Pio

Pio

Nick: Pio
Kanał na YouTube: piofli

 

 

 

 

Witajcie drodzy czytelnicy.
Specjalnie dla Was kolejny wywiad z kolejną niezwykłą i dość ekscentryczną osobą.
Oto Pio – youtuber, muzyk, filmowiec. Człowiek orkiestra. Miłośnik horroru wszelakiego. Znawca zagadnień, takich jak SCP, ARG, AH czy też CreepyPasta.
Jeśli znacie już Pio i jesteście ciekawi, jakie są jego plany twórcze na przyszłość lub jeśli chcecie się dowiedzieć, co oznaczają powyższe skróty, to nie pozostaje mi nic innego, jak serdecznie Was zaprosić do prześledzenia naszej rozmowy.

Wywiad

Vivianne: Ave Pio! Dzięki, że zgodziłeś się odpowiedzieć na parę pytań. Na początek, cofnijmy się kilka lat wstecz. Od czego wszystko się zaczęło? Jak Pio został Pio? Kiedy i w jaki sposób narodził się pomysł na prowadzenie kanału?

Pio: Ave! Tak prawdę powiedziawszy ciężko mi wskazać jeden konkretny punkt narodzin Pio. To było wiele czynników, które złożyły się na jedno – po części dziecięca chęć naśladowania ulubionych twórców na YouTube, po części chęć wyżycia się artystycznie, po części zamiłowanie do tajemnic internetu i chęć ich szerzenia. Powodów było wiele i ciężko mi złapać dokładnie, kiedy ta idea się u mnie zrodziła. Wiem na pewno, że było to już dawno temu i nie pamiętam czasów, kiedy nic nie tworzyłem internetowo. Natomiast tak na poważnie Youtubem w formie obecnej – czytanki, analizy i wideoeseje – zacząłem się zajmować w 2016 roku, kiedy to powziąłem sobie, że zacznę nagrywać materiały o Fundacji SCP.

V: Jak obecnie żyje się youtuberowi, który musi pogodzić życie prywatne oraz pracę/naukę z zadowoleniem utworzonej wokół siebie społeczności?

P: To nie jest tak, że jest dobrze albo niedobrze. Generalnie łączenie tych dwóch żyć nie przychodzi łatwo w momencie, w którym studia przytłaczają albo motywacja do jakiejkolwiek twórczej pracy jest przyćmiona przez godziny spędzone na obowiązkach, natomiast narzekać też nie mogę. Mam wokół siebie ludzi, którzy mnie w tym wspierają, a same studia nie są najgorsze i pozwalają na dużo popisów poza zajęciami, więc jakoś staram się to godzić, mimo że nadal jak ognia unikam skonkretyzowania harmonogramu pracy (kiedyś w końcu trzeba, bo lista filmów do nagrania ciągnie się w nieskończoność i punktów z niej nie ubywa!).

V: Jak jest z Twoją rozpoznawalnością? Jesteś rozchwytywany tam, gdzie się pokazujesz? Czy może jednak maska, w której występujesz przed kamerą, zapewnia Ci jeszcze prywatność?

P: Absolutny spokój i prywatność. A ci, którzy wiedzą i widzą mnie, choćby na konwentach czy innych spotkaniach, bez maski i poza postacią, są na tyle dojrzali i kulturalni, że odróżniają osobę za kamerą i przed nią. Zdarzyło mi się być rozpoznanym po głosie, gdy rozmawiałem przez telefon w McDonaldzie (bardzo kuriozalna sytuacja), albo przez ciuchy, jakie noszę (pora na urozmaicenie garderoby), ale, tak czy siak, wszystkie sytuacje, w których mogłem zostać rozpoznany poza internetem, są raczej pozytywne. Póki jestem na tym mniejszym poziomie rozpoznawalności, mogę się cieszyć względnym spokojem.

V: Co dalej z Twoim kanałem, nadal będziesz prowadził go w obecnej formie i częstotliwości, czy może planujesz wprowadzić jakieś zmiany?

P: Nawiązując do jednej z wcześniejszych odpowiedzi – bardzo chciałbym usystematyzować jakoś swoją pracę i stosować się do jakiegoś bardziej rygorystycznego harmonogramu. Problematyczne jest to o tyle, że gdy tworzę dłuższe formy wideo, zajmują one o wiele więcej czasu niż te krótsze, co przekłada się naturalnie na wydłużony czas pracy – a co za tym idzie – na rzadsze publikowanie filmów. W 2019 miałem taki okres w wakacje, że na ścianie w pokoju rozwiesiłem sobie harmonogram na każdy dzień lata i trzymałem się go co do joty. To był jeden z najproduktywniejszych okresów kanału, gdzie filmy potrafiły pojawiać się na kanale codziennie. To był też ładny okres przejściowy w kontekście publikowanych treści, bo połową tych filmów były zwyczajne low-effort czytanki SCP, a drugą połową ich analizy i własne wnioski przełożone na wideoeseje. Chciałbym zwiększyć swój output filmowy, ale do tego potrzebowałbym zdecydowanie bardziej wytrenować w sobie samozaparcie i silną wolę, albo zatrudnić montażystów i scenopisarzy (przy czym z tą drugą opcją borykam się od długiego czasu, bo mój pedantyzm i perfekcjonizm nie pozwala mi dopuścić do roboty kogokolwiek, kto nie ma podobnej wizji artystycznej do filmów co ja – bardzo zaborczo do tego podchodzę i staram się, żeby te filmy jednak miały w sobie cząstkę mojej duszy, nazwijmy to). Tak czy siak, coraz bardziej przekonuję się ostatnimi czasy do współpracy z innymi osobami w branży, czy to po stronie technicznej, czy merytorycznej, więc może kiedyś się coś uda.

V: Kto lub co najbardziej inspiruje Cię w twórczości filmowej i muzycznej?

P: Przede wszystkim własne uczucia i emocje. Czytanie kreatywnych opowiadań na przykład na scp-wiki, oglądanie serii Analog Horror i ARG to najlepszy haj, na jaki można sobie pozwolić w dzisiejszych czasach w internecie. Nic nie przebije emocji, z jakimi można zagłębiać się w te historie i samo to jest idealnym napędem twórczym przy analizowaniu takich dzieł i tworzeniu własnych. Z muzyką jest podobnie – mówię co mi w duszy gra albo grało. Z reguły to smęty i dawno zagubione rozkminy życiowe, bo takie najłatwiej przekuć w coś namacalnego, ale bardzo często zdarzają się też projekty for fun, które są odklejonym żartem samym w sobie. Uwielbiam i jedno, i drugie – powagę i frywolność, bo w tym kontraście i tym, jak dopełniają się te dwie dziedziny, znajduje się piękno sztuki.

V: “Dla otwartych oczu”, to projekt filmowy, jaki współtworzysz razem z przyjaciółmi. Możesz zdradzić coś więcej? Fabuła, scenariusz, miejsca, gdzie film powstaje, przybliżona data premiery?

P: “Dla Otwartych Oczu” to film, który przechodził i nadal przechodzi, w trakcie tworzenia, wiele metamorfoz. Przede wszystkim silnie jest inspirowany serią “FAITH: The Unholy Trinity”, co widać w każdym momencie prowadzonej historii. To horror psychologiczny, który stawia na tajemnice skrywane w świetle dnia. Tworzenie go to ogromne wyzwanie i, nie ukrywam, po drodze wielokrotnie miałem ochotę rzucić to w cholerę, ale uważam, że efekt końcowy będzie tego warty. Świat filmowy to piękna rzecz i chcę w taki sposób również przekazywać własne historie. Dopiero się tego uczę, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi ewentualne potknięcia na przestrzeni wielu, wielu, wieluuu następnych filmów, ale każdy z nich to osobista historia i doświadczenie, które prowadzi mnie dalej i sprawia, że uczę się, jak tworzyć coraz to lepsze produkcje. Pierwsze koty za płoty!

V: Planujesz zorganizować oficjalną premierę filmu? Wspólne oglądanie na streamie, kanale DS, a może w jakimś kameralnym kinie?

P: Aktualnie na pewno przewidujemy specjalny pokaz przedpremierowy dla wybranych wspierających projekt na zrzutce filmu. Poza tym postaramy się, żeby wylądował na paru polskich festiwalach, a ostatecznie, gdy przyjdzie na to czas, opublikujemy go na Youtubie. :)

V: Od czasu do czasu można Cię spotkać na różnych konwentach. W bliższej lub dalszej przyszłości planujesz przeprowadzić jakiś punkt programu: prelekcję, warsztaty lub panel dyskusyjny? Gdzie będzie można Cię spotkać w tym roku?

P: Myślę, że postaram się o jakąś prelekcję na poznańskim Hikari, jak to miało miejsce w zeszłym roku, ale nic nie obiecuję – aktualnie po studiach mam ochotę przespać najbliższe parę miesięcy, żeby odpocząć, haha. Na pewno na przyszły Pyrkon będę się bił o miejsce na prelekcję o Analog Horrorze bądź innych fenomenach tego typu. Miałem to zrobić w tym roku, ale projekty typu “Dla Otwartych Oczu” wzięły górę i nie bardzo był czas, żeby się za to zabrać.

V: Twoja twórczość nie kończy się jednak na filmie czy byciu youtuberem, można Cię bowiem usłyszeć także w wersji wokalnej. Ile Pio jest w Twojej muzyce, poza rzecz jasna wokalem – teksty, muzyka, mix?

P: Wszystko w 90% moje. Mówię – w 90% – bo ostatnimi czasy bawię się w korzystanie z gotowych sampli albo samemu samplując stare utwory. Nieco sprawia to, że czuję, że ta muzyka jest mniej “moja” niż zwykle, ale dzięki temu uczę się coraz to nowszych technik klejenia tracków. Bawię się w to sporadycznie już od ponad ośmiu lat w sumie, prawie tyle, co spędziłem z Youtubem. A mimo to nadal nie uznaję się za osobę, która cokolwiek wie o tworzeniu muzyki – ot, co jakiś czas klikam w nutki w FL Studio. Traktuję to jako odskocznię od wszystkiego i hobby, nawet bardziej niż Youtube, bo nie jest jeszcze aż tak rozpromowane i nadal bardziej służy jako mój osobisty projekt. Ale zawsze miło mi słyszeć opinie słuchaczy – ostatnio na Pyrkonie ktoś powiedział mi, że bardzo utożsamia się z tekstem jednego z moich nowszych utworów i to jedna z piękniejszych rzeczy, jaką mogłem usłyszeć, tym bardziej ze względu na to, że większość tych tekstów jest specjalnie enigmatyczna, żeby nie do końca wychodzić z moją własną intencją przed szereg. Jednocześnie – kolego, współczuję ci, że się utożsamiasz z tymi utworami xD.

V: Przyznam, że Twoje kawałki mocno wpadają w ucho, należą do tych, które pierwszy raz słucha się dla oswojenia, przy drugim odsłuchu macha się nóżką, a przy trzecim już nuci refreny. Co dalej? Nowe utwory? Epka, full cd, a może koncercik?

P: Myślałem nad EPką albo jakimś LP konkretnym, żeby ułożyć aktualne i nieopublikowane jeszcze utwory w jedną koherentną całość. Natomiast im więcej ich tworzę i im bardziej dojrzewają te pomysły, tym dalej jestem od sfinalizowania jakiejkolwiek wizji tego większego projektu. Więc na chwilę obecną wypuszczam co jakiś czas utwory, które uznaję za godne uwagi, potem robię sobie przerwę na pół roku i tak w kółko. Kiedyś się doczekamy czegoś więcej. Osobiście w sumie marzy mi się jakiś mały koncercik, żeby poczuć jak to jest i móc zrobić show przed ludźmi, ale ani nie umiem śpiewać w rzeczywistości, ani oddychać nie będę mógł na scenie z wiadomych powodów – póki co, to marzenie ściętej głowy, ale kto wie, co przyniesie przyszłość?

V: Twoje główne domeny to SCP, ARG, Analog horror czy też CreepyPasta. Każdy z tych terminów to temat rzeka. Chciałabym jednak, abyśmy wspólnymi siłami spróbowali pokrótce omówić każdy z nich i przybliżyć te zagadnienia osobom, które być może w tej chwili spotykają się z nimi po raz pierwszy. Zacznijmy od SCP (“Secure, Contain, Protect”) – jest to uniwersum tak ogromne i od 2007 roku nieustannie rozbudowywane przez fanów, które przeciętnemu laikowi, na pierwszy rzut oka, może wydawać się nie do ogarnięcia. Od czego powinno się zacząć swoją przygodę z Fundacją SCP?

P: Szczerze – na start polecam mój film wprowadzający do uniwersum Fundacji SCP. W dużym skrócie omawiam najważniejsze filary tego świata i jego funkcjonowanie. Następnie najlepiej jest samemu zagłębić się w otchłań scp-wiki, przy czym dobrym punktem startowym są oczywiście poradniki – te dla nowicjuszy szczególnie, bo często znajdują się w nich dość nieoczywiste zagadnienia. A potem – czytaj do woli, sortuj artykuły od najpopularniejszych bądź od najnowszych, poznawaj autorów, pisarzy i artystów stojących za dziełami na wiki i wyrób sobie opinię na temat tego, w który nurt i który kanon chcesz pójść i czytać.

V: SCP to w dużej mierze projekt fanowski, opierający się na raportach SCP. Czy każdy może taki raport sobie napisać? Trzeba uwzględnić jakieś wytyczne? Są one poddawane analizie przed opublikowaniem? Sam stworzyłeś taki raport i/lub masz jakiś ulubiony?

P: Na szczęście na to też są poradniki. Każdy może sobie napisać artykuł na scp-wiki, pod warunkiem oczywiście, że stosuje się do wytycznych ustalonych przez administrację, aby utrzymać porządek na stronie. Sam napisałem i opublikowałem oficjalnie jeden raport – “Okno Na Świat” - SCP-PL-236. Kiedyś pobawię się na pewno w napisanie większej ilości opowiadań.

V: Fundacja SCP stała się inspiracją dla twórców gier. Twoim zdaniem, jakiś tytuł zasługuje na szczególną uwagę?

P: Klasycznie – “SCP: Containment Breach”. Uważam, że nie ma sobie równych, mimo że to najpopularniejszy tytuł na scenie gier SCP. Ta popularność nie bierze się bez powodu. Obszerna, darmowa gra, która za każdym razem stawia przed graczem nowe wyzwania w postaci losowo generowanej mapy i rozstawieniu obiektów SCP, i przedmiotów wspomagających – to idealne combo na godziny rozgrywki. Ostatnimi czasy bardzo sceptycznie, cynicznie wręcz, podchodzę do nowych odsłon, jeśli chodzi o gry SCP, bo często i gęsto mało wspólnego mają one z samym core opowiadań albo są niedoszlifowanymi projektami, które są ewidentnym skokiem na kasę. Nie jest to dziwne, w końcu mówimy o IP na licencji Creative Commons – każdy może je wykorzystać w swoim celu i tak też się dzieje. Mam na swojej liście do ogrania parę tytułów w konwencji SCP, ale czekam na przypływ chęci, by w końcu o nie zahaczyć.

V: Kolejne zagadnienie to ARG (Alternate reality game), czyli nic innego, jak gry wykorzystujące fikcję immersyjną, pozwalającą na całkowite przeniknięcie do świata przedstawionego oraz których elementy ukrywane są w mediach, takich jak: internet, telewizja, gazety itp. Czy można powiedzieć, że ARG to takie trochę pomieszanie RPG z Larpem?

P: Totalnie. ARG to internetowy LARP w czystej postaci. Autorzy udają, że to się dzieje naprawdę, widzowie udają, że to się dzieje naprawdę, a losowi foliarze, którzy napataczają się na poszczególne ARGi, naprawdę wierzą, że to się dzieje naprawdę. Ostatnimi czasy większość twórców ARG zaczyna podpisywać swoje prace i aktywnie oddzielać fikcję od rzeczywistości, co zarówno przysparza im, jako osobom, większej rozpoznawalności i większego pola do popisu w kontekście promocji czy monetyzacji marki, ale również pozbawia tego magicznego elementu imersji. Tak czy siak, dobre ARG nie jest złe i zawsze miło jest się zagłębić w zagadki tego typu.

V: Jedno najlepsze ARG w jakie grałeś? Co polecisz komuś, kto z ARG nie miał jeszcze styczności, żeby zaciekawić a nie zniechęcić?

P: Aktywnie uczestniczyłem tak naprawdę przede wszystkim w jednym ARG – “Don’t Feed The Muse” autorstwa Alexa Bale’a, przy czym też tak naprawdę mój udział ograniczył się do jednego z ostatnich wpisów w serii, w którym wraz z internetową społecznością Alexa rozwiązywaliśmy szereg chorych zagadek, prowadzących do coraz to nowszych rewelacji na kanale This Place Is Not Happy. Uznaję to za jedno z lepszych, jak nie najlepsze ARG ostatnich lat, zarówno przez skalę i kreatywność, z jaką zostało stworzone, ale też przez jakość, którą widać tam na każdym kroku. Jeśli miałbym komuś polecić jakiekolwiek ARG do obczajenia z perspektywy widza na sam początek – DFTM byłoby strzałem w dziesiątkę, a przynajmniej obejrzenie materiałów z nim związanych. Ciężko jest polecać ARG głównie dlatego, że to bardzo ulotne wydarzenia, trwające X czasu a potem kończące się. Aktualnie jednym z (chyba) trwających i ciekawszych serii ARG/Analog Horror jest “Gilbert Garfield”, które polecam całym serduszkiem. Ciekawi mnie również osobiście rozwinięcie świata gier Daniela Mullinsa, którego kulminacją było jakiś czas temu ARG związane z grą “Inscryption”. Jeśli chodzi natomiast o takie naprawdę entry level serie czy gry ARG, słyszałem, że godną polecenia jest gra “The Black Watchmen”, sama opisująca się jako PARG (Permanent Alternate Reality Game). Od wielu lat planuję ją obczaić i w końcu nigdy się za to nie zabrałem.

V: Jaka przyszłość czeka gry ARG? Mam wrażenie, że jest to rozrywka nadal niszowa. ARG jest tematem nadal rozwojowym? Ma szansę się wybić i trafić do szerszego grona odbiorców?

P: Wątpię. Choć tu wypadałoby zdefiniować “szersze grono odbiorców”, bo takie DFTM czy “Marble Hornets” przecież zgromadziło wokół siebie fanbase idący w miliony. Grono z ich widzów oczywiście oglądało te serie jedynie dla powierzchownej fabuły i nie angażowało się aktywnie w rozwiązywanie głębszych wątków, ale nadal duża część internetowej populacji bawi się w te gry nadal i będzie się bawić pewnie, dopóki ktoś będzie miał na tyle kreatywności, by tworzyć coraz to kolejne serie ARG.

V: Kolejny temat na naszej liście to Analog Horror – podgatunek horroru, którego charakterystycznym elementem jest found footage. Myślę, że większość naszych czytelników będzie kojarzyć prekursora filmowego jakim jest “Blair Witch Project”. No właśnie, jak po 25 latach od jego premiery oceniasz ten film?

P: Wstyd przyznać, ale nie oglądałem nigdy “Blair Witch Project”, mimo że ostatnio na zajęciach zaliczeniowych na studia, jedna z prezentacji moich kolegów i koleżanek z roku traktowała właśnie o sukcesie tego filmu. Ciężko mi ocenić, czy zestarzał się jako film, natomiast z przekonaniem mogę stwierdzić, że ciekawie zestarzał się w kontekście promocji i marketingu. To co autorzy Blair Witch robili ze swoim projektem i jak go promowali w ‘99 absolutnie nie przeszłoby w dzisiejszych czasach, choćby z powodów prawnych. Sam marketing filmu możemy uznać za małe ARG, a przynajmniej LARP ze strony twórców na dużą skalę.

V: Zarówno w świecie fantastyki, jak i grozy/horroru, ciężko doszukiwać się innowacyjnych pomysłów. Czy Analog Horror jest w stanie jeszcze czymś świeżym zaskoczyć? Czy tutaj też są to powielane pomysły?

P: W mojej opinii, jeśli chodzi o fantastykę czy jakąkolwiek sztukę w sumie, ciężko jest mówić dziś o oryginalnych pomysłach, jedynie o oryginalnym wykorzystaniu tego, co już kiedyś powstało. Nie chcę być pesymistą ani negować potencjał rozwoju AH, bo wiem, że zawsze znajdzie się ten jeden ktoś, kto zrewolucjonizuje gatunek wprowadzając coś absolutnie wcześniej niespotykanego. Rynek Analog Horroru wszedł już w fazę wysokiego nasycenia i na pewno ciężej jest znaleźć coś “świeżego”, ale nie chcę odbierać mu możliwości rozwoju – czuję, że jeszcze wiele jest przed nami.

V: Wiadomo, że Analog Horror nie jest dla każdego, jednak dla miłośników takich klimatów – najbardziej wstrząsający, obrzydliwy, zaskakujący, lub też z innych powodów godny polecenia Analog Horror?

P: Godny polecenia a wstrząsający i obrzydliwy to dwie kategorie, których bym tutaj osobiście nie łączył. Natomiast, jeśli miałbym już wskazać projekty, które osobiście bym polecił na start – “Vita Carnis” autorstwa Dariana Quilloy’a, “Local 58” Krisa Strauba, “Gemini Home Entertainment” od Remy’ego Abode’a. Z mniej znanych skupiłbym wzrok na rozwijającym się pod naszymi nosami “Midwest Angelica”, czy wspomnianym wcześniej przeze mnie “Gilbercie Garfieldzie” (przysięgam, to najbardziej kreatywna seria z gatunku okołoanalogowych, jaką miałem okazję obejrzeć).

V: Tym oto sposobem przeszliśmy do ostatniego zagadnienia, jakim jest CreepyPasta – czyli straszna historia, rozpowszechniania za pomocą internetu, często będąca miejską legendą, a ich twórcy często twierdzą, że faktycznie przeżyli to, co opisują. Zdarzyło Ci się napisać własną CreepyPastę?

P: Kurczę, odblokowałaś mi właśnie wspomnienie z dzieciństwa. Za czasów podstawówki z przyjacielem bardzo się zaangażowaliśmy w pewną grę przeglądarkową, która miała swoje własne forum oraz opcje dołączania do różnych gildii, też posiadających swoje małe fora. I ja w swojej przepełnionej creepypastami głowie doszedłem do wniosku, że super będzie pisać tam swoje wypociny. Pamiętam, że na pewno jedna z nich była paruczęściową zrzynką 1:1 z creepypasty “Psychoza”. Nie pamiętam, czy ta pasta godna jakiejkolwiek uwagi, ale biorąc pod uwagę poziom opowiadań z tamtego okresu – wątpię xDD. Parę moich projektów pisarskich sprzed lat trafiło do szuflady i raczej nigdy nie ujrzą światła dziennego, mimo że swego czasu byłem z nich bardzo dumny. Mimo wszystko to były bardzo osobiste historie i w ten czy inny sposób wykorzystywałem w nich swoje własne emocjonalne przeżycia, aby budować tajemnicę i horror. I myślę, że to całkiem spoko rzecz.

V: Czy jakaś przeczytana CreepyPasta szczególnie zapadła Ci w pamięć?

P: “Reżim Władcy Marionetek”. Prekursor, bądź niedaleki kuzyn “SCP-701, Tragedii Powieszonego Króla”. “Reżim” opowiadał historię przeklętego broadwayowskiego spektaklu, w trakcie którego aktorzy ginęli w okrutny sposób, a wszystko przedstawione zostało z perspektywy osób, które ten spektakl przeżyły. To chyba jedyna creepypasta, która sprawiła, że miałem kiedykolwiek problemy, żeby zasnąć. To chyba nadal był okres podstawówkowy albo już wczesnogimnazjalny, więc byłem stosunkowo młody, zaczytując się w te wszystkie opowiastki.

V: Wiadomo, że CreepyPastę napisać i opublikować może sobie każdy, jednak gdzie można znaleźć najlepsze perełki?

P: Oj… ja z obiegu creepypastowego wypadłem już wieki temu. Natomiast, kiedy jeszcze czytałem co nieco, zawsze zaglądałem na Straszne Historie albo Creepypasta wiki, szczególnie na sekcję z creepypastami-instrukcjami, które stawiały przede wszystkim na imersję i naciskały na swoją prawdziwość. Z innych mniej oczywistych miejsc – The Holders wiki, niestety już nieistniejące, ale mające wiele wspólnego ze wczesnymi iteracjami Fundacji SCP. Więcej o The Holders możecie poczytać na Creepypasta Wiki albo na Containment Fiction Wiki. Ale moim ulubionym miejscem na czytanie past, które pozostanie na zawsze w moim serduszku, jest oczywiście forum Paranormalne z dedykowaną nitką na krótkie creepypasty. Tam też właśnie pierwszy raz napotkałem takie historie jak Polybius, Lavender Town czy wspomniany wcześniej “Reżim Władcy Marionetek”.

V: Myślę, że to moment, gdy możemy zakończyć naszą rozmowę. Pragnę Ci bardzo podziękować za poświęcony czas oraz wyczerpujące odpowiedzi. Do zobaczenia lub do zaklikania, kiedyś. ;)
Ostatnie zaś słowo należy do Ciebie.

P: Bardzo dziękuję za możliwość porozmawiania na te tematy – super sobie odświeżyć raz na jakiś czas swoje korzenie i spojrzeć, gdzie to się wszystko zaczęło. Serdecznie dziękuję również wszystkim Czytelnikom, którzy przebrnęli przez moje wypociny, macham wam teraz łapką (może tego nie widzicie, ale jeśli słyszycie jakieś dziwne szuranie w ścianach - to właśnie ja).
No i do zobaczenia… kiedyś!

Tagged Under