Recenzje książek fantastycznych
Jacek Piekara - „Przenajświętsza Rzeczpospolita”
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 432
Cena okładkowa: 39,90 zł
W literaturze pojawiło się już wiele wyobrażeń apokalipsy. Był świat zniszczony wybuchem nuklearnym, w wyniku działań wojennych dziesiątkujących ludzkość, zarazy, najazdów obcych, ataku oszalałych zombie... Najstraszniejsza wydaje się jednak wizja takiego końca świata, którego nie widać. W książce Jacka Piekary przedwczesna apokalipsa jest cicha i prawie niezauważalna, bo świat istnieje w dalszym ciągu, ale na miejscu Polski „wyrasta” chory i zdegenerowany twór – tytułowa Przenajświętsza Rzeczpospolita.
W zreformowanej ojczyźnie cała faktyczna władza spoczywa w rękach Kościoła, czystym powietrzem oddychają tylko wybrani, a rzeczywistość jest szara jak chmury smogu, zza których już nie wychodzi słońce. Autor przy tworzeniu świata powieści nie tylko zamknął przerażonych i stłamszonych Polaków w zniszczonym, rządzonym przez fanatyków państwie, ale też odciął im wszystkie drogi ucieczki: Rosja to tylko skrawek ziemi otoczony pustkowiami wypalonymi bronią chemiczną, we Francji wprowadzono prawo szariatu, a światem rządzi mafia i inwestorzy próbujący zyskać jak najwięcej z ostatnich bogactw zniszczonej ziemi.
Pozytywnie zaskakujący jest sposób narracji – ostatecznie, gdy kreuje się wizję kraju owładniętego totalitarną ideologią, zazwyczaj prowadzenie akcji spoczywa na barkach zwykłych ludzi sprzeciwiających się systemowi. W „Przenajświętszej Rzeczypospolitej” historię nowej Polski poznajemy natomiast z wielu odmiennych punktów widzenia. Jacek Piekara nie tylko tworzy postaci uosabiające wszystkie możliwe stereotypy, ale i bawi się absurdem – najwięksi krzewiciele ideologii uważający ją za bezsensowną, duchowni niewierzący w żadnego, a zwłaszcza chrześcijańskiego Boga to zaledwie wierzchołek góry lodowej. I co trzeba przyznać, autor osiąga zamierzony efekt: trudno jest polubić kogokolwiek z tej zgrai.
Zaglądamy więc zarówno do biura wysoko postawionego urzędnika, na spotkanie z prezydentem, ale i do transportu zmierzającego do obozu reedukacyjnego, co daje nam całościowy obraz przerażającej, nowej Polski. Cała wielowątkowa akcja oparta jest natomiast na sprawie odkrycia ogromnych złóż ropy gdzieś na zniszczonej Suwalszczyźnie i to w tym punkcie splatają się zamierzenia i cele większości postaci. Dodatkowy plus na korzyść fabuły stanowi sposób jej przekazania – język opowieści jest odpowiednio brutalny i naturalistyczny, opisy obfitują w sceny seksu i przemocy, a Piekara nie pomija w nich żadnego fragmentu, który może obrzydzić i odrzucić czytelnika.
Niewątpliwą zaletą książki jest jej ponadczasowość. Twórca skondensował w niej wszystkie obawy i lęki dotyczące współczesnego i przyszłego świata, a także – co należy mu oddać – nie skłaniał się przy tym ku żadnej ze stron. „Przenajświętsza Rzeczpospolita” to wizja antyutopijnej rzeczywistości, czerpiąca zarówno z najgorszych form fanatyzmu religijnego, jak i obaw o skutki przesadnej tolerancji czy zbyt daleko posuniętego postępu. Jakkolwiek nie byłaby to wizja przerysowana, warto zastanowić się nie tylko nad jej dosłownym znaczeniem, ale i zawoalowaną refleksją nad całą europejską cywilizacją i jej doświadczeniem w kwestii wojen, broni i ucisku.
Nie tyle wadą, co zastanawiającą cechą jest natomiast objętość powieści – większość książki to powolne budowanie tła wydarzeń i śledzenie losów kilku głównych postaci, a długo i z napięciem wyczekiwane rozwiązanie okazuje się raczej mało efektowne na tle poprzedzających je wydarzeń. Podobnie ma się sprawa z fabułą, bo ta, choć przekazana bardzo obrazowo i sprawnie, traci na realizmie przez wprowadzenie elementów odrealnionych, następujące nagle i w raczej nieuzasadniony sposób.
Mimo to „Przenajświętszą Rzeczpospolitą” czyta się lekko. Warto po nią sięgnąć, by potraktować jako przestrogę, refleksję nad własnym krajem i zagrożeniami płynącymi ze skrajności, czy... dla zaspokojenia ciekawości i chwili wciągającej lektury.