Recenzje mang
Darling in the Franxx
Autorzy: Code:000 (scenariusz) ,Kentaro Yabuki (rysunki)
Gatunek: mecha, romans, fantastyka naukowa
Wydawnictwo: Waneko
Liczba tomów: 8
Cena okładkowa: 22,99 zł
Recenzja została napisana po przeczytaniu 4 tomów
Niniejsza recenzja, tak jak manga „Darling in the Franxx”, skierowana jest do czytelników, którzy ukończyli osiemnaście lat.
Anime „Darling in the Franxx” cieszyło się niemałą popularnością i nie będę z tym faktem polemizował, bo przeglądając mangę, domyśliłem się przyczyn powodzenia oryginału. Jednak przedstawiona w mandze alternatywna i odbiegająca od anime historia pozostawia wiele do życzenia.
Głód energii sprawił, że ludzie poczęli czerpać ją z magmy. Niestety, wykorzystanie jej mocy przyciągało uwagę istot zwany Kyoryu, które poczęły niszczyć wszystko, co było napędzane tym paliwem. Ludzie, aby uniknąć zagłady, przenieśli się ze stałych siedzib do poruszających się po lądzie przypominających kopuły miast, które przed atakami Kyoryu chroniła nie tylko mobilność, ale też oddziały mechów zwanych na cześć ich twórcy Franxxami. Ich pilotami nie byli jednak dorośli, ale dzieci, a dokładnie pary złożone z chłopców i dziewczynek zwanych pasożytami.
W jednym z miast mieszkał chłopiec imieniem Hiro, który nie mógł zestroić się z żadną partnerką, a przez to nie był w stanie pilotować mecha i bronić dorosłych. Ciążyło mu to na sumieniu tak bardzo, że gdy tylko w mieście pojawiła się dziewczyna zwana Zero Two, przy pierwszej nadarzającej się okazji wsiadł do jej mecha. Był jednak pewien szkopuł, gdyż wszyscy poprzedni partnerzy Zero Two wyzionęli ducha po trzeciej walce…
Skąd pochodzą Kyoryu? Dlaczego dzieci chowają się w specjalnych wydzielonych strefach i bronią dorosłych, a nie na odwrót? Na te i inne istotne pytania manga co prawda nie udziela (jak na razie) odpowiedzi. Udziela ich za to Wikipedia. Znam przykłady światów, których enigmatyczny opis skłania widza do zadawania pytań, a szukanie odpowiedzi może mieć swój urok. Jednak manga „Darling in the Franxx” doprowadziła to do skrajności, bo czytelnik posiada tak mało informacji o świecie, że nawet nie bardzo wie, o co pytać, a autor nie pali się do udzielania odpowiedzi, rzucając po drodze mało okruszków, za którymi można by podążać, aby zaspokoić głód wiedzy. Moim zdaniem brak odpowiedzi na te pytania utrudnia późniejsze zrozumienie motywacji bohaterów.
Jednak to nie świat przedstawiony jest tym, co stanowi o sile komiksu. Akcja praktycznie od pierwszej strony rusza z kopyta, a jeśli zdarza się jej zwolnić, są to krótkie chwile wytchnienia dla czytelnika. Nie brakuje starć pomiędzy mechami a Kyoryu, które są szybkie i dynamiczne. Nie uświadczymy też zbędnego patosu i dłużyzn, w których bohaterowie dzielą się swoimi filozoficznymi rozważaniami. Ale wiele z tych spokojniejszych momentów rozgrywa się w damskiej łazience, pod prysznicem czy damskiej przebieralni. W żadnym razie nie jest to więc czas stracony.
Akcja i fanserwis – na tym trzyma się „Darling in the Franxx”. Mocnym elementem tego tytułu nie są natomiast postacie. Mści się na nich pobieżne zarysowanie świata, przez co motywacja bohaterów jest albo niezrozumiała, albo łatwo ją źle zinterpretować. Hiro może się wydawać wyjętym wprost z naszego świata archetypem japońskiego nastolatka, który musi mierzyć się z wysokimi oczekiwaniami dorosłych. Natomiast Zero Two, zdająca sobie doskonale sprawę, że jej partnerzy giną, i kłócąca się z niedoszłą partnerką swego „ukochanego” (jak nazywa Hiro) o to, która z nich kocha chłopaka bardziej, wygląda nie tyle zabawnie, co niepoważnie. Motywacja tej dwójki bohaterów, przypominająca relację między samcem a samicą modliszki (modliszka zjada samca po kopulacji), wydaje się być okrutnie uproszczona.
Pozostali bohaterowie są nakreśleni bardzo pobieżnie, o każdym z nich można powiedzieć nie więcej niż dwa lub trzy zdania. Mam jednak wrażenie, że głównym zadaniem ich męskiej części było pilotowanie mechów, a żeńskiej (poza kierowaniem wielkimi robotami) – hojne obdarowywanie czytelnika fanserwisem.
Czasem mam wrażenie, że komiksowe adaptacje anime czy też light novel ilustrują mangacy, którzy dopiero zdobywają swoją pozycję w branży. W przypadku „Darling in the Franxx” jest inaczej. Ilustratorem jest bowiem Kentaro Yabuki, znany jako rysownik mangi „To Love Ru”. Jest on weteranem w swoim fachu i to widać. Przede wszystkim zwracają na siebie uwagę niezwykle przyjemne dla oka projekty postaci, zwłaszcza dziewcząt, których krągłości nie są przerysowane czy karykaturalne. A bohaterki pokazują je często i to nie tylko w łazience czy w przebieralni, gdyż stroje noszone przez nie w mechach są bardzo ciasno dopasowane. Muszę przyznać, że pozycja, w jakich piloci (chłopiec i dziewczyna) prowadzą mechy, wydawała mi się dość nieprzyzwoita i kojarzyła z pewną pozycją seksualną. Nie koniec na tym, bo gdy bohaterki przeżywają w kokpicie jakieś duchowe rozterki, są pokazywane obnażone. Można się uśmiechnąć, kiedy naga dziewczyna zastanawia się, czy jest dobrym dowódcą w czasie walki.
Mechy przypominają mi swoim wyglądem japońskie idolki z ich dziwnymi fryzurami i prążkowanymi pończochami, które udało się odwzorować. Wygląda to interesująco i cieszy oko. Dzięki temu, że mechy posiadają pewnego rodzaju „twarz”, są bardzo ludzkie, wręcz wydają się bohaterami mangi na równi z ich pilotami. Szkoda tylko, że zróżnicowany wygląd i uzbrojenie nie przekładają się na taktykę prowadzenia walk, która tutaj prawie nie istnieje. Zdziwiłem się bardzo, że nawet Franxxy stają obiektem swoistej seksualizacji – ukazywane są pod nietypowym kątem, często w sugestywnej pozie. Jednak walki, które toczą, są dynamiczne i narysowane z pasją.
Niestety, projekty Kyoryu budzą mieszane uczucia, bo choć są szczegółowe, to w jednym przypadku wyglądają jak opętany przez Szatana efekt pracy frezarki, który dostał nóżek i uciekł z zakładu. Słowem, nie są one zbyt inspirujące, raczej standardowe.
Podsumowując, mangę „Darling in the Franxx” czyta się szybko, łatwo i zasadniczo przyjemnie. Pozostawia ona jednak niedosyt związany z bardzo pobieżnym pokazaniem świata, które przekłada się na rozumienie (lub niezrozumienie) motywacji głównych bohaterów. Moim zdaniem nie jest to zupełnie samodzielny produkt, gdyż sugerowane jest wcześniejsze zapoznanie się z anime, które pozwoli w pełni go zrozumieć.