakacje lub, jak w tym wypadku, na kolejną część historii, która nam się spodobała. I tak właśnie ja czekałem na dalsze losy Vincenta Thorpe’a, Szalonej Meg i reszty towarzystwa znanego z „Kronik Rozdartego Świata”. Szczególnie, że drugi tom zakończył się w takim miejscu, iż całą historię można by właściwie zamknąć, snując domysły, co dalej działo się w obu królestwach. Na szczęście Aleksandra Janusz nie pozostawia nas w niewiedzy i ciągnie opowieść dalej. Ale czy to na pewno taki dobry pomysł?
Bez zdradzania szczegółów: zapoznajemy się z dalszymi losami bohaterów znanych z poprzednich części cyklu. Ponownie zostają oni rozrzuceni po świecie (tym razem w samej Arborii – na głównym kontynencie – bo tylko tam rozgrywa się akcja) i mają postawione przed sobą różne zadania. Próbując osiągnąć swoje cele, będą musieli się zmierzyć z wrogim stronnictwem, które użyje wszelkich środków by ich powstrzymać w imię… No właśnie, czego?
Książka podzielona jest na części, wyznaczane poprzez losy kolejnych postaci, gdzie opowiadana jest część przebytej przez nich drogi i towarzyszące temu wydarzenia. Dla przykładu, opisany jest dzień Vincenta, by po chwili przejść do tego, co porabia Kathryn w zupełnie innym miejscu i czasie, a następnie śledzić poczynania Margueritte, oddalonej o kolejne kilometry i umiejscowionej w zupełnie innym ośrodku czasowym. Tak, bywa to niesamowicie mylące, a długość kolejnych takich partii i to, że każda postać/grupa dochodzi do prawdy o tym, co tak naprawdę się dzieje osobno, sprawia, że czytelnik zaczyna się gubić. Nie pomaga fakt, że w pewnym momencie grupy, a właściwie pary, zaczynają się dzielić i mieszać, przez co nie wiadomo już, gdzie i kiedy kto jest i co właściwie już wie, a co odkrył ktoś inny. Kilka razy zdarzyło mi się zgubić i nie rozumiałem, dlaczego wydarzenia z jednego miejsca nie wpływają na to, co dzieje się w innym, po czym odkrywałem, że tam ono jeszcze nie nastąpiło, by po chwili w innym miejscu, zupełnie inny człowiek już mówił o tych samych kwestiach. Teoretycznie w orientacji miały pomóc dopiski umieszczone przed każdą częścią, oznajmiające kto, gdzie i ile wcześniej lub później względem poprzedniej partii jest opisany, ale przy akcji dziejącej się jednocześnie w pięciu miejscach nawet to niewiele zmienia.
Z tego powodu trudno jest wczuć się w bieg powieści i złapać klimat. Kiedy już zaczyna iść w dobrym kierunku i zawiązuje się akcja, a strony książki przewraca się z większą częstotliwością, akcja przeskakuje do następnego fragmentu i znów trzeba zwolnić i od nowa wgryźć się w fabułę. Dodatkowo warto zaznaczyć, że sporo tu polityki i rozmów o dwóch światach, przez co całość trochę się ciągnie.
Poza względami technicznymi, o których już powiedziałem oraz częstymi i długimi rozmowami o losach dwóch Państw i zarządzania nimi, jest to nadal dobra książka. Opowiadana historia wciąga, a kilka przeskoków fabularnych między postaciami wprowadzonych było w takim miejscu, że nie dało się przestać myśleć o tym, co tam się działo dalej. Nie zabrakło też ciekawych zwrotów akcji czy różnych ukrytych żarcików, które można by spokojnie określić mianem „easter eggów”. Polecam czytać uważnie, a na pewno wyłapiecie odpowiednie nawiązania.
Podsumowując, jest to najsłabsza część z trzech dotąd napisanych, ale wciąż dobra i warta przeczytania. Mam nadzieję, że teraz, kiedy mamy za sobą wątki, które bardzo spowalniały jakąkolwiek akcję, autorka w czwartej części poprowadzi naszą rozbitą drużynę do szczęśliwego i zaskakującego finału, który pozostawi nas ze smutnym uczuciem zakończenia naprawdę dobrej historii.