Konwent mangi i anime o tematyce miłosnej w marcu? Właściwie czemu nie! Aicon ma na to bardzo dobre wytłumaczenie, którym jest japońskie święto White Day, będące odpowiednikiem naszych walentynek i odbywające się właśnie miesiąc po nich, więc konwencja jest jak najbardziej zasadna. Okazuje się więc, że organizatorzy całkiem nieźle wybrnęli z przymusowej zmiany daty, która wynikła z powodu żałoby narodowej, i potrafili ściągnąć do Rybnika nieco ponad siedmiuset uczestników, co stanowi całkiem niezły wynik jak na pierwszą edycję konwentu. Ale czy było warto odwiedzić ten event? I czy podołano ze zorganizowaniem wszystkiego w nowym terminie? Przyjrzyjmy się temu bliżej…
Czas start, czyli jak poradziła sobie akredytacja
Według planu wpuszczanie uczestników na teren szkoły, w której odbywała się impreza, miało rozpocząć się o godzinie 9:00. Wyjątkiem od reguły byli zapobiegliwi, którzy zakupili bilet VIP gwarantujący wstęp o godzinę wcześniej. Dzięki takiemu rozwiązaniu powstały dwie osobne kolejki, a akredytacja pracowała przy dwóch wejściach jednocześnie. I tutaj zaczęły się pierwsze problemy.
Widać było, że nie wszystko zostało odpowiednio wcześniej przygotowane i kilka „tematów” nie działało w pełni. Na przykład wielu uczestników nie wiedziało, kto w końcu wchodzi wcześniej, a kto nie, ponieważ otrzymali błędną informację, że każdy z zakupionym biletem ma wcześniejszy wstęp. Później wyjaśniło się, że jedynie posiadacze pakietów VIP oraz biletów kupionych stacjonarnie mają taki przywilej.Przez podział akredytacji wystąpiły też problemy logistyczne, jak na przykład taki, że identyfikatory dla mediów znajdowały się przy jednym wejściu, a opaski na rękę przy drugim. Drobnych wpadek na starcie było jeszcze kilka, na przykład kilkukrotne zmiany w przeznaczeniu sleep roomów i tym samym dezaktualizacja części mapki, ale na dłuższą metę nie wpływały one znacząco na przebieg konwentu.
Pakiet akredytacyjny był jednym z bogatszych, jakie widziałem, ponieważ oprócz opaski na rękę, tekturowego identyfikatora na cienkiej smyczce bez nadruku lub kolorowej wstążce oraz informatora z regulaminem i programem atrakcji w gratisie otrzymywaliśmy zupkę chińską od firmy Oyakata i woreczek strunowy wypełniony małymi piankami.
Ochrona i medycy
Wyjątkowo zatrudniono też profesjonalnych ochroniarzy, którzy pierwszy raz byli obecni na tego typu wydarzeniu. Jeżeli się nie mylę, były to trzy osoby, z czego dwóch imponujących posturą mężczyzn sprawdzało przy wejściu wszystkie torby i plecaki. Znaleziono trochę broni białej, którą złożono w depozycie, ale poza tym nie stwierdzono większych uchybień. Sami ochroniarze świetnie się bawili, komentując w – ich zdaniem – zabawny sposób uczestników i całą imprezę oraz wyrażając, co o tym myślą. Na szczęście większość tych uwag wygłaszali do siebie półgłosem, więc trzeba było stać obok, żeby je usłyszeć. Medycy także nie pozostawali w tyle – byli zwarci i gotowi. Na szczęście nie mieli praktycznie nic do roboty, gdyż zgłoszono aż jedną interwencję polegającą na użyciu plastra na uczestniku.
Czy konwent był pełen atrakcji?
Na Aiconie nie zabrakło sal prelekcyjnych i to mocno zróżnicowanych tematycznie. Nawet fani fantastyki (nie tylko tej dalekowschodniej) mieli co robić, gdyż specjalnie dla nich wydzielono jedno pomieszczenie z programem trwającym całą dobę, a zawierającym nawet kilka LARP-ów! Sporo też widziałem atrakcji związanych z tematyką cosplayową oraz oczywiście mangi i anime. Dwie prelekcje zostały odwołane, ale w szkole szybko zawisły erraty z informacją oraz zastępczym programem.
Dodatkowo mogliśmy zagrać w grę planszową lub karcianą w bogato wyposażonym games roomie działającym przez cały czas trwania konwentu (także w nocy). To także tutaj zorganizowano całą masę turniejów z nagrodami.
Nie zabrakło rozrywki elektronicznej w pakiecie znanym już stałym bywalcom konwentów, czyli UltraStar i DDR, ale warto także wspomnieć o The Basement VR, które dostało swoją salę i zagwarantowało rozrywkę dla fanów technologii.
Klimatyczny budynek – miłość, jedzenie i prezenty
Organizacja włożyła naprawdę sporo pracy w udekorowanie korytarzy. Wszędzie atakowały nas serduszka, baloniki i miłosne akcenty. Ciężko było zapomnieć o konwencji Aiconu.
Wystawcy jak zwykle zostali rozlokowani w szerokich korytarzach łączących dwie części budynku i ponownie mogliśmy zaopatrzyć się praktycznie we wszystko, o czym marzyć może fan popkultury wywodzącej się z Kraju Kwitnącej Wiśni: gadżety, koszulki, kubki, przypinki, pluszaki, podkładki i wszystko tematycznie nawiązujące do fantastyki, z mocnym naciskiem właśnie na mangę i anime, choć widziałem też akcenty J-rockowe i K-popowe czy choćby z gier komputerowych.
Gastronomicznie panował przepych. Mogliśmy zjeść całkiem smaczne i niedrogie sushi od Hidamari, wstąpić do bufetu z tostami, herbatą, sernikiem i innymi rarytasami, w kolejnym z pomieszczeń przeznaczonych do tego celu skonsumować coś wywodzącego się z kuchni azjatyckiej, wypić Bubble Tea czy zjeść autorskiego gofra od Bubble Tea Yoppo. Dla wybrednych była też Żabka oddalona o kilkanaście metrów od wejścia do budynku, w którym odbywał się konwent, a także całe centrum Rybnika, do którego było może 500 metrów, obfitujące we wszystkie dobrodziejstwa cywilizacji.
Konkurs cosplay, koncert i wixa
O godzinie 19:00 rozpoczął się konkurs cosplay, w którym wzięło udział 16 uczestników. Mimo niewielkiej liczby występów cała atrakcja trwała blisko godzinę (choć planowana była na dwie). Jakość występów i strojów stała na dosyć przeciętnym poziomie, co nie znaczy, że było źle. Po prostu nie zobaczyłem niczego, co mógłbym później wspominać. Wyniki chyba nikogo nie zaskoczyły i były raczej sprawiedliwe. Głównym sponsorem konkursu ponownie był Włókno-Land.
Po konkursie i przerwie odbył się też koncert polegający na wyświetlaniu za pomocą rzutnika tańczącej Miku Hatsune z podłożoną muzyką. Późnym wieczorem i w godzinach nocnych wytrwali mogli w głównej sali – mainie – potańczyć przy muzyce rozrywkowej.
Podsumujmy
Konwent był poprawny. Nie było żadnych większych wpadek, a mnogość atrakcji sprawiała, że cały czas było co robić. Odniosłem wrażenie, że jest to po prostu kolejna, choć nieco mniejsza edycja Tsuru Japan Festival, co nie jest jakimś złym odczuciem, ale jeżeli ktoś odwiedził co najmniej kilka edycji tego konwentu, to mógł odczuć wtórność. Jest to po prostu kolejny stabilny i dobrze zorganizowany event mangowy, na który zawsze można liczyć. A już wkrótce Mochicon od tej samej organizacji ;-).