czarownicaznadkaluzy

Artur Olchowy - „Czarownica znad Kałuży”

genius creationsWydawnictwo: Genius Creations
Liczba stron: 510
Cena okładkowa: 39,90 zł

 

Jak to będzie, kiedy już skończy się świat, jaki znamy? Och, możemy powiedzieć, że doskonale to wiemy, w końcu co chwila kolejny z autorów przedstawia nam swoją wersję wydarzeń po różnych kataklizmach. One jednak obfitują w przykłady heroizmu ludzkiego w różnych skrajnych sytuacjach. A co ze zwykłymi ludźmi, co z normalną, wiejską codziennością? Czy ona zmieni się jakoś znacząco? A może to coś, cokolwiek by to było, kryzys, klęska, wojna, wpłyną na nie tylko w niewielkim stopniu? Jak bardzo przyzwyczajeni jesteśmy do codziennych wygód, czy poradzilibyśmy sobie, gdyby je nam tak po prostu zabrano? Możemy gdybać w nieskończoność, rozważać ewentualności, ale można też, oczywiście, przeczytać, jak widzi to na przykład Artur Olchowy w swojej „Czarownicy znad Kałuży”.

Wojna skończyła się lata temu, niewielu ją pamięta. Stara Koślawa, niegdyś studentka, której naukę przerwał najazd… właściwie nie wiadomo kogo, obecnie ma lat osiemdziesiąt i robi za wiejską mądrą kobietę. To do niej przychodzą chorzy i potrzebujący, dzieci, dorośli czy starcy. Jest strażniczką czystości i higieny, leki wyrabia własnymi rękami i próbuje przeżyć w świecie, który dawno zapomniał o czymś takim jak elektryczność. Miejscowy sołtys poleca jej na ucznia młodego Michała, który, pomimo początkowych obaw przyszłej opiekunki, okazuje się nader pojętny i chętny do nauki, przy którym staruszka może zacząć myśleć o przekazaniu całej swojej działalność w spadku – w końcu ma już swoje lata. Wszystko, co dobre, kończy się jednak dość szybko – miejscowy proboszcz nie był starowinie przyjazny, ale nowy wikary, który przybył „z misją” do Okartowa ma plan, którego głównym elementem ma być pozbycie się „czarownicy”.

Książka Olchowego właściwie mieści się w ramach postapokalipsy, dość klasycznie pojętej, choć obserwowanej ze specyficznego punktu widzenia. Wiemy, że była wojna, ale kto atakował, dlaczego? O tym informacji brak. Zastosowano wiele osiągnięć technologicznych, które dla nas są częściowo znane, a częściowo „możliwe”: drony rozpylające gaz bojowy były główną siłą, która zamieniła (względnie) dobrze prosperujące państwo w ruinę. Miasta nie istnieją, zostały wsie, w których część ludzi przetrwała, ukrywając się. Jest ich niewielu. Akcja dzieje się we wsi, która zarówno obyczajowością, jak i poziomem technologicznym przypomina czasy średniowiecza, silne są jednak wspomnienia o tym, że kiedyś było inaczej – a dowodem na to są znajdywane po lasach i polach szczątki urządzeń, niewypały i inne przemysłowe śmieci.

Koślawa jest postacią wyjątkowo ciekawą. Konstrukcja, jej prowadzenie w świecie, w którym warunki są wybitnie niesprzyjające, i zachowanie spójności z podwójnymi realiami, jakie narzuca postapokaliptyczne średniowiecze musiała być wyzwaniem, ale temu autor zdecydowanie podołał. Każdy rozdział rozpoczyna anegdotka w tematach okołowiedźmich, w domyśle mają one dotyczyć, i w większości przypadków wprost dotyczą, głównej bohaterki. Nadają one powieści pewnego niepowtarzalnego smaczku, budują to nadprzyrodzone oblicze Koślawej, które chciałoby się w niej widzieć. Natomiast ona sama wcale nie jest zwykła, zresztą – jak można mówić o zwykłości cwanej staruszki, która tyle w życiu widziała? To ona jednak stara się zachować standardy higieny we wsi, walcząc w tym względzie z ludzkim niechciejstwem i głupotą, stosuje środki, o których nie śniłoby się nawet przedwiecznym znachorkom, a które daleko leżą od stereotypowej, pełnej duchów i demonów „medycyny” wiejskiej.

Nade wszystko jednak Koślawa jest bohaterką z charakterem. Jest zrzędliwa, nieustępliwa, bystra i uparta, co czyni z niej postać, której losy chętnie się śledzi. Jej planowanie utarczek słownych z proboszczem (na zasadzie memicznego „tym razem będzie zaorane”) było po prostu przekomiczne, babka jest zawzięta, a raz wkurzona, łatwo nie odpuszcza. Jest po prostu taka, jaka być powinna, by wzbudzać szacunek, a jednocześnie pozostawać osobą dość przystępną – jeśli tylko sama tego zechce. Najciekawsze wydają się jej wspomnienia z czasów wojny, ale tych nie dostaniemy wiele – to tylko drobne elementy codzienności, przywodzące na myśl coś, co zdarzyło się dawno, momenty tęsknoty za dawno umarłymi ludźmi i czasami, gdy problemy były o wiele mniejsze i tak błahe z obecnej perspektywy. Pomimo dość nostalgicznego momentami nastroju „Czarownica znad Kałuży” zawiera parę istotnych, poruszających myśli na temat zawodu lekarza, jego ciemnej strony, odpowiedzialności i mrocznych chwil zwątpienia we własne siły. To zdecydowanie coś, co warto przeczytać i zastanowić się przez chwilę.

Książkę Artura Olchowego mogłabym polecić właściwie każdemu miłośnikowi fantastyki. Jest ona miłym, lekkostrawnym ogniwem łączącym postapo z fantasy, zawierając domieszki innych podgatunków. To mieszanka słodko-gorzka, ale zdecydowanie warta spędzonego przy niej czasu. Bardzo chętnie przeczytałabym też o Koślawej więcej, zwłaszcza o jej wcześniejszych losach. Może autor da się namówić na takie przedsięwzięcie?

Tagged Under