Patryk „Ciasteczkowy Ivan” Patena
Rok urodzenia: 1999
Miasto pochodzenia: Kraków
Fandom/tematyka działalności: Manga i anime
Jeżeli kiedykolwiek na konwencie dostaliście ciastko od sympatycznego człowieka przebranego za Cartmana (chociaż czasem występuje także w innych rolach), to jest spora szansa, że spotkaliście właśnie Ciasteczkowego Ivana. Ivan nie rozstaje się z korzennymi przysmakami, chętnie częstując każdego, kto się nawinie. Bez żadnych oporów i podziałów, po prostu z dobroci serca. Ale kim właściwie jest, dlaczego rozdaje ciastka na tylu konwentach i skąd bierze na to fundusze? Za chwilę się dowiecie.
Alchelor: Ivan, Ciasteczkowy Potwór. Często można Cię spotkać na konwentach mangowych, gdzie rozdajesz ciastka. Skąd ten pomysł?
Ivan: Pomysł powstał w 2015r podczas Xmasconu. Był to mój pierwszy konwent. Obserwując zachowania uczestników w niedzielę zauważyłem, że część z nich wyglądała jak wymęczone zombie. Akurat miałem przy sobie ciastka korzenne. Nie było ich dużo, ale starczyło dla kilku osób. Reakcja ludzi była ciekawa, podziękowali mi też za poczęstunek. Wtedy pomyślałem, że hej, jak będę kupował więcej ciastek, to będę mógł dzięki temu uszczęśliwić więcej ludzi. Byłem wtedy zupełnie innym człowiekiem, zanim z aspołecznego gracza stałem się bardziej otwartą osobą. Krótko mówiąc, rozpoczęcie działań w społeczności było dla mnie sporym wyzwaniem. Oznaczało to zmianę o 180 stopni w moim życiu.
A: Czyli po prostu chciałeś zobaczyć uśmiech na twarzach innych ludzi. To niesamowicie dobrze o Tobie świadczy. Czy kupowanie tylu ciastek (z tego co widziałem, są to całe kartony) nie jest zbyt dużym obciążeniem portfela?
I: Tak, jest to dość spory wydatek, jednak wolę spożytkować te pieniądze tak, niż kupić coś, co przyda się tylko mi. Po za tym chciałbym w ten sposób pokazać ludziom, że warto czasami coś dać, aby później Karma do nich wróciła. Przekonałem się już, że dobre uczynki naprawdę potrafią pomóc. Zdarzało mi się, że losowi ludzie podchodzili i dawali mi ciastka czy cukierki w dużej ilości, mówiąc „możesz to rozdać, mam trochę za dużo”. Co do ilości, rekordem było 5 kg ciastek korzennych, 3 kg bez oraz 4 kg „ciutków”, które rozdałem podczas jednego z Magnificonów.
A: To całkiem sporo, ale i uczestników na takim Magnificonie raczej nie brakowało. Na konwentach dodatkowo przebierasz się za różne postacie. Jest to coś w rodzaju cosplayu, czy po prostu lubisz wyróżniać się w tłumie?
I: Tak, zgadza się, jest to rodzaj cosplayu, jednak część z moich prac nie opierała się na tematach M&A. Inspiruję się bardziej motywami z seriali i życia codziennego. Jednak pewna postać stała się teraz ulubieńcem wśród ludzi. Jest to Cartman z South Parku. Interesuje mnie voice acting i staram się modulować głos, gdy jestem przebrany, co też wzbudza sympatię wśród uczestników konwentu.
A: Słyszałem, że niektórzy mówią do Ciebie per Cartman. Jest to dla Ciebie budujące, że Twoja ulubiona postać staje się Twoją ksywą? Ile konwentów w ciągu roku udaje Ci się odwiedzić?
I: Tak, bo postać Cartmana jest kontrowersyjna i sam też staram się być jak serialowy bohater. Nie przeszkadza mi to, jak ludzie się do mnie zwracają. Kiedy chcemy, aby znajomość przetrwała na następne konwenty, to dodajemy się do znajomych na facebooku. Co jest ciekawe, Cartman jest osobą krępą, przez co nie muszę jakoś dostosowywać wyglądu do postaci. Co do drugiego pytania, liczba konwentów, które odwiedzam w ciągu roku, to około sześciu lub siedmiu, z czego trzy to imprezy Krakowskie. Staram się pojawiać na konwentach jak najczęściej, ale tu koszty odgrywają sporą rolę.
A: Masz spory dystans do siebie. To dobra cecha. Zauważyłem też, że masz jeszcze kilka innych ciekawych zainteresowań, jak gra na pianinie i starasz się ćwiczyć. Jak Ci idzie w realizacji tych hobby?
I: Dokładnie, uczyłem się gry na pianinie po ukończeniu szkoły muzycznej oraz technikum masażu, natomiast teraz idę na studium realizacji dźwięku. Kocham muzykę, pozwala mi ona działać. W programie nauki studium jest gra na pianinie, więc będę troszkę do przodu. Jako główny zawód wybrałem masażystę, ale w ramach hobby chciałbym zająć się dubbingiem, tworząc fanduby.
A: To brzmi naprawdę ambitnie. I można powiedzieć, że masz fach w rękach, zarówno jako pianista, jak i masażysta. Czy na konwentach występujesz tylko w roli uczestnika, czy bierzesz na siebie rolę dodatkowe, jak twórca atrakcji czy helper?
I: Muszę przyznać, że po raz pierwszy byłem gżdaczem na Pyrkonie w tym roku. Było naprawdę ciekawie – zobaczyć konwent od kuchni, współdziałając razem z organizatorami. Mogłem też liczyć na pomoc przegżdaczy oraz helperów, mających większy staż ode mnie. Było to bardzo ciekawe doświadczenie. Jako twórca atrakcji prowadziłem jak na razie jedną atrakcję: „Pierwszy raz na konwencie, jak się odnaleźć”. Zagraliśmy w kilka ciekawych gier, a następnie wyciągnąłem na rozluźnienie „Karty przeciwko ludzkości”, które świetnie się spisują na imprezach. Pamiętam, jak na następnym konwencie spotkałem jedną ze słuchaczek, która podziękowała mi za pomoc w przełamaniu bariery. Dodatkowo prowadziłem razem z moim kumplem dwie vixy, za co bardzo dziękuję Garretowi, jak i technicznym Magnificonu i Asuconu 2018. Garret obsługiwał laptopa oraz mikser, ja natomiast zachęcałem ludzi do udziału. Bardzo interesuję się tańcem, więc pełniłem tam też rolę animatora.
A: Zamierzasz robić coś dalej w kierunku bycia osobą funkcyjną, czy raczej rola uczestnika konwentu w zupełności Ci wystarcza?
I: Uważam, że rola uczestnika mi wystarczy, w przeciwnym razie przybędzie mi więcej obowiązków, które łączą się z większą odpowiedzialnością. Ale nie wykluczam tego, jeśli jakiś organizator poprosi o jakąś pomoc z mojego zakresu umiejętności. Wtedy na pewno pomogę.
A: Gdybyś coś chciał przekazać konwentowiczom, co by to było?
I: Warto pomagać i troszczyć się o drugiego człowieka, świat nie potrzebuje superbohaterów, jednak jeden gest potrafi zdziałać naprawdę bardzo dużo. Dlatego ja po za konwentami oddaję krew w punktach krwiodawstwa, bo nie ma możliwości wytworzenia jej laboratoryjnie. Dzięki temu można ocalić życie drugiego człowieka.