Wiadomość o tym, że konwent odbędzie się na terenie wrocławskiego Stadionu Miejskiego, była naprawdę dużym zaskoczeniem. Nasunęło mi się od razu pytanie, czy to się uda? Czy to jednak jest za duży obiekt jak na zwykły konwent? Przekonajcie się sami, jak było i czy warto wybrać się na kolejną edycję.
Konwent walentynkowy odbywa się dwa tygodnie po Walentynkach?
Piękny, mroźny, sobotni poranek, dzień zapowiadał się naprawdę świetnie. Na Love dotarłem o 9:00. Jakże miłym zaskoczeniem było to, że mogę skorzystać z głównego parkingu przy samym wejściu. Dla wszystkich uczestników był udostępniony parking w sektorze D, który kosztował 5zł. Dojazd był bezproblemowy, zarówno dla osób, które wybrały własny środek transportu jak i dla tych, korzystających z komunikacji publicznej. Stadion ma bardzo dobre połączenie z centralną częścią miasta, jest on również położony przy autostradowej obwodnicy Wrocławia - dzięki temu zmotoryzowani nie byli zmuszeni pchać się przez centrum.
Akredytacja
Wejście na teren konwentu od razu rzuciło mi się w oczy, zebrał się tam już spory tłum. Akredytacja rozpoczęła się o godzinie 9:00. Tradycyjnie utworzone były dwie kolejki: dla osób z opłaconą wejściówką i dla tych, którzy bilet kupowali na miejscu. Ta druga była skromna w porównaniu do tych z wykupionym już wejściem. W kolejce trzeba było odstać jakąś godzinkę, zważywszy na ilość osób wchodzących naraz to nie jest jakoś długo. Po wejściu podczas akredytacji otrzymaliśmy kolorowy informator wykonany w standardzie Miohi, czyli solidny i przejrzysty. Do tego identyfikator z ładną grafiką, standardowo opaskę i… sznureczek. Tak, tym razem nie było smyczy, tylko zwykły prosty sznureczek. Miejsce akredytacji robiło wrażenie, ponieważ mieściła się ona w dużym holu, po uzyskaniu opaski można było ruszyć dalej i od razu na starcie należało ją okazać ochronie, która prezentowała się profesjonalnie. W ogóle warto wspomnieć, że były dwie ochrony: Impel, która na co dzień zajmuje się ochroną Stadionu, oraz konwentowa.Przy samym wejściu była duża szatnia, gdzie można było spokojnie zostawić odzież wierzchnią. Standardowo, większość osób po akredytacji ruszała prosto do sleeproomu. Należało się udać na I piętro, następnie opuścić ogrzewaną część konwentową i wyjść na zewnątrz, dalej prosto i schodami dwa piętra do góry. Tam właśnie znajdował się upragniony sleep, o którym więcej będzie później.
Wystawcy
Wystawcy znajdowali się na III piętrze. Na ich brak nie można było narzekać, stoisk było bardzo dużo i można było wybierać i przebierać, każdy coś dla siebie znalazł. Jak zwykle zagościła Yatta (której bardzo dziękuje za prąd, bez nich skończyłbym na robieniu zdjęć do 16), Kotori, AniuShop,
Gdzie są atrakcje?
Kakuzu oraz wiele więcej, pojawiły się też stoiska z rękodziełem wykonanym przez młode i ambitne osoby. Jednymi z nich były Sweter i Pararo, które swoją działalność zaczęły w zeszłym roku. Na ich stoiskach można było kupić oryginalne naklejki, plakaty oraz fanarty. W miejscu gdzie znajdowali się wystawcy było trochę tłoczno, ale to ze względu na zainteresowanie jakie wzbudzały stoiska. Samo pomieszczenie było duże i przestronne.
No tak, w pierwszej chwili jak zwiedzałem konwent bez mapki, bo została w sleepie, nie mogłem znaleźć atrakcji. Nie to, że ciężko było do nich trafić, ale tak jakoś wyszło... Było dziesięć sal tematycznych, do tego konsolówka i OSU!, Pop’N i Sound Voltex, które były umieszczone na korytarzu, J-Games znajdowało się na piętrze II. Main ze scen ą zajmowały całe piętro I, przestrzeni było dużo i całość robiła naprawdę dobre wrażenie. Również na mainie mieścił się bufet, w którym można było zakupić popcorn za 4zł. Atrakcji było dużo i były interesujące, przynajmniej część, o czym świadczyła sama obecność i zadowolenie ludzi wychodzących z danych prelekcji.
Goście, cosplay, czy jest tutaj coś ciekawego?
Na Love Anime zawitał japoński artysta HITT. Jego fani i nie tylko świetnie bawili się podczas występu. Również warto było zajrzeć do sali Cosplay Poland, która znajdowała się na parterze, bowiem odbywały się w niej warsztaty prowadzone przez Katarzynę „Kairi” Siedlecką, Aleksandrę „Shappi” Tora, Jakuba „Zel” Kołeckiego oraz Joannę „Lola” Lange. Kolejnymi gośćmi były tancerki, stylizujące się na popularne japońskie idolki, Tomo i Kuda Gitsune. Konkurs Cosplay standardowo miał opóźnienie, tym razem półgodzinne. W konkursie wzięło udział sporo Cosplayerów, zwycięzcą została grupa, "Łysy z Brazzers" która przygotowała cosplay z One Punch Man'a, wraz z bardzo dobrą scenką, (całość możecie obejrzec na YouTube). Serdeczne gratulacje dla zwycięzców, życzę przyszłych sukcesów!
Jedzonko!!!
Do dyspozycji mieliśmy bufet, który znajdował się na parterze oraz na I piętrze na mainie ( z przekąskami takimi jak popcorn czy nachos). Dodatkowo na III piętrze znajdowała się gastronomia z sushi czy Bubble Tea. Na terenie konwentu to tyle z punktów żywnościowych. Poza stadionem, był mały problem, ponieważ wszędzie daleko, a do najbliższej pizzerii, gdzie nie można było zjeść na miejscu, było jakieś 10-15 minut drogi, tak jak do najbliższego sklepu. Lidl był trochę dalej - jakieś 20-25 minut drogi od stadionu. Ciekawą promocję przygotował dla nas McDonald’s, ale szkoda, że tylko w McDonaldzie znajdującym się na ul. Krakowskiej, czyli jakieś 12km od stadionu.
Ze sleeproomu pod prysznic
Sleeproom był dużym przeszklonym pomieszczeniem, które pomieściło wszystkich konwentowiczów. Miejsca pod dostatkiem, ale niestety pomieszczenie nie było ogrzewane. Pomimo dużej liczby osób w sleepie w nocy było zimno, w końcu mamy zimę i temperatura na zewnątrz jest ujemna. Kolejnym minusem było to, że aby dojść ze sleeproomu do części, w której mieściły się prysznice, należało przejść przez część zewnętrzną (zadaszoną). Na szczęście organizatorzy zadbali o szatnię, więc spokojnie można było iść w kurtce bez konieczności jej późniejszego targania w rękach. Zauważalnym problemem był również brak kontaktów w sleeproomie.
Co do samych prysznicy, to było ich sześć w części męskiej i pewnie tyle samo w żeńskiej. Woda była ciepła, a porządek wzorcowy. Prysznice znajdowały się w części mniej uczęszczanej. Czy były kolejki? Ja na nie nie trafiłem. Czy to dobrze? Zależy od punktu widzenia. Nie trzeba było czekać, ale to świadczyło też o tym, że jednak mała część osób z nich korzysta, co wpływa na ogólny dyskomfort osób przebywających głównie w sleeproomie.
Podsumowując
Organizując konwent na stadionie, Miohi zapewne chce odejść od stereotypu konwentu w szkole. Zdecydowanie plusami były przestrzeń, brak ciasnych korytarzy i gnieżdżących się tam wystawców. Wszystko znajduje się w dużym obiekcie, z profesjonalnie wyposażonymi salami konferencyjnymi.
Uważam, że dobrym pomysłem było zorganizowanie konwentu w obiekcie innym niż szkoła, ale stadion był chyba trochę za duży, bo wydawało się, że ludzi nie ma za wiele, a było nas około 1800. Mam nadzieję, że w przyszłym roku, jeżeli Miohi zdecyduje się zorganizować Love ponownie na stadionie, przyjedzie więcej ludzi.
Życzę powodzenia organizatorom, bo widać, że chcą zrobić coś więcej i starają się, aby z roku na rok było coraz lepiej. Błędów nigdy się nie uniknie, ale można wyciągnąć z nich wnioski.
Fotografowie nie wstrzymują ruchu na korytarzu robiąc zdjęcia, bo można ich spokojnie minąć, nie wchodząc przy tym w kadr. Pomimo wielu atrakcji, dużej liczby wystawców i znacznej liczbie uczestników, czegoś mi zabrakło, po prostu miałem pewien niedosyt. Słyszałem głosy, że czasami nie było co robić, ale ja osobiście nie narzekałem i bawiłem się dobrze. Zdecydowanym minusem jest lokalizacja stadionu, ze względu na brak sklepów i punktów gastronomicznych w okolicy. Dodatkowo nieogrzewany sleeproom na konwencie, który odbywa się zimą, to naprawdę kiepski pomysł.
Ocena ogólna: 6,5/10
Lokalizacja: 7/10
Organizacja: 8,5/10
Ocena uczestników:8/10
Sabat Czarownic