Recenzje mang
Assassin's Creed: Miecz Shao Jun
Autor: Minoji Kurata
Gatunek: akcja, przygoda, historia
Wydawnictwo: Egmont
Liczba tomów: 4
Cena okładkowa: 32,99 zł
Recenzja została napisana po przeczytaniu czterech tomów
Od premiery gry Assassin's Creed Chronicles: China minęło już dobre parę lat. „Miecz Shao Jun” powraca do wydarzeń tej jednej z najbardziej unikatowych klimatycznie części serii AC, by za pomocą adekwatnego mangowego stylu poszerzyć tę historię o nową linię fabularną. Nie oznacza to, że aby zrozumieć i cieszyć się tą mangą, trzeba przedtem zagrać w dziesięcioletnią grę. Wręcz przeciwnie. Minoji Kurata zadbała o to, by jej manga była przystępna nawet dla fanów, którzy z sagą o zakapturzonych zabójcach nie mieli dotąd styczności.
Manga prowadzi nas przez dwie połączone, lecz umiejscowione w zupełnie innych realiach czasowych historie. Pierwsza z nich ukazuje losy Shao Jun, asasynki, która po dwóch latach spędzonych poza granicami szesnastowiecznych Chin powraca, by dokonać zemsty na mordercach jej bractwa. Drugi segment opowieści skupia się na Lisie, młodej dziewczynie żyjącej we współczesnej Jokohamie, mającej nadzieję, że terapia, której poddawana jest przez tajemniczą dr Kagami, pozwoli jej zwalczyć problemy z agresją. Spoiwem łączącym obie te historie jest animus, maszyna przebudzająca pamięć przodków u pacjentów.
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że wątek symulacji animusa wychodzi mandze o wiele lepiej niż grom. W grach powrót do czasu rzeczywistego często kojarzył się z przerwą we wciągającej rozgrywce, gdzie gracz zmuszony jest wczuć się w zupełnie inną postać oraz traci dostęp do ikonicznego parkuru asasynów. W mandze nie ma takiego problemu gdyż przejścia są płynne, a w związku z podobnymi osobowościami i celami obu bohaterek – co zgrabnie usprawiedliwiono w fabule – nie mamy uczucia, że przechodzimy do mniej interesującej historii kosztem odejścia od tej ciekawszej.
Oczywiście między osiami fabularnymi można dostrzec pewne różnice, a najbardziej oczywistą z nich jest intensywność akcji. Shao Jun to asasynka z krwi i kości, więc logiczne jest, że kiedy widzimy ją na stronach mangi, często towarzyszą jej skrytobójstwa, odwracanie uwagi przeciwników czy skoki do stogów siana. Słowem – wszystkie te elementy, które gracze pokochali w serii AC. Ostatnimi czasy nietrudno jest natrafić na głosy krytycyzmu wobec najnowszych odsłon gier. Ubisoftowi – twórcy serii – zarzuca się zmienienie asasynów w wojowników, którzy tylko czasem korzystają ze swoich skrytobójczych zdolności. Shao Jun pokazuje nam starą szkołę asasyńskich sztuczek, jest mistrzynią trzymania się w cieniu, lecz gdy zmuszona jest stawić czoła przeciwnikowi w bezpośredniej walce, często okazuje się to dla niej sporą niedogodnością. Kto wie, możliwe, że styl walki odziedziczyła po swoim mentorze – chyba najbardziej znanym ze wszystkich asasynów – którego również możemy zobaczyć w mandze, lecz bardzo rzadko. Zainteresowanych historią dwóch lat spędzonych przez Shao Jun poza granicami Chin odsyłam do krótkometrażówki Assassin’s Creed Embers.
Segmenty z Shao Jun nie zawodzą pod względem klimatyczności. Wiadomo, że choć seria AC bazuje na wydarzeniach historycznych, to nie przykłada się w niej zbyt wielkiej wagi do faktów – koniec końców jest to fantastyka historyczna. W mandze możemy znaleźć prawdziwe postacie, ciekawostki i wydarzenia. Udało się zachować odpowiedni balans pomiędzy historycznością a oryginalnymi pomysłami twórczyni, co pozwala nam wczuć się w fabułę, a czasem nawet uwierzyć w to, że takie wydarzenia mogły mieć miejsce. Za to fragmenty mangi poświęcone Lisie mogłyby rozgrywać się w jakimkolwiek innym mieście na świecie; większość akcji odbywa się w gabinecie dr Kagami, a poza krótkimi wątkami poświęconymi yakuzie nie doświadczymy tu japońskiego klimatu.
Manga to format, który często nie pozwala na przekazanie zbyt rozbudowanej fabuły. Rozwój postaci pobocznych jest dość nikły. Nie możemy się z nimi wystarczająco zaznajomić, by poczuć wobec nich jakiekolwiek przywiązanie. Jest to duży problem, biorąc pod uwagę, jak wielką rolę odgrywają one w życiu naszych głównych bohaterek. W budowaniu opowieści widać pewną schematyczność, i nie chodzi mi tu jedynie o naprzemienne pokazywanie wątku historycznego i współczesnego. Wspomniałem już, że dzieje Shao Jun wywodzą się z gry komputerowej, co łatwo zauważyć, czytając mangę. Wątki poświęcone asasynce zazwyczaj zaczynają się od przedstawienia sytuacji, w jakiej znajduje się nasza bohaterka, a także wyznaczenia jej celu. Następnie pokonuje ona przeszkody znajdujące się na jej drodze, by ostatecznie zabić jednego z głównych wrogów. Jest to skutek przeniesienia fabuły rozwijającej się w poziomach z gry na strony mangi. Jeśli już o przeciwnikach mowa, to również tracą oni z powodu szczątkowego budowania postaci – zazwyczaj poświęcano im nie więcej niż kilka stron. Odbija się to również na Shao Jun, która, zmagając się z tak mało znaczącymi – z perspektywy czytelnika – antagonistami, wydaje się stać w miejscu w swojej misji o zemstę.
Trzeba przyznać, że mangaka Minoji Kurata miała dobry pomysł na ukazanie obu bohaterek jako dwóch podobnych do siebie protagonistek. Każda z nich walczy ze swoimi wewnętrznymi demonami i stara się osiągnąć spokój mentalny, lecz obie robią to na dwa odmienne sposoby. Należy wspomnieć o stylu graficznym mangi – jest on bardzo estetyczny i przejrzysty, choć nie minimalistyczny. Ułatwia to szybkie czytanie kolejnych wciągających tomów.
Choć „Miecz Shao Jun” miejscami zbyt słabo wchodzi w szczegóły, to bez wątpienia jest dziełem wartym polecenia. Fanom mang zapewni idealny wstęp do wciągającego świata Assassin’s Creed. Nawet weterani serii nie powinni pożałować zakupu. Dzieło Minoji Kuraty to prawdziwa perełka kolekcjonerska. Autorka będąca wieloletnią wielbicielką AC zadbała o to, aby podejść do materiału źródłowego z należytym szacunkiem. Widać w tym dziele pasję, jaką darzy ona świat gier z serii. Zbliżająca się premiera gry Assassin’s Creed Red, której akcja ma toczyć się w feudalnej Japonii, wydaje się idealną okazją do sięgnięcia po tę mangę.