Recenzje mang
Ajin
Autor: Gamon Sakurai, Tsuina Miura
Wydawnictwo: Studio JG
Ilość tomów: 7 i wciąż rośnie
Cena okładkowa: 24,99zł
Tytuł „Ajin” większość osób kojarzy pewnie z sezonu zimowego tego roku, kiedy to mieliśmy okazję śledzić losy bohaterów w trzynastoodcinkowym anime. W tej chwili możemy już kupić dwa pierwsze tomy, oczywiście w języku polskim. Jak się ma manga do anime? Nie mam zielonego pojęcia. W oczekiwaniu na wersję papierową, tę drugą zostawiłam sobie na później. Nie będzie to więc recenzja porównująca jedno do drugiego.
Co od początku interesowało mnie w tym tytule? Komentarze nawiązujące do podobieństw do „Tokyo Ghoul” i „Kiseijuu: Sei no Kakuritsu”. Jedno i drugie mi się podobało (przy czym drugiej serii TG już tak nie lubiłam), więc pomysł kolejnego tytułu poruszającego podobne zagadnienia brzmiał obiecująco. Czy się zawiodłam?
Nie mogę jeszcze odpowiedzieć na to pytanie. Póki co jestem zadowolona i zaintrygowana, czekam na dalsze tomy.
No dobrze, ale część z Was zapewne nie widziała anime, tak samo jak ja. O czym więc jest „Ajin” i co to w ogóle znaczy? Jest to inne określenie na ahumanoida, czyli nie-człowieka. Czym się oni charakteryzują? Ot, po prostu nie umierają. No tak, ale to nie może być takie proste…
Jak to się często zdarza, tak i w „Ajinie” możemy zauważyć prosty mechanizm niemówienia o wszystkim zwykłym szaraczkom. Badacze nie przekazują wszystkich informacji funkcjonariuszom policji, choć to oni dostają za zadanie złapanie głównego bohatera po tym, gdy okazuje się on Ajinem. Biedny Kei Nagai nie miał o niczym pojęcia do momentu, aż roztargniony wpakował się prosto pod koła pędzącej ciężarówki. Dodajmy, że na czerwonym świetle – radzę więc spoglądać na sygnalizację świetlną nawet, jeśli będziecie wtedy szukać pokemonów czy zajmować się czymś równie istotnym – nie każdy z nas odzyska życie, jego kończyny odrosną i wszystko z nim będzie w porządku. A nawet, jeśli by się Wam to zdarzyło, to nie sądzę, abyście chcieli stać się obiektem ściganym przez, w zasadzie, cały świat. Bo to właśnie spotkało naszego licealistę. A chłopak miał przed sobą obiecującą przyszłość. Wtem nagle okazuje się Ajinem i musi uciekać, kryć się. Pomaga mu w tym dawny kolega. Chłopak ma taką fryzurę, że można by założyć, że to on będzie tu grał pierwsze skrzypce. Ale nie, jest przyjacielem głównego bohatera, którego poglądy mogą zadziwić – uznawanie ahumanoida za człowieka ma może sens (w tym przypadku), ale już twierdzenie, że jest on czym innym tylko dlatego, że ktoś w to wierzy? Nie do końca. Jednak Kai (tak, to nie literówka. Przyjaciele mają po prostu podobne imiona) nie odgrywa swojej roli obrońcy i wybawcy zbyt długo, wkrótce Kei zostawia go w miejscu, gdzie się kryli, a sam ucieka. Nie chce narażać przyjaciela na kłopoty i śmiertelne zagrożenie, a do tej pory miał już szansę się przekonać, że właśnie to na nich czeka. To znaczy nie do końca, przecież dla Ajina nie ma czegoś takiego jak „śmiertelne kłopoty”… Wkrótce po rozłące kontaktują się z nim inni, udający sprzymierzeńców Ajinowie. Niedługo potem chłopak trafia do ośrodka, gdzie badany jest w okrutny sposób. Brak humanitarności nie dziwi, skoro Kei nie jest już postrzegany jako człowiek. Jednak widać wyraźnie, że ludzie pomagają sobie o tym pamiętać – jest to konieczne, gdyż chłopak wygląda zupełnie tak samo jak przed wypadkiem. Nie wiem, czy gdyby nie był prawie całkowicie zawinięty w bandaże a jego struny głosowe nie zostałyby wycięte, naukowcom z taką łatwością przychodziłyby rozmowy na temat tego, że obecnie reakcje osłabły, należy więc egzemplarz zabić. Potem można zrobić sobie przerwę i przystąpić do dalszych badań. Przecież chłopak, przepraszam – Ajin nie umrze, w czym więc problem? Otóż, moim zdaniem należałoby wszelkie badania zacząć od rozmowy. Najprostsze pytanie – czy boli cię, gdy umierasz? Otóż tak, Kei czuje ból. Czuje się martwy. I, na ten moment, jest w dalszym ciągu wrażliwy jak człowiek. Choć podejrzewam, że z czasem się zmieni, przejdzie metamorfozę jak inni przed nim, przystosuje się.
W „Ajinie” bardzo podoba mi się realizm. Często nawet surowy. Bywało, że wzdrygałam się na widok kadrów, w których bohater własnoręcznie podrzyna sobie gardło, aby wyleczyć złamaną nogę. Tak samo zareagowałam, gdy naukowcy beznamiętnie odcięli mu ramię. Nie chodzi o krew, nawet nie o stosowanie przemocy w ogóle. Przeraża mnie ta bezmyślność. Zero empatii – chcę czegoś, a ty możesz mieć nowe, więc ci to zabiorę. Nie zastanowię się nawet, jak to podziała na ciebie. Być może cię ranię, może jest to tak głęboka rana, że już nigdy nie będziesz tą samą osobą… No to co?
Z drugiej strony mamy całkowity brak szacunku do życia – nie umrę, więc mogę się zabić, żeby mi było wygodnie. Ojej, to nawet nie brzmi logicznie… Chociaż taka postawa uratowała naszego protegowanego kilkakrotnie (i pewnie jeszcze będzie, wiele razy), to przecież każdy ma jakiś limit. Bezmyślne przekroczenie go, byłoby chyba dosyć wysoką ceną za wygodę. No tak, ale przecież nie ma nawet założeń, jakoby Ajina można było zabić. Samobójstwo także jest wykluczane. Może więc jestem zbyt drażliwa…
Sam temat odosobnienia, inności i samotności również został poruszony w rzeczywisty sposób. Związany z tym ból, pragnienie towarzystwa, znalezienia choć jednej osoby, której można by zaufać… Ani jedno z tych uczuć nie jest obce naszemu młodemu Ajinowi. Gdziekolwiek się nie ruszy jest z nim zawsze tylko tajemniczy czarny duch, śledzi go wszędzie. Jest on kolejną cechą znanych z mangi Ajinów – mogą go kontrolować, walczyć jego rękami. Nasz bohater widzi swojego od dzieciństwa, ale mimo to nie potrafi go świadomie kontrolować. Jak jeszcze mogą się bronić ahumanoidy? Ich krzyk sprawia, że człowiek zastyga w bezruchu. Dzieje się tak, ponieważ nasze ciało chce sprawiać wrażenie martwego w obliczu znacznie silniejszego przeciwnika. Jednakże mogą przed nim uchronić nawet zwykłe zatyczki do uszu. Manga „Ajin” przedstawia świat jako bezwzględny i brutalny – naprawdę tacy jesteśmy i chcemy być?
W kwestii graficznej można powiedzieć z pełną mocą – jest poprawna. Uboga, prosta, niezbyt ozdobna – wszystko to działa na korzyść mangi, bo można się bardziej skupić na treści, fabule. Nie ma tam nic, co rozprasza czytelnika. No, może tylko stale wracałam do tego, że Kei absolutnie nie wygląda na licealistę. Prędzej gimnazjalistę, ale szczerze mówiąc, wrzuciłabym go do szkoły podstawowej.
Z czystym sumieniem polecam mangę „Ajin”. Chyba każdemu, nawet jeśli brzydzi Was przemoc – warto zastanowić się nad mechanizmem, który kieruje tamtejszym światem. Bo czym różni się od naszego? Chyba tylko brakiem materiału – Ajinów. Manga skłania do refleksji i analizy. Ja już oczekuję trzeciego tomu i, szczerze mówiąc, anime kusi coraz bardziej – szalenie jestem ciekawa ścieżki dźwiękowej towarzyszącej niektórym scenom. Ale wytrwam, poczekam. Mam nadzieję, że w tym czasie nic mnie nie zniechęci.