Recenzje książek fantastycznych
Marie Brennan - „Zwrotnik węży”
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 330
Cena okładkowa: 35,99
Jednym z tytułów, które swego czasu (choć jeszcze nie tak dawno, bo zaledwie w zeszłym roku) wzbudziły najwięcej entuzjazmu wśród oczekujących na nie czytelników, była „Historia naturalna smoków” autorstwa Marie Brennan. I choć sama historia lady Izabeli Trent, przyrodniczki-smokolożki, nie była szczególnie wybitna, to książka zdecydowanie zasługiwała na uwagę już ze względu na świeże podejście do smoczej tematyki, lekkość pióra autorki i przepiękne ilustracje ją zdobiące, wykonane przez Todda Lockwooda (którego dzieła zdobią między innymi karty w grze Magic: the Gathering i książki z uniwersum Forgotten Realms). Na kolejny tom powieści przyszło nam trochę poczekać, jednak zakończenie pierwszego skutecznie utrzymało moją (i, wierzę w to, wielu innych czytelników) uwagę na tyle, by ucieszyć się w chwili wzięcia go w spragnione przygody dłonie.
Po śmierci męża i urodzeniu syna, wbrew oczekiwaniom rodziny i lokalnej społeczności, Izabela wcale nie stała się stateczną panią domu. Nadal żywo pragnąca zgłębiać tajemnice smoków planuje kolejną wyprawę – co skutecznie odciąga ją od plączącego się po domu kilkulatka. Żyjące w Eridze bagienne żmije (których przedstawiciela, choć w wersji karłowatej i przetrzymywanego w niewoli, mieliśmy przyjemność poznać w pierwszym tomie) to pokusa nie do odparcia… Nie tylko dla Izabeli. Wraz z nią postanawia bowiem wyruszyć znany już czytelnikowi pan Wilker, a także panna Natalie Oscott, ta druga jednakowoż trochę (a nawet bardzo) wbrew woli rodziców, widzących w niej raczej pannę na wydaniu niż awanturniczkę. Na miejscu czekają na nich jednak zupełnie inne od oczekiwanych przeszkody – od polityki, przed specyficzne obyczaje, aż do pełnej niebezpieczeństw tropikalnej dżungli.
Muszę przyznać, że choć „Zwrotnik węży” zachowuje pewne podobieństwa do „Historii naturalnej smoków”, to historia w nim przedstawiona ma nieco inny wydźwięk. Bohaterka traci swoją pierwotną trzpiotowatość, co jest całkowicie zrozumiałe, nie patrzy już też na świat przez różowe okulary. W narracji prowadzonej z punktu Izabeli starszej, spisującej swoje wspomnienia, czuje się wyraźnie ciężar doświadczenia i świadomości popełnionych błędów, a także… poczucie winy. To ostatnie dotyczy małego Jakuba, dziecka, które nie uczestniczy właściwie w akcji, pozostając niemym, odległym wyrzutem sumienia. Jest też, stety bądź niestety, pretekstem do rozważań na temat roli matki w społeczeństwie narzucającym określoną koncepcję tejże i okrutnie wytykającym wszelkie błędy. Dlaczego piszę „niestety”? Ano dlatego, że Izabela miota się w tym, co właściwie czuje wobec swojego syna, tłumacząc to właśnie narzucanym jej sposobem postępowania. Rozważania te prowadzi jednak czysto teoretycznie, określając też, jaką matką chciałaby być – w rezultacie nie podejmując żadnej próby w tym kierunku. Pytanie tylko – co właściwie ją przed tym powstrzymuje, ją, która na przekór wszystkiemu goni za marzeniami? Wygląda na to, że, niestety, jest to tylko ona sama, nie zaś społeczny konstrukt, który stawia sobie za usprawiedliwienie. To jednak wada Izabeli jako osoby, nie zaś jako bohaterki – na tym poziomie rozważań taki dysonans dodaje jej tylko wiarygodności i głębi emocjonalnej. Wręcz powinna mieć tego typu problemy i rozwiązywać je w niekoniecznie najlepszy z możliwych sposobów.
Dość jednak narzekań, bo wspomniany wyżej wątek nie należy ani do głównych, ani nawet istotniejszych. Pierwsze skrzypce w powieści grają… nie, nie smoki. Ludzie. A dokładnie: stosunki polityczne w ujęciu lokalnym i globalnym. Coś, w czym Izabela uczestniczyć nie chciała, a w co została wrzucona wbrew swojej woli, niczym na głęboką wodę. Grupka przyrodników napotka też na mur niezrozumienia wobec misji, z którą przybyli – badanie zwyczajów smoków wydaje się tubylcom czymś dziwnym aż do śmieszności. Sprawa pogarsza się jeszcze, gdy okazuje się, że dla części mieszkańców Zielonego Piekła smoki są świętością. Na bohaterów czekają więc wszelkie zagrożenia wiążące się z wyprawą w dzicz, konieczność prowadzenia ostrożnych, dyplomatycznych rozmów z niekoniecznie pozytywnie nastawionymi tubylcami, pokonywanie bariery językowej i zwyczajowej, egzotyczne choroby, a wszystko to, by odkryć wielki sekret, który kryje ta kraina. Czy było warto?
Na to pytanie odpowiem podobnie jak Izabela – no jasne, że tak! Chociaż drugi tom „Pamiętnika Lady Trent” nieco różni się od pierwszego klimatem i podejmowaną tematyką, mogę z powodzeniem stwierdzić, że wyszło to książce na dobre. Niech potencjalny czytelnik nie pomyśli, że w „Zwrotniku węży” brakuje smoków – są, a ukazują się w całym swym majestacie. I na te chwile warto czekać, choć nie jest to zdecydowanie czekanie bierne – rozważania natury politycznej i obyczajowej, widziane oczami osoby, która przeszła przez opisywane wydarzenia jako zupełnie nieświadoma powagi sytuacji, stanowią wyjątkowo interesujący zabieg fabularny, zdecydowanie decydujący i o nieco cięższym klimacie książki, i o jej jaśniejszych, humorystycznych momentach. Polecam!