Pyrkon jest największą Polską imprezą związaną z tematyką naszego portalu. W tym roku Poznań odwiedziło z tej okazji około 40 tysięcy ludzi. Organizatorzy (Druga Era) obstają przy nazywaniu go festiwalem fantastyki, co podkreślane jest gdzie się tylko da. Tak samo jak hasło „od fanów dla fanów”, którym wciąż szafuje klub. 8-10 kwietnia odbyła się już XVI edycja tego eventu, który nie sposób porównać do żadnego innego, a lokalizacją ponownie zostały Międzynarodowe Targi Poznańskie. Jako że to już mój czwarty festiwal ziemniaka, postanowiłem pokusić się o nawiązania do edycji poprzednich...
Budynki. Dużo budynków.
Właściwie co roku jest inne zagospodarowanie terenu. Międzynarodowe Targi Poznańskie to kilkanaście budynków, z czego Pyrkon zajmuje jedynie kilka z nich. Najwidoczniejszą i najboleśniejszą zmianą był brak tak zwanego „krzyżaka” bądź „czteropaka”. Ten gigantyczny budynek, podzielony na cztery części, zawsze stanowił centrum imprezy. To tutaj działo się najwięcej i na dobrą sprawę, to tam można by było spokojnie spędzić większość czasu i nie mieć poczucia straty czasu i pieniędzy. Większość wynajętych hal znajdowała się w miarę blisko siebie (poza tą przeznaczoną na blok anglojęzyczny). Akredytacja mieściła się w wejściu od strony dworca PKP i to od niej zaczniemy naszą opisową wycieczkę po Pyrkonie.
Wejście
Sama akredytacja była dokładnie taka sama jak w poprzednich latach. Długi blat i cała masa stanowisk z podziałem na przedpłaty, kupno na miejscu, gości, atrakcje, media itd. Nowością, niekoniecznie przyjemną, było wpuszczanie ludzi dopiero od 12:00. Spowodowało to takie tłumy, że policja musiała kontrolować ruch drogowy żeby uniknąć paraliżu tej części miasta. W dodatku, z jakiegoś powodu sam proces odbierania wejściówki przebiegał na tyle długo, że niektórzy stali w kolejce dwie godziny. To także zmiana w stosunku do poprzednich lat, gdyż wtedy działania były na tyle sprawne, że po pierwszym oblężeniu kolejka prawie nie istniała i dało się zakredytować uczestników w 15-30 minut. Trudno powiedzieć, co było przyczyną takiego stanu. Może brak wejścia od przeciwnej strony Targów? Tutaj też, na piętrze, znajdowały się dwie sale prelekcyjne.
Pakiet wejściowy też mnie zawiódł. Widać tu tendencję spadkową. Papierowe torby zawierały zwykły, biały plan atrakcji w formacie A4, zawierający kilka stron tabelek z nazwami punktów programu i podziałem na sale. Plus oczywiście za mapki i kilka małych porad dla uczestników. Tutaj napomknę, że nie było opisów atrakcji, a co ważniejsze - ich twórców! Na to skarżyło się sporo uczestników, z którymi miałem przyjemność rozmawiać. Ja rozumiem, że jest aplikacja mobilna, ale nie każdy ma telefon/internet, który da sobie z tym radę. Szczególnie że urządzenia elektryczne mają jedną, zasadniczą wadę - rozładowują się. Oprócz tego dostawało się cienką smyczkę z gumowym „ochraniaczem” na papierowy identyfikator, który w sumie niczym ciekawym się nie wyróżniał (ale też nie musiał) oraz pakiet zniżek i kuponów na stoiska. Szczęśliwcy otrzymali też kostkę sygnowaną logiem Pyrkonu. I to by było na tyle. Jak mówiłem, będę porównywał. Już rok temu miałem wrażenie, że jest jakoś „biedniej”. W 2016 jestem tego pewien. Przynajmniej w odniesieniu do opisywanego w tym akapicie tematu.
„Take my money!”
Stoiska znajdowały się w pawilonie oznaczonym cyferką „3”. Był to najbliższy budynek po prawej stronie po przejściu przez bramki. Zaraz za nim usadowił się kwadratowy „3a”, ale o nim później. Hala wystawców była tak samo wielka jak zatłoczona, choć - po nie tak dawnym Intel Extreme Masters - tłumy nie przerażały mnie aż tak bardzo i wydawały się całkiem nieduże (dało się przejść bez walki o oddech). Jeżeli chodzi o asortyment, to nic mnie specjalnie nie zaskoczyło, ale ja jestem już starym wygą. Na pewno warto było zwrócić uwagę na masę rękodzieła. Przecudne skórzane zbroje i gorsety, sakiewki i różnorakie pojemniki, paski i pochwy. Podobały mi się także stroje, które idealnie nadawałyby się do LARP-ów. Ponadto komiksy, mangi i książki dla pasjonatów papierowej rozkoszy dla oczu i gadżety z ulubionymi bohaterami z dowolnego uniwersum. Blisko 150 stoisk oferowało tyle, że nie sposób wszystkiego wymienić. Za to mamy sporo zdjęć, więc one mogą Wam chociaż częściowo zobrazować potęgę tej finansowej zagłady portfeli.
Wszystko do jednego wora...
Nieco dalej, we wspomnianym już budynku „3a”, który łączył się z „trójką”, upchnięto wszystko, czego nie można było rozstawić gdzieś indziej. Przechodząc obok militarystów schowanych za workami z piaskiem, z obstawą sporego karabinu maszynowego, który mógłby wypluć całkiem sporo ołowiu, gdyby zaszła potrzeba. Zagapiłem się na kilka sekund, co wystarczyło bym przeniósł się do postapokaliptycznej przestrzeni wypełnionej ludźmi, samochodami i technologią w stylistyce Mad Maxa czy innego Fallouta. Już czujniej ruszyłem dalej, natrafiając na wioskę wyjętą z dobrej książki o tematyce fantasy. Dźwięki kutego żelaza, trójkątne namioty i tony żelastwa w postaci zbroi, broni białej, obuchowej i kłutej momentalnie przeniosły mnie do świata pełnego elfów, krasnoludów i baśniowych stworów. Trudno mi było wypatrzeć granicę między rekonstrukcją, a cosplayem/LARP-em, ale nie miało to dużego znaczenia. I tak chciało się zerwać z siebie te XXI-wieczne ubrania, przyodziać skórzane elementy zbroi, dopełnić futrem i zakrzyknąć: „Aby wyruszyć w drogę, należy zebrać drużynę!”. Niestety, czar prysł tak szybko jak się pojawił, kiedy zaraz obok trafiłem na strefę dla graczy, gdzie odbywały się e-sportowe rozgrywki, wystawy najnowszych technologii komputerowych i gier oraz strefa Indie Games, czyli gier tworzonych przez małe studia lub osoby prywatne. Obok, właściwie nieco w kącie, znajdowała się Strefa Fantastycznych Inicjatyw, gdzie przy swoich stoiskach zasiadały grupy organizujące konwenty w całej Polsce. Wśród stoisk można było znaleźć także nasze - Konwentów Południowych. Jest to o tyle zabawne, że my także zajmujemy się promowaniem festiwali i konwentów, więc wyszła z tego swoista „koncepcja”. Nieopodal znajdował się jeszcze samochód Wardęgi (taki dosyć znany YouTuber) promujący schroniska dla psiaków. I bynajmniej nie mamy na myśli pewnego prowadzącego cosplay na konwentach mangowych.
Gastronomia i zabawa
Kolejna hala, spora zresztą, przeznaczona została na strefę gastronomiczną. Mogliśmy tu nabyć większość dostępnych fast foodów, od pizzy zaczynając, a na hot dogu kończąc. Z napojów niestandardowych można było kupić piwo w puszce. Jeżeli chcieliśmy pooddychać przy spożywaniu, to wydzielono również trochę miejsca na zewnątrz. Pod dużym namiotem oraz poza nim przy długich stolikach z ławkami. Wadą okazały się kosmiczne ceny. Dużo zrozumiem i przyjmę do wiadomości, ale 7 zł za puszkę, kiedy 100 metrów od wejścia jest Żabka, a nieco dalej Biedronka jest mocnym przegięciem. Podobnie było z jedzeniem. Dlaczego o tym wspominam? Otóż rok temu także była strefa gastro. Dużo lepiej wyposażona i z dostępem do niskoprocentowych napojów. Z tym że część zewnętrzną ładnie odgrodzono i picie poza nią, było absolutnie zabronione. Nie można też było mieć napojów tego typu spoza terenu Targów. Panowała kultura, stoły utrzymane w porządku i nie było specjalnie widać wpływu wspomnianych mikstur na spożywających. Teraz było zupełnie inaczej. Jakieś tam barierki istniały, ale wszyscy je ignorowali. Niejednokrotnie ludzie przechodzili sobie z hali do hali, wędrując po terenach MTP z piwkiem w ręku, popijając sobie po drodze. Na stołach stały masowo butelki, w tym też po napojach wysokoprocentowych... Raz tylko zwrócono nam uwagę, kiedy siedliśmy większą grupą przy jednym stoliku, pod którym stała niemal pusta butelka. Nie po piwie. Zwrócono nam uwagę, żeby się tego pozbyć, co trochę podreperowało wizerunek organizacji w moich oczach.
Drugim budynkiem przeznaczonym do zabawy była „iglica” - okrągły budynek, w którym tańczono i bawiono się przy dobrej muzyce. Tak przynajmniej słyszałem, bo jakoś nie było okazji tam zajrzeć.
Trzecia hala socjalna mieściła gry planszowe, karciane i jakie tam jeszcze chcecie, które nie wymagały prądu. „5a”, zapełniony stolikami i ludźmi, nie wyróżniała się niczym specjalnym, więc na tym poprzestanę.
Obóz dla uchodźców
Sleepromem stała się jedna, wielka hala, opatrzona numerkiem „5”. Już o 15:00, czyli trzy godziny po otwarciu bram, znalezienie na niej swojego kawałka podłogi graniczyło z cudem. Nie mam pojęcia gdzie zmieściły się te tłumy, które widziałem jeszcze w kolejce. Tym razem prąd był i nikt nie wywalił korków, co jest sporym krokiem naprzód względem lat ostatnich. To tutaj znajdowały się również kontenery z prysznicami, zaopatrzonymi w system grzania wody... bojlerem... Nie muszę chyba mówić, że woda była wiecznie zimna. Chyba że był to zamierzony zabieg, skracający czas mycia się każdej jednostki ludzkiej. Prysznice były też chyba w każdej hali, w ubikacji. Niestety już po pierwszej nocy, te w budynku „5”, zalały piwnicę (podobno) i zostały zamknięte.
Hala na horyzoncie!
W pewnym oddaleniu od reszty, znaleźć można było jeszcze dwa budynki. „14” i „15”. Wymienione zostały w kolejności zależnej od odległości od... czegokolwiek. „14” jak zwykle zawierała salę LARP i RPG oraz duże i ładne sale konferencyjne, gdzie prelekcje prowadzili między innymi goście Pyrkonu. Najdalej położoną placówką fantastyki był budynek z Prelekcjami oraz sporą salą, gdzie miał się odbyć choćby cosplay. Niestety tam także nie miałem czasu zajrzeć, za co strasznie Was przepraszam, niemniej mam informację od reszty naszej ekipy.
Ciekawostki rozrzucone
Skoro za sobą mamy już ogólną infrastrukturę, możemy zająć się szczegółami. Moja uwagę zwróciły wielkie... figury(?) smoków, rozrzucone po halach wystawców i w innych miejscach. Mogliśmy też obejrzeć wielkie makiety statków kosmicznych z Gwiezdnych Wojen, wielkie, metalowe figury przedstawiające Terminatora (w formie bez ludzkiej „otoczki”), Wall-e i kilku innych, prawdziwego, jeżdżącego i pikającego R2-D2, makiety przedstawiające różne fantastyczne tereny z wielu różnych uniwersum (od fantasy po s-f), wspaniałe budowle, statki, tereny z klocków Lego oraz wiele, wiele innych atrakcji. Uff... A to przecież nie wszystko, bo na zewnątrz, w wydzielonych barierkami i płotkami miejscach, mieliśmy strzelnicę ASG, kuźnię i stoisko z bronią z drewna, autobus, w którym mogliśmy oddać krew czy miejsce, gdzie można było do siebie postrzelać z bezpiecznych strzał na specjalnie przygotowanym „poligonie”... Poza tym mieliśmy Juggera czy walki na otuliny. Nie można się było nudzić! A jestem bardziej niż pewien, że nie wymieniłem wszystkiego.
Hej, ja go znam!
Cosplay. I nie mówimy o konkursie strojów. Mijałem setki ludzi poprzebieranych za postacie z gier, filmów, seriali, bajek itd. Wiele z nich było świetnych. Możecie je zobaczyć w naszych galeriach na stronie. Mnie urzekł człowiek w pancerzu wspomaganym Enklawy z serii Fallout. Świetny strój! Szkoda tylko, że człowiek w pancerzu gdzieś się spieszył, bo zdążyłem wykonać zaledwie jedno zdjęcie...
I tutaj poświęcę mały akapit pewnej ważnej sprawie. Nie będzie nic o samym konkursie cosplay. Ba, nie ma też naszych nagrań z występów, ani nawet zdjęć. Dlaczego? Ponieważ najpierw nie chciano wpuścić medialnych przodem, a później puszczono ich bocznym korytarzem, przez co wszyscy byli z jednej strony i w mocnym oddaleniu od sceny. Widać to zresztą na zdjęciu. Sama scena również była niezbyt dobrze dobrana, ponieważ pierwsze kilka rzędów musiało się odwracać całkiem do tyłu, żeby w ogóle zobaczyć co się dzieje. Widać to na dołączonym zdjęciu, robionym właśnie z miejsca, gdzie usadzono media. Naprzeciwko znajdowały się też bodaj dwie kamery. Nie wiem, do kogo należały, ale jak widać, ktoś był mocniej uprzywilejowany. Maskarada w ogóle nie była przystosowana dla mediów, co jest sporym minusem, bo przez takie podejście, ilość materiałów z tej atrakcji będzie znikoma.
Moje spostrzeżenia
Uwaga! Nie czytaj tej części, jeżeli masz słabe nerwy i uważasz, że Druga Era, to najlepsza organizacja na świecie. Ponadto wiem, że znajdą się tacy, którzy przypiszą mi ból czterech liter, ale napisałbym dokładnie to samo nawet, gdyby nasze stosunki z organizacją były lepsze. Mianowicie, pokuszę się o pewną analizę. Na pewno wnikliwi czytelnicy zauważyli w jaki sposób napisałem wstęp. Czy Pyrkon jest imprezą „od fanów dla fanów” i „festiwalem fantastyki”? Czym w ogóle jest to pierwsze hasło? Teoretycznie można go użyć zawsze, kiedy organizatorami są pasjonaci w danej dziedzinie. Niezależnie od tego w jakiś sposób robią swoje wydarzenie. Dla mnie znaczy to trochę więcej. To swoiste dążenie do tego, żeby dać od siebie jak najwięcej dla uczestników, niezależnie od kosztów. Owszem, żeby wyjść na swoje, ale żeby pieniądze nie były głównym czynnikiem. Czy Pyrkon spełnia tę definicję? Moim zdaniem nie. Widać z roku na rok coraz większe oszczędności. Na wszystkim. Od pakietu akredytacyjnego, przez gości, a na wszelakich „dodatkach” do imprezy kończąc. Może to tylko moje wrażenie. Może jestem przewrażliwiony. Ale było kilka sytuacji, które mnie wybiły nieco z pantałyku. Choćby sytuacja z grafikami, od których oczekiwano superumiejętności, a o godziwej zapłacie można było pomarzyć. Czy to naprawdę był taki problem dla wydarzenia tego kalibru, by zapłacić te kilkaset złotych?
Drugie hasło. Ziemniakon promuje się jako festiwal fantastyki gdzie się da. Czy powinien zmienić nazwę lub formę? Zdecydowanie. Obserwowałem wraz z redakcją tłumy przewijające się przez tereny MTP. Można powiedzieć, że średnio 30% to ewidentni mangowcy. Sporo też było graczy, ale tych trudno odróżnić od zwykłego zjadacza chleba. Mangowcy natomiast, afiszują się ze swoją popkulturą. Ale to jeszcze żadna statystyka, bo przecież trzeba by każdego na wejściu pytać o to, w jakiej popkulturze czuję się najlepiej albo po co przyjechał na Pyrkon. Dlatego weźmy pod lupę coś, co jest widoczne na samej stronie wydarzenia. Zerknijcie na:
http://pyrkon.pl/2016/patroni-medialni/
Znajdziecie tutaj spis portali, stron i serwisów, z którymi Druga Era podjęła współpracę. Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest patron główny. Jest to duży, zagraniczny portal dla... graczy. Ale to nie wszystko. Polski oddział ma zaledwie kilka miesięcy, ledwo raczkuje i trzeba przyznać, że jest prowadzony na razie dosyć amatorsko. Zarządza nim właściciel serwisu Anime24 (z którym także nawiązano współpracę), a który wykorzystywany jest teraz głównie jako nabijacz wejść i lajków na IGN. Nie wierzycie? To odwiedźcie fanpage Anime24. Nie wiem, czy jest to błąd Drugiej Ery i wybitnie słaby research oraz sugerowanie się wielkością zagranicznych oddziałów, czy zamierzone działanie, ale wybór głównego patronatu uważam za nietrafny. Szczególnie że nie widziałem żadnej reklamy festiwalu na wyżej wymienionym. Idąc dalej, pokusiłem się o policzenie kilku rzeczy i wyszły kolejne ciekawostki. Wymieniono 43 strony partnerskie. 8 związanych z fantastyką, 8 z grami komputerowym i samym osprzętem oraz 6 z mangą i anime. Prawie wszystkie pozostałe nie mają nic wspólnego z tematyką. Między innymi Gazeta Wyborcza, BlaBlaCar i wiele, wiele innych. Ok, promocja promocją, ale to przecież festiwal fantastyki, od fanów dla fanów, prawda? Wnioski pozostawiam Wam. Oczywiście są to tylko moje spostrzeżenia i możecie je zignorować, nie zgadzać się, czy też uważać, że przesadzam. Po prostu wydaje mi się, że obrany przez Drugą Erę kierunek, nie jest najlepszy.
Kończąc...
No dobra. Mieliśmy tu sporo narzekania. Ale nie możemy zapominać o najważniejszym... Pyrkon to nadal największy i najlepszy festiwal popkultur wszelakich w kraju. To nadal impreza, która w większości jest nastawiona na fantastykę i nadal uważam, że każdy, naprawdę każdy, powinien odwiedzić Poznań z tej okazji co najmniej raz w swoim życiu, a najlepiej kilka razy. Dalej będę gorąco polecał Pyrkon i chwalił go za organizację. Bo mimo tych wszystkich spadków formy, nadal jest to niezapomniane przeżycie. Jak pisałem na samym początku, odnosiłem się do poprzednich czterech edycji, z czego najbardziej podobała mi się ta w 2014 roku, chociaż w 2015 też było nieźle. Żywię też nadzieję, że za rok uda nam się nawiązać z organizacją nieco szerszą współpracę i dołożyć swoją malutką cegiełkę do tego sympatycznego kolosa, tak jak w tym roku na SFI, które jest świetną inicjatywą. Oceny poniżej wystawione są względem poprzednich lat, więc nie sugerujcie się nimi tak bardzo. Do zobaczenia za rok!
PS. Jest jeszcze mnóstwo rzeczy, o których mógłbym napisać, ale kto by przeczytał dziesięciostronnicową relację...?
Ocena ogólna: 7,5/10
Lokalizacja: 10/10
Organizacja: 7/10
Ocena uczestników:5,5/10