Relacja z konwentu Gakkon będzie moim pierwszym w tym roku tego typu tekstem i jednocześnie otwierającym ich całą serię, gdyż przede mną jeszcze dwie imprezy, o których będę pisał. W samej Łodzi bywam dosyć często, a sam Gakkon, mimo że to mój debiut na tym wydarzeniu, nie jest pierwszym konwentem mangi i anime w tym mieście, w którym miałem przyjemność (lub nie) uczestniczyć. Już sam ten fakt, ze względu na to, co miałem okazję zobaczyć na Ućkonie, sprawiał, że podchodziłem do imprezy z dystansem. Nie pomogła także nieoficjalna, choć zdobyta z pewnego źródła informacja, że na konwencie może się pojawić nawet tysiąc uczestników, a do użytku zostanie oddane zaledwie jedno piętro budynku szkoły, której wcześniej nie widziałem. Spodziewałem się wielu trudności. A jak było w rzeczywistości? Czy konwent mangi i anime w Łodzi może się udać? I czy organizacja nie „zardzewiała” po przerwie w przygotowywaniu eventów? Zobaczmy.
Czas start!
Dojazd do Łodzi z południa kraju nie należy do najlepszych. Mało jest bezpośrednich połączeń pociągami, a nierzadko i autobusy nie ratują sytuacji. Na szczęście udało mi się znaleźć całkiem korzystny czasowo kurs, ale z dojazdem na godzinę 9:15 (około). Mało tego, jedyny dworzec z bezpośrednim połączeniem to Łódź Widzew, znajdujący się zaledwie kilometr od szkoły konwentowej. Idealnie.
Po krótkim spacerze z niewielką pomocą map Google, choć dało się dotrzeć i bez nich, bo droga biegła cały czas mniej więcej prosto, dotarłem do conplace'u (budynku konwentowego). Pierwszą rzeczą, która nieco mnie zaskoczyła, był brak widocznej kolejki. Po wejściu do środka zostałem szybko zakredytowany. Nad wszystkim czuwała główna organizatorka, a proces wydawania opasek i identyfikatorów przebiegał bardzo sprawnie. Ciekawym pomysłem było zastosowanie taśmowego procesu, w którym jedna osoba sprawdzała dane akredytowanej osoby z listą lub skanowała kod QR z systemu Fouton, kolejna wydawała opaskę oraz identyfikator, a ostatnia informator. Nie jestem pewien, czy wyglądało to w ten sposób przez cały czas, ale w moim przypadku zadziałało. Otrzymałem też informację, którą oczywiście potwierdziłem u kilku źródeł, że uczestników wpuszczano już w piątek wieczorem, by mogli skorzystać z wcześniejszego noclegu, szczególnie przydatnego dla ludzi dojeżdżających z daleka, a w sobotę akredytacja rozpoczęła pracę już o godzinie 7:00.
Identyfikatory wydrukowano na grubym, śliskim papierze, dołączano do nich wstążki (dla VIP-ów smyczki), a także dosyć standardowe i znane bywalcom konwentów opaski. Informator zawierał wszystkie najważniejsze informacje, jak program godzinowy z opisami poszczególnych atrakcji, tabelę programową, mapkę szkoły, regulamin konwentu oraz ważne telefony. Jedynie okładka, choć drukowana na wytrzymałym i grubym kartoniku, trochę odstraszała jakością druku, ale to podobno wina samej drukarni.
Obchód budynku
Po zostawieniu swoich rzeczy w specjalnie wydzielonym dla mediów sleeproomie udałem się na wycieczkę z aparatem. Na korytarzach nie było tłoku, co początkowo mnie zdziwiło, gdyż przy spodziewanej liczbie uczestników i jednym piętrze przeznaczonym na event powinien panować ścisk i duchota. Sprawa szybko się wyjaśniła, kiedy dotarło do mnie, jak ogromny jest obiekt. Szkoła składała się z kilku (bodaj trzech) połączonych korytarzami budynków, z których każdy oferował naprawdę sporą przestrzeń. Dość powiedzieć, że korytarz przeznaczony dla wystawców, mimo pełnego pokrycia obu ścian, wciąż pozostawiał przestronne przejście nawet dla czterech i więcej osób.
Za główny – i przez pewien czas chyba jedyny oficjalny sleeproom dla uczestników – służyła spora sala gimnastyczna. Wiele osób skorzystało też ze szkolnych korytarzy, w szczególności tych na wyższych piętrach, które nie były używane.
Nie brakowało sal tematycznych, choć te skupiały się głównie wokół gier elektronicznych. Maty do tańczenia DDR, komputery do grania w „muzyczną klikajkę” Osu!, osobna sala dla karaoke UltraStar czy niemało konsol ze starszymi, jak i nowszymi produkcjami wypełniającymi korytarz i kilka sal. Swoje miejsce znaleźli także profesjonalni składacze papieru od Dorigami oraz kawiarenka w konwencji anime „My Hero Akademia”, nawiązująca do musicalu, który zostanie wystawiony na Magnificonie. A to przecież nie wszystko, bo dla spragnionych wiedzy przygotowano kilka sal z prelekcjami, warsztatami czy konkursami, a na piętrze ulokowano bufet, gdzie mogliśmy wypić pyszną bubble tea od Yoppo, zjeść standardowe konwentowe tosty czy smaczny makaron u Pan-Da. Była to z resztą jedyna „atrakcja” umieszczona na piętrze.
W okolicy (do 500 metrów) znajdowała się Biedronka, Żabka i kilka punktów gastronomicznych, w tym całkiem niezły kebab czy restauracja z sushi. Nieco dalej, bo niemal kilometr od conplace usytuowany był McDonald's, więc na brak jedzenia w sobotę nie dało się narzekać.
Wracając jeszcze do wystawców, to trzeba przyznać, że ciekawy był ich dobór. Pojawiły się stoiska, których wcześniej nie widziałem, lub mogliśmy na nie trafić na większych bądź odmiennych tematycznie imprezach. Przykładem niech będzie stoisko z fantastycznymi plakatami prezentującymi szeroką tematykę filmową, serialową i ogólnie popkulturalną lub z gigantycznym pluszakami – głównie kotem Pusheen w praktycznie każdej postaci i rozmiarze.
Atrakcje i cosplay
Udało mi się zajrzeć do kilku sal z atrakcjami, a nawet posłuchać, co mają do powiedzenia prowadzący. Nie wiem, czy to ja miałem pecha w doborze, czy poziom merytoryczny i doświadczenie w prowadzeniu prezentacji twórców atrakcji były słabe, ale jeśli spojrzeć na te kilka punktów, które odwiedziłem, to było… kiepsko. Oczywiście nie jest to wina organizatora, bo jego wpływ na atrakcje jest, powiedzmy, na poziomie 30 procent, ale w momencie, kiedy widzę kogoś, kto monotonnym głosem i bez żadnego zaangażowania czyta po prostu treść kolejnych slajdów przygotowanej w Power Point prezentacji, to wewnętrznie coś we mnie umiera. Nie lepiej było na odwiedzonym konkursie, który był organizacyjnym koszmarkiem…
Cosplay wypadł o niebo lepiej, choć nie obyło się bez drobnych fuck-upów. Opóźnienia nie było, a sala szybko i sprawnie wypełniła się widownią. Początkowo sposób prowadzenia przez konferansjerkę konkursu nie całkiem do mnie przemawiał, ale ta szybko rozkręciła się, zmazując pierwsze wrażenie i wchodząc w bardzo swobodny i „interaktywny” tryb zapowiadania kolejnych występów. Te były na całkiem niezłym poziomie, choć miejscami nawalało nagłośnienie, a techniczny bodaj dwa razy puścił podkład za wcześnie. W dodatku konferansjerce zdarzyło się pomylić kolejność występów, ale te drobne wpadki nie wpłynęły specjalnie negatywnie na odbiór konkursu. Możecie go z resztą w całości zobaczyć na naszym streamie na fanpage’u.
Bardzo pozytywnie odebrałem też poważne potraktowanie sponsora nagród - firmy Włókno-Land. Jej przedstawiciel nie tylko dostał prawdziwie VIP-owskie miejsca na kanapie, ze świetnie wyglądającą oprawą, którą możecie zobaczyć na zdjęciu obok, ale i kilkukrotnie był on wspominany ze sceny. Moim zdaniem właśnie tak powinno się traktować firmę, która wykłada niemały pieniądz na nagrody dla pasjonatów cosplayu.
Z samym konkursem związana jest jeszcze jedna sprawa, która wzbudziła wątpliwości pewnej grupy. Otóż jedna osoba otrzymała dwie nagrody, zarówno wyróżnienie za scenkę, jak i nagrodę za strój. Pojawiły się głosy, że jest to niezgodne z regulaminem, ale w regulaminie konkursu cosplay nie ma zapisu, który wykluczałby zdobycie nagrody w więcej niż jednej kategorii, a sam wybór sędziów jest kwestią subiektywną i tego w żaden sposób komentować nie zamierzamy. Uspokajamy jedynie, że nie doszło w tym wypadku do żadnych naruszeń.
Cosplayowy Bal Walentynkowy
Gakkonowi towarzyszyła impreza zamknięta, czyli Wielki Bal Cosplayowy, ale w innym, nieco luźniejszym wydaniu. Tym razem obowiązywały nie tyle stroje balowe, co wieczorowe kreacje – pozwoliło to na udział większej liczbie uczestników, niekoniecznie wyspecjalizowanych w tworzeniu balowych sukni, choć i takie się pojawiły. Oprócz niezwykłego widowiska kilkudziesięciu par w niesamowitych cosplayowych strojach, na uczestników czekał otwarty bufet z przekąskami i napojami oraz ciepłym posiłkiem, masa atrakcji i konkursów oraz loteria i wybory miss i mistera Balu. Impreza trwała do późnych godzin nocnych, sama loteria i wybory zostały sfinalizowane przed godziną 1:00. Brygada fotografów i operatorów kamer uwieczniła całe to widowisko i już wkrótce będziecie mogli wszystko obejrzeć na naszym fanpage’u oraz na kanale w serwisie YouTube. Oprócz tego stale działało profesjonalne fotostudio, prowadzone przez Dan's Lens. Sponsorem wydarzenia ponownie była firma Włókno-Land.
Pechowy konwent pełen wpadek?
Nie obyło się bez problemów. Z zebranych informacji wynika, że wielu wystawców narzekało na słabą sprzedaż. Patrząc na naprawdę dobre usytuowanie stoisk poprzetykanych salami z atrakcjami oraz spory przepływ uczestników w tamtym korytarzu, słaba sprzedaż dziwi, ale rzeczywiście większość konwentowiczów tylko oglądała, nie wydając żadnych pieniędzy. Z czego wynikał taki stan? Nie udało się stwierdzić.
Nie pojawił się także zapowiadany gość, Shappi, a cosplayerka Toru spóźniła się – na szczęście na sam konkurs cosplay, na którym występowała w charakterze sędziego zamiast wspomnianej Shappi, już dotarła. Nie jest to oczywiście w żadnym wypadku wina organizatora.
Brakowało mi też rozrywki innej niż elektroniczna. Planszówki mogłyby to rozwiązać i myślę, że warto o tym pomyśleć przy kolejnej edycji konwentu.
Wspominałem już też o dosyć słabej jakości atrakcji, ale to moje subiektywne odczucie.
Co myślę o Gakkonie?
Według informacji od organizatorów, w samą sobotę konwent odwiedziło ponad 1000 osób. Jest to naprawdę świetny wynik jak na konwent mangi i anime, który powraca po roku nieobecności. Szkoła też idealnie nadawała się do organizacji tego typu imprezy i w ogóle nie odczuwało się tej liczby uczestników. W prysznicach nie brakowało ciepłej wody, łazienki regularnie sprzątano, helperzy byli pomocni, a medycy widoczni i działający sprawnie, co udało mi się zobaczyć w praktyce (na szczęście nic poważnego się nie stało). Ochrona była dyskretna i nie rzucająca się w oczy. Żadnych interwencji nie zauważyłem, a szkoła w godzinach 23:00-7:00 była zamknięta ze względów bezpieczeństwa i pilnowano tej zasady bardzo restrykcyjnie. Całościowo oceniłbym Gakkon jako konwent poprawny, który ma duże pole do popisu i po poprawieniu kilku drobnych mankamentów i ewentualnym dodaniu ciekawych atrakcji w stylu pokazów czy koncertów ma szansę stać się imprezą obowiązkową, którą rokrocznie może odwiedzać nawet kilka tysięcy uczestników, bo sam budynek jest w stanie to udźwignąć. Już teraz mogę powiedzieć, że jeżeli pozwoli mi na to czas, pojawię się na edycji letniej i na stałe dodam Gakkon do listy odwiedzanych przeze mnie imprez. Na dodatkową pochwałę zasługuje tutaj zaangażowanie organizatorów, którzy poświęcając własne zdrowie, starali się być wszędzie i osobiście zadbać o każdy detal imprezy.