Recenzja książki Adnrieja Diakowa Do światłaAndriej Diakow - „Do światła”

insignis Autor: Andriej Diakow
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 328
Cena okładkowa: 34,99 zł

Andriej Diakow zrobił w Rosji furorę swoją powieścią „Do światła”. Wyniki sprzedażowe oraz ilość artykułów poświęconych książce mówi sama za siebie. Ale czy jest to sława w pełni zasłużona? Sprawdźmy.

Na wstępie dostajemy znany z podstawowej trylogii klaustrofobiczny klimat stacji metra, wszechobecne są bieda, brud i głód, ale, mimo tych niedogodności, ludzie jakoś się trzymają. Przetrwali. W Petersburgskim metrze mamy kilka frakcji, z których część oczywiście prowadzi ze sobą boje i utrzymuje wrogie stosunki, ale występują też neutralne stacje kupieckie, Technolożka dbająca o światło i inne „wygody” w podziemnych tunelach oraz kilka stacji niezależnych. Podobieństwo przedstawionego świata do oryginalnej serii jest uderzające. Nie jest to jednak wada, a raczej zaleta, gdyż każdy fan uniwersum z łatwością odnajdzie się w świecie z napisanej przez Diakowa powieści.

„Do światła” zaczyna się niepozornie. Na małej, niezależnej stacji krańcowej - Moskiewskiej, żyje chłopak o imieniu Gleb. Jego cały majątek stanowi ubranie, które ma na grzbiecie i srebrna zapalniczka Zippo z tłoczonym wizerunkiem dwugłowego orła, stanowiąca jedyną pamiątkę po tragicznie zmarłych rodzicach. Jak każdy mieszkaniec placówki, Gleb ciężko pracuje, żeby dostać posiłek. Jego życie zmienia się, kiedy na stację przybywa najemnik Taran, który dostrzega w chłopcu coś wyjątkowego i kupuje go za kilka kilogramów świńskiego mięsa. Po bardzo szybkim i morderczy szkoleniu Gleb zostaje towarzyszem Taran w jego przygodach...

Brzmi to trochę naiwnie, prawda? I takie też jest. Chłopak praktycznie w biegu jest uczony jak obchodzić się z bronią, walczyć, wytrzymywać wielogodzinne biegi z obciążeniem i tym podobne. W bardzo krótkim czasie dokonuje się rzecz praktycznie niemożliwa: Gleb zyskuje nawyki i umiejętności, które każdy normalny człowiek nabywałby latami. Ale przecież powieść nie byłaby tak ciekawa, gdybyśmy musieli czekać, aż bohater będzie gotowy do przygody.

To oczywiście nie jest cała akcja książki, ani nawet nie połowa, gdyż głównym zadaniem Tarana szybko zostaje zbadanie tajemniczego światła sygnałowego, które daje się zauważyć w pobliskim Kronsztadzie. Nie rusza on w pojedynkę, a wraz z grupą najemników Aliansu (jedna z frakcji metra w Piterze - jak popularnie nazywa się Petersburg) oraz kapłanem kultu Exodusu. Jak przebiegnie ta niezwykle ciężka wyprawa przez napromieniowane i pełne zmutowanych potworów ruiny? To już musicie sprawdzić sami.

Tempo nadane przez autora jest niewiarygodne. Podczas czytania odnosi się wrażenie, że przez większą część książki jej bohaterowie nieprzerwanie biegają z miejsca na miejsce, wystrzeliwując całe kilogramy ołowiu w atakujące ich mutanty. Rzadkie chwile odpoczynku, podczas którego akcja choć na chwilę zwalnia, poprzetykane są niezbyt ciekawymi rozmowami, skupiającymi się głównie na minionych wydarzeniach i rozważaniami nad celem podróży. Choć należy dodać dla sprawiedliwości, że nie jest to jakoś specjalnie nużące: miejscami opowieści bohaterów wzbogacają lub uzupełniają ogólną historię. Dzięki nim też możemy nieco lepiej poznać resztę drużyny, gdyż książka mocno skupia się na samym Glebie, jego spojrzeniu i rozumieniu otaczającego go świata.

„Do światła”, to dosyć zgrabnie nakreślona historia z nieco naiwnym i lekkim podejściem do tematu. Można by rzec, że wręcz dziecinnym. Na pewno przypadnie do gustu młodszym czytelnikom i jest to dobry wstęp do świata Uniwersum Metro 2033. Na szczęście to dopiero pierwsza część trylogii, więc jeszcze wiele przed nami.

Tagged Under