Recenzje książek fantastycznych
Na obecnym etapie rozwoju naszej cywilizacji naprawdę trudno byłoby wyobrazić sobie życie bez elektryczności. Ujarzmiliśmy piorun – niegdyś symbol boskiej potęgi – i użyliśmy go, by oświetlał i ogrzewał nasze domy. Dzięki energii elektrycznej podróżujemy codziennie do pracy, źródła środków do życia, których jedynym śladem istnienia jest ledwie szmer pośród zawiłych cybernetycznych systemów bankowości. Nasz kontakt z rodziną i przyjaciółmi, nasze wspomnienia, cały dorobek naszego życia istnieje dzięki elektronice, a bez życiodajnej iskry po prostu odchodzi w niebyt. A przecież wystarczy jeden niewielki rozbłysk na powierzchni kapryśnego Słońca, aby tej iskry zabrakło. Co wtedy stanie się z nami, ludźmi dwudziestego pierwszego wieku? Jak zachowa się cały zbudowany przez nas porządek w obliczu nagłego braku zdobyczy nauki? Na takie i wiele innych, podobnych pytań stara się odpowiedzieć Lars Wilderang w swojej najnowszej powieści: oto „Rozgwieżdżone Niebo”.
Szwecja, czasy obecne. Kilka większych miast nękają sporadyczne, acz nasilające się przerwy w dostawie energii elektrycznej. Psuje się sprzęt elektroniczny w całym kraju – serwisy telefonów komórkowych i komputerów przeżywają istne oblężenie, podobnie jak warsztaty samochodowe. System płatności elektronicznej zawodzi, podobnie jak systemy zarządzania handlem w dużych sieciowych marketach. Co gorsza, całkowicie zależne od elektryczności systemy uzdatniania i przepompownie nie pracują również, przez co zaczyna brakować świeżej wody. Nie trzeba długo czekać, aż chwiejny porządek społeczny zacznie się po prostu sypać – na ulice wychodzą zbrojne bandy, przemocą egzekwujące resztki gotowych dóbr gwarantujących przetrwanie. Większość ludzi snuje się po ulicach bez celu, wśród stert odpadów i nieczystości, czekając, aż bezsilne państwo przywróci dobrobyt sprzed kilku miesięcy.
Na tle tych burzliwych wydarzeń będziemy śledzić losy co najmniej kilku bohaterów wywodzących się z różnych warstw społeczeństwa. Psychopatyczny policjant gromadzi swoich towarzyszy broni i, spełniając swoje najbardziej skryte żądze, sięga po władzę absolutną w pogrążonym w anarchii mieście. Zwykła rodzina z przedmieścia usiłuje żyć jak przed tragedią, stopniowo usprawiedliwiając coraz gorsze postępki, dopóki dramatyczne okoliczności nie zmuszają jej do ucieczki. Starsza pani senator zostaje zmuszona do odkrycia, jak papierowa jest sprawowana przez nią władza – i jak bezlitosny jest pozbawiony technologii świat dla osób przewlekle chorych. Młoda badaczka wpada na trop przyczyny dziwnych wydarzeń zachodzących wszędzie wokół, jednak ma poważniejsze, bardziej naglące problemy – wkrótce zostanie matką. Pasjonat survivalu i członek preppersów zyskuje nietypową okazję, by sprawdzić się w sytuacji, do której od lat się przygotowywał, jednak to, co go czeka, jest inne niż to, co sobie wyobrażał. Wilderang serwuje nam szeroki przekrój przez opisane przez siebie realia, ukazując je z wielu różnych punktów widzenia i na wiele sposobów, a są to realia okrutne i bezlitosne dla każdego bez wyjątku.
Taki sposób kreślenia świata przedstawionego przekonuje i fascynuje już od pierwszych rozdziałów. Pierwsze, dobre wrażenie jednak dosyć szybko ustępuje, osłabiane stopniowo drobnymi niekonsekwencjami pojawiającymi się w tekście. Spora część społeczeństwa Szwecji łudzi się przez dłuższy czas, że usterki są chwilowe i wkrótce uda się przywrócić sprawność sieci elektrycznej. O ile takie zachowanie – osób tak przywykłych do codziennej rutyny, że nie dających wiary pogłoskom, jakoby działo się coś większego i dużo straszniejszego, niż się to z początku wydaje – jeszcze daje się zrozumieć, o tyle jesteśmy świadkami sytuacji, w których bohaterowie nie zauważają poszlak tak oczywistych, że nawet najmniej spostrzegawczy karp zorientowałby się w zagrożeniu. To frustrujące i raczej mało prawdopodobne. Podobnie mało prawdopodobny wydał mi się wątek informatyczki, która zaskakująco szybko określa przyczynę wszystkich tych wydarzeń. Nie mogę tu zdradzić, jaka to przyczyna – zwłaszcza że prawda ukazuje się oczom czytelnika dopiero na samym końcu – jednak sposób, w jaki wchodzi w posiadanie tej wiedzy i lekkość, z jaką ją przyjmuje, po prostu kompletnie nie trzymają się całości. Są też drobiazgi – bohater strzela z wiatrówki w ciemnej piwnicy i na chwilę oślepia go łuna wystrzału. Skąd się wzięła ta łuna? Z wyrzucanego z dużą prędkością sprzężonego dwutlenku węgla? Ze zwalniającej się sprężyny? Tego typu bzdurek jest więcej – a przecież wyłapałby je choć jeden redaktor, który sumiennie przeczytałby tekst...
Gdy przymknąć oko na te wszystkie nieścisłości, lektura „Rozgwieżdżonego Nieba” mogłaby być doświadczeniem całkiem przyjemnym. Jest jednak jeszcze jedna rzecz, która przeszkadzała mi w tej powieści – a są to bardzo obrazowe opisy rozmaitych okropności społeczeństwa pozbawionego zaplecza sanitarnego. Autor rozwodzi się długo i zapamiętale nad przechodniami defekującymi na ulicach, zdecydowanie za dużo miejsca poświęca na opisy aktów płciowych w wykonaniu brudnych, niedomytych ludzi, zaś wisienką na szczycie góry kompostu była dla mnie scena... zamordowania kotka. Współczesna literatura lubuje się może ciut za bardzo w epatowaniu drastycznością, tzw. „shock value”, myślę jednak, że nie tędy droga. Dużo mocniej zapadają w pamięć opisy sugestywne, takie, które nie zdradzają zbyt wiele, pozostawiając wyobraźni wypełnienie ich niepokojącymi szczegółami. Wilderang wydaje się jednak mieć na to zupełnie inny pogląd – budowane przez niego groza i obrzydzenie są całkowicie pozbawione subtelności.
Ostatecznie „Rozgwieżdżone Niebo” uważam za książkę niezłą, zarówno warsztatowo (fragmentaryczny, podzielony na wielu bohaterów opis świata trąci techniką stosowaną przez mojego ulubionego autora, Johna Brunnera, a to przykład, za którym zdecydowanie warto podążać), jak i pod względem treści, ale nie wybitną. Prezentowana w niej wizja, nawet jeśli spowodowana mało prawdopodobnymi przyczynami, przekonuje i niepokoi, dając do myślenia, jak krucha jest nasza oparta na technologii cywilizacja. Szwedzki fantasta nie podołał jednak zadaniu wypełnienia jej interesującymi bohaterami - szczerze, czytałem dalej nie dlatego, że chciałem poznać ich losy – te były mi kompletnie obojętne, ale raczej z ciekawości, co jeszcze może pójść nie tak. Irytują drobne nieścisłości i niekonsekwencje, oburzają zbędne elementy taniej groteski, ale mimo wszystko – jeśli komuś to nie przeszkadza – lektura może nie być stratą czasu. To coś w sam raz ku refleksji – temat, który omawia „Rozgwieżdżone Niebo” zdecydowanie warto poddać rozważaniom.