W zeszłym roku obiecałam sobie nie jechać na ten konwent ze względu na zdarzenia z poprzedniej edycji, jednak zaszły istotne zmiany w organizacji, a i coś nowego miało się pojawić.
Czy było warto?
Nightmare Before Christmas
Zanim jednak przejdziemy do samego konwentu warto wspomnieć o tym, co działo się jeszcze przed imprezą. FUN Cube zadecydowało, że udostępni nocleg już na noc z piątku na sobotę, co dla niektórych konwentowiczów jest sporą korzyścią. Warunkiem było jednak wykupienie opcji z noclegiem, biletu VIP lub napisanie e-maila z zapytaniem czy będzie jakieś wolne miejsce. I o ile sama idea była bardzo dobra dla tych podróżujących z daleka, tak jej realizacja… cóż. Pozostawiała wiele do życzenia. FUN Cube długo nie odpisywało uczestnikom w sprawie noclegu. W końcu po kilkunastu dniach doczekaliśmy się informacji, że do pewnej godziny wszystkie odpowiedzi zostaną udzielone. Tak się jednak nie stało i część konwentowiczów aż do piątku nie wiedziała, czy nocleg będzie możliwy. Pojechali więc w ciemno, pozmieniali na szybko bilety albo całkowicie zrezygnowali z konwentu.
Gdy przyjechaliśmy na miejsce, nie było jeszcze stanowiska akredytacyjnego, więc poproszono nas o poczekanie w wyznaczonej sali. Tam miał ktoś przyjść i udzielić odpowiedzi na pytanie, co dalej z nami będzie.
Korzystając z wolnej chwili ruszyliśmy na kolację, co zajęło nam może godzinę. Po powrocie zastaliśmy już akredytację gotową, z papierowymi listami obecności. Obdarowani smyczkami, opaskami i identyfikatorami (wciąż uważam je za najładniejsze) udaliśmy się po nasze rzeczy. Jak się okazało, przez tę godzinę już sporo zdążyło się zmienić i wszyscy wcześniejsi uczestnicy zostali, tak jak my, oddelegowani na górne piętra.
Nie wiem dlaczego, ale nie byłam zaskoczona brakiem miejsc. Aż tyle osób było z daleka? Okazało się, że wiele z nich zajmowali ludzie mieszkający pod Krakowem, którym nie chciało się wstać o 4 rano na pociąg. Te same osoby później nie spały do 4! Ale czy faktycznie nie było miejsca? Otóż formuła konwentu nie zmieniła się nawet pod względem szkolenia helperów. A przecież rozkładanie ławek i szykowanie sleepów to najprostsza robota. Po kwadransie gry w tetrisa zmieściliśmy tam jeszcze dwa materace, a zaraz po tym udaliśmy się pod prysznic. Pustki nieco mnie zaniepokoiły, ale przecież to luksus, skoro prysznice były koedukacyjne, prawda? Tylko czemu pod natryskami stała komoda?
Akredytacja właściwa, obsługa i to, co trzymało konwent w pionie
Kolejnego dnia obudzili nas nowi uczestnicy poszukujący miejsca. I byłoby to normalne gdyby nie fakt, że tacy zdarzali się nawet po godzinie 13.
Jak się okazało, akredytacja została zamknięta po 14.30. Nie jest to najlepszy wynik konwentowy, ale przecież pamiętamy Polcon i jego ośmiogodzinna kolejkę, prawda?
Tak jak w poprzednich latach, Organizatorzy tłumaczyli się nowymi osobami na akredytacji, co było nawet zrozumiałe, jednak obsługa jednej osoby przez parę minut to jednak za długi czas, szczególnie że osoby akredytujące nie wiedziały jakiej listy szukać i jakie identyfikatory mają wręczać.
Nie mogę za to narzekać na medyków i helperów. W toaletach zawsze był papier, w miarę często wymieniane były worki na śmieci, bałagan konwentowy nie wychodził poza stan przeciętny. Póki szambo nie w….ybuchło. Cześć i chwała helperom brodzącym w tym, co się działo w części B budynku.
Ochrona? Nie słyszałam, by w tym roku skonfiskowali i zutylizowali zarekwirowane rzeczy bez wiedzy właściciela, ale jakość obchodzenia się z uczestnikami nadal pozostawiała wiele do życzenia.
Handlowa niedziela tylko na konwencie
Wystawcy, kochani wystawcy… Dokładnie ci sami co roku. Z jednej strony to pewniak dla sprzedawcy, z drugiej strony nuda dla konwentowicza. Nawet ustawienie stoisk było niemal takie samo.
Ale czy to aż tak źle? Wiedzieliśmy gdzie są energetyki z Tsuru, gdzie kupić bluzy la-Manga, byliśmy pewni, że dostaniemy soczewki i peruki od Kaeru shop. Natomiast w przypadku gastronomii powtarzalność to ważny element. Chłopaki z Yoppo obracali złotówkami już od rana, Hidamari szykowało na bieżąco asortyment sushi, a Pan-Da raczyło uczestników rozgrzewającym makaronem. Była też możliwość zakupienia okonomiyaki, onigiri oraz wszelkiej maści produktów z zielonej herbaty. Musicie spróbować tego sernika!
Cosplay, fotki, foteczki i wpadeczki
Wpadek właściwie nie było, poza przykrym wypadkiem zagranicznych gości cosplayowych. Dziewczyny miały pecha i nie były w stanie dojechać na czas. Na szczęście odpowiednio wcześnie poinformowały odpowiednie osoby, dzięki czemu szybko zorganizowano alternatywny skład jury.
Sam w sobie konkurs cosplay zmienił nieco formułę, na lepszą. Wszystko dzięki Shappi, która jako doświadczona cosplayerka wiedziała jak zadbać o komfort uczestników oraz widzów. Już na początku, przy zgłoszeniach, wiedziała co odrzucić, a co zostawić, by nie wyszła z tego kolejna paraolimpiada cosplayowa trwająca trzy godziny. W tym roku również nikt nie wyszedł z płaczem, a występy odbyły się w należytym porządku i dobrej atmosferze.
Jeśli już jesteśmy przy cosplayu, to warto wspomnieć o bloku cosplayowym. Co prawda organizacja przed eventem miała problem z jego zapełnieniem, jednak i tak przyciągnął on swoich fanów. Szczególnie panel GeNa – opowiedział on o tym hobby z perspektywy męskiego cosplayera, który boryka się z podobnymi problemami, jak dziewczyny. Przedstawił zdanie swoje, kolegów, przytoczył parę anegdotek… Jeśli ktoś myśli, że faceci mają łatwiej, to się srogo myli.
Kolejnym niezmiennym elementem było fotostudio, to oficjalne, prowadzone przez Ijido oraz PorNoFoto oraz to luźne w korytarzu, do którego dostęp miał każdy. Nawet choinka była!
A skoro już jesteśmy przy choince, to warto wspomnieć o tym, jak wspaniale w świąteczną atmosferę wczuli się cosplayerzy: świąteczne wersje strojów, akcenty w formie reniferowych różków czy nawet mikołajowych czapek dodały klimatu całemu wydarzeniu.
Inni uczestnicy mieli na sobie sweterki w świąteczne wzory, czapeczki, bombki zamiast kolczyków, rozdawano cukierki i w końcu….
Coś, co powinno zostać i być kontynuowane jako tradycja, a mianowicie śpiewanie kolęd, barszcz i uszka oraz andruty (takie wafle do przekładańców). Bo widzicie, od jakiegoś czasu konwenty są w większości identyczne, poza paroma wyjątkami. Animatsuri ma pokaz sztucznych ogni, Xmascon wigilię, Bal otwarcie, Pyrkon kolejki. To jest to, co warto dodawać do swojego wydarzenia, coś charakterystycznego!
Atrakcje, te pisane i robione na szybko
O samych atrakcjach nie ma co się rozpisywać. Tak jak było wspomniane w tytule – nic się nie zmieniło.
Dorigami uczyło oswajać papierowe smoki, UltraStar i osuroom były pełne, planszówki rzadko kiedy miały szansę odpocząć. Pokazało się również stoisko oferujące DARMOWE przebranie się w azjatyckie tradycyjne stroje. Odbyła się też wixa, ale to chyba już nie te czasy, by sala była pełna. Za to śluby konwentowe rok w rok mają wzięcie.
Z tych niepisanych atrakcji była również popularna gra w chusteczkę, korytarzowa nauka tańca Belgijki czy mafia trwająca nawet do 4 rano.
Pojawił się też panel o Yokai, atrakcyjny dla nieobeznanych z tematem, jednak dla mnie będący tylko przypomnieniem. Dobrze prowadzić atrakcje o takiej tematyce, wtedy wyjaśnia się i przybliża wiele motywów popkultury.
Na sam koniec wspomnę o informacji o konkursie facebookowym, który dział medialny wystosował do różnych redakcji. Poza brakiem istotnych danych, tj. ilości wejściówek przyznanych na konkurs, sama forma i treść była sprzeczna ze standardami i regulaminem Facebooka, o czym pani organizator została poinformowana, a mimo to konkurs puściła dalej, do innych mediów.
Podsumowując i odpowiadając na pytanie z początku relacji: tak, właśnie tak jest, formuła niezmienna, drobne wyjątki od niej, ale to wciąż ten sam odgrzewany pierożek. Dla osób, które zmian nie lubią, to bardzo dobry event. Mimo to postęp widoczny jest w organizacji cosplayu, więc może i inne działy ruszą? Oby.
To byłoby na tyle, moim kolejnym przystankiem zapewne będzie Gakkon i Cosplayowy Bal Walentynkowy. Szykujcie się na relację z wielkiego powrotu i wielkiej KONspiracji.
Tu chcę podziękować Dan’s Lens, który woził nasze łódzkie kupry aż do Krakowa i po Krakowie. Obiecuję kupić maczetę i pokroić powietrze, by lepiej się nam oddychało.