Rodzimy łódzki konwent Ućkon, jako część mojego życia, jest dla mnie istotnym eventem w kalendarzu konwentowym, szczególnie ze względu na to, że jestem w sporej części jego matką. Po trzeciej edycji nie spodziewałam się po nim za wiele, jednak konwencja… zapowiadała się pysznie.

W drodze do bufetu

Konwenty w Łodzi są fajne, bo są w Łodzi i jedyne co muszę znaleźć, to wygodny dojazd tramwajem lub autobusem, pozwalający przewieźć i tak niewielki bagaż w wygodny sposób. Brak materaca, środków higieny i możliwość założenia cosplayu w domu to spora wygoda, naprawdę!
Tłukąc się na skraj miasta tramwajem, śmiałam się z naszej czteroosobowej grupy, że jedziemy na konwent o jedzeniu, a i tak idziemy do McDonalda na śniadanie.
Od przystanku, tzw. Krańcówki, do szkoły było raptem 300 m między blokami, okolica spokojna, bo zamieszkiwana przez młode rodziny i staruszków. Fauna dopisała, pogoda już nie.

Restauracja i jej personel czyli conplace i obsługa.

Szkoła była całkiem przystępnym miejscem, zadbanym, jak na podstawowe moje wymogi. Nie było grzybów pod umywalkami, papier toaletowy zawsze w pogotowiu, śmietniki regularnie opróżniane. Zauważyłam tu poprawę jeśli chodzi o sprzątanie – w zeszłym roku organizator wykłócał się ze mną, że stan toalet był cały czas był sprawdzany, co nie było prawdą (pominę niesmaczne szczegóły). W tym roku nie miałam na co narzekać (chyba że na drzwi, które jakoś nie chciały się zamykać).
Na miejscu oczywiście pilnie czuwała ekipa ochroniarzy, siejąca wśród uczestników respekt, bo groza wiele by tu nie dała, a zaplecze medyczne… cóż. To ludzie, będący w stanie zrobić WSZYSTKO, by wyzwolić jednostkę z okowów bólu i cierpienia, za co dziękuję z całego serca, szczególnie takiemu jednemu, co lubił potańczyć przy cosplayu Idolek.
Zaraz po akredytacji usiadłam z boczku, żeby zapoznać się z zestawem uczestnika. Pinka, informator z nadrukowaną mapką, pałeczki, żeby mieć czym podkradać cudze jedzenie, ciastko z wróżbą, tłumaczoną przez Google translator, identyfikator i.... najpiękniejsza smycz, jaką kiedykolwiek dostałam na konwentach. Nawet ta z Ryuconu nie była tak śliczna.
Wolontariusze pracowali bez zarzutu: uśmiechnięci (więc pewnie nakarmieni), pomocni i życzliwi. Rzadko trafia się taka ekipa, oby tak dalej!
Wystrój szkoły pierwszy raz tak dobrze pokazał konwencję: wiszące tu czy tam papierowe onigiri, cebulki czy miseczki ryżu, waluta konwentowa wydawana w formie kartek z artykułami spożywczymi, masa jedzeniowych atrakcji, zapachy i ekipa wystrojona w fartuszki. Makłowicz byłby dumny! Naprawdę czułam, że konwencja była zgodna z tematyką! W razie czego nazwy sal („rozlewnia zalewajki”) skutecznie przypominały, z czym konwent „się je”.

Cztery smaki: Słodki

Zacznę od tego, co bardzo mi się spodobało w tegorocznej edycji. Cosplay, którym opiekowałam się dwa lata życia w Tanzaku. Rok temu płakałam w środeczku, bo sześć zgłoszeń to raczej nic widowiskowego. Bałam się tego, co będzie w tym roku. Miałam dostać raka, dostałam cukrzycy.
Zgłoszeń było około piętnastu i to nie byle jakich. Moimi topkami (oprócz grupki Pływaków, której sama uczestniczyłam) był Sinbad, Poppy (tak, zgadza się, LoL mi się podobał) i Victor Nikiforov, który w pewnym momencie wyskoczył w kabaretkach i szpileczkach. Przewidywalny był natłok idolek, których scenki zazwyczaj opierały się tylko na tańcu, ale kto komu zabroni?
Scena. Była scena. Taka z głośnikami, światłami, konsoletą i całą tą otoczką. To było coś, czego mi brakło na pierwszym i trzecim Ućkonie. Również dobór jury był ciekawy: Idragonss, Lolas Cosplay Hell oraz Yukeshiro to osoby znające się na rzeczy, które wiedziały, jak oceniać. Wielkie gratulacje dla Najro za strój oraz nagrodę publiczności oraz grupy Idolek za wygrane, miejmy nadzieję, że nagrody okażą się przydatne. A co takiego można było wygrać? Urządzenie wielofunkcyjne zasponsorowane przez Universal Sop, maszynę do szycia od Tanzaku oraz bon o wartości 500 zł do Włóknolandu. Dla tych, którym nie udało się zdobyć podium znalazły się upominkowe dyplomy, które są naprawdę świetną pamiątką.

Cztery smaki: kwaśny… A raczej słodko-kwaśny!

Konwencja była strzałem w dziesiątkę, pełno jedzenia i temat łatwy do zorganizowania. Nie brakło Hidamari Sushi, których unikalne receptury na przysmaki z ryżu nie mają sobie równych. Herada zaspokoiła konwentowe żołądki okonomiyaki, dango czy też onigiri, również w wersji wege. No i czym były łódzki konwent bez łódzkich zapiekanek? Świetna alternatywa dla tych, którzy nie lubią azjatyckiej kuchni (co oni tam robili?!).
Siły spożywcze wsparła również ekipa Animatsuri, serwująca puszyste pankejki, napoje oraz Bubble Tea. Jednak, ku mojemu rozczarowaniu, brakło mi dzielnych Yoppo BubbleTea, którzy wiedzieli, jak zaspokoić… pragnienie. Cios dla mnie i moich kubków smakowych.
Czy mam zastrzeżenia do części gastro? Absolutnie nie. Do orgów? Tak: jedzenie za punkty konwentowe! A było blisko!

Cztery smaki: słony

Sól to ważna przyprawa, bez niej potrawy są nijakie, bezpłciowe (nie mam tu na myśli jakiegokolwiek ruchu LGBT). Takimi przyprawami byli wystawcy oraz prelegenci, porządny filar każdego konwentu, tak jak sól w każdej kuchni. Zacznijmy od części handlowej.
Blue Box, Hiroorin, Creepy Fairy Pastel, sklep komiksowy... Było wszystko, naprawdę, biedą nie wiało, nawet automat z pocky był! Kto co chciał, to znalazł, a jedyne, co mnie nieco ukuło w serduszko, to brak peruk, bo soczewki i to w promocji wzbudzały zainteresowanie. Również wielkie gratulacje dla Universala za piwo karmelow(v)e! Niby bez procentów, a jednak wciąż pyszne.
Dalej mamy atrakcje. Sama prowadziłam dwa punkty w tematyce cosplayu, które cieszyły się niemałym zainteresowaniem oraz aktywnością uczestników. Mam nadzieję, że teraz każdy będzie wiedział, jak obsłużyć przeglądarkę Google!
Punkty cosplayowe Loli również ściągnęły grupę ludzi, zainteresowanych podstawowym wyposażeniem warsztatu cosplayerskiego i tym, co zrobić, żeby zamienić hobby w poważny biznes.
Kolejnym udanym panelem była pogadanka łódzkiego fotografa, amatora Mot Art Gallery. Ciem powiedział od podstaw, co zrobić, jak się przyszykować na sesję, aby nie denerwować fotografa, który pewnie i tak za darmo będzie znosił nastroje przedmiesiączkowe modela Choć osób na sali nie było dużo, to jednak i tam nie brakowało aktywności i nawet ja sama coś wyniosłam z prelekcji. Odwiedziłam też pokaz japońskiego łucznictwa, pogadankę o śmiesznych momentach w „Supernatural”. Prowadząca emanowała pasją do serialu, co dało się odczuć.
Jestem też na siebie zła. Będąc w cosplayu i zaglądając do fotostudia, nie załapałam się ani razu na fotkę. Skandal i szejm on mi.
Sporą część programu przygotowało wcześniej wspomniane Animatsuri, które nie zawodziło tematyką i żałuję, że nie udało mi się dobiec na panel Aldara o legendach samurajskich. Mam tylko nadzieję, że atrakcja niedługo się zdubluje, a może i uda się znaleźć jakąś prelekcję o ubiorze w Japonii, na którą poluje od dłuższego czasu.

Cztery smaki: gorzki.

Docieramy powoli do końca i tej mniej przyjemnej dla niektórych części. Zbiorę tu wszystkie minusy przedkonwentowe jak i te, które znalazłam w trakcie.

Cosplay

Próba, która miała określone ramy czasowe musiała zakończyć się wcześniej, bo, jak stwierdził to wolontariusz: muszą przygotować się na występ Tomo.
Rozumiem, to normalne, że trzeba zrobić to i tamto. Jednak plan to plan i wypadałoby się się go trzymać, nie można skracać próby, jeśli uczestnicy nadal chcą ćwiczyć. Ten błąd może wydawać się błahy, ale będąc upartym każdy mógł domagać się swoich praw i ćwiczyć aż do przewidywanego końca próby.
Sponsorzy? Jakbym dawała jakieś nagrody, jakiekolwiek, to chciałabym, aby wspomniano o mnie przed wynikami czy nawet w trakcie wręczania nagród. Spore zaniedbanie.
Nie wiem czy to wina nagłośnienia, czy prowadzącego, ale mało co było słychać przez te mikrofony. Dostałam jednak zapewnienie od orga, że następnym razem będzie sroga walka o lepszy sprzęt. Mam taką nadzieję!
I… cosplayerzy, którzy nigdy nie nauczą się, że nie można bez pozwolenia organizatora sypać czymkolwiek na scenę.

Przesolenie, które spowodowało gorycz na moim języku

Panel o „Yuri on Ice”, anime, które dla wielu fanek było ratunkiem dla roku 2016, zapowiadał się naprawdę dobrze. Jednak będąc na sali i słuchając prowadzącej, miałam wrażenie, że siedzę w klasie (panie, to było z 8 lat temu!) i słucham interpretacji funkcji trygonometrycznej przez Nałkowską przekładanej na wzór chemiczny. Opuściłam go ja i parę innych osób po kwadransie. Prowadzące plątała się przy voice actors, nie umiała sformułować pełnego zdania… Przez te 15 minut zmęczyłam się bardziej niż przy dyskusji z pewnym Mistrzem Kallafiorem.

Przedkonwentowo nie było za ciekawie. Nie otrzymałam e-maila z beta planem atrakcji, zobaczyłam dopiero po publikacji, ze mam panel ułożony nie tak, jak miałam w sugestiach, co było dla mnie ważne, ponieważ nie pozwalało mi to zdążyć na konwent o czasie, czyli o 10 rano – dlatego prosiłam o panele przed próbą cosplay. Screeny na dowód, że plan nie dotarł dosłałam i prosiłam tylko o podmianę paneli będących w tej samej nitce, gdyż na tym jednym zależało mi mniej, a treści miałam akurat na 30 minut, co by nie zagroziło jakości panelu.
Zacytuję tu odpowiedź, pisownia oryginalna:

Po pierwsze Jak nie doszedł mail, miej pretensje do Siebie... wszystko zostało rozesłane osobą na maile jakie mają na foutonie Po drugie słabo się interesujesz swoimi sprawami kiedy piszesz z tym dopiero po publikacji programu oficjalnie... co możesz sie grzecznie domyśleć, że po publikacji on powinien iść do druku Po trzecie Jaki niby masz powód nie bycia w sobote od 10 na konwencie i nie inne osoby mają w tej sali większy priorytet niż Ty jeśli chodzi o ustawienia godzinowe, napisałaś gdzieś w opisie, że nie może być na 10 ? nie nie napisałaś.

Fakt, sformułowanie „przed próbą cosplay” można odczytać jako czas dowolny przed tymże zdarzeniem, jednak ani razu nie oskarżyłam nikogo o błędy w systemie, nie pałałam furią, gniewem ani nie jojczyłam na forum publicznym, jakie to złe orki mi tak plan ustawiają. Zapytałam całkiem grzecznie o takie i takie możliwości. A w odpowiedzi dostałam właśnie to. Rozumiem całkowicie nerwy przedkonwentowe, ale jako org jest się częścią twarzy konwentu, o czym sama miała okazję przekonać się nie raz. Na szczęście interwencja main orga pozwoliła na drobne zmiany zanim informator został wydrukowany, za co bardzo dziękuję.

Kolejna rzecz? Organizator, który miał zaraz po mnie atrakcję, wszedł około 10 minut przed czasem, przerywając mi tym prelekcję. Zmęczona, poprosiłam o odczekanie tych kilku minut na zewnątrz, ponieważ musiałam się skupić, ponieważ temat był trudny do przekazania polskiej części publiczności (panel dotyczył dram cosplayowych na poziomie światowym). Urażona pani org wyszła, ostentacyjnie trzaskając drzwiami. Tak przy uczestnikach. Niekoniecznie dotknęło to mnie, bo każdy jest zmęczony w sobotę wieczorem, ale dawanie upustu złości przy konwentowiczach w tak dziecinny sposób nie było… profesjonalne.

Właściwie to byłoby na tyle. Jestem zaskoczona tym, jak poziom imprezy od ostatniej edycji się podniósł (szkoda, że ilość wypadających okien też), to wręcz ogromny skok w górę. Nie wiadomo czy to wsparcie Animatsuri, kop energetyczny czy może jakieś inne magiczne składniki tej zalewajki? Niestrawności nie mam… Ale jakiś niedosyt też jest. Nie wiem jeszcze co to, ale może się dowiemy przy okazji kolejnej edycji.

Konwent oceniam na 8/10, głównie dzięki cosplayowi, który pasłam przez dwie edycje, a owoce widać teraz. Tanzaki, cokolwiek planujecie – panią od cosplayu przypnijcie do gara, w którym pływa konkurs, bo z zeszłorocznej wodzionki robi się pyszna potrawka.

Na sam koniec z całego brzuszka dziękuję grupie Pływaków za wspólne próby, wsparcie w cierpieniu, kupę śmieszków, cierpliwość i pełną mobilizację. Powinniście być wzorem dla innych grupek.

Wasz Miłościwie Panujący Król Daneł